wtorek, 31 maja 2022

"Kanska. Miłość na Wyspach Owczych" Urszula Chylaszek

 



Kanska daje możliwość, pozstawia szansę, ale nadaje jej oddech niepewności i otwartą furtkę. Kanska to słowo wytrych, może znaczyć wszystko i nic. U Chylaszek oznacza ono wszystko - wszystko to, co w jakiś sposób wiąże się z miłością, partnerstwem, wspólnotą, seksualnością. A wytrychem są tu Wyspy Owcze. Chylaszek podjęła się bowiem tych, zawsze przecież dość kontrowersyjnych, tematów, osadzając je w kontekście tego niewielkiego archipelagu, gdzie rządzi konserwatyzm bazujący na izolacji i odległości.

Nie jest łatwo rozmawiać z Farerami - trzeba wielu podchodów, by wyciągnąć z nich szczere przemyślenia. Chylaszek takich podchodów robi wiele, słucha, podpytuje i umieszcza w kontekście. Swoją opowieść o farerskiej miłości zasadziła na losach dwóch kobiet, które zupełnie nie pasowały ani do środowiska, w którym dorastały, ani do siebie, bo o ich spotkaniu osądził przypadek. Podążamy więc za Evą i Lailą, a przy okazji eksplorujemy poszczególne powiązane z tytułowym tematem wątki. Zatrzymujemy się na dłużej przy homoseksualności, przy religijności, przy pedofilii i gwałtach, przy szukaniu partnera (uwaga na pokrewieństwo!), przy randkowaniu (uwaga na oczy sąsiadów i pogodę) czy antykoncepcji.

Autorka skupia się w swoim reportażu na jednostkowych historiach Farerów, opatrując je danymi statystycznymi czy informacjami ogólnymi, jednak pozostają one w tle. Główne skrzypce w tej książce grają ludzie i ich losy. Podoba mi się, że autorka nie stara się opisać wszystkiego, lecz skupia się tylko na jednym temacie, jak się okazuje w kontekście Wysp Owczych szczególnie ciekawym. Położenie i historia tych wysp mają bowiem decydujący wpływ na to, jak rozwijała się czy przebiegała i nadal rozwija seksualność i miłość w tym miejscu.

Nie jest to opasła książka, powiedziałabym to lektura na jeden wieczór, choć ja czytałam ją nieco dłużej. Oprócz nieoczywistego dla reportażu tematu, zaskakuje fotografiami - to niby krajobrazy, ale nie jak z folderu turystycznego, zamglone, niewyraźne, haczące detalem. 

To ciekawy, nietuzinkowy reportaż, który pokazuje życie tak odległe, a zarazem tak bliskie.

Moja ocena: 5/6

Urszula Chylaszek, Kanska. Miłość na Wyspach Owczych, 255 str., Wydawnictwo Poznańskie 2022.

poniedziałek, 30 maja 2022

"Wróżba: Agneta Pleijel

 


Po tę książkę sięgnęłam jako przygotowanie do lektury Zapachu mężczyzny. Ta druga pozycja została wybrana przez mój klub książkowy, a ja nie przepadam za czytaniem kontynuacji bez znajomości poprzednich publikacji.

Wróżba to autobiograficzna opowieść Pleijel o jej dzieciństwie i dorastaniu. Autorka opisuje swoją rodzinę oraz niezbyt szczęśliwe małżeństwo rodziców - ojciec profesor i matka niespełniona pianistka nie pasowali do siebie. Trzy córki bardzo kochane przez ojca nie potrafiły skleić tego małżeństwa, potęgując wręcz frustrację uwiązanej w domu matki. Częste przeprowadzki rodziny (związane z pracą ojca na różnych uniwersytetach) miały ogromy wpływ na poczucie samotności małej Agnety. Pleijel szkicuje obraz chłodnych domowych stosunków oraz tego, jak próbowała umieścić siebie w trudnej konstelacji rodzinnej. Dziewczynka unika konfliktów, stara się być samowystarczalna, nie wadzić nikomu i z tym dziedzictwem będzie się rozprawiać nastoletnia Agneta już jako osoba poszukująca i eksperymentująca.

To opowieść o rodzinie - ciotkach, wujkach, dziadkach, a szczególnie o ich relacjach, sposobie bycia oraz stosunku do dzieci. Pleijel opisuje swoje wspomnienia z perspektywy dorosłej, nie oszukuje czytelnika, widać, że czasem zawodzi ją pamięć, że nie zawsze sobie przypomina, jakie odczucia targały nią w danym momencie, co nadaje tej autobiografii autentyczności. Pleijel zarazem fantastycznie operuje językiem - jej porównania, metafory, spostrzeżenia zaskakują trafnością, ale i poetyckością, choć jest to język niezwyke lakoniczny świetnie korespondujący z ogromnym poczuciem osamotnienia i niezrozumienia dziewczynki. 


Moja ocena: 4,5/6

Agneta Pleijel, Wróżba. Wspomnienia dziewczynki, tł. Justyna Czechowska, 256 str., Wydawnictwo Karakter 2016.

niedziela, 29 maja 2022

"Kości, które nosisz w kieszeni" Łukasz Barys

 


W literaturze bardzo cenię sobie naturalizm, albo choć realizm, nie przepadam za to za magicznym realizmem, fantastycznymi wizjami i niewytłumaczalnym, co nie oznacza, że tego nie toleruję. U Barysa ta kombinacja zdała bowiem egzamin i jestem w stanie mu wybaczyć fantastyczne odloty Uli, bo świetnie pasują do koncepcji i książki, i głównej bohaterki. Ula jest mała, ale rozumuje i opowiada jak dorosła - zresztą rolę dorosłej musi przejąć, bo mama zajęta jest zapierdolem w Biedronce i kolejnymi konkubentami, babcia natomiast zajęta jest hodowaniem raka i umieraniem. Trzeba się jednak zatroszczyć o Daniela i Sonię, bo są mali i jeszcze nie potrafią się sami wykąpać, zjeść i sobą zająć.

