czwartek, 30 kwietnia 2015

Statystyka kwiecień 2015

Przeczytane książki: 7

Ilość stron: 2319

Książki w ramach wyzwania projekt nobliści: 0
Książki w ramach wyzwania południowoamerykańskiego: 0
Książki w ramach wyzwania Czytamy Zolę: 1
Książki w ramach wyzwania Czytamy książki nieoczywiste: 1

Ilość książek w stosie: 101

środa, 29 kwietnia 2015

"Polska Jagiellonów" Paweł Jasienica



Nie przypominam sobie czy czytałam wszystkie trzy książki z tej serii, ale na pewno w czasach licealnych sięgnęłam po Polskę Piastów. Audiobook okazał się być dobrym sposobem na zapoznanie się z kontynuacją i odświeżenie sobie historii Polski. Na szczęście nie jestem specjalistką od historii, choć była w szkole jednym z moich ulubionych przedmiotów, więc mogłam z przyjemnością oddać się lekturze, bez analizowania poglądów autora, bez polemiki i bez sprawdzania źródeł. 
Jasienica dzięki swojej lekkości pióra stworzył książkę bardzo łatwą w odbiorze, przystępną, kuszącą wartką akcją.

Zaskakująca jest u Jasienicy miłość do detalów, skrupulatność, dbałość o szczegóły. Z założenia taki powinien być historyk i badacz, jednak dla mnie to była miła odmiana wobec wszechobecnej powierzchowności. Autor wielokrotnie szkicuje sytuację w ówczesnej Europie, by unaocznić czytelnikowi sytuację Polski w szerszym kontekście. Stosując ten zabieg porównuje politykę Jagiellonów z innymi domami królewskimi, porównuje rozwój kulturalny, zabiegi polityczne, umiejscawiając państwo polskie w ogólnoeuropejskiej chronologii. Jasienica nie boi się prezentowania swoich opinii, szczerej analizy, komentowania i wartościowania. Jego książka nie jest zbiorem faktów, spisem wydarzeń, chronologią polskich dziejów, to raczej żywe dzieło, kipiące od opinii oraz spostrzeżeń. 

Nie umknie uwadze czytelnika, że autor preferował Piastów, królowie dynastii Jagiellonów popełnili w jego oczach wiele błędów. Jasienica szczegółowo piętnuje ich niedociągnięcia, niedbałość o polską kasę, niemożność komunikacji ze szlachtą i podległość magnactwu. Wiele miejsca poświęca analizie unikatowej w skali europejskiej unii między Polską, a Litwą. Autor wyjątkowo dba o nakreślenie jej genezy oraz wpływu na rozwój państwowości litewskiej. Skrupulatne podkreślenia o odrębności państw oraz dwutorowej polityki wynikającej z różnorodności interesów rzuciły zupełnie inne światło na unię. Przyznam, że niewiele już pamiętałam z lekcji historii i lektur. 

Najbardziej moją uwagę zwróciły jednak opisy ówczesnego społeczeństwa - bardzo tolerancyjnego. Jasienica wielokrotnie podkreśla zgodne współżycie osób, o różnych wyznaniach, ubolewa wręcz, że Polska nie zaangażowała się w reformację, która być może miałaby zbawienny wpływ na stan królewskiego skarbca. To biskupstwa były potentatami finansowymi, gromadzicielami ziem i wiosek, przy nich uposażenie króla było żebracze. Tymczasem większość posłów była protestantami, katolickiemu królowi towarzyszyła zaledwie garstka współwyznawców. To właśnie dysydenci byli najświetlejszymi obywatelami, to oni błyszczeli inteligencją i szerokim horyzontem i dlatego stawali się posłami. Pozwolę sobie zacytować samego autora:

"Fakty, o których tu mowa, całkowicie unicestwiają znane twierdzenie, że pod naszą szerokością geograficzną słowa „Polak” (a zwłaszcza „dobry Polak”) i „katolik” znaczą to samo. Za Zygmunta Augusta zbawiennych dla Polski rzeczy żądały sejmy w olbrzymiej większości składające się z Polaków-protestantów. Zdarzało się tak, że na mszę rozpoczynającą obrady szedł król w towarzystwie dwóch senatorów. Cała reszta to byli dissidentes de religione – różniący się w wierze.

