niedziela, 28 lutego 2010

Statystyka luty 2010

Przeczytane książki: 9 (w tym 1 audiobook)
Ilo ść stron: 2413
Książki w ramach Projektu Nobliści: 1
Książki w ramach wyzwania południowego: 1
Książki w ramach wyzwania nagrody literackie: 0
Kraje w ramach wyzwania peryferyjnego: 0
Najlepsza książka: "Opowieści chłodnego morza" Pawła Huelle

Ilość książek w stosie: 95 (ehem, proszę nie zaglądać do postu podsumowującego rok 2009)
ubyło -7
przybyło +28
- z podaja: 8
- z Tauschticket: 1
- z wymiany prywatnej: 8
- z piwnicy: 2
- egzemplarze recenzenckie: 9

Stosikowe losowanie runda 4 - pary

Do udziału zgłosiło się aż 14 osób, a pary wyglądają tak:

Kalio wybiera numer książki dla Anny (w stosie 76 pozycji) - nr 68
Anna wybiera numer książki dla Tuchy (w stosie 35 pozycji) - nr 19
Tucha wybiera numer książki dla Miss Jacbos (w stosie 20 pozycji) - nr 13
Miss Jacobs wybiera numer książki dla Patrycji Antoniny (w stosie 15 pozycji) - nr 5
Patrycja Antonina wybiera numer książki dla Paidei (w stosie 36 pozycji) - nr 30
Paideia wybiera numer książki dla Molly (w stosie 10 pozycji) - nr 7
Molly wybiera numer książki dla Smoka (w stosie 16 pozycji) - nr 7
Smok wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 78 pozycji) - nr 28
Maniaczytania wybiera numer książki dla Izy (w stosie 30 pozycji) - nr 15
Iza wybiera numer książki dla Aquedity (w stosie 11 pozycji) - nr 3
Aquedita wybiera numer książki dla madmad35 (w stosie 24 pozycje) - nr 22
Madmad35 wybiera numer książki dla Edith (w stosie 22 pozycje) - nr 17
Edith wybiera numer książki dla Hajfy (w stosie 27 pozycji) - nr 8
Hajfa wybiera numer książki dla Kalio (w stosie 85 pozycji) - nr 85

Proszę o podanie wybranego numeru w komentarzach, a po przeczytaniu linka do recenzji. Wszelkie aktualizacje widoczne są w poście podlinkowanym w zakładkach.
Miłej lektury!

sobota, 27 lutego 2010

"Dzikie palmy" William Faulkner


Bardzo cieszyłam się na poznanie Faulknera. Podejrzewałam, że może stać się jednym z moich ulubionych pisarzy. Hmm, chyba jednak nie, bo "Dzikie palmy" zupełnie mnie nie zachwyciły.

Faulkner opowiada historię Charlotte i Harry'ego. Harry, młody lekarz, zakochuje się w Charlotte, mężatce, matce dwójki dzieci, o artystycznym zacięciu. Charlotte odwzajemnia uczucie Harry'ego i wyjeżdża z nim. Para kochanków przemieszcza się po Stanach, nie tylko południowych, bo pewien czas spędzają w Utah, gdzie Harry przyjmuję posadę lekarza, odpowiedzialnego za zdrowie pracowników kopalni, mieszczących się w tamtejszych górach. Harry stale zatroskany jest o zdobywanie pożywienia, szukanie pracy, dzięki której mógłby utrzymywać Charlotte. Te problemy zdają się jednak nie zaprzątać głowy Charlotte, która poświęca się pracy artystycznej i miłości. Parę poznajemy, gdy mieszka w ubogim domku na brzegu Misissippi - Harry troszczy się o chorą Charlotte. Faulkner przedstawia parę widzianą oczyma lekarza, sąsiada, który wraz z żoną snuj e na ich temat domysły.

Nie polubiłam ani Harry'ego, ani Charlotte. Charlotte, kobieta wyemancypowana, żyjąca na przekór regułom, obowiązującym w latach trzydziestych XX wieku, artystka i kochanka, nie wzbudziła we mnie ani odrobiny sympatii. Porzuciła na rzecz swojego uczucia dwie malutkie córeczki. Uczucia jednak słabo w moich oczach widocznego. Nie potrafiłam odczytać rzekomej głębokiej miłości do Harry'ego.
Harry, młody lekarz, pozostający pod wpływem kochanki działa nieracjonalnie, impulsywnie. Jego uczucie staje się widoczne dopiero pod koniec powieści.

