środa, 31 sierpnia 2011

Statystyka sierpień 2011

Przeczytane książki: 7
Ilość stron: 1736

Książki w ramach wyzwania projekt nobliści: 0
Książki w ramach wyzwania reporterskiego: 0
Książki w ramach wyzwania japońskiego: 0
Książki w ramach wyzwania nagrody literackie: 1
Książki w ramach wyzwania peryferyjnego: 1 (Wybrzeże Kości Słoniowej)
Książki w ramach wyzwania Haruki Murakami: 0
Książki w ramach wyzwania Bracie, siostro, rodzino: 0
Książki w ramach wyzwania koło barw: 0

Najlepsza książka: "Matka odchodzi" Tadeusz Różewicz

Ilość książek w stosie: 133

Na dobre wróciłam do domu i wreszcie postaram się znaleźć więcej czasu dla bloga. Na razie zatrzymuje mnie jeszcze pisanie tekstu dla Archipelagu, ale gdy tylko go skończę planuję ruszyć pełną parą. Teraz czytam właśnie wydaną po niemiecku powieść filipińskiego autora, na spotkanie z którym wkrótce się wybieram.

niedziela, 28 sierpnia 2011

"Dożywocie" Marta Kisiel


Po tej entuzjastycznej recenzji, po prostu musiałam mieć tę książkę. Od razu zamówiłam ją i czekała na mnie w Polsce. Gdy tylko przyjechałam do rodziców zabrałam się za lekturę i niestety wcale się nie zachwyciłam.

Lichotka to gotycki dom, gdzieś w środku lasu, którego właścicielem nieoczekiwanie zostaje Konrad. Stojący na rozdróżu młody literat przyjmuje niespodziewany spadek wraz z dożywociem. Dopiero na miejscu przekona się, co, a raczej kto, kryje się za tajemniczym dożywociem. To przede wszystkim Licho czyli dziecinny, wiecznie zasmarkany z powodu alergii na pióra, maniakalnie sprzątający anioł stróż, cztery utopce, które wciąż korzystają z wanny, kotka Zmora o niezwykle ostrych pazurach, Krakers - mistrz kuchni, zamieszkujący piwnicę i używający do gotowania swoich macek oraz Szczęsny - panicz-widmo, który nieszczęśliwie zakochany popełnił przed dwustu laty samobójstwo. Ów ostatni niezwykle denerwuje Konrada swoim egocentryzmem i zamiłowaniem do kiczowatej poezji.

Mimo zaskoczenia, złości, problemów i długiego okresu adaptacji Konrad pokochuje swoich współmieszkańców. W "Dożywociu" nie dzieje się zbyt wiele, czytelnik śledzi perypetie Konrada ale sama akcja toczy się dość leniwie. Autorka koncentruje się na barwnym portretowaniu mieszkańców Lichotki oraz na, trzeba przyznać, świetnym stylu.

Mnie jednak wyczarowany przez Martę Kisiel świat nie uwiódł, nie bawiły dowcipy, a przygody Konrada nudziły. Kilka razy zastanawiałam się nad przerwaniem lektury, ale jednak byłam ciekawa jak autorka zakończy "Dożywocie" - na szczęście uniknęła łzawych akcentów:)

Moja ocena: 3/6

Marta Kisiel, Dożywocie, 369 str., Wydawnictwo Fabryka Słów, Lublin 2010.

sobota, 27 sierpnia 2011

"Kroniki Jakuba Wędrowycza" Andrzej Pilipiuk


Już jakiś czas temu przeczytałam pierwszą książkę z cyklu o Jakubie Wędrowyczu, niestety dotąd nie miałam okazji jej opisać. W czwartek wróciłam do domu po prawie dwumiesięcznych podróżach, o których krótko pisałam tutaj i powolutku nadrabiam niesamowite zaległości.

Moje wrażenia z "Kronik" niewiele różnią się od tych, które miałam po przeczytaniu "Weźmi czarno kurę", z tą różnicą, że tym razem zabrakło efektu zaskoczenia i niektóre opowiadania mnie nużyły. Najlepszym wydaje mi się być "Z archiwum Y" - cudownie prześmiewcze i przewrotne.