Historycy zgodnie stwierdzają, że reformacja płynęła przez Polskę falą szeroką, lecz płytką. Lud pozostał przy katolicyzmie, to samo uczyniła lwia część szlachty. Władysław Konopczyński utrzymuje, że mimo nowinkarskich hałasów zabrano katolikom tylko trzy kościoły. Wobec tego wszystkiego tym wyraziściej staje przed nami najważniejsze pytanie. Jakim cudem dziać się mogło, iż katolicka przeważnie szlachta wybierała na posłów niemal samych protestantów?
Polska korzystała wtedy z błogosławionych skutków swego własnego, przez sześćset lat chrześcijańskiej już historii wyrobionego stosunku do spraw wiary. Wybierano dysydentów, bo to byli ludzie najbardziej umysłowo rozbudzeni, czynni, odważni, mający słuszny program. Zalecały ich sejmikom względy po ziemsku rzeczowe, a nie wyznaniowe. Dawano Rejowi mandat, ponieważ był zdolnym, rozumnym i przyzwoitym człowiekiem. Jego kalwinizm ani go degradował, ani protegował.

Odpychanie i poniżanie inaczej wierzących, fanatyzm, znamię religijne na politycznych sztandarach – to wszystko pojawiło się u nas później, w dobie upadku, materialnej i moralnej nędzy. Średniowiecze i Złoty Wiek, dwie wielkie epoki naszych dziejów, nie znały tych zjawisk. Pozbawione ideologicznej jedności sejmy były przez długie lata zadziwiająco zwarte w walce o rzeczy dla kraju pożyteczne."

Bardzo znamienne słowa, do zapamiętania. Pragnęłabym, by w tej kwestii współczesna Polska odwołała się do dziedzictwa jagiellońskiego.

Dodać muszę jeszcze, że bardzo podobała mi się interpretacja tekstu, Zbigniew Wróbel czytał spokojnie, rzeczowo, z dobrą dykcją. Po tylu wpadkach z polskimi audiobookami, bardzo się cieszyłam, że wreszcie trafiłam na dobrze przeczytaną książkę.
Posłowie zainspirowało mnie do zapoznania się z życiorysem Jasienicy - przyznam, że nic na ten temat wiedziałam - a to przecież materiał na osobną książkę.

Moja ocena: 4,5/6

Paweł Jasienica, Polska Jagiellonów, 250 str.,  czyt. Zbigniew Wróbel, Wydawnictwo Aleksandria 2012.

wtorek, 28 kwietnia 2015

"Elegancja jeża" Muriel Barbery



Publikacja tej książki chyba pozostała w Polsce nie zauważona. We Francji natomiast było to wielkie wydarzenie, powieść stała się niezwykle popularna i szeroko komentowana, także w Niemczech cieszyła się popularnością wśród czytelników. Szkoda, że polski wydawca nie zatroszczył się o większą promocję, bo to książka godna uwagi. Nie jest to lektura łatwa ani szybka ale niezwykle satysfakcjonująca. Nazwana współczesną wersją baśni o Kopciuszku jest na pewno czymś więcej, ja nawet na to skojarzenie nie wpadłam. 

Renée jest dozorczynią, francuską concierge, osobną niezbędną w każdej szanującej się kamienicy. Dom, w którym pracuje Renée mieści się przy Rue de Grenelle 7 i należy do bardzo eleganckich. Zamieszkany przez osoby postrzegające się jako społeczne wyżyny, zarówno w zakresie inteligencji, jak i położenia finansowego, stanowi szczególne wyzwanie dla dozorczyni. Renée ma 54 lata, uważa się za brzydką, nieatrakcyjną, usuwa się w cień oraz do perfekcji opanowała ukrywanie swojej inteligencji. Kobieta interesuje się bowiem filozofią, malarstwem, muzyką klasyczną i japońskim filmem. Ta sztuka udaje jej się świetnie do czasu wprowadzenia się do domu pewnego dystyngowanego Japończyka. 

