Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminał. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminał. Pokaż wszystkie posty

środa, 6 sierpnia 2025

"Zimna kalkulacja" Michael Tsokos

 


Drugi tom cyklu z Sabine Yao podobał mi się o wiele bardziej niż pierwszy. 
Początkowo fabuła nie ma styczności z przypadkiem, który później wysunie się na pierwszy plan akcji, ale w medycynie sądowej dzieje się przecież ciągle coś. W dniu rozpoczęcia książki na stołach medyków ląduje kilka ciekawych przypadków – starsza para, której ciała znaleziono w lesie, niedaleko ich domu, w dziwnej pozycji i teatralnie przebrane, były szef policji, którego postrzelono, ciało litewskiego młodego mężczyzny w kryzysie bezdomności itd. Yao ma pełne ręce roboty i pełną głowę problemów, opiekuje się przecież nadal młodszą siostrą, która stoi u progu rozpoczęcia nowego etapu w życiu. Równocześnie na osiedlu w jednej z mniej uprzywilejowanych dzielnic Berlina ginie ośmiolatek. Yasser to odpowiedzialne dziecko, więc jego zniknięcie wzbudza od razu troskę. Niestety zarówno on, jak i matka, przebywają w Niemczech nielegalnie, dlatego poszukiwaniami zajmie się Khalaf – były współpracownik libańskiego klanu, który rządził Berlinem, a uprzednio członek służb bezpieczeństwa Jordanii. Khalaf wie, co robić, ale ma poniekąd związane ręce, bo działa w ukryciu. W pewnym momencie sytuacja wymyka się mu jednak spod kontroli i do akcji wkracza berlińska policja kryminalna i medycyna sądowa pod postacią Sabine Yao. Czas nagli, bo dziecko zniknęło już cztery dni wcześniej i nikt nie ma pojęcia, gdzie się znajduje.

W tym kryminale Tsokos dzięki dwutorowej narracji uzyskał dużo więcej napięcia – choć ja niekoniecznie tego szukam w jego książkach. Przyciągają mnie raczej fachowymi opisami, szczegółowymi wyjaśnieniami procesów zachodzących w ludzkim ciele po śmierci, a także pracy badawczej medyków sądowych, by odkryć przyczynę śmierci czy czas zgonu. Tsokos w tej kwestii nigdy nie zawodzi i mimo tak dużej liczby publikacji, ciągle potrafi zaskoczyć czymś nowym. 

Jeśli chodzi o główne postaci – w tym cyklu Tsokos postawił całkowicie na kobiety. Oprócz Sabine Yao ponownie główną rolę w śledztwie odgrywa Monica Monti – komisarka śledcza włoskiego pochodzenia. Nie ukrywam, że podoba mi się taki rozwój jego pisarstwa. Prywatna historia Yao jest ciekawym dodatkiem do bieżących przypadków. Yao nie spełnia typowych stereotypów na temat głównych bohaterów – jest poukładana, ambitna, żyje zdrowo i wspiera siostrę. W tych kreacjach widać też różnorodność berlińskiej, a właściwie niemieckiej struktury społecznej – wiele z postaci pracujących w służbach ma pochodzenie cudzoziemskie, co uważam za bardzo ważnym zabiegiem. 

Czekam na kolejne tomy tego cyklu i pozostaję wierna Tsokosowi.

Moja ocena: 5/6

Michael Tsokos, Mit kaltem Kalkül, 397 str., Knaur 2024.

czwartek, 19 czerwca 2025

"Zerteilt" Michael Tsokos


Piąty i ostatni tom cyklu o Fredzie Ablu to świetne zakończenie tej serii. Abel wraz z partnerką oczekują narodzin dziecka, ale medyk sądowy nie ma zbyt wiele czasu na przygotowania, bo oprócz normalnych licznych sekcji, które są codziennym chlebem w Berlinie, stolicą wstrząsa seria brutalnych zbrodni. Najpierw w windzie zaszlachtowany zostaje biznesmen z Mołdawii i jego kochanka. Kolejnymi ofiarami są matka z córką i mężczyzna w hotelowej windzie. Owa rodzina powiązana jest z libańskim klanem, który pojawiał się na kartach tego cyklu już uprzednio. Równocześnie ginie partner Marie, byłej żony Larsa, przyjaciela Freda. Wszystkie te morderstwa są ze sobą powiązane, a Fred i Lars działają razem, by uchronić Marie, która widziała mordercę partnera. 