Mam na półce jeszcze jedną książkę z tego cyklu i myślę, że na niej poprzestanę. Nie przeczę, że opwiadania Pilipiuka dostarczają całkiem niezłej rozrywki ale w moim wypadku, co za dużo, to jednak niezdrowo. Ciekawa jestem w jakim stylu utrzymane są inne powieści Pilipiuka? Czytaliście? Polecacie?

Moja ocena: 4/6

Andrzej Pilipiuk, Kroniki Jakuba Wędrowycza, 291 str., Wydawnictwo Fabryka Słów, Lublin 2007.

czwartek, 25 sierpnia 2011

Stosikowe losowanie - runda 9/11

Zapraszam do zgłaszania się do rundy 9. Pary rozlosuję 1 września a na przeczytanie książki mamy czas do końca miesiąca.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.
2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.
3. Wylosowaną książkę należe przeczytać do końca miesiąca.
4. Mile widziana recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.
5. Podsumowanie losowania wraz z linkami znajduje się w zakładkach u góry strony.
6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną częścią cyklu, można zacząć czytanie od pierwszego tomu.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaną liczbą książek w stosie.

wtorek, 16 sierpnia 2011

"Małe zbrodnie małżeńskie" Eric-Emmanuel Schmitt


Po pierwszym niezbyt zachwycającym spotkaniu ze Schmittem, ciekawa byłam kolejnego. Nieprzypadkowo sięgnęłam po tak szczupłą książkę. Kołysząc gorączkującego syna potrzebowałam czegoś łatwego do utrzymania w ręce, a zarazem niezbyt trudnego w odbiorze - "Małe zbrodnie małżeńskie" pasowały jak ulał.
Naprawdę pasowały, bo książkę przeczytałam za jednym zamachem, odłożyłam i już niemal zapomniałam.
Utrzymana w konwencji dramatu powieść to rozmowa między mężem i żoną. Powrócili właśnie ze szpitala, gdzie przebywał mąż, który po wypadku doznał amnezji. Żona przypomina mu ich dotychczasowe życie, jego zwyczaje i powiedzenia, do momentu gdy okazuje się, że amnezja męża nie była tak poważna, jak się wydawało, a żona dotychczasowe życie małżeńskie przygięła nieco d swoich wyobrażeń. Dalsza rozmowa kryje jeszcze kilka niespodzianek.

Eric-Emmanuel Schmitt dokonuje analizy życia małżeńskiego, ustami męża interpretuje problemy i podsuwa rozwiązania ale dobę po przeczytaniu książki nie jestem już w stanie ich streścić.
Reasumując to lekka książka, na jedną - dwie godziny, bez pretensji do pozostawienia po sobie śladu.

Moja ocena: 2/6

Eric-Emmanuel Schmitt, Małe zbrodnie małżeńskie, tł. Barbara Grzegorzewska, 97 str., Wydawnictwo Znak.

niedziela, 14 sierpnia 2011

"Matka odchodzi" Tadeusz Różewicz


"To, co w naszym domu było najdroższe i najpiękniejsze, to Mama."

Książka Różewicza zaskakuje różnorodnością. Nie spodziewałam się tylu form literackich w tak szczupłej przecież pozycji. Po prozatorskim wstępie poety, czytamy relacje pisane przez Stefanię Różewicz. Pierwsza z nich opisuje życie na wsi na początku dwudziestego wieku. To wyśmienity obraz przerażającej biedy, zacofania, braku higieny i wiary w zabobony. W drugiej relacji Stefania Różewicz wspomina narodziny i dzieciństwo małego Tadeusza.
Bezpośrednio po tych klarownych, prostych ale równocześnie bardzo sugestywnych opisach, Różewicz umieścił kilkanaście wierszy. Ta część jest dla mnie zdecydowanie najmniej ciekawa - czytelnicy mojego bloga wiedzą, że za poezja nie przepadam.
Zapiski Różewicza z 1957 roku - roku śmierci matki - uderzają z ogromną siłą w rozczytanego w wierszach czytelnika. Kontrast formy literackiej nie mógłby być większy. Głęboko intymne odczucia, jakie towarzyszą poecie, wspierającego umierającą matkę, boleśnie wdzierają się w świadomość. Przepełnione miłością do matki słowa poety wzruszają swoją prywatnością. Powolne odchodzenie matki, jej cierpienie, zawstydzenie fizjologią wdzierają się w świadomość czytelnika i długo jej nie opuszczą. Różewicz opisuje umieranie matki tak szczerze, dosłownie wręcz, że jego słowa ranią i koją zarazem.
Późniejsze wspomnienia poety, tekst starszego brata Janusza oraz opowiadanie Stanisława Różewicza wraz z czarno-białymi fotografiami dopełniają obrazu matki.

