środa, 30 czerwca 2021

"Strach" Jozef Karika

 


Po Szczelinie Kariki zapragnęłam przeczytać wszystko, co wyszło spod jego pióra i choć nie ma już tego efektu, jak przy tej pierwszej powieści, to nadal z przyjemnością pochłaniam horrory Słowaka. Pozostaje dla mnie mistrzem w kreowaniu atmosfery, opisywaniu nieuzasadnionego, podskórnego lęku oraz nietypowych zakończeń.

Akcja Strachu rozgrywa się w niewielkim mieście u zboczy Małej Fatry, gdzie do mieszkania po rodzicach wraca główny bohater. Po rozstaniu z dziewczyną ta opcja wydaje mu się być najpraktyczniejszą. Od momentu wejścia do mieszkania atmosfera jest gęsta, tajemnicza, pełna niedopowiedzeń. Mężczyzna odczuwa bowiem na pozór bezpodstawny lęk przed domem rodziców, drażnią go zapachy, ślady ich obecności, a niepokojem nabawiają zamknięte drzwi do pokoju dziecięcego. Za oknem panuje sroga zima, fala mrozów zatrzymuje ludzi w mieszkaniach, powodując wyludnienie miasta. I właśnie wtedy ginie mały chłopiec. Rozpoczynają się poszukiwania na pobliskim zboczu, które mężczyzna dobrze zna, ponieważ w dzieciństwie służyło za plac zabaw okolicznym dzieciakom. Podczas poszukiwań spotyka koleżankę i kolegę z dzieciństwa. Już wtedy wiemy, że kryje się tu jakaś tajemnica. Karika stopniowo ją odkrywa, czyni to do ostatnich stron, trzymając czytelników w napięciu. W 1985 roku była podobnie mroźna zima, temperatury oscylujące około minus trzydziestu stopni Celsjusza utrzymywały się przez dłuższy okres czasu. Tamtej zimy też zginęło dziecko. Także wtedy w górach słychać było dziwne odgłosy, którym towarzyszyła nietypowa mgła. Atmosfera się zagęszcza, gdy okazuje, że mróz wybudza w górach coś, co kocha dzieci. 

W Strachu jest krwawo, niepokojąco, myląco i mroźnie. Co więcej jest psychodelicznie, trudno rozróżnić obłęd od racjonalnego myślenia. Równocześnie bohaterzy to zwykli ludzie, Karika dba o przedstawienie zwyczajnego życia - zakupów, zabaw z dziećmi, codziennych czynności, tym samym tworząc atmosferę grozy. Opisywane wydarzenia mogą się przecież przydarzyć każdemu z nas, np. pewnej mroźnej zimy, gdy starożytne zło znowu się obudzi, a trefne może być wszystko - ludzie, przedmioty, dźwięki.

Tę powieść świetnie się czyta, zapewne ogromna tu zasługa tłumaczki, Joanny Betlej, która świetnie przełożyła tekst. Karika natomiast pozostaje wśród moich ulubionych pisarzy.

Moja ocena: 5/6

Jozef Karika, Strach, tł. Joanna Betlej, 298 str., Wydawnictwo Stara Szkoła 2017.

wtorek, 29 czerwca 2021

"Ukochane równanie profesora" Yōko Ogawa

 


Wybitny profesor matematyki żyje samotnie w niewielkim domu na terenie posiadłości szwagierki. Po tajemniczym wypadku profesor doznał uszkodzenia mózgu i jego krótkotrwała pamięć sięga tylko osiemdziesiąt minut wstecz. Wspaniale natomiast pamięta wszystko sprzed wypadku, a zwłaszcza dysponuje ogromną wiedzą matematyczną i na temat baseballu, którego był fanem. Szwagierka co rusz najmuje nowe gospodynie, by zajęły się domem i posiłkami profesora. Główna bohaterka jest dziewiątą gosposią z rzędu i wydaje się, że pozostanie u niego na dłużej. Profesor ma zwyczaj witać nowe panie pytaniami o przeróżne liczby - wiek, datę urodzenia, rozmiar stopy itp., chętnie tłumaczy także zawiłości matematyczne, stale podkreślając piękno liczb. Jego znoszony garnitur ozdobiony jest natomiast szeregiem karteczek, na których zapisuje bieżące informacje, wiedząc, że szybko je zapomni. 

Między gosposią i profesorem nawiązuje się porozumienie, które zostanie wzmocnione, gdy naukowiec dowiaduje się o jej synu. Dziesięcioletni Pierwiastek, tak przezwie go matematyk, będzie największą radością mężczyzny. Ta trójka zacznie spędzać wspólne popołudnia, razem jadać posiłki i stopniowo więź między nimi się zacieśni, co nie będzie w smak szwagierce. Bardzo pięknie przedstawione jest, jak każda osoba z tej trójki czerpie z tego związku - profesor otrzymuje zainteresowanie i opiekę, matka odkrywa swoje zainteresowanie liczbami a także czuje się potrzebna, a syn otrzymuje zastępstwo troskliwego ojca. 

Ta w zasadzie dość prosta opowieść jest cudowna w swojej prostocie. Pełen matematycznych formuł i obliczeń tekst zachwyca minimalizmem, ale nie oznacza to, że brak tu emocji. Jest ich cały ogrom - od wzruszenia, czułości po tkliwość. To co rodzi się między profesorem a matką z synem jest delikatne, podskórne i w swojej prostocie niezwykle piękne. Anna Horikoshi wspaniale przełożyła tę powieść, czarując zdaniami i pięknie oddając minimalizm tej prozy. 

To moja pierwsza książka z Tajfunów, ale na pewno nie ostatnia.

Moja ocena: 6/6

Yōko Ogawa, Ukochane równanie profesora, tł. Anna Horikoshi, 191 str., Tajfuny 2019.

niedziela, 27 czerwca 2021

"Silna" Anna Cieplak, Natalia Fiedorczuk, Aneta Jadowska, Katarzyna Berenika Miszczuk, Agnieszka Płoszaj, Dominika Słowik

 


Ten zbiór opowiadań wygrałam dla córki. Ona na razie nie chce go czytać, choć przesłaną przez wydawnictwo piękną bluzę złapała od razu. Więc sięgnęłam po tę książkę ja i przeczytałam bardzo szybko. Autorkami sześciu opowiadań są polskie pisarki, które nie mogą się bardziej od siebie różnić. Każdy tekst jest inny stylistycznie, utrzymany w innej konwencji, ale obraca się wokół tematu odnajdywania w sobie siły. 