Brakuje mi podstawy działań bohaterów. Rzekoma namiętność, która ich połączyła, wydaje się być blada, naciągana wręcz. Faulkner w niezwykle rozbudowanych zdaniach opisuje odczucia i myśli bohaterów, przede wszystkim Harry'ego, by płynnie przejść do zdań krótkich, wręcz potocznych, gdy opisuje życie codzienne. Działaniom bohaterów towarzyszą palmy, ich szelest i łopotanie liści. Wydają się one być strażniczkami ich życia.

Faulkner niestety mnie rozczarował. Mo że dobrałam na początek złą powieść. Niestety nie przypadła mi do gustu jej tematyka i pewnie to zdcydowałam, że czytałam ją aż tydzień. Obawiam się, że nieprędko dam Faulknerowi kolejną szansę.

Moja ocena: 3/6

William Faulkner, Wilde Palmen, tł. Helmut M. Braem i Elisabeth Kaiser, 202 str., Suhrkamp.

środa, 24 lutego 2010

Stosikowe losowanie runda 4

Zapraszam do rundy 4. Proszę o zgłoszenia pod tym postem, wraz z podaniem ilości książek w stosie. Zgłoszenia przyjmuję do niedzieli włącznie, wieczorem rozlosuję pary. Poprzednie uczestniczki również proszę o ponowne zgłoszenie.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest redukcja książek w stosie.
2. Uczestnicy dobierani są w pary i wybierają dla partnera numer książki do przeczytania.
3. Wylosowaną książkę należy przeczytać w ciągu miesiąca.
4. Mile widziana recenzja.
5. Jeśli wylosowana książka jest jedną z cyklu można zacząć czytać od pierwszego tomu.

Zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia!

wtorek, 23 lutego 2010

Kolejne wyróżnienia i łańcuszek

Ostatnio mniej miałam czasu na pisanie, czas nadrobić zaległości:)
Jeszcze trzykrotnie zaszczycona zostałam wyróżnieniem:


Serdecznie dziękuję Barnadetcie, Paidei i Edith. Od Edith otrzymałam chyba największą pochwałę, jaką blogowicz może dostać - bardzo mi miło, że zainspirowałam Cię do pisania bloga.

Maniaczytania natomiast zaprosiła mnie do odpowiedzenia na kilka pytań:

1. Czy dajesz książkom drugą szansę, czyli czy wracasz czasem do książek niedoczytanych? Jeśli możesz, podaj przykład książki, która po powrocie okaząła się być jednak udaną lekturą.

Dopiero od niedawna odkładam książki. Kiedyś każdą książkę musiałam skończyć. A może kiedyś lepiej dobierałam lektury? Może teraz stałam się bardziej krytyczna? Tak więc przerywam książki. W przypadku niektórych wiem, że już do nich nie wrócę - do Kena Folleta na przykład. Są jednak takie, którym chciałabym dać jeszcze szansę, np. "Krystynie, córce Lawransa" czy książkom Rushdiego w ogóle. Ale to dopiero plany na przyszłość, więc na drugą część pytania nie mogę odpowiedzieć.

2. Ostatnio usłyszałam na antenie radiowej o nowym gadżecie dla książkowych maniaków - okularach "pryzmatycznych". Mając te okulary na nosie można czytać książki leżąc na łóżku, trzymając książkę na brzuchu i patrząc w sufit :) Czy myślisz, że to fajny gadżet i rzeczywiście by Ci się przydał?

Nie mam pojęcia, musiałabym wypróbować jak to się ma do mojego kręgosłupa szyjnego i czy dobrze czytałoby się leżąć na łóżku wodnym. Obawiam się też, że nie miałabym czasu na korzystanie z takich okularów, bo zazwyczaj czytam przy okazji. Okazją może być karmienie dziecka lub siebie, usypianie, wizyta w toalecie albo wannie, zabawa z dzieckiem starszym, stanie w korku, czekanie u lekarza, przerwa na reklamy podczas olimpiady....

3. Czy zbierasz książki z jakiejś serii wydawniczej? Z jakiej/ jakich?

Raczej nie, odchodzę od zbierania książek w ogóle. Zbieram za to książki o Świecie Dysku, Jeżycjadę. Bardziej z sentymentu chyba niż z potrzeby posiadania.

Więcej pytań chyba zadawać nie będę. Nominacji do wyróżnienia także już dokonałam. Nie wiedzieć jednak czemu, zapomniałam wtedy o blogu be.el - jestem niezmiennie pod wrażeniem jej pomysłów na zabawy z dziećmi. Chylę czoła przed pracami ręcznymi, bo sama mam dwie lewe ręce. Tak więc wyróżnienie wędruje do bloga Półeczka z książkami.