Rodzina Uli mieszka w Pabianicach, w okolicy bardzo pośledniej i estetycznie niezbyt zachęcającej. Wkoło domu łatwiej znaleźć kości i śmieci niż zieleń i place zabaw. Zresztą place zabaw są przereklamowane, lepiej iść na cmentarz i pooglądać groby, a może nawet nawiązać kontakt z co ciekawszymi umarlakami. 

Barys odmalowuje obraz tzw nizin społecznych - ludzi, którzy zaharowują się na śmierć, nie przynosząc wymiernych zysków dla rodziny, ludzi, którzy umierają bez szansy na konkretne leczenie i poprawę zdrowia, dzieci, które wychowują się samopas, obserwując brud, biedę i meliny. I pewnie byłaby to kolejna otrzeźwiająca książka, bo jej akcja, wbrew pozorom, dzieje się jak najbardziej współcześnie, gdyby nie język autora. Fantastyczne porównania, piękna, zbyt literacka jak na główną bohaterkę narracja przetykana raz po raz zdaniami, które są wyjętymi z ust meliniary Waci czy przekleństwami. Na mnie taki język działa do tego stopnia, że zdolna jestem wybaczyć potknięcia. Takim językiem potrafię się zachwycić. Tak jak ujęciem tematu - niby naturalizm i beznadzieja, a jednak jakieś światełko jest, nawet jeśli pod postacią odwiedzających Ulę umarlaków z poprzednich epok. Albo kompulsywnie czytanych książek. Albo kości.
Ciekawa rzecz, będę miała Barysa na uwadze.

Moja ocena: 5/6

Łukasz Barys, Kości, które nosisz w kieszeni, czyt. Marta Dylewska, 144 str., Wydawnictwo Cyranka 2021.


piątek, 27 maja 2022

"Utonęła" Therese Bohman

 


To moje trzecie spotkanie z prozą Bohman i chyba najbardziej udane. Utonęła dosłownie mnie zaczarowała, wciągnęła w swój świat i zachwyciła. Ta debiutancka powieść Szwedki jest niezwykle klimatyczna, pełna niepokoju, podszyta niepewnością. Bohman rewelacyjnie nakreśliła ten klimat, całkowicie mnie porywając.

Marina przyjeżdża na szwedzką prowincję, gdzie mieszka jej siostra Stella z o wiele starszym partnerem Gabrielem - słynnym pisarzem. Gabriel jest przystojny, inteligentny, uroczy, sympatyczny, potrafi prowadzić inspirujące rozmowy i świetnie gotuje. Marinę i Stellę dzieli spora różnica wieku i siostry nie łączy głęboka więź, ale cieszą się ze spotkania. W starym domu po dziadkach Gabriela świetnie można spędzić wakacje, choć Marina zamierza napisać zaległą pracę semestralną. Gdy między Mariną a Gabrielem zaczyna iskrzyć, atmosfera w domu staje się jeszcze bardziej tajemnicza. Gabriel wydaje się używać swojego uroku z premedytacją, by uwieść obie kobiety. Szwedka rewelacyjne stopniuje napięcie oraz nakreśla atmosferę w tej pierwszej części powieści - czyni to za pomocą opisów domu, jego wyposażania, okolicy, roślin, książek, a także obrazów (Marina studiuje historię sztuki). Narracja utkana jest z niedopowiedzeń.
Druga część powieści ponownie rozpoczyna się od przybycia Mariny do domku na wsi - tym razem sytuacja jest zupełnie inna, a kobieta zaczyna stopniowo odkrywać prawdziwe oblicze partnera siostry. 

To powieść o miłości, niezdrowej fascynacji, uwikłaniu, która pulsuje od emocji, przeraża i niepokoi. Jest tu fantastycznie nakreślona atmosfera niepewności i lęku, dobrze oddane stosunki między siostrami i Gabrielem, cudowne tło. Polecam.


Moja ocena: 5/6

Therese Bohman, Utonęła, tł. Justyna Czechowska, czyt. Monika Chrzanowska, 176 str., Wydawnictwo Pauza 2021

środa, 25 maja 2022

"Sempre Susan" Sigrid Nunez

 


Nie czytałam prozy Sontag, nic o niej nie wiem i, co więcej, niespecjalnie jestem nią zainteresowana - bez wyraźnych przyczyn. Ta książka Wydawnictwa Pauza też nie znajdowała się w obszarze moich zainteresowań, a poznałam ją tylko dlatego, że Legimi podsunęło mi audiobooka. Słuchało się go świetnie, więc książkę pochłonęłam błyskawicznie. Nie oznacza to jednak, że powieść Nunez mnie zachwyciła albo że nabrałam chęci do zapoznania się z utworami Sontag.

Sempre Susan nie jest biografią, zresztą podtytuł na to wcale nie wskazuje, słowo "wspomnienie" wydaje się idealnie oddawać istotę tej książki. Nunez, jako młoda kobieta, została asystentką słynnej Sontag - miała pomagać jej w uporządkowaniu i prowadzeniu korespondencji, ale ta rola zupełnie się zmieniła, gdy poznała jej syna i, za aprobatą eseistki, stworzyła z nim związek. Nunez wprowadziła się do mieszkania Sontag, w którym zamieszkali we trójkę, co przyczyniło się do licznych spekulacji na temat istoty tego związku.

Sempre Susan to bardzo osobisty zbiór wspomnień o Sontag, na tyle osobisty, że wielokrotnie zadawałam sobie pytanie, czy to książka bardziej o Susan czy może raczej o Sigrid. Autorka opisuje dość wyrywkowo swoje wspomnienia, kreśląc obraz słynnej eseistki. Ten obraz nie zawsze jest pochlebny - wyłania się z niego nieprzystępna egocentryczka, która zmaga się z ciągłym poczuciem samotności oraz ogromem słabości i lęków. Jej relacja z synem wydaje się być toksyczna, podobnie jak wiele relacji przyjacielskich i romantycznych. Nunez odmalowuje obraz zwykłej kobiety, z wielkim bagażem trosk i zmartwień, z przywarami i zaletami. Nie jest to jednak obraz serdeczny i ciepły, czasem odnosiłam wręcz wrażenie, że Nunez kierowały pobudki negatywne. Zresztą balansuje ona często na granicy nieoceniania i wręcz przeciwnie - wartościowania zachowań i wyglądu Sontag. 