Anna Cieplak osadziła akcję na obozie harcerskim, podczas którego druhna odpowiedzialna za młodsze dziewczyny boryka się z własnymi problemami. Jej chłopak się nie odzywa i to jest dla niej przyczynkiem to przemyślenia związku i swojej roli w nim. Bardzo życiowe opowiadanie, napisane lekko i przystępnie. 

Tekst Natalii Fiedorczuk bardzo mi się podobał. Autorka dobrze ujmuje problematykę szkolną - mobbing, ignorancję nauczycieli i pedagożki. Na tym tle przedstawia samotność nastolatki oraz miłość rodzeństwa. Sporo młodzieżowego języka, dobre ujęcie problemu, celne dialogi.

Opowiadanie Anety Jadowskiej ma w sobie komponent fantastyczny, który jednak był dla mnie do strawienia (zazwyczaj nie przepadam za taką konwencją). Bardzo ciekawa historia dwójki nastolatków, którzy odkrywają tajemnicę byłej uczennicy ich szkoły. Jadowska zawarła tu szeroką gamę problemów - przemoc, także tę seksualną, pozytywny! coming out, samobójstwo. Mimo tej nieco fantastycznej konwencji, autorce udało się dobrze przekazać problemy młodzieży. 

Katarzyna Berenika Miszczuk natomiast zupełnie mnie nie przekonała. Ona także sięga po fantastykę przenosząc bohaterkę w inny świat, który okazuje się być alegorią jej aktualnej sytuacji. Niestety autorce nie udało się uniknąć nachalnego morału, który przez to wyszedł dość infantylnie.

Czerwona sukienka Agnieszki Płoszaj to chyba najbardziej dosadna opowieść w zbiorze traktująca o samobójstwie. Autorka nie szczędzi dość brutalnych scen, podchodzących niemal pod powieść kryminalną, równocześnie nadając swojej bohaterkom nadprzyrodzone zdolności. Brzmi karkołomnie, ale wyszło nieźle. 

Nie jestem fanką prozy Dominiki Słowik i także to opowiadanie nie do końca mnie przekonało, choć zakończenie ma naprawdę fajne. Akcja została umieszczona w apokaliptycznej przyszłości i mimo że wprost nie nawiązuje do Opowieści podręcznej, to miałam wrażenie, że autorka zainspirowała się w jakiś sposób prozą Atwood.

Podobała mi się różnorodność tych opowiadań, a przede wszystkim sam zamysł wydania takiego zbioru. Mam nadzieję, że moja córka jednak zdecyduje się na lekturę. Bardzo jestem ciekawa, które opowiadania spodobałyby się jej.

Moja ocena: 4/6

Anna Cieplak, Natalia Fiedorczuk, Aneta Jadowska, Katarzyna Berenika Miszczuk, Agnieszka Płoszaj, Dominika Słowik, Silna, 240 str., Zielona Sowa 2021.

piątek, 25 czerwca 2021

"Sztuka kochania" Michalina Wisłocka

 


Nie była to moja książka pierwszego wyboru, ale przypadła mi w stosikowym losowaniu, a jej większą część, kuriozalnie, przeczytałam w trzygodzinnej kolejce po szczepionkę. O czym jest Sztuka kochania większość mniej więcej wie, choć przypuszczam, że ci, co jej nie czytali wyobrażają sobie głównie opisy technik seksualnych w stylu Kamasutry. Te oczywiście też są, ale zajmują bardzo szczupłą część tej książki.
Wisłocka podeszła bowiem do tematu kompleksowo. Nie wskoczyła w sam akt seksualny bez odpowiedniego wprowadzenia. Jestem absolutnie zafascynowana tym, jak wspaniale, przystępnie, rzeczowo i konkretnie potrafiła opisać fizjologię i rozwój ciała ludzkiego, nie pomijając tu aspektu psychologicznego.

Lekarka poczyna od dzieciństwa, pierwszych młodzieńczych zauroczeń, działania wszystkich! zmysłów, różnic w dojrzewaniu dziewcząt i chłopców, opisuje pierwsze doświadczenia seksualne, by przejść do szczegółów dotyczących tych ostatnich. Sporo pisze o orgazmie, rozkoszy, pożyciu małżeńskim, ciąży, antykoncepcji i starzeniu się człowieka. Co najważniejsze jednak, jej rozważania opierają się stale na miłości. To nie jest czysto techniczny poradnik czy książka uświadamiająca, lecz wynik wieloletniej pracy i przemyśleń autorki. Jako ginekolożka i po części seksuolożka wysłuchała tysięcy kobiet i mężczyzn, spotkała się chyba z każdym możliwym problemem i wypracowała swój system radzenia i tłumaczenia pacjentkom problemów. Bardzo wyraźnie widać to na kartach tej książki, zwłaszcza gdy powołuje się na konkretne sytuacje oraz swoje doświadczenie i wnioski, jakie wysunęła po obserwacji tysięcy kobiet.

Oczywiście jest tu sporo poglądów i przekonań już nieaktualnych, szczególnie tych socjologicznych nawiązujących do roli kobiety, gwałtu, aborcji. Wiadomo, że rozdział o antykoncepcji się całkowicie zestarzał, ale także nasze społeczeństwo, na szczęście, wyewoluowało na tyle, by obruszyć się na niektóre stwierdzenia Wisłockiej. Może wypadało dodać do nich współczesny komentarz, tak jak zrobiono to w przypadku rozdziału o antykoncepcji.
Cała reszta książki jest niesamowicie postępowa jak na czasy, w których powstała. Podziwiam Wisłocką za talent do znalezienia odpowiednich słów, by opisać najintymniejsze sprawy ludzkie. Jak już wyżej wspomniałam, czyni to z ogromnym wyczuciem i całkowicie bezpretensjonalnie.

Bardzo ciekawa lektura, nie tyle poznawcza, lecz raczej historyczna. Dziś nie będzie ona już odkrywcza, ludzie są dużo lepiej wyedukowani, bo i dostęp do źródeł jest inny, ale jestem przekonana, że można nadal odkryć w niej sprawy dotąd nieznane.

Moja ocena: 4/6

Michalina Wisłocka, Sztuka kochania, 312 str., Wydawnictwo Agora 2016.

środa, 23 czerwca 2021

"Untamed" Glennon Doyle

 


Ta książka znalazła się na liście polecanych na jednym z profilów na Instagramie, który bardzo cenię. Trochę bezrefleksyjnie po nią sięgnęłam i to był błąd. Glennon Doyle, jak się okazuje, to amerykańska aktywistka, która walczy o prawa kobiet, dzieci i LGBTQ+. oraz o to, by kobiety wreszcie poznały swoją wartość. Wszystko fajnie, tylko ona walczy w stylu amerykańskim, którego absolutnie nie trawię. Ale najpierw o książce.