"Mängelexemplar" Sarah Kuttner


Sarah Kuttner, znana w Niemczech jako była prezenterka programu muzycznego VIVA, napisała książkę. I to całkiem niezłą książkę.

Główna bohaterka Karo jest męcząca, niecierpliwa i głośna. I ma problem. Właśnie straciła pracę. Do tego jej związek z Philippem zaczyna si ę psuć. Koniec z organizowaniem imprez, szybkim życiem i lansem. W zamian Karo ma ataki paniki i kołatanie serca. Po wizycie u psychoterapeutki Karo dowiaduje się, że cierpi na depresję.
I proszę nie sugerować się tym krótkim streszczeniem, Kuttner potrafiła na tej podstawie napisać całkiem zgrabną książkę. Poznajemy bowiem Karo w momencie wizyty u nowego psychiatry, który oświadcza, że depresja to "fucking event", a Karo streszcza mu dotychczasowy przebieg walki z depresją. Robi to dowcipnie, samokrytycznie i drobiazgowo. Kuttner udaje się naszkicować obraz choroby i przede wszystkim walki z nią bez zbędnego moralizatorstwa. Może trochę zbyt wiele tu metafor, niektóre wydają się być wręcz na siłę dowcipne, ale jestem w stanie przymknąć na ten fakt oko.

"Mängelexemplar" to w jaki ś sposób książka ważna, tematyzująca chorobę, która może dosięgnąć każdego - także młodą dziewczynę, prowadzącą beztroskie życie. Dzięki lekkiemu językowi ma ona szansę trafić do masowego czytelnika.

Audiobook został nagrany przez samą autorkę, która sprostała temu zadaniu - słuchanie jej to sama przyjemność. Kuttner naprawd ę świetnie przeczytała swoją powieść - utrzymaną przecież praktycznie w formie monologu.
Jednym słowem polecam!

Moja ocena: 4,5/6

Sarah Kuttner, Mängelexemplar, 272 str., Fischer.

sobota, 20 lutego 2010

"Chińczyk" Henning Mankell


Ostatni raz miałam z Mankellem do czynienia pod koniec roku 2004. Wtedy skończyłam czytać cykl o Wallanderze. Od tego czasu nie ciągnęło mnie już do jego książek, aczkolwiek kryminały z Wallanderem w roli głównej bardzo mi się podobały.
Całkiem przypadkowo dostałam w zeszłą niedzielę "Chińczyka" z zadaniem przeczytania w ciągu tygodnia. Udało się, choć ostatnie dwieście-trzysta stron niestety się dłużyło.

Mankell rozpoczyna ostro masowym zabójstwem w małej, przysypanej śniegiem wiosce. Niemal wszyscy mieszkańcy, jak się okazuje spokrewnieni ze sobą, zostają brutalnie zamordowani. Rezolutna policjantka Vivi Sundberg rozpoczyna śledztwo. Już, już zdążyłam Vivi polubić, gdy Mankell wprowadza kolejną bohaterkę - Birgittę Roslin. Roslin jest sędzią i odkrywa, że jedno z zamorodowanych małżeństw było rodzicami zastępczymi jej matki. Birgitta wyjeżdża do miasteczka, nieopodal którego dokonano zbrodni, i rozpoczyna własne śledztwo. Roslin trafia na tropy prowadzące do Chińczyka, który odwiedził miasto w noc poprzedzającą zabójstwa. Vivi Sundberg wydaje się nie brać na serio przypuszczeń Birgitty, która po przeczytaniu pamiętników odnalezionych w domu przybranych dziadków, zagłębia się w rozwiązanie sprawy jeszcze bardziej. Od tego momentu Mankell koncentruje się na Roslin, która jest dość bezpłciową osobą. Małżeństwo jej przechodzi lekki kryzys, ona cierpi na pierwsze przypadłości wieku średniego w postaci nadciśnienia i zagłębia się we wspomnienia, gdy to angażowała się w działania studentów, wspierających Mao. Mankell rozwija wątek chiński - uszczęśliwia czytelnika streszczeniem pieciogodzinnej przemowy, rozwlekłymi opisami sytuacji w Chinach oraz w Afryce. Wiele miejsca poświęca opisom działania partii, sytuacji we współczesnych Chinach oraz w Zimbabwe i Mozambiku. Ta część książki zdecydowanie mnie wynudziła.