Tsokos niezwykle umiejętnie poprowadził tę akcję, by pozwolić swoim postaciom zamknąć pewien rozdział w ich życiu. Równocześnie książka naszpikowana jest przypadkami, z którymi faktycznie miał do czynienia w swojej karierze. Tsokos opisuje codzienność medyka sądowego – począwszy od rannej odprawy, przydziału poszczególnych sekcji, a na współpracy z policją skończywszy. Autor nie skupia się całkowicie na głównej akcji, bo i na stołach lądują najprzeróżniejsze przypadki, którymi trzeba się zająć. Tsokos operuje przy tym fachowym słownictwem, przy okazji tłumacząc przeróżne procesy dla mniej wyprawionej czytelniczki. 

Niemiec po raz kolejny sięga po aktualną tematykę – zagrożenie terrorystyczne, sposób kształtowania się postaw ekstremistycznych, klany, które trzymają w ręku handel narkotykami i rozciągają się na teren całego państwa, współpraca transgraniczna itd. Końcowa refleksja, która skłania Abela do porzucenia dotychczasowej pracy jest idealnym podsumowaniem trudów tej pracy, ale i pokazuje, jak trudny wybór stoi przed osobami, których praca wymaga tak wielkiego zaangażowania emocjonalnego. Na szczęście koniec tego cyklu nie oznacza końca kariery pisarskiej Tsokosa. Już powstały dwa tomy nowej serii z Sabine Yao, koleżanką Abla, w roli głównej.

Moja ocena: 5/6

Michael Tsokos, Zerteilt, 353 str., Droemer Knaur 2022.

wtorek, 17 czerwca 2025

"Lautlose Feinde. Lost in Fuseta" Gil Ribeiro


Jako że to już siódmy tom tej serii, musiałam oczywiście po niego sięgnąć, choćby po to, żeby poznać dalsze losy głównych bohaterów. I właściwie tylko one były w tym kryminale ciekawe, choć mam wrażenie, że i tu autor wypstrykał się z pomysłów. Jest koniec września – Leander i Soraia biorą ślub, ich podróż poślubna zostaje jednak przesunięta z powodu gęstej mgły (we wrześniu? w Faro?, nie wierzę). I dobrze, bo w Algrave zaczynają się dziać dziwne rzeczy – najpierw uprowadzona zostaje dziewczynka, a jej dziadek zamordowany. Później ginie inna osoba, utopiona w wannie w wyrafinowany sposób (wannę wypełniono kostkami lodu, a jej podano lek powodujący gorączkę). 
Ribeiro prowadzi akcję dwutorowo, pokazując działania siatki szpiegowskiej, która planuje przejęcie amerykańskiego transpondera używanego w myśliwcach do rozpoznawania wroga. Ten wątek jest dość zagmatwany, bo mamy dwie pary szpiegowskie, ponadto jedna z osób używa innych danych, więc łatwo się tu pogubić. Autor wprawdzie zamieścił na początku spis postaci, ale w przypadku e-booka na wiele się to nie zdało. 
Sama intryga wydała mi się być mało realistyczna, zbyt zagmatwana i zwyczajnie nudna, nawet rozwiązanie zagadki nie było zaskoczeniem. Dużo bardziej ciekawiły mnie rozdziały o znanych już z tego cyklu postaciach, ale i tu nie było zachwytu. Na początku denerwowały liczne powtórzenia, mające na celu przypomnieć kto jest kim i dlaczego – tak jakby ktoś faktycznie rozpoczynał lekturę tego cyklu od siódmego tomu! Ribeiro stawia na stare chwyty, ale niestety u mnie nastąpił już moment znudzenia – Duarte jako pyszny głupek już nie śmieszy, pociągłe spojrzenia między Gracianą a Carlosem nie iskrzą, a wypadek Sorai tuż po ślubie przelał szalę nierealności. 
Najbardziej jednak drażniły mnie lapsusy językowe. O ile na początku cyklu byłam w stanie je wybaczyć, to w siódmym tomie świadczą już tylko o niefrasobliwości autora. Skoro osadza on swoje kryminały w portugalskim Algarve, to oczekuję, że nie będzie tu żadnych potknięć językowych, zwłaszcza, że wstawki w języku portugalskim to rzadkość. Tymczasem jest tu złe użycie trybu rozkazującego – dziadek zwraca się do wnuczki w sposób formalny, jest złe słowo w tytule konkursu na policjanta roku, ale najgorszy jest ponownie dobór imion. Ribeiro myli pisownię (Magdalena zamiast Madalena, Matilda zamiast Matilde), nie nadaje imion stosownie do wieku postaci, ale dobiera ekstremalnie rzadkie imiona. Dla osoby nie znającej języka czy Algarve mogą to być drobnostki, ale mnie zdecydowanie psuły lekturę. 
Wiadomo, że cykl będę dalej ciągnąć, bo ciekawią mnie losy bohaterów oraz bliski jest mi anturaż, ale zachwyt zostawiłam przy poprzednich tomach.