Ta książka to opowieść oparta na doświadczeniach autorki - wczesnej bulimii, alkoholizmie, niespodziewanej ciąży, byciu żoną i matką trójki dzieci, rozwodzie i w końcu małżeństwie z kobietą. Nie zrozumcie mnie źle, Doyle zawarła tu wiele mądrych myśli, jej zaangażowanie w walkę o samostanowienie kobiet jest fantastyczne. Główna idea, że kobiety powinny przestać zadowalać oczekiwania innych i zacząć spełniać się same jest przecież godna pochwały. 
Wszystkie swoje opowieści autorka szczodrze wspiera przykładami z życia - bez problemu opisuje problemy wychowawcze, swoje porażki, podróże po USA z wykładami, rozwód itd. Czasem tej prywatności jest tu aż za wiele, miałam wrażenie, że wchodzę do jej życia z butami. Gdyby to była autobiografia, to zrozumiałabym taki otwarty sposób pisania, ale to jednak przede wszystkim poradnik, a życie autorki ma służyć ilustrowaniu głoszonych tu prawd.
Co mnie jednak najbardziej drażniło to kaznodziejski styl i ciągłe odwołania do Boga. Doyle wprawdzie krytykuje religię i kościół, ale Bóg jest obecny w każdym rozdziale, a jej sposób argumentacji przypominał jako żywo amerykańskich kaznodziejów z telewizji.

Doyle niezaprzeczalnie przeszła długą drogę do samoakceptacji i wiary w siebie, ale przeszła ją tak dogłębnie, że teraz jest przekonana o swoich racjach do tego stopnia, że przedstawiane przez nią sposoby na rozwiązywanie problemów przedstawia jako absolutne non plus ultra. Z jednej strony opisuje się jako osobę wątpiącą w kwestii macierzyństwa, a z drugiej strony rozwiązuje problemy wychowawcze tak, że mnie może ogarnąć tylko wstyd. Co więcej często przeczy sama sobie, albo powtarza jedne i te same argumenty, historie, przykłady.
Jej rozwiązania są zawsze optymalne. Nie zwraca uwagi na różnorodność, mnogość stylów życia,  różnice kulturalne - jej postawa białej feministki z USA jest nadrzędna. Mimo że walczy o prawa emigrantów i mniejszości rasowych, to nie potrafi się wyzbyć supremacji białej rasy, nie tej wprost, tej podskórnej, choć oczywiście twierdzi inaczej. Wystarczy jednak pobieżnie spojrzeć na tę książkę, by dostrzec, że jej problemy może mieć tylko dobrze usytuowana biała kobieta i dla kobiety z Afryki czy Azji będą zupełnie nieprzydatne.

W tej książce chyba nie ma problemu, którego nie poruszyłaby autorka - tym sposobem tekst jest absolutnie przeładowany, tak jakby zebrała w jednej książce wszystkie swoje wykłady. Jedyne słowo, jakie mi przychodziło na myśl to too much

Podsumowując, wytrwałam do końca tej książki tylko i wyłącznie dlatego, że jej słuchałam. Gdyby nie to, w życiu bym jej nie doczytała. Odradzam.

Moja ocena: 2/6

Glennon Doyle, Ungezähmt, tł. Sabine Längsfeld, 352 str., Audible Studios 2020.

niedziela, 20 czerwca 2021

"Niepokój przychodzi o zmierzchu" Marieke Lucas Rijneveld


Cóż to jest za książka! Mocna, niewygodna, trudna, bolesna, ale równocześnie taka, od której nie sposób się oderwać!

Narratorką jest Budrysówka, dziesięcioletnia dziewczynka, która wychowuje się w bardzo religijnej holenderskiej rodzinie. Głównym zajęciem w tym domu jest praca, należy przecież zajmować się wielkim gospodarstwem. Pomagają przy nim dzieci - dwóch chłopców i dwie dziewczynki. Gdy tuż przed Bożym Narodzeniem podczas szusowania na łyżwach ginie najstarszy syn, życie w rodzinie zmienia się diametralnie. Dotąd niełatwe, staje się nieznośne. Pogrążeni w żałobie rodzicie całkowicie zaniedbują emocjonalnie pozostałe dzieci. Matka przestaje jeść, ojciec pogrąża się jeszcze bardziej w pracy. A dzieci, pozostawione same w sobie, kolekcjonują pytania na temat brata, świata, dojrzewania i śmierci. Każde z nich ma inny sposób na radzenie sobie z rozpaczą. Chłopiec wali głową w barierkę łóżka, a Budrysówka nie ściąga z siebie czerwonej kurtki. Nigdy. To jej pancerz, ochrona, bezpieczeństwo. Ukojenie daje jej podpatrywanie ropuch, które w przeciwieństwie do ludzi się przytulają i w przeciwieństwie do rodziców się parzą. Seks, przekleństwa to oprócz śmierci kolejne tematy, o których się w domu nie mówi. A wyobraźnia dzieci płata figle i pulsuje. 
Spragnione uczuć i dotyku dzieci, szukają go wśród siebie, przeprowadzając pierwsze eksperymenty seksualne, ale także uśmiercając zwierzęta. Całe życie dzieci to podświadome czekanie na śmierć kolejnego członka rodziny. 
Głębszego wymiaru nadaje powieści kwestia religii. Rodzice są wierzący, żyją według surowych reguł ich wiary, stale cytują Biblię, ojciec zresztą szuka pomocy w Biblii na każdy problem w domu, łącznie z zatwardzeniem. Bóg rodziców to jednak nie jest Bóg kochający i miłosierny, który pozwoliłby im pokazać dzieciom i sobie uczucia. Religia to jedynie nakazy i zakazy, brak kontaktu ze światem zewnętrznym, limitowana telewizja, brak Internetu i posłuszeństwo. 
Pierwszym odruchem jest niechęć do rodziców, wskazanie im ich błędów, ale ja odczuwałam głównie współczucie. Tak samo jak dzieci są zagubieni w żałobie i bezsensownych regułach ich religii, bez nadziei na jakąkolwiek pomoc z zewnątrz. 