Wartka akcja zaczęła już wyhamowywać, gdy Mankell zaczął opisywać historię chłopów chińskich, którzy zostali porwani z Kantonu i przewiezieni na kontynent amerykański, gdzie w najcięższych warunkach budowali kolej. Dopiero na ostatnich stronach powieści autor wraca do rozwiązania zagadki kryminalnej, pozostawiając w czytelniku niedosyt. Liczne niedomówienia, pospieszne zakończenie akcji nasuwają porównanie powieści do rozpędzonego samochodu, który nagle wyhamowuje, by powoli znów ruszyć, ale zdecydowanie bez początkowej energii. I o ile na początku powieści byłam zachwycona i zdolna byłam dać jej najwyższą notę, to od momentu przeniesienia się do Chin mój entuzjazm spadał ze strony na stronę.

Nie należy oczekiwać od "Chińczyka" stricte kryminału. To powieść z wątkami społecznymi, politycznymi, historycznymi, pozostawiająca jednak wrażenie, że autor próbował złapać zbyt wiele srok za ogony. Nie odbierałam wszystkich dodatkowych wątków jako wzbogacenia czy nawet urozmaicenia akcji, a raczej jako elementy przeszkadzające.
Mimo to dobrze czyta si ę (mimo kilku literówek) Mankella i jestem skłonna "Chińczyka" polecić - tylko pamiętajcie, że to nie zagadaka kryminalna stoi w centrum uwagi!

Moja ocena: 4/6

Henning Mankell, Chińczyk, tł. Ewa Wojciechowska, 601 str., WAB.

poniedziałek, 15 lutego 2010

"Czytelniczka znakomita" Alan Bennett


Królowa angielska uwielbia swoje psy. Psy codziennie wyprowadza na spacer po pałacowych ogrodach. Pewnego dnia psy zachwoują się inaczej niż zwykle. Uciekają w dotąd nieodwiedzany zaułek, gdzie Królowa trafia na biblioteczny autobus. Jako że Królowa zawsze jest uprzejma i troszczy się o dobre stosunki z poddanymi, wstępuje do autobusu by przeprosić za ujadające psy. Królowa jest także osobą nad wyraz obowiązkową i czuje się zobowiązana wypożyczyć książkę. W autobusie poznaje pracownika kuchni Normana, który zachwyca ją swoją wiedzą o książkach. Królowa, nadal kierowana nadzwycajnym poczuciem obowiązku, czyta wypożyczoną książkę i tydzień później zwraca ją w autobusie. Wypożycza kolejną i prowadzi kolejną ciekawą rozmowę z Normanem. Co tu dużo mówić: Królowa staje się molem książkowym, a Norman jej doradcą na tym polu. Z dnia na dzień Królowa odkrywa ile czasu utraciła, ilu autorów już poznała, nie znawszy ani jednej ich książki. Stara się to nadrobić i czyta wszędzie, nawet w powozie podczas machania do poddanych. Jej nałóg staje się uciążliwy dla otoczenia i dyskretnie przez nie zwalczany. Jak to możliwe, że Królowa zaczyna się spóźniać, że skraca audiencje, ża podczas niezobowiązujących spotkań z poddanymi już nie pyta o stan dróg, a o aktualną lekturę. Wszak to skandal, jej sekretarz Sir Kevin próbuje ze wszystkich sił to zmienić. Dwór przebąkuje o starzeniu i dziwaczeniu Królowej, która tymczasem zachwycona jest wyjątkową ostrością swojego umysłu. I wcale nie przeszkadza jej fakt, że ma mniej czasu i zainteresowania własną garderobą i cotygodniowymi rozmowami z premierem.

Bennett napisał hymn pochwalny czytania. Czytać można w każdym wieku, dzięki czytaniu możliwe jest zachowanie ostrości umysłu, a następstwego tej czynności jest rozwój inteletualny. Banały, prawda? Przecież wszyscy to wiemy. Jednak Bennettowi udało się przekazać te prawdy w sposób dowcipny, subtelny, iskrzący od angielskiego humoru. Warto sięgnąć po tę przypowiastkę, ale także warto sprezentować ją niedoszłym molom książkowym, może będzie miała takie same działanie jak pewien autobus biblioteczny?

Zachwycona jestem piękną płócienną okładką w moim ulubionym kolorze.