Słuchając tej książki, dotkliwie odczuwałam mój brak wiedzy na temat prozy Sontag. Myślę, że wtedy bardziej doceniłabym wspomnienia Nunez.

Moja ocena: 4/6

Sigrid Nunez, Sempre Susan, tł. Dobromiła Jankowska, czyt. Joanna Domańska, 144 str., Wydawnictwo Pauza 2021.

wtorek, 24 maja 2022

"Ginekolodzy" Jürgen Thorwald

 


Znając Stulecie chirurgów Thorwalda, spodziewałam się dobrze udokumentowanej i pasjonującej opowieści o historii ginekologii. Moje oczekiwania były słuszne, mimo że ta książka nie była w takiej postaci ukończona przez autora. Ginekolodzy to zbiór pozostawionych przez Thorwalda notatek, zapisków, nieukończonych fragmentów i mimo że w niektórych fragmentach jest to widoczne, książka jest absolutnie pasjonująca.

Thorwald sięga daleko wstecz, opisując pierwsze próby pomocy kobietom rodzącym i chorującym na wtedy wstydliwe choroby. Poruszając się po osi czasu, przytacza kolejnych lekarzy, którzy poświęcili się różnorakim aspektom ginekologii. To są porody, łagodzenie bólu, antykoncepcja, nowotwory organów płciowych, badania cytologiczne, cięcia cesarskie itd. Niemiec wspomina jednak także o ogromnej rzeszy kobiet - przede wszystkim akuszerek, których wiedza opierała się na doświadczeniu, obserwacji i intuicji. 

Książka Thorwalda to opowieść o cierpieniu kobiet, o eksperymentowaniu na nich, o skazywaniu ich na cierpienie w imię religii, o traktowaniu ich jako tych gorszych, nie wartych ratowania, o wszechobecnej śmierci. To opowieść o tym, jak trudnym aktem było urodzenie i wychowanie dziecka. O tym, jak ogromną rolę w tej męczarni odgrywała religia i jej nakazy. 

Może nie jest to pełna książka (spory nacisk na lekarzy niemieckich, brak informacji o tabletce antykoncepcyjnej), ale otwiera oczy, porusza i zawiera w sobie ogromne pokłady wiedzy. Thorwald snuje tu także rozważania etyczne, umiejscawia historie lekarzy w kontekście historycznym, szkicuje tło socjologiczne, na którym wyrastały konkretne przekonania. Pasjonująca, ale i smutna lektura, która uświadamia, jak wiele z opisanych przekonań pokutuje do dziś.

Uwaga do audiobooka - po raz kolejny lektor nie zna języka niemieckiego (co do angielskiego też mam wątpliwości), choć w sumie nie wymagam dogłębnej wiedzy, a zaledwie poprawnej wymowy nazwisk. Niektóre z nich były tak przeinaczone, że słuchając książki, nie byłam w stanie sobie wyobrazić ich pisowni. 

Moja ocena: 5/6

Jürgen Thorwald, Ginekolodzy, tł. Anna Wziątek, czyt. Albert Osik, 392 str., Wydawnictwo Marginesy 2016.

poniedziałek, 23 maja 2022

"The Promise" Damon Galgut

 


Ta książka - laureatka Nagrody Bookera z 2021 roku została wybrana przez mój angielski klub książkowy. Nie byłam szczęśliwa z tego wyboru, ale spodziewałam się jednak dobrej, soczystej prozy. Niestety tę książkę dosłownie wymęczyłam. Nie porwały mnie ani charaktery, ani fabuła, ani nie zachwycił język Galguta, który odebrałam jako udziwniony na siłę. 

Południowoafrykańczyk opisuje historię rodziny Swart, zasadzając całą koncepcję powieści na śmierci. Swartowie spotykają się bowiem tylko przy okazji śmierci kolejnych członków rodziny. Pierwsza umiera więc matka - Żydówka, co rodzi wiele konfliktów i problemów z pogrzebem, ponieważ reszta rodziny jest protestancka i powiązana z pewnym, powiedzmy, charyzmatycznym pastorem. To spotkanie pokazuje wiele problemów, jakie tkwią w tej rodzinie. Każde z trójki dzieci toczy swoje własne życie, nie mając ze sobą praktycznie żadnej styczności. Domem zajmuje się czarnoskóra Salome, która zamieszkuje należącą do rodziny ruderę. Matka przed śmiercią wymusza na mężu przyrzeczenie oddania tego domu wiernej służącej, o co do końca będzie walczyć Amor, najmłodsza córka, bo jak się można domyślić, nikt nie ma zamiaru tego przyrzeczenia spełnić. 

Począwszy od roku 1986, Galgut snuje naprzemiennie historię poszczególnych członków rodziny, nie nadając tym postaciom jednak ani krztyny życia czy kolorytu. Były mi one podczas lektury tak zupełnie obojętne, że ich los nie miał szans mnie zainteresować. Zresztą do końca powieści ich charajtery pozostają blade i papierowe. Ich losy nie są ani zaskakujące, ani nie oddają w sposób nowatorski południowoafrykańskich realiów - nie dowiedziałam się niczego, czego bym dotychczas nie wiedziała.
Jeśli miałabym wskazać tu jakiekolwiek interesujące wątki, to będą to charaktery drugoplanowe - które pojawiają się zaledwie na chwilę, ale nawet dzięki tym momentom nadają fabule jakiegokolwiek kolorytu.