Mocną stroną tej powieści jest język, który balansuje między poetyckością a naturalizmem. Jak na dziesięcioletnie dziecko narratorka ma może zbyt wyrafinowany sposób wysławiania, ale nie będę się tego czepiać, bo zakładam, że autor/autorka zawarł/a w powieści wątki autobiograficzne. Zdecydowanie to, co przede wszystkim uderza jest naturalizm, tu nie ma ukrywania i owijania w bawełnę, ani wstydu. Czytelniczka czy czytelnik musi się nastawić na brutalne opisy, pozbawione pozłotki myśli i czyny dzieci. Mnie pasuje taki styl, ale mogę sobie wyobrazić, że znajdą się osoby, które będą zniesmaczone.
Pisząc o języku, nie mogę nie wspomnieć tłumacza, Jerzego Kocha, którego nota bene poznałam na studiach, przygotował naprawdę mistrzowski przekład!

Moja ocena: 6/6

Marieke Lucas Rijneveld, Niepokój przychodzi o zmierzchu, tł. Jerzy Koch, 272 str., Wydawnictwo Literackie 2021.

piątek, 18 czerwca 2021

"Sen o okapi" Mariana Leky

 


Bardzo liczyłam na moje drugie spotkanie z Leky, przeczytawszy w wielu recenzjach, że właśnie ta powieść jest najlepsza. Wiem już jednak, że ja po prostu nie jestem kompatybilna ze stylem pisarki. Owszem, zachwyca mnie swoim doborem słownictwa, środkami wyrazu, niekonwencjonalnym językiem, metaforami, ale wszystkie te zabiegi mnie nie poruszają. Opisana w Śnie o okapi historia też mnie nie porwała. Zbyt dużo tu dla mnie odrealnienia i marzeń. Choć trzeba przyznać Niemce, że potrafi pisać o zwykłych ludziach i normalnym życiu z ogromną czułością i uczuciem. 

Selma ma dar przewidywania śmierci. Zawsze, gdy przyśni się jej okapi, ktoś umiera. Tak było wcześniej i tak będzie teraz. Wszyscy to wiedzą. Jej wnuczka Luise, jej syn, optyk, szwagierka, Martin i jego ojciec oraz inni mieszkańcy. Wszystkich tych ludzi łączą zależności. Luise przyjaźni się z Martinem, optyk kocha się w Selmie, mama Luise kocha się w Alberto, właścicielu lodziarni, tata Luise marzy o podróżowaniu, szwagierka Elsbeth leczy wszystkich i wszystko, a Marlies siedzi sama w domu i z nikim nie rozmawia. 

Leky z humorem i czułością opisuje tych ludzi - ich miłość, ich uczucia, lęki oraz śmierć. Bo Sen o okapi to opowieść o smutku i żałobie. I o miłości. Niemka bezpretensjonalnie opisuje małe codzienne wydarzenia, jak oglądanie albumów z podróży ojca Luise, spacery z psem Alaską, pracę w księgarni czy jedzenie lodów, a w tle mijają lata i rodzą oraz gasną uczucia. Ten mityczny i bajkowy świat małej wioski w Westerwaldzie jest metaforą życia każdego z nas. Leky sprowadza je jednak do malutkiej Narnii, gdzieś na końcu świata, skrytej na niemieckiej prowincji. Można albo tam zostać, albo wyjechać na drugi koniec świata. Jak ojciec. I jak Frederik - buddyjski mnich, którego Luise przypadkiem poznaje w lesie i od pierwszego wejrzenia pokochuje. Jej miłość nie będzie jednak łatwa, tak jak nie jest łatwa miłość optyka do Selmy, który zbiera setki, tysiące nienapisanych do końca listów miłosnych. 

Sen o okapi to powieść niespieszna, otulająca, dająca nadzieję, ale też smutna, bo nie unika ani śmierci, ani rozczarowania, ani łatwych rozwiązań. Dlaczego więc piszę, że mnie nie zachwyciła? Bo nie odnajduję się w takich bajkowych mikrokosmosach, ani w tego rodzaju poetyce. Przekonana jestem jednak, że to książka warta czytania. Być może pierwsza współczesna powieść niemiecka, która ma szanse na zdobycie szerokiego grona czytelników w Polsce.

Moja ocena: 4/6

Mariana Leky, Was man von hier aus sehen kann, 319 str., Dumont 2017.

środa, 16 czerwca 2021

"Die 7 Zeugin" Florian Schwiecker, Michael Tsokos

 


Jako fanka Tsokosa sięgnęłam po jego kolejny projekt, tym razem stworzony wraz z Florianem Schwieckerem, Tym razem głównymi bohaterami są obrońca Rocco Eberhardt i medyk sądowy Justus Jarmer, choć ten drugi odgrywa dużo mniejszą rolę. 

Eberhardt to mieszkający w Berlinie pół-Włoch, elegancki, zadbany i nastawiony na sukces. Lubi brylować na sali sądowej jako obrońca, ale zna umiar w przeciwieństwie do pewnego oskarżyciela. Całkiem przypadkowo wpada do niego sprawa bardzo dziwnego morderstwa. Podrzędny urzędnik z podberlińskiego miasteczka w pewną niedzielę atakuje policjanta, odbiera mu broń i w pobliskiej piekarni zabija jedną osobę i dwie rani. Wszyscy są zaszokowani, zwłaszcza, że nie miał on żadnych powiązań ze światem przestępczym, był przykładnym mężem i ojcem. Eberhardt ulega zrozpaczonej żonie i podejmuje się obrony, przypuszczając, że za szalonym czynem musi się kryć coś więcej. I faktycznie tak jest, sprawa pochłonie go na wiele miesięcy, zaprowadzi w podejrzane kręgi, a nawet dotknie rodziny.

Nie jest to najbardziej porywający kryminał, w którym maczał palce Tsokos. Mam wrażenie, że pisanie na własną rękę wychodzi mu lepiej. Widać tu jego rys - np. w postaci medyka sądowego czy rozpoczynaniu każdego rozdziału od podania miejsca i czasu akcji. Ta maniera sama w sobie może być pomocna, ale przy tak krótkich rozdziałach, jak w tej książce, jest tylko i wyłącznie nużąca. Kulisy sprawy były także dość łatwe do przewidzenia, a już sekretarka Eberhardta, która w pięć minut po rozmowie ze znajomą diagnozuje rzadkie schorzenie córki oskarżonego, to jakieś kuriozum. Denerwujące jest też ciągłe opisywanie strojów, przy tak krótkich rozdziałach miałam wrażenie, że większość tekstu to opisy. 

Niestety początek tej serii mnie rozczarował i mam nadzieję, że Tsokos zrezygnuje z pisania w duecie i wróci do swoich thrillerów bazujących na autentycznych przypadkach z jego kariery medyka sądowego.