Drugą narratorką powieści jest Paloma - dwunastoletnia dziewczynka, fascynatka kultury japońskiej, której myśli poznajemy dzięki pisanemu przez nią pamiętnikowi. Paloma mieszka przy Rue de Grenelle 7 ale nie jest ani nadęta, ani próżna. To niezwykła osóbka, która nie potrafi odnaleźć wspólnego języka z rodzicami ani siostrą, wysoce uzdolniona, samotna i troszkę dziwna. 

Zarówno Renée, jak i Paloma dysponują sporym zmysłem obserwacji - demaskują powierzchowność mieszkańców kamienicy, snując filozoficzne rozważania o życiu i jego sensie. Dziewczynka planuje bowiem w swoje trzynaste urodziny popełnić samobójstwo.

Autorka powieści ukończyła studia filozoficzne i w trakcie lektury nie można o tym zapomnieć. Długie wywody obu narratorek potrafią być nużące i w niektórych momentach wydają się być udziwnione na siłę, a może wręcz na pokaz. Nie chcę powiedzieć, że nie powinno ich w książce nie być, wręcz przeciwnie wszelkie nawiązania do szeroko pojętej kultury bardzo cenię i uwielbiam ale w przypadku Elegancji jeża, moim zdaniem, autorka straciła umiar. Mimo to warto sięgnąć po tę książkę o odkrywaniu siebie, o zdolności dojrzenia drugiego dna i odrzucenia pozorów, o zakłamaniu świata wreszcie. To ujmująca, subtelna i w gruncie rzeczy smutna powieść.

Moja ocena: 4,5/6

Muriel Barbery, Die Eleganz des Igels, tł. Gabriela Zehnder, 364 str., dtv Premium 2008.

piątek, 24 kwietnia 2015

Stosikowe losowanie 5/15

Zapraszam do zgłaszania się do rundy majowej! Pary rozlosuję 1 maja, czas na przeczytanie książek mamy każdorazowo do końca miesiąca.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.

2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.

3. Wylosowaną książkę należy przeczytać do końca miesiąca.

4. Mile widziana jest recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.

5. Podsumowanie losowania wraz z linkami znajduje się w zakładkach z boku strony.

6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną z cyklu, można przeczytać pierwszy tom.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaniem liczby książek w stosie.

sobota, 18 kwietnia 2015

"Emil Zola" Halina Suwała



Halina Suwała stworzyła obszerną książkę o Zoli, biografię nietypową, bo o jego życiu nie dowiemy się wiele. Autorka szczegółowo opisuje za to jego twórczość, poglądy oraz ich ewolucję. 
Suwała przedstawia Zolę jako pisarza, dziennikarza, eseistę, osobę, która śmiało wyraża swoje poglądy i ciągle dąży do rozwoju. Poczynając od szkolnych lat Zola Suwały to człowiek dążący do kariery pisarskiej. Autorka analizuje jego najwcześniejsze próby pisarskie oraz kontakty z innymi artystami - nie tylko pisarzami ale głównie z malarzami, m.in. wieloletnią przyjaźń z Paulem Cézanne.

Największa część biografii poświęcona jest analizie cyklu o Rougon-Macquartach, autorka opisuje genezę pomysłu na ten cykl, krystalizowanie się idei, które autor zamierzał w nim przekazać, oraz ogrom zamysłu pisarza. Praktycznie od samego początku Zola planował cykl na kilkanaście tomów, szczegółowo rozpracował tematykę oraz przeprowadzał studia na temat jego teorii dziedziczenia. Wraz z powstawaniem kolejnych dzieł, Zola udoskonalał swój zamysł, nieco zmieniał genealogię rodu oraz parafrazował aktualne wydarzenia polityczne. Zachwycający jest ogrom pracy jak wkładał w przygotowanie swoich powieści - by dobrze poznać tło oraz opisywane środowisko społecznie odbywał podróże i rozmowy, sporządzał plan, a potem w zabójczym tempie pisał.