Wszystkie te relacje są bardzo różne. Świat matki jest poukładany, logiczny, rozsądny. Świat syna to chaos, zaplątanie, kluczenie, zabłąkane myśli. Te światy łączy jednak głęboka miłość. Miłość wzruszająca i szczera, miłość bolesna i trudna. Niełatwo ująć w słowa wszystkie aspekty tego uczucia, Różewiczowi to się udało.

Moja ocena: 5/6

Tadeusz Różewicz, Matka odchodzi, 134 str., Wydawnictwo Dolnośląskie

sobota, 13 sierpnia 2011

"Kupię rękę" Agnieszka Szygenda


Olgierd, Mariusz, Iga i Tomek - zaplątani we własne losy, uzależnieni od innych lub od własnych negatywnych uczuć, niezdolni do komunikacji - to czwórka głównych bohaterów powieści Agnieszki Szygendy.

Olgierd prowadzi w gruncie rzeczy szczęśliwe życie - ma miłą, troskliwą żonę, mądre, zdrowe dziecko, świetną pracę w dobrze prosperującej firmie teścia. Ale to osoba pełna gniewu, żądzy władzy, cierpiąca na permanentny brak akceptacji i szukająca go w najbardziej pokrętne sposoby. Jego najnowszym pomysłem jest kupowanie na aukcjach skóry innych ludzi, by umieścić na niej tatuaż. Jego pierwszym "klientem" jest Tomek, który po poznaniu naprawdę perfidnej treści tatuażu przechodzi psychiczne załamanie, a w końcu wewnętrzną przemianę.

Iga uzależniona jest od swojego chłopaka, dla którego zrobi wszystko. By upewnić go w swojej miłości wystawia dla niego na aukcję swoje ciało. Tymczasem Mariusz chce być królem - rządzić wszystkimi i korzystać z życia. Iga dawno go już nie interesuje, ale chętnie żeruje na jej usłużności.

Szygenda nie tylko opisuje losy i myśli swoich bohaterów ale także analizuje ich postępowanie i i jego przyczyny. Niestety te analizy odebrałam jako zbyt dydaktyczne, nachalne wręcz. Zbyt dużo interpretacji i dywagacji nie sprzyja płynnej lekturze i własnym przemyśleniom.

Autorka porusza w swojej powieści kilka istotnych problemów. Po pierwsze potrzebę akceptacji oraz niedostateczną komunikację. Bohaterowie wydają się rekompensować sobie tę drugą rozmowami na forach internetowych. Drugi problem to właśnie rola Internetu w ich życiu - aukcje i pogoń za okazjami dominują w życiu Mariusza czy Olgierda. Tomasz unikając ludzi ze względu na szpecący tatuaż także ucieka się do Internetu.
W drugiej części powieści Szygenda poniekąd rozwiązuje problemy bohaterów - w moim odczuciu jednak zbyt łatwo. Przejażdżka ze starym dziadkiem oraz aż trzy śmierci w rodzinie nagle zmieniają Olgierda. Oprócz wymienionych już dydaktycznych pouczeń zniechęciły mnie takie proste rozwiązania skomplikowanych przecież problemów Olgierda.
Również sposób pisania autorki mnie nie przekonał - wprawdzie cenię sobie krótkie, dobitne zdania, ale styl Szygendy mnie nie przekonał. Na próżno szukałam zachwalanego na innych blogach prześmiewczego stylu i groteski.
Przyznam, że powieść przeczytałam do końca, ciekawa byłam losów bohaterów ale jednak nie jestem w stanie jej polecić.