Wspominałam na początku o języku - tutaj Galgut postawił na nowatorskość. Jego perspektywa przeskakuje z pierwszej do trzeciej osoby, z dialogu w monolog, od narratora wszystkowiedzącego po osobiste wynurzenia. Taki styl pisania wymaga ogromnej uwagi, choć nie odebrałam go jako wyjątkowo trudny, raczej jako udziwniony i przekombinowany. Nie bardzo rozumiem, czemu ma służyć, bo rozwlekłej fabuły i papierowych postaci ani nie ożywił, ani nie uratował.

Moja ocena: 3/6

Damon Galgut, Das Versprechen, tł. Thomas Mohr, 303 str., Luchterhand 2021.

sobota, 21 maja 2022

"Ja, pustelnik. Autobiografia" Piotr Pustelnik, Piotr Trybalski

 

W tytule mamy autobiografię, a ta książka jednak rasową autobiografią nie jest. To autobiograficzna opowieść stworzona przez dwóch mężczyzn, oparta na dialogach, rozmowach, przemyśleniach, filmach, wiedzy i doświadczeniu. Ta koncepcja wydała mi się o tyle nietypowa, że, słuchając tej książki, dopiero stopniowo orientowałam się w jej konstrukcji, w tym, że nie jest to autobiografia spisana tylko i wyłącznie przez Pustelnika. Taka perspektywa jest jednak ciekawa, wzbogacająca.

Nazwisko Pustelnika było mi oczywiście znane, ale nie miałam wiele pojęcia na temat jego życia i osiągnięć górskich. Nie zdawałam sobie sprawy, że należy on do tych himalaistów, którzy na swój sukces musieli czekać wiele lat i osiągnęli go dopiero w, jak na wspinaczy, późnym wieku. Ta książka to opowieść nie tylko o górach, lecz o życiu. O chorowitym chłopcu, wychuchanym jedynaku, o człowieku na rozdrożu między karierką naukową, górską, a rodziną, o człowieku wątpiącym, pełnym leków i wreszcie o determinacji, walce, odszukiwaniu tego, co daje szczęście. 

Pustelnik pięknie mówi o górach, o swoich słabościach, o walce, pocie, znoju, o sukcesach, ale także o rodzinie, dla której nigdy go nie było. Jego wypowiedzi o byłej żonie i synach pełne są miłości, zrozumienia, pokory. Podobnie ma się sprawa ze wspomnieniami o kolegach - himalaistach. Widać w nich respekt i empatię. 

Z przyjemnością wysłuchałam tej książki i poznałam kolejną sylwetkę ze świata polskiego himalaizmu. 

Moja ocena: 5/6

Piotr Pustelnik, Piotr Trybalski, Ja, pustelnik. Autobiografia, czyt. Ireneusz Czop, 504 str., Wydawnictwo Literackie 2017.

Statystyka kwiecień 2022


Przeczytane książki: 12

Ilość stron: 3276

piątek, 20 maja 2022

"TOPR. Żeby inni mogli przeżyć" Beata Sabała-Zielińska

 


Książka Sabały-Zielińskiej nie jest zbiorem historii o najbardziej spektakularnych akcjach ratunkowych w Tatrach, nie jest też zbiorem gawęd i opowieści, to raczej próba stworzenia jak najbardziej pełnego kompendium wiedzy na temat TOPR-u. Autorka zaczyna więc od historii tej organizacji, jej początków, pierwszych ratowników i krystalizowania się idei stowarzyszenia. Następnie opisuje szczegółowo działanie TOPR-u, skupiając się na wszystkich jego sekcjach - jest tu więc ratownictwo górskie, jaskiniowe, powietrzne, podwodne i oczywiście medyczne. Jest sytuacja finansowa i zawodowa ratowników, jest niełatwa rola i sytuacja ratowniczek. 

Sabała-Zielińska nie skupia się jednak na samych opisach, przeplata je opowieściami i wspomnieniami ratowników i wtedy właśnie przytacza szczegóły najbardziej spektakularnych akcji ratowniczych. Tutaj dopuszcza do głosu samych ratowników, czyniąc to całkowicie bez cenzury. Dzięki temu możemy poznać sposób myślenia tych ludzi, ich poczucie misji, wolę walki o życie. Te historie są fascynujące i można by je czytać i czytać. Oczywiście stanowią one przestrogę dla lekkomyślnych turystów, choć ci pewnie po tę książkę nie sięgną.

Autorce nie udało się ukryć własnej fascynacji ratownikami - jej bezgraniczny podziw jest zrozumiały, ale jednak za bardzo uwypuklony i zbyt często powtarzany. Niemniej to bardzo ciekawa książka, zwłaszcza dla osób zainteresowanych tematami górskimi.

Moja ocena: 4,5/6

Beata Sabała-Zielińska, TOPR. Żeby inni mogli przeżyć, 352 str., czyt. Wojciech Stagenalski, Prószyński i S-ka 2018.

środa, 18 maja 2022

"Służące do wszystkiego" Joanna Kuciel-Frydryszak


Służące do wszystkiego to zaskakująco pasjonująca książka, która opowiada losy chyba najbardziej marginalizowanej grupy służącej, która przecież była niezwykle liczna i, co więcej, była podstawą funkcjonowania każdego mieszczańskiego domu.
Dziewczyny z biednych wiejskich rodzin miały tylko jedną możliwość wybicia się i wyrwania ze swojego środowiska, a było nią pójście na służbę "do państwa". To wyrwanie się jednak było pozorne, zapewniało być może wikt i opierunek, ale często na minimalnym poziomie. Wszystkie te Kaśki, Zośki i Marysie marzyły o dostatnim życiu i o pełnym brzuchu, a stawały się de facto niewolnicami. Ich praca nie podlegała żadnym regulacjom i była pracą nieustanną, wychodne było często pozorną swobodą, do tego ściśle kontrolowaną.

Kuciel-Frydryszak podeszła do tego tematu metodycznie, starając się stworzyć książkę obejmującą wszystkie aspekty służby. Poświęca więc rozdziały pochodzeniu dziewcząt, sposobom szukania pracy, warunkom życia, zakresowi obowiązków, religijności, roli w rodzinie i traktowaniu służących. Z tych rozdziałów wyłania się wielce niepochlebny obraz polskiego mieszczaństwa - dziś bezduszność, roszczeniowość i stosunek do służby wydać się może oburzający i zupełnie nieprzystający do współczesności, ja jednak widzę nadal wiele reperkusji tego stosunku w traktowaniu pracowników i dziś. 