Także publicystyczna działalność Zoli ukoronowana słynną obroną Dreyfusa zajmuje sporą część książki Suwały. Z ciekawością poznałam kulisy tej sprawy, która, pamiętam, interesowała mnie jeszcze w szkole podstawowej, podczas lektury Podlotków. Nie jestem pewna, czy to właśnie nie ta książka zwróciła moją uwagę na Zolę.

W trakcie lektury zreflektowałam się jak mało wiedziałam o Zoli-publicyście i Zoli-człowieku. Ten ostatni ciągle wątpił, żył w stałej huśtawce nastrojów, wahał się między zadowoleniem, a niechęcią do swoich utworów. To jednak przede wszystkim człowiek, który całe swoje życie poświęcił tytanicznej pracy pisarskiej, zapominając o szczęściu osobistym. Dopiero w dojrzałym wieku odkrył miłość oraz ojcostwo.

Ciekawa książka, do której z pewnością jeszcze wiele razy będę sięgać, szczególnie podczas lektury kolejnych powieści Zoli.

Moja ocena: 4/6

Halina Suwała, Emil Zola, 488 str., Wiedza Powszechna Warszawa 1968.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:


piątek, 10 kwietnia 2015

"Pokład Joanny" Gustaw Morcinek



Oprócz nieśmiertelnego Łyska z pokładu Idy, którego nota bene mam zamiar sobie przypomnieć, nic Gustawa Morcinka nie czytałam. Jako że jest to jeden z największych twórców śląskich, czułam, że powinnam bliżej poznać jego prozę. Żałuję jednak, że nie sięgnęłam po Wyrąbany chodnik, pisany w latach międzywojennych, ponieważ uhonorowany Państwową Nagrodą Literacką Pokład Joanny wydał mi się pisany pod ówczesny ustrój polityczny.

Na przykładzie pokładu Joanny w kopalni Arnolda, Morcinek opisuje historię Śląska oraz zmiany w pracy górnika. Poczynając od powstania pokładu, nazwanego na cześć Joanny Gryszczyk von Schomberg-Godula po wczesne lata powojenne, autor drobiazgowo opisuje warunki pracy górnika, oraz zmiany polityczne i kulturalne zachodzące na Śląsku od XIX wieku. 
Legendarny Karl Godula, wywodzący się z pospólstwa samotnik, dochodzi dzięki swojemu sprytowi do ogromnej fortuny. To tak niespotykane, że po Śląsku krążą legendy o pakcie z diabłem. Gdy swój majątek przepisuje równie nisko urodzonej małej Joasi, plotkom nie ma końca. Joanna jest swoistą patronką nazwanego na jej cześć pokładu zwanego Johanna-Flöz. To wyjątkowo trudny pokład, niebezpieczny, pechowy ale uparcie eksploatowany ze względu na zawartość szczególnie dobrego węgla. Kolejne pokolenia górników kochają to miejsce i traktują je jak drugi dom. Morcinek bardzo sugestywnie opisuje tę szorstką miłość - zapach węgla, fakturę ścian, instynktowne wyczuwanie niebezpieczeństwa, surowe koleżeństwo wśród górników oraz ich wierzenia w Szarleja czy może Ziemskiego Ducha. 