Moja ocena: 5/6

Alan Bennett, Die souveräne Leserin, tł. Ingo Herzke, 115 str., Wagenbach.

niedziela, 14 lutego 2010

"Reisefieber" Mikołaj Łoziński

Od bardzo dawna chciałam przeczytać tę książkę. Zamawiając ostatnio kilka pozycji w promocji Znaku przygarnęłam i Łozińskiego. Gdy wreszcie trzymałam książkę w rękach, zaskoczona byłam jak niewielkiej jest objętości. A gdy zaczęłam czytać kompletnie zaskoczyła mnie treść. Sądząc po tytule, spodziewałam się książki w jakimś sensie traktującej o podróżach, nie wiedzieć dlaczego, sądziłam, że to zbiór myśli i podróżniczych zapisków. Tymczasem to powieść psychologiczna. Dziennikarz i niedoszły autor powieści nowoczesnej Daniel leci do Paryża, gdzie zmarła jego matka. Pobyt w Paryżu i odkrywanie ostatnich lat życia matki, z którą syn od dawna nie utrzymywał kontaktu, stanie się przyczynkiem do podróży (więc w jakimś sensie podróż jest!) wewnątrz siebie. Wraz ze stopniowym rekonstruowaniem własnych wspomnień i docieraniem do faktów z życia Astrid - matki Daniela - wydaje się on dojrzewać i dorastać. To powieść po części o czasie utraconym. Dopiero po śmierci matki Daniel rozumie ile utracił, a przyczyny zerwania kontaktów z matką wydają się być nieistotne. Prawda wszystkim znana, banalna więc, ale jak trudno wykonywalna!
Daniel w czasie swoich poszukiwań odkryje zupełnie inny obraz Astrid, pozna osoby z jej otoczenia i dowie się istotnych faktów o sobie. Czy zmieni swoje życie?
Nie dotarłam jeszcze do sensu wszystkich motywów i rozmów - czy życie w rytmie obcinania paznokci odzwierciedla wnętrze Daniela, jego psychikę; jaki sens mają rozmowy z psycholożką Astrid?

Łoziński znakomicie konstruuje swoją powieść - ostatnie przeżycia Astrid przeplatają się z pobytem Daniela w Paryżu. Ostatnie rozdziały to mistrzostwo świata: naprzemiennie czytamy o Astrid i o Danielu, napięcie wręcz pulsuje, opanowuje czytelnika, nie pozwala wypuścić książki z rąk. Chciałoby się wręcz biegiem podążać za każdym słowem, a tu trzeba spokoju, by zrozumieć, by ogarnąć, by doszukać się drugiego dna.
Gdy odłożyłam książkę byłam najpierw rozczarowana - spodziewałam się przecież odkrywczej treści. Dopiero dobę po przeczytaniu zaczynam ją doceniać. Przede wszystkim za konstrukcję i język. Za dojrzałość także. Nie odczuwam oczekiwanych fajerwerków ale to z pewnością kawałek dobrej literatury.

Moja ocena: 5/6

Mikołaj Łoziński, Reisefieber, 162 str., Znak.

czwartek, 11 lutego 2010

"Zegar słoneczny" Maarten 't Hart


Leonie niespodziewanie otrzymuje duży spadek. Jej przyjaciółka, Róża, nagle, w dość tajemniczych okolicznościach, umiera i jedyną spadkobierczynią czyni właśnie Leonie. Po wizycie u notariusza okazuje się, że Leonie nie znała do końca swojej przyjaciółki. Krok po kroku, po zamieszkaniu w jej luksusowym apartamencie, odkrywa szczegóły jej życia, równocześnie starając się poznać okoliczności jej śmierci. Okazuje się bowiem, że nie tylko Leonie zaczyna podejrzewać, że przyczyna śmierci Róży nie była naturalna. Należy więc odkryć skąd Róża miała pieniądze na ekskluzywne życie i komu to przeszkadzało.

't Hart napisał powieść po części kryminalną, po części psychologiczną. Leonie wprawdzie stara się odszukać przyczynę śmierci czy też mordercę Róży, równocześnie jednak zaczyna zmieniać swoją osobowość. Coraz bardziej upodabnia się do przyjaciółki, przejmując jej styl ubierania się, uczesanie i sposób bycia. Jej psychika przechodzi spore zmiany, a niepozorna Leonie zamienia się w kobietę przebojową.
Autor wprowadza też kilka ciekawych postaci drugoplanowych - głównie nietypowych znajomych Róży. Mam jednak wrażenie, że naszkicowane są one pobieżnie, brakuje im dopracowania.

Powieść 't Harta ma potencjał, brakuje jej jednak ostatniego szlifu. Autor nakreśla wiele wątków ale nie powiązuje ich ostatecznie - na przykład nie wiadomo skąd zamiłowanie Leonie do biblijnych cytatów oraz jaka jest przyczyna bezdzietności Leonie. Czytelnik poniekąd dostaje Leonie podaną na tacy, musi ją przyjąć jaka jest, nie poznaje bagażu jej doświadczeń, nie zna przyczyn zachowania, może tylko śledzić jej dalszy rozwój.
Mimo to powieść jest sympatycznym czytadłem. Warto przenieść się na kilka godzin do pochmurnej Holandii.

