piątek, 23 stycznia 2009

Urlop

Najpierw chciałam bardzo serdecznie podziękować wszystkim, którzy oddali głos na mojego bloga. Zajęcie szesnatsego miejsca to dla mnie ogromny zaszczyt!
Dziś wieczorem wyjeżdżam, przez trzy tygodnie będę podziwać uroki tajlandzkiego wybrzeża, notować spostrzeżenia i robić mnóstwo zdjęć. Do przeczytania w połowie lutego!

środa, 21 stycznia 2009

"Das ideale Verbrechen" Stella Blómkvist


Ta oto książka stała się moją rozrywką chorobową. Przejrzałam mój stosik w poszukiwaniu lektury łatwej i przyjemnej oraz niezbyt długiej. Zdecydowałam się poznać Stellę Blómkvist.
To właściwie pseudonim literacki, a zarazem główna bohaterka tego kryminału. Autorem/autorką jest znana islandzka osobistość - nikt jednak nie wie kto ukrywa się za pseudonimem, a wydawnictwo strzeże tej wiadomości jak oka w głowie. Jej kryminały świadczą o sporej wiedzy na temat polityki, sądownictwa i mediów. "Das ideale Verbrechen" (Zbrodnia idealna) jest już czwartą powieścią o Stelli. Stella jest inteligentną, piękną prawniczką o ciętym języku i zamiłowaniu do luksusu. Podczas jednej z imprezowych nocy zauważa na ulicy płaczącą Filipinkę. Dziewczyna ucieka przed kimś i znajduje schronienie u Stelli. Tego samego wieczoru podczas programu telewizyjnego dotyczącego książek prezenterka umiera przed kamerami na atak serca. Stella stara się rozwikłać oba te przypadki i sama staje się ofiarą przestępców, zwłaszcza gdy okazuje się, że w wyniku jej śledztwa podejrzenie pada na grubą rybę islandzkiego biznesu.
Książkę czyta się lekko. Autorka używa krótkich zdań, które wręcz mają konwencję pamiętnika Stelli. Większość rozdziałów zakończona jest "złotą myślą" oraz krótkim zdaniem: "Sagt Mama". (Mówi mama.) W jednym z rozdziałów autorka wspomina dość skomplikowany stosunek córki do matki, która żyje w USA. Stella prowadzi bardzo samotne życie, jej najlepszym przyjacielem jest butelka Jackie Danielsa. Nie czytałam poprzednich trzech książek o Stelli, więc brakuje mi z pewnością dodatkowych widomości, pozwalających zrozumieć przyjęcie takiego sposobu kończenia rozdziałów. Niemniej bardzo mnie to... hmmm bawiło?
Książka spełniła więc swoje zadanie - wciągnęła mnie oraz ukazała interesującą mnie współczesną Islandię. Chętnie przeczytam inne książki Stelli. I chętnie przetłumaczyłabym je na język polski, żebyście i wy mogli je poznać:)

Jeśli choróbsko pozwoli wyjeżdżamy w piątek wieczorem na trzy tygodnie. Na urlop planuję wziąć furę czasopism, które po przeczytaniu będę zwyczajnie wyrzucać. Nie opłaca mi się więc zaczynać nowej lektury, biorę się już teraz za zaległości gazetowe.

Stella Blómkvist, "Das ideale Verbrechen", 223 str., btb.

niedziela, 18 stycznia 2009

"Minuta ciszy" Siegfried Lenz

Przepiękna książka! To właściwie nowela, klasyczna w swym stylu. Lenz opowiada historię miłości ucznia i jego nauczycielki angielskiego. Temat wydaje się banalny ale Lenz potrafił przedstawić go w wyjątkowy sposób.

Swoje opowiadanie rozpoczyna od uroczystości pożegnalnej zmarłej nauczycielki. Christian uczestnicząc w tej uroczystości, wspomina chwile spędzone ze Stellą. Lenz stale zmienia perspektywę: wpierw Christian mówi o nauczycielce w trzeciej osobie, by nagle zwracać się bezpośrednio do niej.
Zachwycona jestem dopracowanymi zdaniami Lenza - klasycznie pięknymi. Widać chyba, że trudno napisać mi coś więcej o tej książce. Jestem pod wrażeniem ale nie potrafię uchwycić istoty tego, co mnie tak zachwyciło. Sam temat nie jest tym na pewno. Z pewnością jestem wielbicielką języka Lenza ale to chyba nie wystarcza, by być tak zachwyconym książką? Dużo wartością książki jest dla mnie symbolika - podejrzewam, że nazwanie nauczycielki Stellą nie było przypadkowe, zwłaszcza, że w feralny rejs wpływa na jachcie o nazwie "Gwiazda Polarna".

Zachęcam bardzo do sięgnięcia po Lenza! "Schweigeminute" pewnie nie została jeszcze przetłumaczona na język polski ale zachęcam do przeczytania jego wcześniejszych powieści.