Moja ocena: 3/6

Gil Ribeiro, Lautlose Feinde. Lost in Fuseta, 371 str., Kiepenheuer & Witsch 2025.

środa, 22 listopada 2023

"Wiatrołomy" Robert Małecki


Bardzo lubię styl i sposób prowadzenia narracji przez Roberta Małeckiego. Mimo że nie skończyłam poprzedniego cyklu, to dzięki akcji Czytaj.pl sięgnęłam po pierwszy tom nowego. Bydgoskie Archiwum X bierze na tapet sprawę z Grudziądza, w którym na początku lat 90. porwano niemowlę. Chłopczyk został uprowadzony z wózka, w którym spał w ogrodzie domu rodzinnego. Zrozpaczeni rodzice nigdy nie ustali w poszukiwaniach, ale wszystkie tropy policji wiodły na manowce, a w sprawę było zamieszanych coraz więcej osób, łącznie z lokalnymi gangsterami, którzy wyłudzili okup. 
Sprawa jest skomplikowana, okazuje się, że wciąż żywo tkwi w pamięci mieszkańców, ale i byłych policjantów, jeden z nich pisze nawet reportaż o porwaniu. Wszystkie ślady wydają się zwodzić na manowce, a gdy zostaje zamordowany ojciec dziecka, śledztwo nabiera innego wymiaru.

Napisałam w pierwszym zdaniu, że Małecki uwodzi mnie swoim stylem. Bardzo lubię jego niespieszną narrację, spokój, powolne budowanie atmosfery. Autor stawia na klimat, nie boi się opisów okolicy, budynków, przyrody. Wszystko to można pominąć, ale u Małeckiego buduje ten niepowtarzalny koloryt. 

Co jednak ze śledczymi? Autor wykreował nietypową parę. Maria Herman to samotna kobieta, która wyszła z nałogu hazardu, ale wciąż zmaga się z demonami z przeszłości. Cicha, skupiona, surowa. Jej partner – Olgierd Borewicz – to zupełnie inna osoba. Młody ojciec, przez życie idzie z impetem, ale i on ma wiele za uszami. Ta nierówna para dobrze się jednak rozumie, choć jest między nimi sporo tajemnic i niewypowiedzianych kwestii, które tworzą interesującą przeciwwagę do śledztwa. 

Myślę, że można temu kryminałowi zarzucić brak dynamiki czy zbytnie zagmatwanie, ale w moim przypadku były to zdecydowanie atuty. Nie przepadam za nagłymi zwrotami akcji, pościgami i tak zwanymi scenami zapierającymi dech w piersiach. Na pewno sięgnę po kolejny tom.

Moja ocena: 5/6

Robert Małecki, Wiatrołomy, czyt. Przemysław Bluszcz, 512 str., Wydawnictwo Literackie 2022.

