czwartek, 28 czerwca 2012

"Portugalski nie gryzie" Sylwia Klos



Języka portugalskiego uczę się od ponad roku - niestety poświęcam nauce zbyt mało czasu, ale powolutku robię postępy. Gdy otrzymałam propozycję zapoznania się z kursem Portugalski nie gryzie bardzo się ucieszyłam - ta książka to dla mnie świetna możliwość powtórzenia i utrwalenia starszego materiału, jak i przećwiczenia aktualnego.

Jako filolog jestem bardzo krytyczna wobec wszelakich podręczników ale muszę przyznać, że ta książka bardzo mi się spodobała. Niewielki, poręczny format oraz sympatyczna szata graficzna od razu mnie przekonały do pracy z tą pozycją. 

Kurs podzielony jest na trzynaście rozdziałów. Każdy z nich poświęcony jest innemu zagadnieniu, na podstawie którego omawiane jest nowe słownictwo i zagadnienia gramatyczne. Metoda może niezbyt odkrywcza, ale nad wyraz dobrze wprowadzona w życie. Dialogi są krótkie, gramatyka wyja śniona zwięźle i przystępnie, a podręczny słowniczek ułatwia naukę. Najwięcej miejsca autorka poświęciła ćwiczeniom - gramatycznym i leksykalnym, co jest największym plusem książki. Ćwiczenia nie bazują na nudnym powtarzaniu nowych konstrukcji lecz zachęcają do samodzielnego tworzenia zdań.
Na pierwszy rzut oka książka wydaje się być bardzo szczupła, ale autorce udało się ująć w niej niemal wszystkie najważniejsze zagadnienia gramatyczne - pewna jestem, że będę z nią jeszcze długo pracować.

Świetnym pomysłem jest wykorzystanie marginesów - znaleźć można tam mini/słowniczki, ciekawostki, krótkie informacje gramatyczne. 

Przypadła mi także do gustu szata graficzna podręcznika - niewielkie grafiki i ilustracje nie dominują nad tekstem, a wykorzystanie kilku odcieni zieleni nie odwraca uwagi od tekstu.

Pomocnym uzupełnieniem nauki jest możliwość odsłuchania wymowy na tej stronie. Muszę przyznać dla mnie ta opcja jest nieco nieporęczna - uczyć staram się z dala od komputera, który bardzo odwraca moją uwagę. 

Jeszcze jedna mała uwaga krytyczna - niestety sposób klejenia stron nie pozwala na rozłożenie książki przed sobą na stole - nawet do zdjęć użyłam słownika do przytrzymania jednej strony:) Myślę, że bardziej sprawdziłoby się połączenie stron na przykład spiralą, może nawet utworzenie segregatora z wyjmowanymi stronami.

Przekonajcie sięe jednak sami o czym piszę i spójrzcie na kilka stron:







Podręcznik odpowiada moim przyzwyczajeniom i upodobaniom w nauce języka. Nie wiem czy byłabym z niego równie zadowolona, gdybym zaczynała naukę od zera. Do powtórki i kontynuacji jest idealny. Polecam i dziękuję wydawnictwu za kolejny impuls do nauki portugalskiego.

Sylwia Klos, Portugalski nie gryzie, 160 str., Wydawnictwo Edgard 2011.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Stosikowe losowanie 7/12

Zapraszam do zgłaszania się do rundy lipcowej! Pary rozlosuję 1 lipca, czas na przeczytanie książki mamy do końca miesiąca.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.
2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.
3. Wylosowaną książkę należy przeczytać do końca miesiąca.
4. Mile widziana jest recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.
5. Podsumowanie losowania wraz z linkami znajduje się w zakładkach z boku strony.
6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną z cyklu, można przeczytać pierwszy tom.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaniem liczby książek w stosie.

"Wiwisekcja" Patrick White



Z ogromnym respektem rozpoczynałam lekturę Wiwisekcji - przerażała mnie nie tylko ilość stron ale i rzekoma trudna tematyka powieści. Tymczasem pierwsza część mnie zachwyciła. Australijska prowincja z początku XX wieku - w biednej, wielodzietnej rodzinie dorasta Hurtle Duffield. Ojciec zbiera butelki, a matka donosząc kolejne ciąże, pierze i prasuje bieliznę bogatych ludzi. 
To właśnie matka przeczuwa, że w jej najstarszym synu drzemie coś innego, coś odróżniającego go od rodziców. Może właśnie dlatego zabiera go ze sobą do domu bogatych państwa, gdzie ma on możliwość poznać (wpierw jako obserwator) inne życie. Bystry chłopiec wzbudza zainteresowanie Alfredy i Harry'ego Courtneyów. Ich córka, Rhoda, nie spełniła oczekiwań rodziców - dziewczyna jest ułomna fizycznie. 