Siegfried Lenz, Schweigeminute, 128 str., Hoffmann und Campe 2008.

sobota, 17 stycznia 2009

Nie macie co czytać?

Nie wierzę:) Ale na pewno chętnie przeglądacie listy książek, zgadłam? Na tym blogu znalazłam link do Flashlight Worthy - strony z listami książek posegregowanych w różnych kategoriach. Ciekawa kopalnia tytułów!

piątek, 16 stycznia 2009

"Ach Glück" Monika Maron


Wynudziłam się niemożebnie przy tej książce. Dobrze, że to tylko nieco ponad dwieście stron, bo byłam bliska rzucenia książki trzeci raz z rzędu. Wybrałam tą powieść w ramach bliższego poznawania współczesnej literatury niemieckiej.
Autorka opowiada o małżeństwie z długim stażem - o ludziach, którzy żyją pod jednym dachem, nie mając już ze sobą nic wspólnego poza dorosłą córką. Johanna traktuje Achima jak współczesnego centaura - człowieka przyrośniętego do biurka, którego plecy stale ogląda. Achim zatopiony jest w swoim naukowym świecie. Życie Johanny zaczyna się zmieniać od momenty gdy przygarnia porzuconego psa. Krótko po tym poznaje Rosjanina, właściciela galerii, u którego zaczyna pracować. Tam trafia na listy mieszkającej w Meksyku Natalii, która przez całe życie ukrywała swoje szlachetne pochodzenie. Tego wszystkiego dowiadujemy się bardzo szybko, a cała powieść to właściwie krótkie ujęcie, wręcz fotografia - Johanna siedzi w samolocie do Meksyku, snuje rozważania, przeglądając listy Natalii, Achim błąka się po Berlinie oraz składa wizytę swojemu przełożonemu, gdzie odbywa się kurtuazyjne spotkanie współpracowników. Powieść obejmuje więc tylko czas lotu z Berlina do Meksyku, które Maron wypełnia rozważaniami, dygresjami o szczęściu, starzeniu się i miłości. Nudy na pudy. Same myśli ciekawe, niektóre z nich godne zapamiętania ale podane bez krzty werwy. Po książki tej pani już raczej nie sięgnę.


Monika Maron, Ach Glück, 218 str., Fischer Taschenbuch Verlag, Frankfurt am Main 2009.

środa, 14 stycznia 2009

Do lubiących wysyłać sms-y:)

Gdyby ktoś z Was miał ochotę zagłosować na mój kawałek cyberprzestrzeni w konkursie Blog Roku, to proszę o wysłanie sms-a o treści E00172 na numer 7144. Koszt sms-a 1,22 zł. Całkowity dochód zostanie przekazany na rehabilitację dzieci z porazeniem mózgowym.
Bardzo dziękuję:)
Dodam, że szczegóły konkursu można znaleźć tu.
P.S. Czytam kolejną książkę, jak obok widać, niezbyt długą, ale się z nią męczę. Chyba jednak jakaś niemoc mnie dopadła....

sobota, 10 stycznia 2009

Niemoc czytelnicza, dojrzałość czy pech?

Wczoraj porzuciłam drugą z kolei książkę, przeczytawszy ledwie początek. Najpierw wzięłam się za Álfrún Gunnlaugsdóttir i zrezygnowałam po jedenastu stronach, potem spróbowałam Einara Kárasona (to już drugie podejście do jego prozy) i wymęczyłam sześćdziesiąt stron. Im jestem starsza tym bardziej szkoda mi czasu na książki, które mnie zupełnie nie zajmują. Mogłabym je przemęczyć, ale w imię czego? Żal mi tych wsyzstkich wspaniałych książek, których nie zdążę przeczytać, więc rezygnuje z niewypałów. To całkiem nowe dla mnie nastawienie. Pierwszy raz przewrałam czytanie książki dopiero chyba cztery lata temu, gdy byłam w ciąży (właśnie owego wyżej wymienionego Kárasona) i miałam ogólną niemoc czytelniczą. Od tego czasu zdarzyło mi się to dopiero w zeszłym roku. Interpretuję to jako dojrzałość czytelniczą, pewnie nieco sobie schlebiając. A jak jest u was? Czytacie za wszelką cenę do końca? Lepiej dobieracie lektury? A może nie macie skrupułów odrzucać książki dla was nudne?