środa, 19 lipca 2023

"Pokuta" Anna Kańtoch


Przypadkowy wybór okazał się być wyborem dobrym - po kilku cięższych lekturach zapragnęłam czegoś lekkiego i wciągającego. Owszem, Pokuta może nie jest lekką powieścią, ale na pewno potrafi uwieść czytelniczkę. Kańtoch znana mi dotychczas z serii o Krystynie Lesińskiej nie zawiodła - jej kryminał to bowiem także dobry kawałek prozy psychologicznej. Akcja rozgrywa się w listopadzie 1986 roku, w małym nadmorskim miasteczku. Poza sezonem to miejsce bez perspektyw, dziura zabita dechami, gdzie hula wiatr i nic się nie dzieje. To tu we wrześniu na plaży znaleziono ciało osiemnastoletniej Reginy - zdolnej, pięknej i lubianej dziewczyny. Do zbrodni przyznał się Adam, który się w niej podkochiwał od lat oraz tajemniczy bezdomny, który umiejscowił morderstwo Reginy w ciągu wielu podobnych zbrodni. Ów bezdomny Jan twierdzi, że co siedem lat ginęła młoda kobieta w podobny sposób i że to on był sprawcą tych czynów. Milicjant - Wojciech Igielski - niespecjalnie początkowo wierzy bezdomnemu, ale coś nie daje mu spokoju, choć tego spokoju jak najbardziej pragnie szef, który od początku blokuje śledztwo. Na ślad sprawcy wpada przypadkowo także Pola - koleżanka Reginy - gdy dostaje w spadku po jej matce pudło z zeszytami i podręcznikami. Pola mieszka z opresyjną matką, która pod płaszczykiem miłości i troski osacza dziewczynę i kontroluje jej każdy krok. Sama Pola cierpi na depresję, samookalecza się i prowadzi dość nudną egzystencję. Wprawdzie zrobiła maturę, ale teraz pomaga matce w pensjonacie i czuje się brzydka, gruba i nielubiana. Ta nierówna para - milicjant i Pola - będzie działać niezależnie, stopniowo naprowadzając czytelniczkę na trop. Ja byłam mało pojętną czytelniczką i do końca nie domyśliłam się rozwiązania sprawy, zresztą wyjaśnienie zaginień dziewczyn jest dość zaskakujące.

Kańtoch potrafi w psychologiczne portrety - Poli, milicjanta, ale i wielu innych postaci. Umiejętnie szkicuje poszczególne osoby, ich bolączki, pragnienia, motywy działania. Jenak największą siłą prozy Kańtoch jest mistrzowskie kreślenie atmosfery - lata 80. w PRL zaiste nie były barwne i wesołe, ale w tym miasteczku są po prostu beznadziejne. Autorka oddaje ówczesny sposób myślenia - szkoła, szybkie zamążpójście, dzieci, jakaś praca, dorobić się na letnikach, pojechać na jakieś zakupy, trwać, ale także idealnie nakreśla wygląd ówczesnego miasteczka - jakieś ogródki działkowe, wiaty autobusowe, bezpłciowe domy, deptak, plaża. Nie sposób się tej kreacji oprzeć, ja z łatwością przeniosłam się nad morze i te czterdzieści lat wstecz. 

Pokuta to dobra, wciągająca proza, która oprócz zagadki kryminalnej oferuje coś więcej.

Moja ocena: 5/6

Anna Kańtoch, Pokuta, czyt. Janusz Zadura, 352 str., Czarne 2019.

wtorek, 11 października 2022

"Lato utraconych" Anna Kańtoch

 


Po satysfakcjonującej lekturze Wiosny zaginionych postanowiłam poznać całą trylogię z Krystyną Lesińską w roli głównej. Bardzo pasuje mi zwykłość tych kryminałów - osadzenie na Śląsku, zwyczajne życie, polskie realia, postać bohaterki. Kańtoch w tej trylogii cofa się, a Lato utraconych przedstawia Krystynę o dwadzieścia lat młodszą. Właśnie nagle zmarł jej mąż, a kobieta pomaga sobie w przechodzeniu żałoby pracą. Sama zresztą nie jest już najmłodsza i mogłaby zapewne przejść na wcześniejszą emeryturę i pomóc przy wnuczce. Taki scenariusz policjantce jednak zupełne nie pasuje, wszak ma tendencję do pracoholizmu. 

Zadowolona jest więc z faktu, że skierowano ją do najnowszej sprawy. W lasach niedaleko Żywca odnaleziono w leśniczówce rodzinę - cztery osoby nie żyją, a jedna jest poważnie ranna. Ranny chłopiec okazuje się być dzieckiem, które zaginęło ponad dziesięć lat wcześniej w Tatrach. Krystyna wraca więc do dawnej sprawy, która kryje w sobie wiele tajemnic, ale także przypomina jej o zaginięciu brata w Tatrach, z którym (zaginięciem, nie bratem), jak wiemy z poprzedniego tomu, nigdy się nie pogodziła.