Pokład Joanny to hymn na cześć ciężkiej pracy. Obrazowe opisy pracy na czworakach, w ciemnościach, w stałym poczuciu niebezpieczeństwa wyraźnie uświadamiają jak zmieniały się jej warunki. Stopniowo wprowadzane maszyny ułatwiały ale też powodowały nowe niebezpieczeństwa. Równocześnie Morcinek wskazuje jak mizerne wynagrodzenie otrzymywali pracujący mężczyźni i jak bardzo na ich pracy bogacili się właściciele kopalni. Te rozważania prowadzą do opisu rodzenia się wśród górników myśli rewolucyjnej. Autor podkreśla konieczność walki o lepszy byt, warunki i wynagrodzenie gładko przechodząc do gloryfikacji marksistowskich idei i do wskazania sielanki jaka następuje po wojnie, gdy kopalnia należy do górników, którzy pracują teraz tylko dla siebie. Warto na pewno pominąć te socjalistyczne wtręty, by skupić się na wątku górniczym oraz na wątku historycznym. Morcinek wiele miejsca poświęca walce o polskość Śląska, opisuje powstania, idee Karola Miarki oraz sytuację na Śląsku podczas II wojny światowej. To cenne, szczegółowe informacje, które powinien znać każdy Ślązak i każda Ślązaczka.

O tej książce pisała także nutta tutaj.

Moja ocena: 4/6

Gustaw Morcinek, Pokład Joanny, 452 str., Wydawnictwo Śląsk 1983.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:


wtorek, 7 kwietnia 2015

"Beksińscy. Portret podwójny" Magdalena Grzebałkowska



Małe miasteczka, duże miasta, domy, bloki, mieszkania. Ludzie różni, nudni i ciekawi, zapracowani i bezrobotni, gapiący się w telewizor, mający hobby i nic nie robiący. A gdzieś wśród nich mieszkają osoby jakby z innej planety - wybitne, fascynujące, genialne. Grzebałkowska w swej obszernej biografii szkicuje niezwykle dokładny obraz takich osób czyli ojca i syna Beksińskiego. 

Znana mi już z absolutnie genialnej biografii księdza Twardowskiego Grzebałkowska powtórnie potwierdziła swoją klasę. Przestudiowała niewyobrażalną ilość tekstów źródłowych, są wśród nich listy pisane przez obu Beksińskich, jest prowadzony przez Zdzisława videodziennik, należą do nich setki rozmów, spotkań, aż w końcu nieuchwytne emocje i intuicja. 
Grzebałkowska łapie te wszystkie nitki, składa kawałki puzzli i tworzy mroczną, fascynującą opowieść o Beksińskich, równocześnie dbając o jak najbardziej obiektywny obraz ich życia. Autorka stara się naświetlić życie Zdzisława i Tomasza z przeróżnych perspektyw, a przede wszystkim uniknąć sensacji. Tragiczna śmierć obu mężczyzn nie rzutuje na ton reportażu, mimo że stale jest w książce obecna. Grzebałkowska nie unika tego tematu, świadomie ukazuje bliskość śmierci, ale unika sensacyjnego posmaku, jaki mogłaby ta powieść mieć.

Zdzisław Beksiński to nie tylko malarz, to fascynat filmu, muzyki, techniki, kolekcjoner i wieczny poszukiwacz. To człowiek, który potrzebuje miłości, ogromny altruista, a równocześnie ktoś, kto tej miłości nie potrafi okazać. Samotnik, który wiecznie szuka uczucia i opieki, uzależniony od żony, niepewny w kontaktach międzyludzkich, człowiek, który bezpiecznie czuje się tylko w swoim mikrokosmosie. 

Tomasz Beksiński w wielu cechach bardzo podobny do ojca - jak on samotny, jak on pedantyczny kolekcjoner, wielbiciel filmu i muzyki. Człowiek niespokojnego ducha, ekstrawagancki, ekscentryczny, egotyk, który wiecznie szuka miłości. 

Ojca i syna łączy tak wiele, oboje kręcą się wokół siebie i nie potrafią odnaleźć porozumienia. Grzebałkowska wydaje kncentrować się na Beksińskim-ojcu i Beksińskim-synu, odsuwając ich artystyczne, spełnione przecież, życie na drugi plan. To powieść o relacjach międzyludzkich, o śmierci i miłości, o niedostosowaniu do świata, o inności i wyobcowaniu.