Autorka opowiada historie bezimiennych i anonimowych służących, ale i tych, o których pamięć przetrwała dzięki gazetom, zapiskom oraz powieściom i pamiętnikom. Przeczytamy więc wspomnienia znanych pisarzy takich jak Gombrowicz czy Nałkowska, poznamy zapiski z kronik policyjnych czy ogłoszenia prasowe. Bardzo podobało mi się to wplecenie tekstów, poniekąd źródłowych, w wartką narrację. 

Kuciel-Frydyrszak przedstawia wiele oblicz służących - są te wierne, które chronią z narażeniem życia majątku państwa w czasie wojny, ale są też te, które kombinują, jak podprowadzić cokolwiek z gospodarstwa. Są te mądre, które nigdy nie miały szansy na edukację, ale są także dziewczyny proste, niepiśmienne i nielotne. 

Służące do wszystkiego to bardzo ciekawa pozycja, która ukazuje nie tylko samo życie służących, ale szerszy kontekst - zmiany historyczne, stosunki społeczne, ówczesne warunki życia. Polecam.

Moja ocena: 5/6

Joanna Kuciel-Frydryszak, Służące do wszystkiego, 416 str., czyt. Magdalena Schejbal, Wydawnictwo Marginesy 2018.

poniedziałek, 16 maja 2022

"Z nienawiści do kobiet" Justyna Kopińska

 


To moje trzecie spotkanie z reporterską prozą Justyny Kopińskiej, więc spodziewałam się mocnych, poruszających tekstów i się nie rozczarowałam. Zacznę jednak od końcówki tej książki, czyli od wywiadu z autorką, który okazał się być niezwykle (dla mnie) ciekawy - dobrze poznać autorkę, jej sposób myślenia i pracy, zwłaszcza że nie wiedziałam o niej uprzednio nic. Po tej rozmowie podziwiam ją jeszcze bardziej i doceniam jej pracę.

W tym wydaniu znajdziemy reportaże dotyczące głównie tematów bardzo bolesnych - jest więc między innymi molestowanie dzieci przez księży (bardzo trudny tekst), molestowanie kobiet przez przełożonych w wojsku (tekst napawający bezsilnością), jest dyrektor więzienia, który zabija więźnia (zaskakująca zbrodnia i niemniej zaskakujący proces), ale jest także historia ostatniego klezmera (niekoniecznie pasuje do innych tekstów), sytuacja osób homoseksualnych w kościele (pointa się mi rozmyła) czy opowieść o Violetcie Villas (ciekawy, choć brak wniosków).

Kopińska drąży i zadaje niewygodne pytania, bada i przegląda akta, wysyła maile, dzwoni - czyli odwala całą reporterską robotę, by stworzyć teksty poruszające i dające do myślenia, choć przyznać muszę, że nie wszystkie mają taką samą siłę rażenia, co zapewne ma wiele wspólnego z indywidualaną wrażliwością czytelnika czy czytelniczki.

Nie jest to gruba książka, to krótki zbiór - którego wysłuchałam - dlatego wiem, że bardzo niedobrym zabiegiem jest umieszczenie pod tytułem kluczowych wypowiedzi z danego reportażu. Przyznam, że po lekturze czułam niedosyt - chętnie przeczytałabym tych tekstów więcej, odszukała jakiejś spinającej je klamry, bo, dodać trzeba, tytuł jest bardzo mylący. Ja spodziewałam się tekstów dotyczących wyłącznie kobiet. Drażniące jest także niekonsekwentne używanie feminatywów - nawet w jednym zdaniu. 

Moja ocena: 4/5

Justyna Kopińska, Z nienawiści do kobiet, czyt. Krystyna Czubówna, 224 str., Świat Książki 2018.

piątek, 13 maja 2022

"Cukry" Dorota Kotas


Sięgając po Cukry, nie miałam zupełnie pojęcia, czego się spodziewać. Skusiły mnie pozytywne recenzje oraz możliwość wysłuchania audiobooka, czytanego, nota bene, przez samą autorkę.

Cukry to opowieść autobiograficzna, szczera do bólu, obnażająca myśli autorki, jej życie, ale także rodzinę, w której dorastała. Dorota Kotas od razu na początku pisze o swojej diagnozie spektrum autyzmu, którą otrzymała dopiero jako osoba dorosła. Książka jest więc opisem, w jaki sposób taka osoba myśli, działa, odczuwa. Dowiadujemy się, jak wyglądają interakcje z innymi osobami, jak wyglądało wychowanie, usamodzielnianie się, studia, praca - jednym słowem, jak Dorota Kotas sobie radzi z życiem.
Przy czym autorka opisuje swoje zmagania na tyle pasjonująco, że trudno się od tej książki oderwać, trudno też nie doszukiwać się w niej podobieństw do własnego odczuwania - ja znalazłam ich sporo, choć oczywiście nie na tyle, by podzielić z autorką diagnozę. Kotas nie unika tematów bolesnych, zwłaszcza tych dotyczących rodziny - jej szczerość dotyczy jednak także jej samej. Przyznaje się do błędów, niezrozumień, porażek, a także wątpliwości i niepokojów. Te ostatnie dotyczą także jej pisarstwa, tego, jak sobie radzi z krytyką i odbiorem jej prozy. 

To książka o odnajdywaniu prawdy o sobie, samotnym odnajdywaniu, bo rodzina nie była tu pomocna, a jej działania wręcz kontraproduktywne, utwierdzające autorkę w jej poczuciu inności. Dorastanie nastolatki w spektrum autyzmu, o homoseksualnej orientacji, bez wsparcia bliskich musiało być i było niemal piekłem. Kotas unika jednak dramatyzmu i samoużalania się - jej słowa wystarczą, by zrozumieć i współodczuć.