Po raz drugi w ostatnim czasie trafiam na problem tłumaczenia imion. Dlaczego tłumaczka zmienia imię Róży ale pozostawia wszystkie inne w oryginale? Widać także, że tłumaczka nie miała koncepcji na tłumaczenie nazw ulic - niektóre z nich dostają polskie nazwy (zwłaszcza gdy ich znaczenie jest istotne). Nie cierpię takiego mętliku! Przekonana byłam, że aktualnie nie tłumaczy się już imion. I tak jak przy "Podróży Bena" ten fakt zepsuł mi poniekąd lekturę. Czy ktoś mnie może oświecić skąd taka praktyka?

Moja ocena: 3,5/6

Maarten 't Hart, Zegar słoneczny, tł. Maria Zaleska, 282 str., Wydawnictwo Dolnośląskie.

środa, 10 lutego 2010

Co Niemcy czytali w 2009 roku?

Obiecałam nie tak dawno trochę pisać o niemieckim rynku książkowych. Okazało się jednak, że nie jest to takie łatwe, bo moja znajomość powyższego jest dość pobieżna. Postanowiłam więc bardziej zwracać uwagę na to, co się wydaje i co się czyta w Niemczech. Jako że niedawno zakończył się rok 2009 i wszędzie można trafić na podsumowania, zacznę od opisania książek, które były najpoczytniejsze w ostatnim roku.
Takie zestawienia opublikowało niemal każde pismo, mające coś wspólnego z literaturą, choćby to była jedna kolumna tygodniowo.

Moje ulubione książkowe czasopismo Bücher przedstawia dziesięć najważniejszych powieści ubiegłego roku.


Jest wśród nich David Foster Wallace, autor nietłumaczony dotąd na polski, i jego powieść "Infinite Jest", jest ostatnia powieść Roberto Bolano "2666", Peter Henning ze swoją kroniką rodzinną "Die Ängstlichen", Peter Stamm i "Sieben Jahre" - warta uwagi, gdyż jedną z bohaterek jest Polka, najnowsza powieść mieszkającej w Berlinie Węgierki Terézii Mory "Der einzige Mann auf dem Kontinent", "Imię wiatru" Patricka Rothfussa, kolejna powieść chick-lit Kerstin Gier "In Wahrheit wird viel mehr gelogen", najnowsza powieść znanej już w Polsce Veroniki Peters "An Paris hat niemand gedacht", powieść "Verbrechen" prawnika Ferdinanda von Schirach oraz "Ein König für Deutschland" również znanego w Polsce Andreasa Eschbacha.

Sporo niemieckich autorów wśród tych książek, aż wstyd przyznać, żadnego z nich nie czytałam. Zaskoczona jestem, że kilku z nich tłumaczonych było na język polski. Odnoszę wrażenie, że literatura niemiecka nie cieszy się dużą popularnością wśród polskiego czytelnika. Spróbuję choć kilka z tych książek przeczytać w tym roku i podzielić si ę z wami wrażeniami.

Portal społecznościowy lovelybooks, poświęcony całkowicie pasjonatom czytania, zorganizował konkurs na książkę roku 2009. Członkowie portalu wybrali następujące tytuły:

"Złodziejka książek" Markusa Zusaka
"Die Beschenkte" Kristin Cashore
"Alle sieben Wellen" Daniela Glattauera.

Wygranych w innych kategoriach można zobaczyć klikając na link, mieszczący się pod lovelybooks.

Wyróżnienie

Moja immienniczka Ania zaszczyciła mnie wyróżnieniem, za które bardzo serdecznie dziękuję. Szalenie mi miło:)


Początkowo pomyślałam, że nie będę już nikogo wyróżniać (swego czasu przekazałam wyróżnienie innym blogom) ale z drugiej strony warto potraktować tę okazję jako sposobność do budowania wspólnoty blogów książkowych. Wszak powstaje takich blogów coraz więcej, warto się, moim zdaniem, łączyć i wspierać. Tak więc wyróżniam:

Joannę za celne, dające do myślenia felietony, za to, że ciągle mnie inspiruje i zaskakuje,
Engę, bo bardzo podoba mi się wygląd jej bloga oraz za częste, ciekawe recenzje,
Weisse_Taube za germanofilstwo,
AnnęLiwię za całokształt i dające do myślenia recenzje,
Mandżurię za fajnego nicka, wordpressowski wygląd bloga i herbatniki,
Manięczytania za łączenie literatury z kuchnią,
Dededan za to, że jej blog cieszy moje oko i za to, że niemal codziennie pojawia się nowa recenzja.
I mogłabym tak dalej, każdy z blogów, na które zaglądam, stał się nieodłącznym elementem rytuału codziennego przeglądania waszych blogów. Piszcie dalej!