I w tym tomie wątek zaginięcia jest tematem przewodnim - okazuje się bowiem, że nie wszystko jest takie, jakim się wydaje być na pierwszy rzut oka. Pozorne porwanie może być ratunkiem, a życie w izolacji zbawieniem. Kańtoch kreśli ciekawe rysy psychologiczne nawet w przypadku postaci zupełnie pobocznych jak przypadkowy kierowca, który podrzucił jedną z bohaterek do miejsca zbrodni. Samo rozwiązanie zagadki śledczej nie jest oczywiste i nawet dość zawikłane, ale przyznam, że bardziej interesowały mnie w tej książce portrety psychologiczne poszczególnych. To w zasadzie wada kryminału, wszak chodzi o zbrodnię, a nie postaci, ale naprawdę z przyjemnością wysłuchałam Lata utraconych i na pewno sięgnę po kolejny tom. 

Moja ocena: 5/6

Anna Kańtoch, Lato utraconych, 400 str., czyt. Aleksandra Justa, Wydawnictwo Marginesy 2021.

niedziela, 28 sierpnia 2022

"Zadra" Robert Małecki

 


Ostatnio zupełnym przypadkiem, przeglądając Legimi, odkryłam, że cykl o Bernardzie Grossie ma kontynuację, co mnie ucieszyło, bo bardzo polubiłam spokojną narrację Małeckiego oraz to, jak kreuje swoich bohaterów. W tym cyklu życie prywatne odgrywa tak samo ważną rolę jak śledztwo i jest tak nie tylko w przypadku komisarza Bernarda Grossa, ale także jego koleżanki Moniki Skalskiej. Nie ukrywam, że byłam ciekawa, jak potoczą się ich losy i dodam, że bardzo rzadko zdarza mi się tak dobrze pamiętać treść poprzednich tomów. O ile szczegóły śledztw i zagadek, z jakimi musieli się zmierzyć policjanci z Chełmży mi umknęły, to nadal byłam dobrze zorientowana w ich prywatnym życiu. 

W Zadrze wiąże się ono ze śledztwem, przynajmniej w przypadku Skalskiej. Wszystko zacznie się od samobójcy w lesie, na którego trafiają żołnierze szukający padłych na zarazę dzików. Ciało jest tak zakamuflowane, że znajdują tylko czaszkę i nogę, które odpadły ze względu na siłę grawitacji i rozkład. Okazuje się, że zmarły to Rafał Becker, którego siostra zaginęła wiele lat wcześniej. Tamta historia nigdy nie została rozwiązana, a Gross od razu wiąże te dwie zagadki. I faktycznie sprawa okaże się być bardziej zawiła niż wszyscy się spodziewali, a zaplątani będą w nią były komendant policji, ale i także kochanek Skalskiej, policjant, który popełnił samobójstwo. Będzie tu dużo wątków pobocznych, które zwodzą śledztwo na manowce, jak na przykład przemoc domowa. 

Dla mnie jednak najciekawsza wciąż jest warstwa obyczajowa tych kryminałów - rozterki Bernarda, który stoi pomiędzy będącą w śpiączce żoną, a nowym związkiem, sytuacja jego syna (nadal dość enigmatyczna) i wreszcie Skałka, której kochanek popełnił samobójstwo, która w tym tomie nawiązuje bliższą znajomość (choć tylko służbową) z wdową po Grzegorzu. 

Przyznam, że lubię kryminały Małeckiego nie za to, że są kryminałami, czyli nie za samą zagadkę, lecz za atmosferę, spokój, brak gwałtownych zwrotów akcji i holywoodzkich zakończeń. Podoba mi się zwyczajność życia, herbata Grossa, niewymuszone rozmowy i melancholia. W Zadrze jest sporo dłużyzn, jak choćby streszczenie Jeziora Bianki Bellovej (świetna książka), które Gross czyta żonie, ale i przemyśleń - mnie one jednak nie przeszkadzały. 

Moja ocena: 4/6

Robert Małecki, Zadra, czyt. Piotr Grabowski, 540 str., Czwarta Strona 2020.

niedziela, 18 lipca 2021

"Die Wälder" Melanie Raabe

 


Dałam drugą szansę Melanie Raabe i chyba będzie ona zarazem ostatnią. Według okładki ta powieść to thriller, w moim odczuciu bardzo nudny niby-thriller. Nie znalazłam w nim ani niepokojącej atmosfery, ani napięcia, ani ciekawych charakterów. 