Moja ocena: 3/6

Florian Schwiecker, Michael Tsokos, Die 7 Zeugin, 320 str., czyt.  Josef Vossenkuhl, Audible Studios 2021.

sobota, 12 czerwca 2021

"Floryda" Lauren Groff

 


Floryda Groff to Floryda, jaką i ja poznałam. Lepiąca się od upału, pełna komarów, aligatorów, węży, robactwa. Nieprzyjazna, groźna, zarośnięta, opleciona bluszczem, lianami i zamieszkała przez niezbyt przyjemne zwierzęta. 
Prawie wszystkie opowiadania pokazują właśnie taką Florydę, choć owa dzikość natury obejmuje także Brazylię i Francję, gdzie umieszczona jest akcja kilku opowiadań.

Huragany, ulewy, dzikie siły natury są swoistym obrazem tego, co dzieje się w życiach bohaterek, bo w każdym z opowiadań to właśnie kobieta (lub dzieci) gra pierwsze skrzypce. Często jest to matka z dwójką dzieci, która stawia czoła naturze. To mogą być pumy i krokodyle, ale także nieprzyjazne, zaskakujące sytuacje. Wstrząsający jest więc tekst o matce, która sama z synami spędza ferie w odludnym miejscu. Gdy ulega wypadkowi zdana jest na pomoc kilkuletnich dzieci. Podobnie ma się sprawa z kobietą, która spędzając wakacje w Brazylii, nie bierze na serio przestróg miejscowych i niemal zostaje porwana przez porywisty wiatr i rzęsistą ulewę. Natura odgrywa także dużą rolę w opowiadaniu francuskim, gdzie rytmem dnia sterują przypływy i odpływy morskie. Niszczącą siłę słońca poznają również dzieci pozostawione same sobie na bezludnej wyspie. 

Kobiety, bohaterki opowiadań są bardzo sensualne, emocjonalne, pulsują życiem i problemami. To może być rozdarcie między macierzyństwem lub opieką nad matką, a własnym życiem czy karierą. Te kobiety zajęte przyziemnymi sprawami, wciąż myślą o literaturze, sprawach z codziennością zupełnie nie związanych. Nie są jednak kreowane na ofiary, lecz przedstawione bezstronnie, naturalnie. 

Najciekawsze jednak jest metaforyczne pokazanie kobiet jako żyjących na granicy między pragnieniami a życiem i dzikiej florydzkiej natury i człowieka stale ją przywłaszczającego. To jest wybór między lepkim, wilgotnym powietrzem poza domem lub schłodzonym strumieniem z klimatyzatora, który oddala to, co emocjonalne i namacalne.

Groff to godna uwagi pisarka, o dużym potencjalne językowym, świetnie oddanym przez tłumaczkę i ciekawym podejściu do omawianych tematów. Dodać należy, że Groff nigdy nie sięga po krzepiące i optymistyczne słowa, ale poświęca się tym trudnym, bolesnym, które zamieszkują nasze wnętrza.

Moja ocena: 4/6

Lauren Groff, Floryda, tł. Dobromiła Jankowska, 272 str., Wydawnictwo Pauza 2019. 

piątek, 11 czerwca 2021

"Die Würde ist antastbar" Ferdinad von Schirach

 



Ten zbiór to eseje, które Ferdinand von Schirach publikował na łamach tygodnika Spiegel do roku 2014. Ferdinada von Schiracha znam już z jego świetnych powieści, w których analizował przypadki znane mu z kariery sądowej. Von Schirach to znany prawnik, który zasłynął jako obrońca strzelców spod Muru Berlińskiego. To także niesamowicie inteligentny człowiek, którego erudycja i filozoficzne rozważania są dla mnie wzorem. 

Felietony z tego zbioru, mimo że zostały napisane w latach 2011-2014, niewiele straciły na aktualności. Niektóre z nich odnoszą się ściśle do ówczesnej sytuacji politycznej, ale ogólne przesłanie pozostaje wciąż aktualne. Niezwykle ciekawy jest tekst o dziadku autora - Baldurze von Schirachu, przywódcy Hitlerjugend. To jedyny tekst, w którym wnuk rozprawia się ze swoim pochodzeniem. Tekst bardzo osobisty i emocjonalny. 
Świetny jest tekst o feminizmie, rewelacyjne rozważania o winie, do myślenia zmusza esej składający się tylko z pytań - tych poważnych i tych całkiem banalnych. Von Schirach pokusił się także o przewrotny tekst o fotografie sądowym i poruszający felieton o praktyce pozbawiania wolności ze względu na bezpieczeństwo publiczne. W zasadzie tylko jeden tekst mnie zupełnie nie przekonał - ten o paleniu w miejscach publicznych, zdanie autora zupełnie odbiega od mojej opinii. 

Jestem absolutną fanką stylu prawnika - precyzyjne zdania, świetna argumentacja, nieprzegadane teksty, które zaskakują pointą. Polecam!

Moja ocena: 5/6

Ferdinand von Schirach, Die Würde ist antastbar, 135 str., czyt. autor, Osterwold audio 2014.

czwartek, 10 czerwca 2021

"Pułapka" Melanie Raabe

 


Ta debiutancka powieść Melanie Raabe cieszyła się sporą popularnością. Thrillery i kryminały przeważnie dobrze sprawdzają się jako audiobooki, więc zdecydowałam się na tę książkę. I faktycznie słucha się dobrze, ale zachwytu we mnie nie wywołała. 

Linda jest znaną pisarką, jej powieści cieszą się ogromną popularnością, ale sama kobieta szczęśliwa nie jest. Od wielu lat żyje samotnie i nigdy nie opuszcza swojego domu. W ten sposób przeżywa traumę po śmierci młodszej siostry. To właśnie Linda odnalazła jej ciało tuż po zabójstwie i w ostatniej chwili widziała uciekającego mordercę. Niestety ówczesne śledztwo do niczego nie doprowadziło. Anna była bardzo lubianą osobą, nie miała wrogów, nie była w związku, policja nie miała żadnego punktu zahaczenia. Co więcej rodzi się podejrzenie, że to Linda mogła być zamieszana w ten czyn, głównie dlatego, że nie była w stanie opisać uciekającego z miejsca zbrodni człowieka. 

W dwanaście lat po tej tragedii Linda przypadkowo widzi w telewizji tę twarz, twarz mordercy. Okazuje się, że to znany i lubiany dziennikarz i reporter. Pisarka zaczyna knuć pewien plan. Planuje zmienić styl w swojej twórczości i napisać thriller, w którym opowie historię śmierci siostry, a następnie zaprosić podejrzanego dziennikarza do przeprowadzenia z nią wywiadu. Ten plan ma spore szanse na sukces, ponieważ Linda nigdy nie udziela wywiadów, o które media stale zabiegają. I faktycznie, autorka doprowadza do spotkania, do którego przygotowała się bardzo starannie. Nie doceniła jednak przeciwnika.