U przybranych rodziców Hurtle rozwija się intelektualnie, emocjonalnie, a przede wszystkim artystycznie. Większa część powieści poświęcona jest opisowi dorosłego życia Hurtle'a - cenionego artysty malarza. White stworzył postać malarza, który całe życie walczy i poszukuje. Hurtle próbuje w swojej sztuce ująć sprawy niemożliwe do wypowiedzenia, do ogarnięcia. Jego próby ukształtowania i przedstawienia własnej głębi, alienują go, uniemożliwiają nawiązanie kontaktu z innymi. 
Jedyne bliskie mu osoby to kobiety. Większość z nich ma na niego działanie destrukcyjne - począwszy od Alfredy Courtney, poprzez Boo Hollingrake, Hero Pavloussi, a skończywszy na Kathy Wołkow - młodziutkiej wybitnej pianistce. Wspracie uzyskał tylko w prostytutce Nance Lightfood i swojej bratniej duszy czyli przybranej siostrze Rhodzie. 

Lektura powieści White'a nie jest lekka - mało tu dialogów, za to sporo poetyckich wręcz analiz procesu tworzenia, wnętrza Duffielda. Czytelnik śledzi jego rozwój, ewolucję myśli i przekonań, ma możliwość zrozumienia procesu tworzenia i zmagań z własną niemocą. White stworzył dzieło kompletne, studium rozwoju malarza i jego zmagań z talentem i męką tworzenia. To swoista wiwisekcja artysty. Czytelnik do ostatniej chwili próbuje wraz z Hurtlem odpowiedzieć sobie na pytanie czy można stworzyć dzieło doskonałe, dzieło wyrażające absolut. 

Wiwisekcję przeczytałam do ostatniej strony, ale nie będę ukrywać, że jej lektura była pracą, momentami ciężką, która wymagała cierpliwości i samozaparcia. To powieść z gatunku tych, które na długo zostaną w pamięci, które dają wielką satysfakcję i poczucie otarcia się o absolut. 

Moja ocena: 4,5/6

Patrick White, Wiwisekcja (The Vivisector), tł. Maria Skibniewska, 732 str., Państwowy Instytut Wydawniczy 1973.

piątek, 8 czerwca 2012

"Crónica de Uma Travessia" Luis Cardoso



To pierwsza powieść autora pochodzącego z Timoru Wschodniego, jaką miałam możliwość przeczytać. Luis Cardoso stworzył opowieść mocno zabarwioną autobiograficznie, utrzymaną jednak w stylu abstrakcyjno-poetyckim, czyli w takim, jakiego nie lubię.

Trudno mi było wyłuskać treść spoza zagadkowych zdań. Cardoso opisuje życie młodego człowieka, syna pielęgniarza, w kolonialnym Timorze. Życie mieszkańców tej niewielkiej kolonii polaryzuje między zapatrzeniem w katolicką Portugalię, a kultywowaniem starych tradycji i pradawnej wiary w naturę. Gdy główny bohater wyjeżdża do Lizbony na studia, w jego ojczyźnie wybuchają krwawe zamieszki, spowodowane przez wkroczenie Indonezyjczyków. 

Koncepcja powieści Cardoso nie obejmuje jednak opisu sytuacji w Timorze, konkretnych informacji czy danych. To na pewno powieść wielowarstwowa, przesiąknięta głębokim smutkiem, magią i wierzeniami. Bardzo trudno było mi odkrywać owe warstwy, odgadywać znaczenie treści, co więcej wiele razy łapałam się na tym, że moje oczy tylko prześlizgują się po tekście, a myśli uciekają.
Wolałabym przeczytać powieść, która bardziej przybliżyłaby mało znaną historię Timoru Wschodniego. Nie oznacza to, iż powieść Cardosa jest zła. To po prostu książka, która zupełnie nie pokrywa się z moimi upodobaniami literackimi. Szkoda:(

Moja ocena: 2/6

Luis Cardoso, Chronik einer Überfahrt (Crónica de Uma Travessia), tł. Karin von Schweder-Schreiner, 173 str., Aufbau Verlag 2001.

środa, 6 czerwca 2012

"Alfabethuset" Jussi Adler-Olsen



Druga wojna światowa, dwóch angielskich pilotów zostaje zestrzelonych podczas lotu zwiadowczego w okolice Drezna. James i Bryan - przyjaciele z dzieciństwa - pragnąc uniknąć pewnej śmierci, wskakują na pędzący pociąg. Okazuje się, że jest to pociąg wiozący rannych z frontu wschodniego. Dwaj młodzi mężczyźni, wyrzucają z pociągu ciężko rannych żołnierzy i kładą się na ich prycze. Dzięki znajomości niemieckiego przez Jamesa, dowiadują się, że przyjęli tożsamość dwóch chorych psychicznie SS-manów. Gdy dojeżdżają do ukrytego w południowym Szwarcwaldzie lazaretu, zaczyna się poważna walka o przetrwanie. Na oddziale psychiatrycznym panują surowe warunki, pacjenci poddawani są elektrowstrząsom oraz eksperymentalnym terapiom. Ponadto lekarze i strażnicy ciągle kontrolują chorych, by wyłapać ewentualnych symulantów, którzy pragną uniknąć skazanej na przegraną walki na froncie wschodnim.
Niebawem James i Bryan orientują się, że symulantów jest więcej oraz że troje z nich ma pod kontrolą cały oddział i ważne powody, by przetrwać i wyeliminować ewentualnych zdrajców. 