Moja ocena: 3/6

Agnieszka Szygenda, Kupię rękę, 214 str., Wydawnictwo Bliskie.

piątek, 12 sierpnia 2011

"Die stolze Rebellin" Fatou Keïta


Przypadkowo trafiłam na tę powieść - do lektury skusiło mnie pochodzenie autorki, jeszcze nigdy nie miałam styczności z literaturą z Wybrzeża Kości Słoniowej.
Keïta opowiada historię Malimouny, która mieszka w małej wiosce wraz z matką. Szczęśliwe dzieciństwo kończy się w momencie, gdy dziewczynka przypadkowo unika obrzezania i w wieku czternastu lat zostaje wydana za mąż. Jej mężem okazuje się być starzec, znany w okolicy z zamiłowania do niezwykle młodych wybranek. Malimouna ucieka w noc poślubną, po tym jak mąż ją brutalnie gwałci. Szczęśliwe zrządzenia losu pomagają jej w stolicy znaleźć pracę jako opiekunka dzieci. Co rusz jednak prześladuje ją pech i szczęśliwe chwile się kończą, a Malimouna musi szukać nowego zajęcia. Los zaprowadza ją do Francji, gdzie kończy studia i zakochuje się w swoim nauczycielu. Wraz z nim wraca do ojczyzny, gdzie następują kolejne komplikacje..

Ta niewielka książka zawiera tyle niezwykłych zbiegów okoliczności i szczęśliwych przypadków oraz niespotykanych przeciwności losu, że możnaby nimi obdzielić kilkustetodcinkową telenowelę.
Domyślam się, że autorka chciała w swojej powieści zamieścić jak najwięcej problemów afrykańskich kobiet (obrzezanie, gwałt, brutalność mężczyzn, analfabetyzm) - Malimouna angażuje się w działania organizacji pomagającej kobietom, stąd pewnie tytuł ("Dumna rebeliantka"). Niewątpliwie istotnym aspektem jest także fakt jej powrotu do ojczyzny i rozpoczęcia działalności właśnie tam.

Niestety niedociągnięcia warsztatu pisarskiego są zbyt duże, by książka mogła się podobać. Dodatkowo nie mogłam się oprzeć wrażeniu wtórności wobec "Kwiatu pustyni". Fatou Keïta jest autorką książek dla dzieci i mam wrażenie, że przy tym gatunku literackim powinna pozostać.

Moja ocena: 2/6

Fatou Keïta, Die stolze Rebellin, tł. Sigrid Groß, 166 str., Ullstein

wtorek, 2 sierpnia 2011

Statystyka lipiec 2011

Przeczytane książki: 5 (jedna przerwana)
Ilość stron: 1357

Książki w ramach wyzwania projekt nobliści: 0
Książki w ramach wyzwania reporterskiego: 1
Książki w ramach wyzwania japońskiego: 0
Książki w ramach wyzwania od zmierzchu do świtu: 0
Książki w ramach wyzwania nagrody literackie: 0
Książki w ramach wyzwania peryferyjnego: 0
Książki w ramach wyzwania Haruki Murakami: 1
Książki w ramach wyzwania Bracie, siostro, rodzino: 0
Książki w ramach wyzwania koło barw: 0

Najlepsza książka: "Powiedzcie Zsofice" Magda Szabó

Ilość książek w stosie: 118

W ostatnich tygodniach mam mniej czasu dla bloga, stąd moja sporadyczna obecność. Za około dwa tygodnie powinnam pojawiać się częściej. Czytelniczo lipiec też nie był najlepszy, bardzo długo zatrzymała mnie "Księga niepokoju". Do regularnego czytania wkrótce!

