Po tej entuzjastycznej recenzji, po prostu musiałam mieć tę książkę. Od razu zamówiłam ją i czekała na mnie w Polsce. Gdy tylko przyjechałam do rodziców zabrałam się za lekturę i niestety wcale się nie zachwyciłam.
Lichotka to gotycki dom, gdzieś w środku lasu, którego właścicielem nieoczekiwanie zostaje Konrad. Stojący na rozdróżu młody literat przyjmuje niespodziewany spadek wraz z dożywociem. Dopiero na miejscu przekona się, co, a raczej kto, kryje się za tajemniczym dożywociem. To przede wszystkim Licho czyli dziecinny, wiecznie zasmarkany z powodu alergii na pióra, maniakalnie sprzątający anioł stróż, cztery utopce, które wciąż korzystają z wanny, kotka Zmora o niezwykle ostrych pazurach, Krakers - mistrz kuchni, zamieszkujący piwnicę i używający do gotowania swoich macek oraz Szczęsny - panicz-widmo, który nieszczęśliwie zakochany popełnił przed dwustu laty samobójstwo. Ów ostatni niezwykle denerwuje Konrada swoim egocentryzmem i zamiłowaniem do kiczowatej poezji.
Mimo zaskoczenia, złości, problemów i długiego okresu adaptacji Konrad pokochuje swoich współmieszkańców. W "Dożywociu" nie dzieje się zbyt wiele, czytelnik śledzi perypetie Konrada ale sama akcja toczy się dość leniwie. Autorka koncentruje się na barwnym portretowaniu mieszkańców Lichotki oraz na, trzeba przyznać, świetnym stylu.
Mnie jednak wyczarowany przez Martę Kisiel świat nie uwiódł, nie bawiły dowcipy, a przygody Konrada nudziły. Kilka razy zastanawiałam się nad przerwaniem lektury, ale jednak byłam ciekawa jak autorka zakończy "Dożywocie" - na szczęście uniknęła łzawych akcentów:)
Moja ocena: 3/6
Marta Kisiel, Dożywocie, 369 str., Wydawnictwo Fabryka Słów, Lublin 2010.
Właściwie o czym jest książka? Wydawnictwo sugeruje że to fantastyka.
OdpowiedzUsuńWydaje się twoja opinia całkowicie odmienna od ,,TEJ'' recenzji, jakbyście czytały zupełnie inną książkę. Juz sama mam mętlik w głowie, czy się skusić na ,,Dożywocie'' czy dać sobie spokój. Pomyśle jeszcze i dzięki za szczerą, prawdziwą opinie.
OdpowiedzUsuńA mnie zachwyciła do tego stopnia, że śmiałam się w głos, a powiedzonko "puchowy bydlak" weszło na stałe do naszego domowego języka - zwłaszcza że mamy w domu dwa puchate bydlaki;)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że ta książki bawi te osoby, które odbierają na podobnej fali, co autorka.
Trzeba po prostu się zgrać.
Twoja opinia nie jest odosobniona, bo spotkałam już w necie kilka podobnych:)
Ale to nic, ja pozostaję miłośniczką Licha i bydlaka.
Alleluja:)
Mnie się też nie podobała, do tego stopnia, że nawet o niej nie napisałam, a to dlatego, ze jej nie skończyłam. Nie mogłam się zmusić do czytania dalej. Może jeszcze kiedyś skończę, ale jak na razie podzielam twój pogląd. A zamówiłam ją też po entuzjastycznych recenzjach.
OdpowiedzUsuńA tyle ksiązek miałam w planach, kupiłam właśnie tę. Wrrr
OdpowiedzUsuńWidzę, że wzbudza różne emocje:)
OdpowiedzUsuńCo robić? Najlepiej sięgnąć po książkę i przekonać się w czym rzecz, co też mam zamiar uczynić:)
Ojoj, przykro mi niezmiernie, że przez moją właśnie recenzję (z tej masy pozytywnych recenzji) wydałaś kasę na książkę, która Ci się nie podobała.