Przyznam, że wciągnęłam tę książkę niemal kompulsywnie, urzeczona szczerością, autentycznością i bezpretensjonalnością autorki. 

Moja ocena: 5/6

Dorota Kotas, Cukry, czyt. autorka, 168 str., Wydawnictwo Cyranka 2021.

wtorek, 10 maja 2022

"Wyspa kobiet" Lauren Groff

 


Wyspa kobiet to klasztor na angielskiej prowincji, dwunastowieczne miejsce odosobnienia dla kobiet z domów bogatych i biednych. Miejsce pracy, modlitwy i pomocy. W momencie, gdy życie w klasztorze bardziej przypomina koszmar niż harmonię eremu trafia do niego Marie - osiemnastoletnia królewska bękartka, protegowana królowej Eleonory, wywodząca się z rodu silnych kobiet Francuzka. Marie jest krnąbrna, nieokiełznana, rozpieszczona i wcale nie ma ochoty na zostanie przeoryszą. Postawiona jednak przed faktami, na które nie miała wpływu, podejmuje się tego zadania i tworzy dzieło daleko wyrastające poza horyzont ówczesnego społeczeństwa. Marie z pewnością wykracza ponad przeciętną średniowieczną kobietę, co zapewne zawdzięcza rodzinie, w której się urodziła pełnej odważnych i silnych kobiet, a także wychowaniu na dworze wśród szlachcianek i arystokratek. Była zapewne inteligentna i uczyła się, podglądając i korzystając z doświadczenia innych. Wobec perspektywy spędzenia całego życia w klasztorze, decyduje się na przekucie tego losu w coś pożytecznego, co da jej satysfakcję. Nuda, powtarzalność, samotność są dla niej katalizatorem do działania, do stworzenia czegoś lepszego, pełniejszego, dającego satysfakcję. 

Wyspa kobiet to powieść o sile kobiet, wizjonerstwie, siostrzeństwie, przyjaźni, miłości i wreszcie o starości. To powieść, która pokazuje, jak wygląda świat, na którego kształt wpływ mają tylko kobiety. Oczywiście nie jest to nic odkrywczego, przynajmniej dla mnie, ale umieszczenie tej wizji w średniowiecznym anturażu nadaje tej powieści dodatkowego smaku, wymiaru. Widać, że autorka pokusiła się o własne badania epoki, postaci, faktów historycznych, koncentrując się jednak mniej na tych ostatnich, a więcej na konkretnych warunkach życia - zdrowie, seksualność, posiłki, codzienne prace. Nie jest to jednak rasowa powieść historyczna, średniowieczny koloryt jest sposobem na pokazanie roli siostrzeństwa, na stworzenie feministycznej opowieści o sile kobiet. 

Groff, tak jak się spodziewałam, czaruje językiem, balansuje od poetyckości do dosadności, tworząc silne postaci kobiece. 

Moja ocena: 5/6

Lauren Groff, Wyspa kobiet, tł. Jerzy Kozłowski, 304 str., Wydawnictwo Pauza 2022.

piątek, 6 maja 2022

"Zapaść" Marek Szymaniak

 


Małe miasta polskie - marazm, brak perspektyw, masowa ucieczka młodych. Tego tematu podjął się Szymaniak, który sam z prowincji pochodzi. Autor opisuje więc kilka problemów dotyczących praktycznie wszystkich prowincjonalnych miasteczek. Wraz z upadkiem PRL prawie zawsze upadły wielkie zakłady przemysłowe, które stanowiły jedyne miejsce zatrudnienia w całej okolicy. Szymaniak zatrzymuje się przy tym temacie na dłużej, szczegółowo opisując funkcjonowanie życia wokół fabryki. Jego opisy jak i rozmowy z byłymi pracownikami przepełnione są nostalgią, ale także subiektywizmem. Wykreowana wizja przedstawia świat, który funkcjonował, dawał ludziom operacie, stabilność i zajmował także czas wolny. W opisie przekształceń własnościowych jednej z fabryk Szymaniak idzie w szczegóły - dokładnie opisuje kolejnych właścicieli, ich działania i sposób zatrudniania, co niekoniecznie jest pasjonujące i w takim reportażu potrzebne.

Do innych problemów przyczyniających się do zapaści miast autor zalicza koszty zakupu i wynajmu mieszkań - ich ceny mają się nijak do zarobków młodych ludzi. Ten problem dotyczy jednak większości młodych ludzi w Polsce. Typowy dla małych miast jest jednak brak transportu, który ogranicza perspektywy i możliwości zarobkowe, ograniczony dostęp do służby zdrowia oraz wszechobecna betonoza. Rewitalizacja rynków polegająca na wycinaniu zieleni i wykładaniu wielkich przestrzeni kostką brukową to plaga, która dopadła wiele miast. 

Szymaniak sporo miejsca poświęca także zanieczyszczeniu powietrza, które ponownie nie jest tylko problemem małych miast, ale to właśnie w nich najbardziej dotkliwie jest odczuwane, bo do tego stanu rzeczy przyczyniają się mieszkańcy. 

Reportaż Szymaniaka czyta się szybko, ale nie pozostawia on żadnej konkluzji. Wiemy, że jest źle, autor nam to potwierdza, w dość chaotyczny sposób, żonglując wywiadami i opowieściami, które kręcą się wokół tych samych tematów, ograniczając się tylko do jednej (negatywnej) wizji, ale niestety nie kusi się na żadną diagnozę tego stanu rzeczy. 

Moja ocena: 4/6

Marek Szymaniak, Zapaść, czyt. Mikołaj Jodliński, 256 str., Wydawnictwo Czarne 2021.

czwartek, 5 maja 2022

"Izbica, Izbica" Rafał Hetman

 


Debiutancki reportaż znanego mi z blogosfery Rafała Hetmana to bardzo udane wejście w świat literatury w roli pisarza. Pasjonujący, choć oczywiście bolesny, celny, zaskakujący potoczystością języka. Tę książkę chwilami czyta się jak powieść przygodową! Wydaje się, że o Holokauście przeczytaliśmy wszystko, Hetmanowi udaje się jednak stworzyć reportaż, może nie nowatorski, ale haczący językiem i sposobem przedstawienia wydarzeń. Myślę tu o krótkich rozdziałach poświęconych przedmiotom, zatrzymaniu się przy momentach, impresjach, które zaskakują poetyckością. 