Nina jest lekarką, pochodzi z małej wioski położonej w bardzo odległym miejscu pośród lasów. Od dzieciństwa utrzymuje przyjaźń z Timem, który niespodziewanie umiera. Przed śmiercią wysyła jej list, w którym powołuje się na tajemniczą historię z dzieciństwa, której rozwiązanie rzekomo odnalazł. Nina kontaktuje się z kolejnym kolegą z paczki z dzieciństwa, który, jak się okazuje, dostał podobny list, zawiadamiając go, że planuje realizację planu Tima. Ów plan zakłada podróż do wioski z pewnym mężczyzną, który regularnie pokonuje trasę Berlin - wieś. David nie przystaje na ten plan, ale Nina decyduje się zaryzykować. Kierowcą jest Wolf - postrach dzieciństwa, człowiek, który w paczce Niny wzbudzał panikę i którego dzieci podejrzewajały o porwanie siostry Tima - Glorii. To właśnie odszukanie Glorii było celem Tima, którego nie zrealizował przed śmiercią. Siedemnastolatka pewnego dnia zniknęła, a ostatnią osobą, z którą ją widział Tim był właśnie Wolf. 

Podczas wielogodzinnej jazdy samochodem, dzięki retrospekcjom poznamy historię paczki i przyczyny lęku przed Wolfem. Obraz świata widzianego oczyma dzieci nie jest pełny, sporo tu niedopowiedzeń i pytań. Na trasie do samochodu dosiada się David, który domyślił się, że Nina zdecydowała się na zrealizowanie planu Tima. Większość powieści to wyżej wspomniana podróż samochodem, która dłuży się jak flaki z olejem i wydaje się być całkowicie nierealistyczna. 
Nina ma ze sobą psa, który cały czas spokojnie śpi, nie musi sikać, ani pić, ani jeść, a gdy Nina wreszcie go wypuszcza, cudowny pies znajduje w lesie kości. 
Wolf podczas podróży zjeżdża w las, gdzie pokazuje Ninie i Davidowi nielegalną osadę - cała ta historia nie ma żadnego wpływu na treść książki, niczego nie wnosi, a zajmuje dobrych kilkanaście stron. 
Wreszcie zakończenie - tak oczywiste, że aż śmieszne. Zresztą autorka wydaje się być zwolenniczką dziwacznych rozwiązań, takich jak wprowadzenie do powieści ducha Tima odgrywanego przez mieszkankę wsi, natomiast brak jej talentu do dbania o realizm opisywanych scen. Nie wiadomo, kto organizuje pogrzeb Tima (jego matka nagle umiera), nie wiadomo, kto zawiadomił setki przyjaciół Tima z całego świata, którzy tłumnie przybywają na pogrzeb. 
Trudno poczuć sympatię do bohaterów - są płascy i nudni, a motywy ich działania nie przekonują.

Wysłuchałam tego niby-thrillera za was, ze spokojnym sumieniem możecie podarować sobie tę lekturę.

Moja ocena: 2/6

Melanie Raabe, Die Wälder, czyt. Melanie Raabe, Anna Schudt, 432 str., Der Hörverlag 2019.

środa, 16 czerwca 2021

"Die 7 Zeugin" Florian Schwiecker, Michael Tsokos

 


Jako fanka Tsokosa sięgnęłam po jego kolejny projekt, tym razem stworzony wraz z Florianem Schwieckerem, Tym razem głównymi bohaterami są obrońca Rocco Eberhardt i medyk sądowy Justus Jarmer, choć ten drugi odgrywa dużo mniejszą rolę. 

Eberhardt to mieszkający w Berlinie pół-Włoch, elegancki, zadbany i nastawiony na sukces. Lubi brylować na sali sądowej jako obrońca, ale zna umiar w przeciwieństwie do pewnego oskarżyciela. Całkiem przypadkowo wpada do niego sprawa bardzo dziwnego morderstwa. Podrzędny urzędnik z podberlińskiego miasteczka w pewną niedzielę atakuje policjanta, odbiera mu broń i w pobliskiej piekarni zabija jedną osobę i dwie rani. Wszyscy są zaszokowani, zwłaszcza, że nie miał on żadnych powiązań ze światem przestępczym, był przykładnym mężem i ojcem. Eberhardt ulega zrozpaczonej żonie i podejmuje się obrony, przypuszczając, że za szalonym czynem musi się kryć coś więcej. I faktycznie tak jest, sprawa pochłonie go na wiele miesięcy, zaprowadzi w podejrzane kręgi, a nawet dotknie rodziny.