Beksińskich można czytać tylko jako biografię, ale taki odbiór wyrządziłby autorce krzywdę. Nie można pominąć wielowymiarowości tego reporterskiego dzieła. To książka, do której się wraca, o której się myśli i która uczy pokory.

Moja ocena: 6/6

Magdalena Grzebałkowska, Beksińscy. Portret podwójny, 480 str., Wydawnictwo Znak 2014.

niedziela, 5 kwietnia 2015

"Kōmisorz Hanusik" Marcin Melon


Moje drugie spotkanie z literaturą śląską było wyjątkowo udane. Marcin Melon stworzył książkę unikatową. Kōmisorz Hanusik z założenia ma być kryminałem, jeśli jednak spodziewacie się powieści o zawrotnej akcji to lepiej się z Kōmisorzem nie zaznajmiajcie. Książka Melona to raczej zbiór opowiadań, które łączy postać Hanusika - Ślązka pełną gębą, samotnika o mocnej głowie, który nie stroni od różnych uciech doczesnego żywota.

Każde z opowiadań poświęcone jest innemu przypadkowi, którymi zajmuje się Kōmisorz. Wszystkie jednak coś łączy - ludowe opowieści czyli magia śląskich wierzeń. Melon wprowadził na karty swojej powieści całą gamę śląskich beboków - nie brak tu skarbnika, nie brak utopca, połednicy czy Fojermona. I właśnie owe beboki są najmocniejszą stroną tej książki. Każde śląskie dziecko o wielu tych postaciach słyszało, dla mnie to była niezwykle nostalgiczna wyprawa w dzieciństwo. Co więcej jakoś nigdy nie zastanawiałam się nad ich etymologią, mojej wiedzy daleko do systematyczności i bardzo jestem wdzięczna autorowi za przypomnienie mi tego tematu, który od teraz awansuje do ścisłego kręgu moich zainteresowań.

Książka Melona to jednak nie tylko powrót do śląskiego folkloru, to także wizja współczesnego Śląska. Melonowy Śląsk jest silny, autonomiczny niemal, Ślązacy są dumni ze swojej godki i nie wstydzą się własnej kultury, no i bez pardonu podśmiechują się z goroli. Książkowy Śląsk się zmienia, niektóre z miast upadają, niektóre rozkwitają - przekonajcie się sami!

A sam Achim Hanusik to swojski chłop - samotnik, wychowany przez babcię, lubi pohulać, ale nie boi się też roboty. Typowy Ślązak, można by powiedzieć. Sympatyczny i kanciasty zarazem.

Śląski Melona czytał się dużo łatwiej niż w przypadku "Listów z Rzymu". Tematyka policyjna i codzienne życie są łatwiejszym tematem, a i autorowi świetnie udało się oddać gwarę. W wielu miejscach pękałam ze śmiechu, wiele razy przypomniałam sobie o już zapomnianym słowie, a po lekturze naszła mnie przemożna ochota pogodoć, niestety czytałam tę książkę w drodze ze Śląska. Z przyjemnością sięgnę po kolejny tom o Hanusiku, a Ślązaczkom i Ślązakom z serca polecam tę pyszną książkę!

Moja ocena: 6/6

Marcin Melon, Kōmisorz Hanusik, 222 str., Wydawnictwo Silesia Progress.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości:


środa, 1 kwietnia 2015

Statystyka marzec 2015

Przeczytane książki: 7

Ilość stron: 2213

Książki w ramach wyzwania projekt nobliści: 0
Książki w ramach wyzwania południowoamerykańskiego: 1
Książki w ramach wyzwania Czytamy Zolę: 0


Najlepsza książka: "Beksińscy. Portret podwójny" Magdalena Grzebałkowska oraz "Kōmisorz Hanusik" Marcin Melon

Ilość książek w stosie: 103