OdpowiedzUsuńZapewne Kalio ma rację, trzeba pewnie nadawać na podobnych falach i mieć podobne poczucie humoru.
Ja na razie spotykałam same prawie pozytywne recenzje, do teraz tylko Twoja i Kasi.eire są negatywnymi. Ciekawe, jak będzie dalej... Ja ciągle pozostaję pełna zachwytu, używam "puchatego bydlaka", "matko sadzonko i ojcze nawozie" oraz innych tekstów z tej książki :)
no sama nie wiem, raczej jestem postrzegana jako osoba z dużym poczuciem humoru, a tu taka wtopa, okazuje się, że go nie mam. Mnie się te powiedzonka podobały, nawet sobie je zaczęłam notować, ale po kilkudziesięciu stronach zaczęły mnie męczyć i zaczęłam mieć wrażenie, że jest ich za dużo kosztem treści, że treść służy autorce tylko do tego, żeby upchać jak najwięcej tych fajnych, naprawdę tak sądzę, quotów. I już mnie nie bawiły tylko irytowały. Pomysł dobry, ale coś chyba lekkie przegięcie nastąpiło, jakby o jeden most za daleko. To tyle.
OdpowiedzUsuńMnie można zaliczyć do entuzjastów Lichotki (od czasu, kiedy malutka Lichotka pojawiła się jako opowiadanie w pewnej antologii), ale wiem, że nie każdemu się podoba - pożyczyłam znajomemu, radośnie wymachując i mówiąc mu, że fajne, dowcipne i w ogóle.
OdpowiedzUsuńPrzeczytał, oddał i rzekł: "e, bez rewelacji". Bywa. :)
no, bywa...
OdpowiedzUsuńJa nie widzę problemu - to nie to, że ktoś nie ma poczucia humoru, Kasiu. Na pewno masz. Tylko po prostu autorka nie trafiła w Twoje.
Ja kiedyś miałam tak, że zaśmiewałam się nad jakąś książką, to było coś Chmielewskiej. Czytałam to będą młodą studentką. Po latach do niej wróciłam będąc matką dzieciom i żoną mężowi i jakoś już mnie nie śmieszyła.
Dopiero dziś mogę odpowiedzieć na wasze komentarze. Recenzja Książkowa skusiła mnie, bo raczej lubię takie klimaty, chętnie sięgam po fantastykę, pasuje mi humor Pratchetta ale niestety sposób pisania Kisiel zupełnie mnie nie przekonał. Ani razu nawet się nie uśmiechnęłam. Kasia bardzo celnie ujęła problem "Dożywocia" - wszystkiego jest zdecydowanie "to much". Za dużo jezyka, za mało akcji. Nie jestem fanką powieści akcji, dodam, ale jednak w ksiązkach typu "Dożywocia" musi się coś dziać, bo sama płaszczyzna językowa nie utrzyma powieści.
OdpowiedzUsuńCyrysiu, Evito chyba faktycznie musicie się same przekonać.
Też sięgnęłam po książkę pani Kisiel po entuzjastycznych komentarzach i spotkał mnie totalny zawód. Nawet jej nie skończyłam, bo nie jestem masochistką. Przerost formy nad treścią. Kwieciste zdania nie bawią, ale nużą, brzmią bardzo sztucznie. Szkoda :(
OdpowiedzUsuńAnonimie zgadzam się ze wszystkim!
OdpowiedzUsuńPatrzcie państwo, kto by pomyślał, że kryje się we mnie masochista, bo jestem zdecydowanym fanem. Ba, czekam na więcej :D
OdpowiedzUsuńNo prosze, a ja jednak nie zostalam fanka:( No ale nie musimy sie zawsze zgadzac:)
UsuńŚwinto prowda :D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJeśli ci się książka nie podoba bardzo chętnie ją od ciebie odkupie, daj znać jak coś ;)
OdpowiedzUsuńczarnoka@wp.pl
GosiaK
Niestety już jej nie mam.
Usuń