Nie jest to najbardziej porywający kryminał, w którym maczał palce Tsokos. Mam wrażenie, że pisanie na własną rękę wychodzi mu lepiej. Widać tu jego rys - np. w postaci medyka sądowego czy rozpoczynaniu każdego rozdziału od podania miejsca i czasu akcji. Ta maniera sama w sobie może być pomocna, ale przy tak krótkich rozdziałach, jak w tej książce, jest tylko i wyłącznie nużąca. Kulisy sprawy były także dość łatwe do przewidzenia, a już sekretarka Eberhardta, która w pięć minut po rozmowie ze znajomą diagnozuje rzadkie schorzenie córki oskarżonego, to jakieś kuriozum. Denerwujące jest też ciągłe opisywanie strojów, przy tak krótkich rozdziałach miałam wrażenie, że większość tekstu to opisy. 

Niestety początek tej serii mnie rozczarował i mam nadzieję, że Tsokos zrezygnuje z pisania w duecie i wróci do swoich thrillerów bazujących na autentycznych przypadkach z jego kariery medyka sądowego.

Moja ocena: 3/6

Florian Schwiecker, Michael Tsokos, Die 7 Zeugin, 320 str., czyt.  Josef Vossenkuhl, Audible Studios 2021.

sobota, 24 kwietnia 2021

"Tödliche Oliven" Tom Hillenbrand

 


Czwarty już tom serii kryminalnej z Xavierem Kiefferem w roli głównej ponownie poświęcony jest całkowicie jedzeniu. Tym razem autor wziął na warsztat problem produkcji oliwy na przykładzie Włoch. 

Xavier co roku wyjeżdża do Włoch ze swoim szkolnym przyjacielem Alessandrem. Alessandro ma w Toskanii winnicę oraz tłoczy swoją własną oliwę. Te produty następnie z sukcesem sprzedaje luksemburskim restauratorom. W tym roku jednak Alessandro wyjeżdża kilka dni wcześniej, sam, nie zawiadamiając nawet Xaviera. Taki nagły wyjazd jest podejrzany, Xavier jest bardzo zaniepokojony, a po rozmowie z Marią, żoną kolegi jego zaniepokojenie jest jeszcze większe. Okazuje się, że Alessandro miał problemy, nie wiadomo jednak dokładnie jakiego rodzaju. Xavier wyrusza do Toskanii, by odnaleźć kolegę. Tam, w tłoczarni natrafia na podejrzanych ludzi i zaczyna się poważnie obawiać, że przyjaciel wplątał się w machlojki z fałszowaniem oliwy. Zapotrzebowanie bowiem tylko włoskiego rynku jest dużo większe niż całkowita włoska produkcja i wielkie koncerny opracowały strategie wytwarzania oliwy, które polegają na tworzeniu mieszanek z mniej cennymi olejami, jak na przykład z tym z orzechów laskowych lub na domieszywaniu chemikaliów. Hillenbrand dość szczegółowo przedstawia ten temat, bardzo ciekawy z resztą, zahaczając o mafię i wielkie koncerny światowe, które nie mają skrupułów przed sprzedawaniem fałszowanych produktów.

Xavier wplątuje się w tę historię na całego, korzystając z pomocy komisarki Joany oraz włoskiego eksperta od oliwy z Bolonii. Ta postać to kolejny udany charakter, a także przyczynek do zapoznania czytelnika z tajnikami kuchni włoskiej. Trochę mniej tu Valerie, bo związek Xaviera przechodzi kryzys. 

To kolejny udany kryminał Niemca, przede wszystkim dlatego, że wraca on do tematyki stricte gastronomicznej. Interesowały mnie ciekawostki na temat produkcji oliwy i cała jej otoczka. Jeśli więc tematy kulinarne mieszczą się w kręgu waszych zainteresowań, po raz kolejny polecam wam tę serię. Ja na razie robię od niej przerwę, zostały mi jeszcze dwa tomy, ale wrócę do nich później.

Moja ocena: 4/6

Tom Hillenbrand, Tödliche Oliven, czyt. Gregor Weber, 320 str., Audible Studios 2020.