"Berlin-Moskwa. Podróż na piechotę" Wolfgang Büscher


Pewnego dnia Büscher zakłada plecak i rusza z Berlina do Moskwy, przez Polskę i Białoruś. Nie jest to jednak książka z rodzaju blogowych relacji z podróży. Początkowo autor zaskakująco mało pisze o swoich przeżyciach jako wędrowiec na rzecz spostrzeżeń dotyczących mijanych miast i ich uwarunkowań historycznych. II wojna światowa odgrywa tu ogromną rolę. Büscher wciąż spotyka ludzi, którzy relacjonują mu swoje przeżycia z tego okresu, a wszystkie odwiedzane miejsca zdają się nosić piętno polsko-niemieckich stosunków. Część dotycząca Polski zresztą jest dość krótka. Najwięcej miejsca autor poświęca Białorusi – pod każdym względem zaskaującej. Büscher odwiedza zrujnowane miasteczka, których nikt nie remontuje, nocuje w urągających jakiemukolwiek smakowi hotelach, ciesząc się z dachu nad głowem i spotyka interesujące osoby.
Nietypowym dla tego typu relacji jest także język Büschera, który stara się nie wartościować, lecz w krótkich, dosadanych zdaniach opisywać rzeczywistość. Autor nie wyciąga daleko idących wniosków, nie analizuje. Najmocniejszą stroną jego relacji są celne spostrzeżenia, nietypowe spotkania oraz zdolność asymilacji. Büscher staje się w czasie wędrówki Białorusinem, a potem Rosjaninem. Dodać jednak muszę, że autor ma skłonności do uciekania w dygresje, czy nawet w fantazję, gdy opisuje stan swojego ducha, co mi zdecdyowanie najmniej odpowiadało.
Dopiero opuszczając Białoruś i wkraczając do Rosji autor poświęca więcej czasu na opis trudów wędrówki, zmęczenia, głodu, niepewności i dążenia do celu. O samej Rosji dowiadujemy się już mniej niż o poprzednich krajach.
Polskiego czytelnika z pewnością zainteresują przede wszystkim rozdziały dotyczące Polski, choć opisy Białorusi wydają się być dużo bardziej fascynujące. Spojrzenie Niemca jest z pewnością różne od słowiańskiego oka, tak więc tym bardziej ciekawe.
Moja ocena: 4/6
Wolfgang Büscher, Berlin-Moskau, 237 str, Rowohlt Taschenbuch Verlag.

"Księga niepokoju napisana przez Bernarda Soaresa" Fernando Pessoa


„Księga niepokoju“ to dość świeży zakup, po który dzięki stosikowemu losowaniu stosunkowo szybko sięgnęłam. O tym portugalskim pisarzu sporo czytałam, a po literackim spotkaniu z jego przewodnikiem po Lizbonie nabrałam ochoty na poznanie jego najważniejszego dzieła. „Księga niepokoju“ to zapiski Bernarda Soaresa, skromnego buchhaltera, którego całe życie kręci się wokół lizbońskiej Rua dos Duradores oraz biura, w którym pracuje.

Fernando Pessoa poznaje go w jednej z restauracyjek i podejmuje się publikacji jego zapisków. Dodać jednak należy, że Soares to jedno z wielu alter ego pisarza. Teksty składające się na tę powieść znalezione zostały w spuściźnie autora po jego śmierci.

Soares nie koncentruje się na opisie swojego życia lecz na notowaniu spostrzeżeń raczej metafizycznych, przemyśleń dotyczących jego bytu, oraz sensu istnienia. Jego życie jest tak nudne, że nie jest warte opisu, jak sam twierdzi. Dlatego wiele tu myśli na temat sensu istnienia.

Owe rozważania zaskakują pointami, głębią i nietuzinkowością i równocześnie są niewiarygodnie trudne dla czytelnika. Każde zdanie wymaga maksymalnej uwagi, spokoju i namysłu. I mimo, że wiele z nich zachwyciło mnie celnością to po przeczytaniu dokładnie 142 stron z ponad pięciuset z dalszej lektury zrezygnowałam. Przebrnięcie przez te ponad sto stron zabrało mi ponad dwa tygodnie, a lektura nie przysporzyła oczekiwanej satysfakcji. Długo nie chciałam się poddać, do Pessoi odczuwam sympatię ale w końcu dałam za wygraną, bo nie jest to książka do czytania jednym tchem. Należy po nią sięgać przez wiele tygodni, czytać fragmenty, smakować je i rozważać. Ja obiecałam sobie kiedyś ponownie sięgnąć po tę powieść.

Moja ocena: -

Fernando Pessoa, Das Buch der Unruhe des Hilfsbuchhalters Bernardo Soares, tł. Inés Koebel, 556 str., Fischer Taschenbuch Verlag