Izbica przed wojną była nazywaną stolicą Żydów (nie wiedziałam), w czasie wojny powstało tam getto tranzytowe, przez które przewinęło się około dwadzieścia pięć tysięcy Żydów (nie wiedziałam), a z około czterech tysięcy mieszkańców miasta wojnę przeżyły dwadzieścia trzy osoby (i tego też nie wiedziałam). Historia izbickich Żydów nie ma w sobie niespodzianek - to do złudzenia przypominające te z Jedwabnego nagonki, wydawanie, szukanie, oczernianie i okradanie Żydów. To przekopywanie cmentarza, przeszukiwanie ciał, domów, pozostałości. To kompletne zapomnienie o dawnych mieszkańcach miasta. Ba, o głównych mieszkańcach miasta. 

Hetman skrupulatnie opisuje losy żydowskich Izbiczan, którzy przetrwali wojnę, pozwala im oddać swoje odczucia i stosunek do tych osób, które im pomagały. Bardzo ciekawe są rozmowy z teraźniejszymi mieszkańcami miasteczka - ich wspomnienia, ich aktualne podejście, zachowanie, stosunek do żydowskiej przeszłości i do żydowskich pozostałości. Hetman pozostaje tu neutralny, nie naświetla żadnej z postaw, nie faworyzuje nikogo - zresztą same słowa i wypowiedzi się bronią. 

Mam tylko jedną uwagę, a konkretnie do audiobooka - nie przeczę, że jest on przeczytany dobrze, ale jeśli książka dotyczy tematyki, w której język niemiecki odgrywa ważną rolę, to dobrze by było, żeby lektor tym językiem władał lub by przećwiczył wymowę. 

Godny uwagi debiut, polecam!

Moja ocena: 5/6

Rafał Hetman, Izbica, Izbica, czyt. Andrzej Ferenc, 344 str., Wydawnictwo Czarne 2021.

środa, 4 maja 2022

"Powrót. Ojcowie, synowie i kraj pomiędzy nimi" Hisham Matar

 


Hisham Matar za tę książkę otrzymał Nagrodę Pulitzera, o czym sięgając po nią, nie wiedziałam. To nagroda w pełni zasłużona, bo autobiograficzna opowieść Libijczyka o jego powrocie do kraju jest niezwykle poruszająca, a zarazem wielowymiarowa. Matar opuścił Libię jako dziecko - wraz z rodziną zamieszkał w Kairze. Jego ojciec był znaną personą - dyplomatą, wojskowym, gdy jednak zaangażował się w ruch opozycyjny musiał opuścić kraj w obliczu grożących mu represji ze strony Kaddafiego. Szalony dyktator jednak nie zapomniał o nim i wraz z służbami egipskimi zaaranżował aresztowanie Dżaballaha Matara. Hisham był wtedy młodym mężczyzną. Rodzina ze skąpych wiadomości dowiedziała się, że ojciec został wtrącony do cieszącego się najgorszą sławą więzienia Abu Salim. Przez pewien czas otrzymywali od niego listy albo docierały do nich wiadomości od innych więźniów, ale po jakimś czasie trop się urywa. 

Gdy upadła dyktatura Kaddafiego, Hisham Matar wybiera się po trzydziestu latach do swojego kraju. Ta podróż jest kanwą tej opowieści, na której autor snuje wspomnienia i opiera swoje obserwacje oraz wreszcie opisuje męczące go od lat rozterki. Jego powrót służy poszukiwaniom ojca - uzyskaniu pewności na temat jego losu. Matar spotyka od lat niewidzianą rodzinę, członków rodziny, których nigdy wcześniej nie widział, rozmawia z więźniami, którzy przetrwali piekło i którzy mieli kontakt z ojcem. Odkrywa Libię na nowo, wspomina i konfrontuje, słucha, obserwuje. Matar wpuszcza czytelniczkę/czytelnika w swoje najskrytsze myśli - opisuje traumę dorastania ze świadomością tego, że ojciec jest torturowany, bolesność niewiedzy. Bardzo poruszający jest fragment, w którym autor odszukuje zapiski swojego pamiętnika z dnia domniemanej śmierci ojca. Jego pragnienie dotarcia do własnych myśli, do tego, co czuł w momencie śmierci ojca jest obezwładniające.

Matar zachwyca również językiem - bardzo plastycznym, ale zarazem precyzyjnym (brawa dla tłumaczki). To lektura wypełniająca, poruszająca i w wielu aspektach pouczająca.

Moja ocena: 5/6


Hisham Matar, Powrót. Ojcowie, synowie i kraj pomiędzy nimi, tł. Hanna Jankowska, 272 str., Wydawnictwo Czarne 2018.

poniedziałek, 2 maja 2022

"Chłopiec z sąsiedztwa" Irene Sabatini


Lindiwe jest nastolatką, surowo wychowaną, grzeczną, układną i bardzo prowincjonalną nastolatką. Dorasta na prowincji nowo powstałego kraju - Zimbabwe. Rodezja nie istnieje, ale wciąż w kraju jest mnóstwo Rodezyjczyjków, wśród których dziewczyna mieszka. Jej rodzina się wyróżnia kolorem skóry, statusem ekonomicznym i sposobem życia. Lindiwe spotyka się z dyskryminacją, przede wszystkim w szkole, gdzie jest jedyną kolorową dziewczyną, jednak jej pozornie spokojnym życiem najbardziej wstrząśnie tragedia, która wydarzy się w sąsiedztwie. Pewnej nocy wybuchnie tam pożar, w którym spłonie macocha mieszającego tam młodego mężczyzny. Chłopak zostanie posądzony o udział w tragedii.
Ian jednak szybko wychodzi na wolność i zaczyna wzbudzać w Lindiwe fascynację, której koniec nada jego nagły wyjazd do RPA. 