Druga część powieści przenosi czytelnika w czasy powojenne, do Anglii, gdzie mieszka Bryan. Podejmuje on ostatnią próbę odnalezienia Jamesa, którego po swojej ucieczce z lazaretu stracił z oczu. We Freiburgu trafia na trop byłych współpacjentów i postanawia odszukać przyjaciela. Tutaj akcja przyspiesza, co więcej tempo jest wręcz zawrotne, tak że tę część książki czyta się dosłownie jednym tchem.

Czytałam kilka krytycznych recenzji powieści - że przewidywalna, że mało kryminalna, że charaktery papierowe, a wydarzenia nieprawdopodobne. Zgodzę się, że nie jest to szczyt sztuki prozatorskiej, ale mnie książkę Adlera-Olsena czytało się dobrze. Rzekome małe prawdopodobieństwo wydarzeń mnie nie raziło, czytałam wszak powieści o wiele bardziej konstruowane, a mające status bestsellera; co więcej byłam w stanie kupić wersję wydarzeń, przedstawioną przez Duńczyka. Zdecydowanie czytałam dużo lepsze kryminały, ale Alfabethuset zajął mnie na tyle, by nie odłożyć książki, a i by dokończyć ją z zainteresowaniem. 

Bardziej podobała mi się część pierwsza - właśnie ta mało kryminalna. Duży plus dla autora za osadzenie akcji w tak nietypowym miejscu oraz za wzięcie na warsztat tak mało popularnego tematu. Nie spotkałam się dotąd z powieścią tematyzującą kwestię chorób psychicznych niemieckich żołnierzy, ich prób ucieczki z frontu oraz warunków panujących w niemieckich lazaretach. Zdaję sobie sprawę, że to, mimo licznych źródeł, nie powieść naukowa, ale zaledwie wizja Duńczyka. Mimo to cieszy mnie, że przynajmniej zwrócił uwagę na ten temat, choćby pośrednio. 

Zachęcę do sięgnięcia po Alfabethuset ale z zastrzeżeniem - nie spodziewajcie się kryminału podobnego do serii o Mørcku!

Moja ocena: 4/6

Jussi Adler-Olsen, Das Alphabethaus (Alfabethuset), tł. Hannes Thiess i Marieke Heimburger, 592 str., dtv 2012

sobota, 2 czerwca 2012

Stosikowe losowanie 6/12 - pary


Maniaczytania wybiera numer książki dla Zacofanego w lekturze (w stosie 520 książek) - 7
Zacofany w lekturze wybiera numer książki dla Anne18 (w stosie 10 książek) - 7
Anne18 wybiera numer książki dla Guciamal (w stosie 55 książek) - 19
Guciamal wybiera numer książki dla Anny (w stosie 140 książek) - 32
Anna wybiera numer książki dla Bujaczka (w stosie 200 książek) - 176
Bujaczek wybiera numer książki dla Piotrka (w stosie 150 książek) - 99
Piotrek wybiera numer książki dla Magdy (w stosie 90 książek) - 31
Magda wybiera numer książki dla Karto_flanej (w stosie 138 książek) - 99
Karto_flana wybiera numer książki dla Izy (w stosie 137 książek) - 34
Iza  wybiera numer książki dla Momarty (w stosie 103 książki) - 54
Momarta wybiera numer książki dla Paidei (w stosie 47 książek) - 6
Paideia wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 140 książek) - 139


Proszę o podawanie w komentarzu wybranego numeru oraz tytułu wylosowanej książki a po przeczytaniu linka do recenzji. Efekty stosikowego czytania można znaleźć w zakładce z boku strony.

UWAGA: na przeczytanie wylosowanej książki mamy czas do 30 czerwca.

piątek, 1 czerwca 2012

Statystyka maj 2012


Przeczytane książki: 5


Ilość stron: 1669

Książki w ramach wyzwania projekt nobliści: 0
Książki w ramach wyzwania reporterskiego: 0
Książki w ramach wyzwania nagrody literackie: 0
Książki w ramach wyzwania peryferyjnego: 0
Książki w ramach wyzwania azjatyckiego: 1

Najlepsza książka: "Służące" Kathryn Stockett (choć wszystkie przeczytane przeze mnie w tym miesiącu książki były dobre)

Ilość książek w stosie: 145