piątek, 2 stycznia 2009

"Gra anioła" Carlosa Ruiza Zafona

Ufff, przeczytałam. Zatopiłam się drugi raz w tajemniczych i wąskich uliczkach Barcelony, przemierzałam z Davidem Martinem ulice i parki tego miasta, towarzysząc mu w jego poczynianiach.
Zafón nawiązuje do swojej poprzedniej powieści, zabierając nas znowu na Cmentarz Zapomnianych Książek oraz do księgarni Sempere. Dopiero pod koniec książki jednak zakoczyłam, że poznajemy dziadka i młodego ojca Daniela, znanego z "Cienia wiatru" oraz jego matkę.
Daniel Martín stracił wcześnie swoją matkę i wychowywany był przez ojca tyrana i alkoholika. Po jego przedwczesnej śmierci pracuje w podrzędnej gazecie, potem jako dziennikarz, by w końcu poświęcić się pisarstwu. Tworzy cykl kyminałów, których akcję umieścił w Barcelonie. Gdy zebrał nieco grosza, spełnia swoje marzenie, wynajmując mroczny i tajmeniczy dom z wieżyczką. Wktórce poznaje swojego nowego zleceniodawcę, zwanego pryncypałem. Ów jegomość - postać dziwna, nieludzka wręcz - zleca mu napisanie powieści, będącej opisem nowej religii, suto Martina opłacając. Od tego momentu życie chorego Daniela radykalnie się znienia, a on sam coraz bardziej uwikłany jest w tajemnicze morderstwa i śledzenie motywów i pochodzenia swojego nowego zleceniodawcy.
Zafón pozostaje wierny swojemy stylowi, który tak bardzo mi się podobał - trzymające w napięciu, potoczyste zdania znowu mnie urzekły. Przekonana również jestem, że wiele zawdzięczamy parze tłumaczy. Miło mi było spotykac na kartach powieści słowa rzadko już używane w polszczyźnie. Podczas gdy "Cień wiatru" określiłabym bardziej jako nieco mroczny kryminał, "Grę anioła" skłonnabym była nazwać wręcz horrorem. Niektóre sceny potrafiły niemal przyprawić mnie o gęsią skórkę. Sądzę, że powieść Zafona to świetny materiał na scenariusz.
Niezbyt podobało mi się zakończenie książki, tajemnicze i niepewne. W poprzedniej książce krytykowałam podane jak kawa na ławę rozwiązanie zagadki, tutaj czuję niedosyt. Nie bardzo potrafię połączyć ze sobą wszystkie wątki. Byłam nieuważnym czytelnikiem, zbyt bardzo skoncentrowanym na akcji, czy taki był zamiar Zafona?
Na koniec wspomnę znów, że powieść Zafona to kopalnia cytatów o książkach, pisarstwie, czytaniu. Najbardziej barwną postacią jest zdecydowanie Isabella - jej charakter i sposób bycia nakreślony jest wręcz mistrzowsko. Jej osoba rozluźnia nieco ciężką atmosferę domu z wieżyczką.
Szalenie jestem ciekawa kolejnej książki Zafona, bo jestem przekonana, że to nie koniec.

Carlos Ruiz Zafón, "Gra anioła", tł. Katarzyna Okrasko i Carlos Maarrodán Casas, 605 str., Muza Warszawa 2008.

czwartek, 1 stycznia 2009

Podsumowanie roku 2008

To był w kwestii czytelniczej rok pełen sukcesów. Od czasu gdy notuję przeczytane tytuły, czyli od 2002 roku, nie przeczytałam tylu książek! W tym roku było ich 60, w zeszłym zaledwie 25! W tym roku zaczęłam znów pracowac po urlopie wychowawczym, więc teoretycznie powinnam mieć mniej czasu na czytanie! Skąd więc tak nagły wzrost? Sama nie wiem. Podejrzewam, że sporą rolę odgrało tu odkrycie świata książkowych blogów oraz zmniejszenie ilości czytanej prasy. Na wiosnę odkryłam dzięki gazetowym forum o książkach inne książkowe blogi a wraz z nimi czytelnicze wyzwania. Zaczęłam czytać recenzje, listy, podziwiać stosiki i dostałam, że się nieelegancko wyrażę, czytelniczego kopa. Dołączenie do blogowego świata to jedno z najistotniejszych odkryć tego roku. A co z prasą? Zalega w ogromnych stosach. Planuję wziąć gazety na urlop i po przeczytaniu wyrzucać, nie będę musiała wieźć z powrotem.

Parę słów o owych 60 książkach. Jest wśród nich kilka dramatów - to oczywiste, że krótkich i z pewnością one zwiększyły liczbę przeczytanych książek.
W jakich krajach najczęściej bywałam?
Niemcy - 12 książek
Wielka Brytania - 9
Polska - 9
Islandia - 7
USA - 7
Hiszpania - 2
Norwegia - 2
Przcezytałam po 1 książce autorów pochodzących z Irlandii, Finlandii, Szwajcarii, Francji, Rosji, Chin, Peru, Włoch, Indii, Argentyny i Szwecji. Przcezytałam również 1 zbiór opowiadań autorów z wielu krajów.
Moje lektury na przyszły rok są już dosyć pewne, vide stosiki, ale chciałabym poznać autorów z krajów, z których nie przeczytałam jeszcze ani jednej książki. Szcególnie interesują mnie Filipiny, Malezja, Tajlandia.

Drodzy czytelnicy mojego bloga dziękuję wam za wszystkie komentarze, które zawsze cieszą i inspirują. Życzę wam wielu fascynujących lektur w Nowym Rooku!