Raabe stworzyła prawdziwą atmosferę grozy. Sytuację, w której nie wiadomo, kto, co i kiedy. Linda to osoba zaszczuta, zagubiona w domysłach, walcząca ze wspomnieniami, która w pewnym momencie, nie jest już pewna, czy to faktycznie nie ona zamordowała siostrę. Kreacja tej postaci naprawdę udała się autorce, podobnie jak oddanie atmosfery niepokoju, niepewności i lęku. Sam wątek kryminalny nie jest jednak wyjątkowo zaskakujący i czasami wręcz nudny. Brakuje tu momentu zaskoczenia, tajemnicy, bo dość szybko można się domyślić, jak ta historia się skończy. Pułapka to typowa powieść rozrywkowa, bez tła, które dostarczyłoby ciekawych wiadomości, bez waloru poznawczego. To zwykły page-turner na kilka wieczorów czy wakacje. 

Moja ocena: 4/6

Melanie Raabe, Die Falle, 352 str., czyt. Devid Striesow, Birgit Minichmayr, Der Hörverlag 2015.

wtorek, 8 czerwca 2021

"Mała księga dawnych Islandczyków" Alda Sigmundsdóttir


Wydawało mi się, że o Islandczykach wiem wszystko. No dobra, może nie wszystko, ale dużo. Tymczasem okazało się, że jednak nie, a to dlatego, że ta książka nie traktuje o Islandczykach współczesnych, lecz o ich przodkach.

Znana z social mediów Alda Sigmundsdóttir bardzo dowcipnie w krótkich rozdziałach opisała wiele aspektów życia w dawnej Islandii. Książka ta ukazała się po angielsku i miała szansę pojawienia się na polskim rynku tylko dzięki historii z plagiatem. Bardzo mnie cieszy, że taki był efekt tego skandalu, bo to urocza pozycja i choć nie zawsze moje poczucie humoru koreluje z tym Islandki, to wiele się z tej książki dowiedziałam i faktycznie kilka razy się uśmiechnęłam. Od razu dodam, że czasem powodu uśmiechu było tłumaczenie, a zwłaszcza słynny "Ojat", które wyczaiłam chyba dwa razy. 

Alda wzięła na tapetę wszystkie aspekty codziennego życia. Pisze więc o higienie, domach, spędzaniu czasu, wychowywaniu dzieci, porodzie, chorobach, jedzeniu, przesądach itd. Dużo tu ciekawostek, bardzo specyficznych dla Islandii, związanych z położeniem wyspy, izolacją oraz warunkami atmosferycznymi, a co za tym idzie ograniczonymi źródłami jedzenia, transportu i komunikacji. 
Oczywiście niektóre z faktów dotyczyły większości Europy - jak stosunek do higieny czy decydująca rola kościoła we wszystkich aspektach życia - i Alda o tym wspomina, dodając jednak informacje specyficzne dla wyspy.

Książka Aldy to lektura lekka, ale jednak pouczająca. Autorka dba o przytaczanie islandzkich zwrotów, źródeł, opatrzyła zresztą swoją publikację spisem źródeł, dla żądnych wiedzy czytelników. To może być lektura na jeden wieczór, ale ma także duże szanse stać się książką, do której się wraca, a już na pewno warto ponownie zajrzeć do poszczególnych rozdziałów.

Moja ocena: 5/6

Alda Sigmundsdóttir, Mała księga dawnych Islandczyków, tł. Katarzyna Bażyńska-Chojnacka, Piotr Chijnacki, 250 str., Wydawnictwo Poznańskie 2020.

sobota, 5 czerwca 2021

"Muldental" Daniela Krien

 


To kolejna książka Danieli Krien, która mnie całkowicie zauroczyła. Muldental to zbiór opowiadań, co dopiero odkryłam w trakcie słuchania. Są to teksty, które w pewien sposób ze sobą się łączą. Czasem przewijają się bohaterowie z jednej paczki z dzieciństwa, często powtarza się miejsce akcji, a przede wszystkim okoliczności, czyli sytuacja w byłym NRD po upadku muru. Może nawet nie tyle sytuacja w kraju, a sytuacja ludzi. Niektórzy ze zmianą systemu wcale sobie nie poradzili, stracili pracę, perspektywy i chęć do życia, niektórzy radzą sobie jakoś, inni odnaleźli się świetnie, a wielu wyjechało na zachód, gdzie spotyka się ciągle z uprzedzeniami, przytykami i rasizmem. 

Krien zachwyca mnie swoim piórem - trudno mi ubrać w słowa jej styl. Bardzo czuły, delikatny, emocjonalny, ale bez zbędnych ozdobników, a przez to niezwykle intensywny. Jej opowieści trafiają prosto w serce. 
Wrócę jednak do treści. Zjednoczenie Niemiec nie było tylko wydarzeniem szczęśliwym. Po pierwszej euforii pojawiły się problemy. Problemy tak ważkie, że często kończyły się traumatycznymi przeżyciami. Porozumienie między Niemcami ze wschodu i zachodu nie przebiegało bez problemów. Ossis ze wschodu traktowani byli z góry, jak biedny, przygłupi brat, który chce się dorobić na bogactwie zachodu. Te uprzedzenia objawiały się czasem w bezpośredniej nienawiści, jak to widać w opowiadaniu o dentyście z Niemiec Zachodnich. Dziewczyna ze wschodu uczy się u niego zawodu pomocy dentystycznej, nie wszyscy pacjenci ją jednak akceptują - wszak może przenosić choroby albo nie mieć odpowiednich umiejętności. 
Zjednoczenie Niemiec oznaczało dla Ossis często utratę pracy, a co za tym idzie brak perspektyw i wzajemną podejrzliwość. Dla niektórych samotnych matek jedyną możliwością utrzymania dziecka była prostytucja. Opowiadanie o tym jest bardzo dramatyczne i emocjonalne.
Są tu też dwie historie, które mnie dosłownie sparaliżowały. Obie mówią o dzieciach. Jedno o córce nastoletniej, a drugie o tej nienarodzonej. Przerażająco życiowe, genialnie napisane, na pewno pozostaną w mojej pamięci na zawsze.

Wspaniała literatura, Daniela Krien awansuje na listę moich ulubionych niemieckich pisarek.