wtorek, 9 lutego 2010

"Twarze" Tove Ditlevesen


Lise jest żoną i matką trójki dzieci. Równocześnie pisze książki dla dzieci. Zajęcie dobre dla kury domowej, nie wymagające uwagi męża. Do momentu gdy Lise zdobywając nagrodę staje się sławna. Sława przynosi ze sobą konieczność kontaktu ze światem zewnętrznym. Lise popada w chorobę psychiczną. Wszędzie wietrzy spisek - sądzi, iż jej mąż, pomoc domowa i lekarz sprzysięgli się przeciwko niej. Po nieudanej próbie samobójczej ląduje w szpitalu, gdzie słyszy głosy i ma halucynacje. Wracając do zdrowia zaczyna odróżniać rzeczywistość od iluzji.
Jej choroba rozwija się na tle konfliktów domowych. Mąż prowadzi bardzo otwarte życie seksualne, o czym opowiada Lise. Pomoc domowa spycha ją na drugi plan, przejmując stery w domu, zdobywając zaufanie dzieci i stając się łóżkową przyjaciółką męża.
Lise stopniowo odkrywa maski otaczających ją osób. Maski przedstawiane wyraźnie jako zmieniające się twarze:

"Ludzie, zajęci innymi sprawami, nie troszczyli się o swoje twarze. W razie potrzeby można było zastąpić starą twarz nową, skardzioną zamrłemu czy komuś śpiącemu, kto potem musiał radzić sobie, jak potrafił."

"To była pielęgniarka. Jej twarz przypominała dziecięcy rysunek, nabazgrany od niechcenia na brzehu zeszytu. Dziewczyna próbowała wypełnić go od wewnątrz, tak jak naciąga się rękawiczkę, żeby sprawdzić, czy jednak pasuje. Próbowała dostosować się do powszechnie przyjętego wyobrażenia o tym, jak powinna wyglądać młoda dziewczyna...".

Tove Ditlevsen, wybitna duńska pisarka, pochodziła z rodziny robotniczej, wiele razy wychodziła za mąż, borykała się z chorobą psychiczną aż do samobójstwa w 1976 roku. "Twarze" to jej najsłyniejszy utwór.

Polecam!
Moja ocena: 5/6

Tove Ditlevsen, Twarze, tł. Elżbieta Frątczak-Nowotny, 136 str., Wydawnictwo Kojro.

poniedziałek, 8 lutego 2010

"Opowieści chłodnego morza" Paweł Huelle


Dawno nie sięgałam po książki Pawła Huellego i to zdecydowanie był błąd. "Opowieści chłodnego morza" to książka nadzwyczaj piękna.
Jedenaście opowiadań. W każdym z nich morze chłodne, morze szumiące - Bałtyk. W każdym z nich człowiek na rozdrożu, w podróży. W podróży, która nie prowadzi dalej, ale pozwala odwrócić się wstecz - zrozumieć przeszłość, zobaczyć ją z innej perspektywy. Bohaterowie niezdecydowani, niepewni, poszukujący, dominują w każdym z opowiadań. Wielu z nich konfrontowanych jest ze śmiercią. Śmiercią, która stawia pytania, odsłania tejemnice, zmienia bieg życia innych.

Huelle przepięknie opisuje życie menonitów, nawiązuje do historii nazwy Półwyspu Hel, przypomina dawnych mieszkańców Kaszub i Żuław. Fascynuj ą mnie takie historyczne nawiązania - odbieram je jako manifest miłości do małej ojczyzny.

Piewsze i ostatnie opowiadanie zdają się spinać zbiór jak klamra, wskazując na motyw księgi, przewijający się w całym zbiorku. Księgi zawierającej mądrość życia, będącej swoistym przewodnikiem. Księgą tą może być Biblia, może nią być Chińska Księga Przemian, a także klasyka literatury greckiej i rzymskiej czy wreszcie katalog wysyłkowy z zabawkami.

Nie sposób pisać o treści opowiadań, by nie uchylić zbyt wiele z ich tajemnicy. Huelle kunsztownie wplata motywy wędrówki i księgi w zwykłe ludzkie losy. Obcowania z misternymi zdaniami Huellego nie można nazwać inaczej niż literacką rozkoszą. Autor potrafi wprowadzić pełen surowości i tajemnicy północny klimat, z którego trudno się otrząsnąć. Co więcej, z którego wcale się otrząsać nie chce!
Bardzo nierozważnym było zaniedbanie Huellego, czas powrócić do jego prozy. To jeden z ważniejszych polskich prozaików.
Bardzo polecam!