Po takim opisie można by sądzić, że mowa tu o niemal romansie, ale wątek miłosny odgrywa w tej powieści zupełnie inną rolę. Ian jest biały, to Rodezyjczyk, wychowany zupełnie inaczej niż Lindiwe, niosący swoją własną tragedię, borykający się z zupełnie innymi demonami niż dziewczyna. Lindiwe natomiast tylko na pozór pochodzi z dobrej, kolorowej rodziny. Małżeństwo jej rodziców wcale nie jest szczęśliwe, a stosunek do służby problematyczny. Najważniejsze jest tu jednak tło polityczne, które nie należy do anonimowych polityków, ruchów wyzwoleńczych, powstańców, mających sentyment do kolonializmu białych, ale dotyka każdego mieszkańca, także rodziców Iana i Lidiwe. 

Powieść Sabatini to opowieść o trudnym związku dwojga bardzo rożnych osób, który utrudniają warunki zewnętrzne - autorka świetnie ukazuje przemiany polityczne, ale i socjalne, ekonomiczne. To nie jest opowieść z happy endem o wielkiej miłości, lecz historia borykania się i prób odnalezienia wspólnego mianownika. Sabatini uniknęła stereotypów, ale i patosu, stworzyła bardzo życiową powieść, która ma szansę ukazać świat Zimbabwe także czytelniczce nieobeznanej z historią tego kraju. 

Moja ocena: 5/6

Irene Sabatini, Geteiltes Herz, tł. Judith Schwaab, 471 str., btb 2010.

niedziela, 1 maja 2022

Stosikowe losowanie maj 2022

 


Hopeforbooks wybiera numer książki dla McDulki (w stosie 250 książek) - 199

McDulka wybiera numer książki dla Guci (w stosie 70 książek) - 69
Gucia wybiera numer książki dla Anny (w stosie 325 książek) - 9
Anna wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1250 książek) - 1249
ZwL wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 49 książek) - 47
Maniaczytania wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 4 książki) - 3
Agnes wybiera numer książki dla Hopeforbooks (w stosie 20 książek) - 17

"Kajś" Zbigniew Rokita


 

Książki o Śląsku czytam od dawna, właściwie odkąd zaczęłam odkrywać dla mnie samej znaczenie mojego hajmatu. Kajś leżał w orbicie moich zainteresowań praktycznie od ukazania się książki, ale odsuwałam w czasie tę lekturę, czekając na jakiś hipotetyczny dogodny moment. Kajsia w końcu wysłuchałam, w niekoniecznie idealnej interpretacji Wojciecha Chorążego. Nieidealnej, bo bardzo przeszkadzała mi jego nieznajomość niemieckiego i śląskiego.

Nie wiedziałam, czego się po Kajsiu spodziewać - nie wiedziałam, że otrzymam historię tak osobistą. Rokita zasadza swój reportaż bowiem na Gliwicach, a właściwie Ostropie, skąd pochodzi jego rodzina, a konkretnie śląska część jego rodziny. Tak jak bada swoje pochodzenie, bada istotę i pochodzenie Śląska. Krainy niedocenianej i przecenianej równocześnie. Autor próbuje zbliżyć się więc do Śląska, zagłębiając jego historię poprzez losy zbiorowe i indywidualne, poprzez język (a może gwarę?), poprzez zwyczaje (choć o nich tu niewiele) i wreszcie poprzez rozmowy. Rokita rozmawia z członkami swojej rodziny, ale też z osobami ze Śląskiem związanymi - pasjonat(k)ami, kryty(cz)kami, działacz(k)ami, profesor(k)ami, historykami i historyczkami, badacz(k)ami. Wiele z nazwisk jest mi oczywiście znanych i bardzo ciekawie było się na nie natknąć w tej książce.

Jest w reportażu Rokity śląskość dumna i wstydliwa, ta wszechobecna i ta skrywana przez wiele lata, jest śląskość bliska niemieckości i czeszczyźnie, ale także polskości, jest mała ojczyzna i wielki hajmat. Rokita stara się pochwytać i obrócić we wszystkie strony różne elementy tego regionu. Znajdzie się tu więc słynny dziadek z Wehrmachtu, ukryta frakcja niemiecka, niechęć do Sosnowca i robol z gruby, znajdą się powstania, godka, familoki, zanieczyszczenie powietrza i gleby. 

Największą siłą tej książki jest to, że Rokita osnuwa ją wokół historii swojej rodziny i swojej własnej dopiero odkrywanej śląskości. Tak jak zbliża się stopniowo do swoich własnych korzeni, tak stopniowo obiera z wierzchnich warstw istotę Śląska. Widać, że autor dopiero tej śląskości w sobie szuka i to nadaje reportażowi ciekawą perspektywę - ta postawa poszukiwacza i zbieracza, a także osoby z zewnątrz nadaje mu dystansu i zarazem bliskości. Ten balans wewnątrz nakreślonych historycznie granic ciągle się waha i przechyla: raz na stronę Niemców, raz na stronę Polaków, by nabrać równowagi po stronie Ślązaków. Rokita nie daje zresztą żadnych odpowiedzi - jego rozmówcy mają często sprzeczne poglądy, a czytelnik może wysnuć z nich swoją śląskość.

Ciekawa dla mnie książka, do której chciałabym wrócić na papierze, przynajmniej do niektórych fragmentów, szczególnie rozmów. Nie jest to na pewno reportaż, który dopełniałby moje przemyślenia, bo wydaje mi się, że w wielu kwestiach jestem przynajmniej o krok dalej, ale zawsze ciekawi mnie perspektywa innych Ślązaczek i Ślązaków.


Moja ocena: 5/6

Zbigniew Rokita, Kajś, czyt. Wojciech Chorąży, 320 str., Wydawnictwo Czarne 2020.