Moja ocena: 5/6

Daniela Krien, Muldental, 240 str., czyt. autorka, Diogenes Verlag 2020.

piątek, 4 czerwca 2021

"Der Trost runder Dinge" Clemens J. Setz

 


Tego autora miałam na oku od momentu nominacji do Deutscher Buchpreis. Tamtej książki w końcu nigdy nie przeczytałam, za to trafił mi się powyższy audiobook. Zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać, co więcej nie doczytałam nawet, że to zbiór opowiadań. Tymczasem to genialnie absurdalne, sarkastyczne, ale i czułe i emocjonalne teksty. 

Setz porusza w każdym opowiadaniu zupełnie odmienne tematy i umieszcza je w całkowicie różnych kontekstach. Nie ma tu linii przewodniej ani żadnych podobieństw stylistycznych czy narracyjnych. Każdy tekst to zupełnie inna historia. Choć jest jednak pewna wspólnota w tych tekstach - wszystkie są zaskakujące, zmuszają do przemyśleń. Nie wszystkie w ten sam sposób utkwiły mi w pamięci, ale są wśród nich takie, których nigdy nie zapomnę. Chciałabym mieć tę książkę w wersji papierowej, by móc to tych tekstów wracać, bo jestem głęboko przekonana, że każda kolejna lektura pozwoli odkryć je na nowo.

Bardzo trudno mi ująç w słowa niezwykłość tych tekstów. Składa się na nią bowiem nie tylko sam pomysł na treść, ale także język Setza - wrażliwy, czasem sarkastyczny, niezwykle dobry w dialogach. Wspomnę jednak o opowiadaniach, które mnie poruszyły. Były bowiem takie, które nie trafiły u mnie w żadną strunę i pozostały dla mnie niezrozumiałe, a znalazły się takie, których nie zapomnę. Na przykład o szkolnym woźnym, który zakochuje się w niewidomej kobiecie, a gdy pierwszy raz odwiedza ją w mieszkaniu, spostrzega, że wszystkie ściany pokryte są wulgarnymi wyzwiskami. Czy też o klasowym zdjęciu, którego nikt nie chce kupić, bo znalazło się na nim ciężko upośledzone dziecko. Rozmowa między dyrektorką szkoły, a ojcem jednego z dzieci z tej klasy jest mistrzostwem świata. Jest też opowieść o szkolnej pielęgniarce, która porywa jednego z uczniów i przez kilka dni traktuje go jak własność.

Setz sięga w swoich tekstach po absurd, ale także po to, co dziwne, nietypowe, o czym wstyd mówić, do czego trudno się przyznać. Te opowiadania mogą czytelnika boleć, mogą przeszkadzać, obruszać wręcz, ale na pewno nie pozostawią go obojętnym. Bardzo ciekawa lektura!

Moja ocena: 4,5/6

Clemens J. Setz, Der Trost runder Dinge, czyt. autor, 320 str., Griot Hörbuchverlag 2019.

czwartek, 3 czerwca 2021

"Oczy z Rigela" Roy Jacobsen


Na trzeci tom cyklu o wyspie Barrøy czekałam z utęsknieniem, bo bardzo chciałam się dowiedzieć, jak Jacobsen zamknął tę piękną, nostalgiczną sagę. Tymczasem wyspy tu bardzo mało, właściwie nie ma jej wcale. Jest tylko kotwicą, która została w pamięci, która daje siłę i przyciąga, ale nie potrafi zniweczyć planu Ingrid. 

Ingrid opuszcza wyspę wraz z dziesięciomiesięczną Kają, by odnaleźć ślad Aleksandra. Ingrid nie ma szczegółowego planu, ale wiele determinacji i zawziętości. Wędruje wiele kilometrów z dzieckiem w chuście, pracuje, gdy braknie jej pieniędzy, znosi niewygody, złą pogodę, a przede wszystkim boryka się z ludźmi, którzy nie chcą podzielić się prawdą. Poranieni przez wojnę Norwedzy boją się rozmawiać, boją się przyznać do tego, co w czasie wojny robili, komu pomagali, jak zdobywali pieniądze czy pożywienie. Czasy są wciąż niepewne, wciąż niewiadomo, jak ułożą się siły polityczne, nadal warto trzymać język za zębami. Zwłaszcza, gdy obca osoba dopytuje o rosyjskiego jeńca. Ingrid zmusza jest domyślać się prawdy ze strzępów rozmów, dygresji, urwanych zdań. Często sprowadzana jest na manowce, często musi nadrabiać drogi, kombinować, domyślać się, a nade wszystko ufać swojemu instynktowi. Stale towarzyszy jej Kaja - dziecko nad wyraz spokojne i cierpliwe. Kaja to pieczęć, potwierdzenie, znak, że Aleksander naprawdę istniał. 

Ta droga Ingrid jest klamrą spinającą cały cykl. Daje odpowiedź na to, co ważne i co trwałe, ale także pozwala Ingrid dojrzeć i odnaleźć samą siebie. Jacobsen, mimo tego, że w tym tomie wiele się dzieje, zachował swój refleksyjny, minimalistyczny styl. I o ile bardzo mi się taka narracja dotąd podobała, tutaj te niedomówienia, urwane rozmowy i owijanie w bawełnę mnie czasem drażniły. Mimo to, jest to piękna, nastrojowa lektura, dzięki której sporo się także dowiedziałam. Przede wszystkim o sytuacji powojennej w Norwegii - odmiennej od tej w Polsce, ale wcale niełatwej.

Moja ocena: 4/6

Roy Jacobsen, Oczy z Rigela, tł. Iwona Zimnicka, 255 str., Wydawnictwo Poznańskie 2020.

środa, 2 czerwca 2021

"Sie kam aus Mariupol" Natascha Wodin

 


Natascha Wodin urodziła się w 1945 roku w Bawarii jako córka rosyjskich pracowników przymusowych. Jej rodzice nie wrócili po wojnie do Rosji, gdzie robotnicy przymusowi traktowani byli jako nazistowscy kolaboranci. W Niemczech natomiast tułali się po obozach dla tak zwanych displaced persons. Jedenaście lat po wojnie matka Nataschy popełnia samobójstwo. Natascha i jej siostra dorastają w sierocińcu. 

W tej powieści, a właściwie swoistym reportażu, Natascha, już jako dorosła osoba, rozprawia się ze swoją przeszłością. Dodać trzeba, że przeszłością kompletnie jej nieznaną. Matka nigdy nie opowiadała o swoim pochodzeniu ani o wojennych przeżyciach. Natascha znała tylko imiona i nazwiska rodziców oraz wiedziała, że pochodzili z Mariupola. W tej książce zabiera czytelnika w jej osobistą podróż w przeszłość. Wodin rozpoczyna poszukiwania genealogiczne, korzystając z internetu i pomocy pewnego Ukraińca. Stopniowo odkrywa swoje własne szlacheckie pochodzenie, nietypowość jej rodziny, dowiaduje się, że ma przodków niemieckich i włoskich, wujka - słynnego śpiewaka i wreszcie żyjących krewnych. Powoli nawiązuje z nimi kontakt - nie zawsze jest to doświadczenie ubogacające. To odkrywanie tragicznej przeszłości rodziców uwikłanych między reżimami jest niezwykle emocjonalne i po raz kolejny pokazuje, jak szybko człowiek mógł stać się zabawką dyktatorów oraz jak niepewne było życie pod reżimem stalinowskim. 