Moja ocena: 5/6

Paweł Huelle, Opowieści chłodnego morza, 222 str., Znak.

czwartek, 4 lutego 2010

"Klinika" Sebastian Fitzek


Nie ma co ukrywać, dobry jest Fitzek, oj dobry. Trzyma w napięciu do ostatniej strony, a zagadkę potrafi tak zagmatwać, że nie wiadomo kto kogo i po co:)
Trzy młode kobiety znikają, a gdy po jakimś czasie odnajduje je policja są wrakami człowieka - załamane psychicznie, bez kontaktu z otoczeniem, pogrążone w dziwnej śpiączce. Prasa prześciga się w opowieściach o łamaczu dusz. Tymaczasem, tuż przed Wigilią, nad Berlinem szaleje zamieć stulecia. Mała prywatna klinka psychiatryczna zostaje odcięta od świata. Cierpiący na amnezję Caspar próbuje dociec swojego pochodzenia, a w klinice zaczyna grasować łamacz dusz.
Fitzek z każdą stroną dozuje napięcie, tworząc atmosferę grozy i przerażenia. Od pierwszych stron wrzuca czytelnika w wir akcji, szkicując porażającą scenę gwałtu i tortur.
Sama konstrukcja powieści jest ciekawa, wydarzenia opisane są w kartotece medycznej, która w ramach eksperymentu zostaje przekazane do czytania studentom. Uważny czytelnik thrillerów Fitzka doszuka się nawiązań do innej jego powieści...!
"Klinika" to także gratka dla osób zainetersowanych medycyną, Fitzek, tradycyjnie już, obraca się w świecie psychiatrów, nieoczekiwanych diagnoz i rzadkich zaburzeń.

Książkę zaczęłam słuchać - świetnie czytana wciągnęła od razu, a i ja już lepiej potrafię się skoncentrować na słuchaniu. Niestety kupiłam wybrakowany egzemplarz i po jakimś czasie musiałam się przerzucić na wersję tradycyjną.

Moja ocena: 5/6

Sebastian Fitzek, "Der Seelenbrecher", 352 str, Knaur.

środa, 3 lutego 2010

"Wyznawcy" Zoë Heller


Słynny nowojorski adwokat Joel Litvinoff ma podczas rozprawy sądowej wylew. Podczas gdy Joel le ży nieprzytomny w szpitalu, jego żona Audrey dokonuje nieprzyjemnego odkrycia - poznaje kochankę i syna męża. Jego córki również zmieniają swoje życie. Rosa nawiązuje kontakt z ortodoksyjnymi Żydami, a Karla przechodzi kryzys małżeński i poznaje w szpitalu, w którym pracuje jako pracownik społeczny, Egipcjanina, który akcpetuje ją taką, jaką jest. Przybrany syn Joela i Audrey - Lenny znów wraca do brania narkotyków. Trzeba przyznać, że jest to dość zagmatwana i nietypowa konstelacja rodzinna, w centrum której stoi ekscentryczna Audrey.

Audrey nie da się lubić, wzbudza ona wręcz złość, oburzenie, niechęć. Audrey wszystkich obraża, przekręca intencje innych, szykanuje córki, poniża i ironizuje. Jest po prostu okropna. Audrey jednak także cierpi. Cierpi, gdy odkrywa, że czterdzieści lat małżeństwa z Joelem nie było sielanką. Audrey wie, że nic nie jest w stanie już naprawić, bo Joel umiera. Swoim aroganckim zachowaniem próbuje zachować fason i nadal być dawną, ciętą osóbką.

Heller pisze dowcipnie, barwnie, soczyście. Wiele scen zaskakuje komizmem sytuacyjnym - czyta się je wręcz filmowo. Jej książka wydaje się być stworzona na scenariusz filmowy. Bohaterowie naszkicowani są krótko acz wyraziście, a autorce udaje się w tej, praktycznie niewielkiej objętościowo, książce zawrzeć całą paletę problemów, z jakimi borykają się poszczególne osoby.

Niestety nie podobał mi się przekład powieści, raziły mnie niezręczne zwroty i zbyt bezpośrednie tłumaczenie niektórych wyrażeń.

"Wyznawców" czyta się lekko i szybko - jest to książka akurat na jeden - dwa zimowe wieczory. Mimo tłumaczenia polecam:)

Moja ocena: 3,5/6

Zoe Heller, Wyznawcy, tł. Hanna Pawlikowska-Gannon, 341 str., MUZA.