W drugiej części książki autorka opowiada o swoich własnych przeżyciach jako dziecko - o tym, jak wyglądało jej życie ze straumatyzowaną, głęboko depresyjną matką i nic nie rozumiejącym ojcem. O tym, jak źle widziana była wśród niemieckich dzieci, o wyzwiskach i złym traktowaniu w szkole. Nie są to jednak opowieści pełne żalu, wyrzutów czy rozczarowania - Wodin pisze o swoim dzieciństwie tak, jakby było najnormalniejsze w świecie. Doszukuje się najbardziej skrytych wspomnień, przypomina sobie sceny, otoczenie, strychy, szopy, obozy, w których dorastała i stara się wiernie oddać swoje ówczesne myśli. I właśnie dlatego tak poruszające są to wspomnienia. Słowa dziecka, które dorasta w potwornych warunkach, w nieprzyjaznym otoczeniu, bez wsparcia rodziców zawsze będą poruszające. 

To nie jest powieść, ani reportaż, ani pamiętnik - bardzo trudno skategoryzować tę książkę, zresztą być może wcale nie ma takiej potrzeby. Wodin wspaniale opisała swoją drogę do odszukania własnej tożsamości oraz to, jak odkrywanie pochodzenia zmienia jej własny stosunek do życia. Zresztą fakty, które odkryła zachwiały wszystkim, w co dotąd wierzyła i co o sobie wiedziała. Autorka szczerze opisuje swoją drogę do własnego ja, nie pomija najboleśniejszych faktów, których dowiedziała się o rodzinie, nie upiększa, a raczej koncentruje się na tym, jaki te odkrycia miały wpływ na jej własne pojmowanie tożsamości. 

Moja ocena: 5/6

Natascha Wodin, Sie kam aus Mariupol, czyt. Dagmar Manzel, 363 str., Argon Verlag 2017.

Stosikowe losowanie czerwiec 2021

 


Maniaczytania wybiera numer książki dla Anny (w stosie 280 książek) - 257
Anna wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1200 książek) - 85
ZwL wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 74 książki) - 66
Guciamal wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 11 książek) - 5
Agnes wybiera numer książki dla McDulki (w stosie 150 książek) - 14
McDulka wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 22 książki) - 19

wtorek, 1 czerwca 2021

"Dziewczyna, kobieta, inna" Bernardine Evaristo

 


To opowieść o świecie, do którego nie mam dostępu. O świecie osób o zupełnie innym niż moje tle kulturowym, innej historii, innych doświadczeniach i przeżyciach. I dlatego ta książka musiała mi się podobać. Evaristo umożliwiła mi poznanie świata pierwszych imigrantów z Karaibów czy Afryki w Wielkiej Brytanii, świata dzieci ze związków mieszanych i wreszcie świata osób LGBTQ+. Autorka przedstawia w tej powieści całą gamę kobiet - przeróżnych, które łączy przyjaźń, przelotna znajomość lub zupełnie nic nie łączy, a ich losy przecinają się tylko na chwilę. Taka konstrukcja powieści wymaga sporej uwagi czytelnika, bo gdy powtarzają się imiona kobiet, trzeba natychmiast przywołać z pamięci uprzednie losy. Nie służy temu zupełnie czytanie na kindle'u. Evaristo natomiast bardzo dobrze dzięki temu wytknęła mi momenty, gdy czytałam z mniejszą uwagą lub zmęczona.

Co jest jednak głównym przesłaniem tej słusznie chwalonej książki? Fakt, że Evaristo skupia się na osobach, które z definicji są dyskryminowane, które żyją w cieniu, które codziennie natykają się na niesprawiedliwe traktowanie, nie mają szans na wyrwanie się z zaklętego kręgu imigrant/inny/gorszy. Dzięki tak dużej mnogości postaci autorka może ukazać wiele perspektyw - osób, które w nowym świecie się nie odnalazły, tych, które odniosły sukces, rodziców, którzy usilnie próbowali zintegrować dzieci, a gdy te zasymilowały się ze społeczeństwem nie potrafią tego zaakceptować, feministek walczących o prawa kobiet, a zwłaszcza czarnych kobiet, młodych osób odkrywających swoją seksualność, niekoniecznie tę typową. Wszystkie te wątki przeplatają się i łączą w najmniej oczekiwanych punktach. I tak jak sztuka pierwszej z bohaterek Ammy - tworzą teatr pełen nietypowych aktorów. 

Na początku napisałam, że dzięki Evaristo poznałam świat mi nieznany, ale mimo to dzielę wiele z moich własnych doświadczeń z bohaterkami - przede wszystkim emigrację, asymilację, adaptację, wychowywanie dzieci w różnych kulturach i związane z tym pytania, zmartwienia, troski. 

Wrócę jednak do konstrukcji i narracji. Opowieści Evaristo to właściwie relacje - opisy życiorysów. Odbiega ona od typowej narracji pełnej emocji, interakcji, dialogów, lecz stawia na gawędę, co podkreśla w formie. Jedynym znakiem interpunkcyjnym, jakiego używa, są przecinki. Brak wielkich liter i kropek, liczne powtórzenia, umieszczanie pojedynczych słów w wersie przypominają czasem poezję, recytację, podkreślają emocje. Początkowo byłam negatywnie nastawiona do unikania znaków interpunkcyjnych, ale z czasem zrozumiałam zamysł autorki. Gdy piszę o języku, warto dodać, że polskie tłumaczenie jest genialne. Aga Zano świetnie poradziła sobie z dialektami, nowatorskim słownictwem, czasownikami i zaimkami w przypadku osoby niebinarnej. Ogromne brawa za to tłumaczenie!

Nawet jeśli ta książka was nie zachwyci, warto po nią sięgnąć - w celach poznawczych właśnie oraz dla tłumaczenia. U mnie na pewno na długo zostanie w pamięci.

Moja ocena: 5/6

Bernardine Evaristo, Dziewczyna, kobieta, inna, tł. Aga Zano, 496 str., Wydawnictwo Poznańskie 2021.