środa, 14 kwietnia 2021

"Letzte Ernte" Tom Hillenbrand


Kolejny kryminał z Xavierem Kifferem w roli głównej, którego akcja jednak nie koncentruje się tak bardzo na jedzeniu jak w poprzednich tomach, choć oczywiście odgrywa ono sporą rolę. W Luksemburgu trwa doroczny jarmark - Xavierowi udało się uzyskać koncesję i pracuje na dwa fronty. Restauracja wciąż działa, ale największy ruch jest na jarmarku. Pewnego wieczoru, gdy odwiedziła go partnerka Valerie, do namiotu wpada dziwnie zachowujący się mężczyzna, który następnie ucieka, zostawiając kartę magnetyczną i pęk kluczy. Jeszcze tej samej nocy skacze z mostu nieopodal. Xavier jest bardzo poruszony faktem, że prawdopodobnie był ostatnią osobą, która rozmawiała z samobójcą. Gdy okazuje się, że ktoś śledzi nie tylko jego, ale i Valerie, na poważnie zaczyna interesować się tą sprawą. 

Jego prywatne śledztwo zaprowadzi go do środowiska maklerów giełdowych i spekulacji w handlu surowcami i produktami żywnościowymi. Okaże się, że ofiara najprawdopodobniej wcale nie popełniła samobójstwa, za to była genialnym matematykiem i pracowała dla wielkiego koncernu giełdowego. W tym tomie dużo jest więc o spekulacjach, cenach, giełdach, sporo matematyki, ale i mitologii. Xavier musi rozszyfrować tajny kod, zawarty na znalezionej karcie magnetycznej, do którego potrzebna jest właśnie wiedza z tych dziedzin. 

Jak w poprzednich tomach bardzo dużo tu kulinariów, lokalnego kolorytu Luksemburga i mnóstwo wiadomości dla żądnych wiedzy czytelników. Bardzo ciekawy jest wątek programów telewizyjnych o gotowaniu - a szczególnie satyryczne ich ukazanie. Od dawna podejrzewałam, że tak to może wyglądać. 

To przyjemna, niewymagająca lektura, w sam raz jako przerywnik od cięższych książek.

Moja ocena: 4/6

Tom Hillenbrand, Letzte Ernte, 320 str., czyt. Georg Weber, Audible Studios 2019.

sobota, 3 kwietnia 2021

"Czerwone złoto" Tom Hillenbrand

 


Tak bardzo polubiłam restauratora Xaviera Kieffera, że od razu sięgnęłam po kolejny tom cyklu. Nie są to może porywające kryminały, ale uwodzą nostalgicznym urokiem, mnóstwem informacji o kuchni, gotowaniu i pozyskiwaniu produktów (nie zawsze są to wiadomości pozytywne, ale zawsze pouczające) oraz postacią czasem nieco gapowatego Xaviera. 

W tym tomie główną rolę odgrywa sushi, a przede wszystkim tuńczyk. Morderstwo mistrza sushi Ryonusuke Mifune jest przyczynkiem do rozprawienia się z tematyką pochodzenia ryb, hodowli i stosunku do gospodarki rybnej. Hillenbrand niemal mimochodem wpakował w ten kryminał sporą dozę wiedzy, niestety przeważnie dość smutnej, bo przecież wiadomo, że rybołówstwo to bardzo drapieżna gałąź gospodarki a większość mórz jest całkowicie przełowiona. Dodatkowo autor zahacza o wielką politykę, bo jednym z bohaterów jest burmistrz Paryża. Ta szeroka gama problemów zręcznie utkana jest w dość ciekawą akcję. 
Podczas eleganckiego rautu w muzeum D'Orsay zorganizowanego przez paryskiego burmistrza nagle umiera wyżej wymieniony mistrz sushi. Xavier ma (nie)przyjemność brania udziału w tej imprezie ze względu na swoją partnerkę Valerie, właścicielkę słynnego przewodnika, który przyznaje najlepszym restauratorom gwiazdki. Tak się składa, że nagła śmierć Japończyka rzuca cień na karierę burmistrza, który zaś zwraca się do Luksemburczyka o zbadanie tej sprawy. Istnieją bowiem poważne podejrzenia, że śmierć Japonczyka nie była przypadkowa, a niektóre wątki prowadzą do Luksemburga, a konkretnie do licznych tam imigrantów z Portugalii.
Xavier angażuje się w poszukiwanie mordercy Mifune, początkowo niechętnie, bo burmistrz nie należy do jego ulubieńców, ale po zagadkowej śmierci jego przyjaciela - japońskiego kucharza, która wydaje się być powiązana z tą sprawą, jego zaangażowanie rośnie. 
Wisienką na torcie było dla mnie zakończenie książki, które rozgrywa się dwa kilometry od mojego domu, a miejsce to przedstawione jest jak raj na ziemi.

Może nie jest to pasjonujący i wciągający kryminał, ale, jak już wspomniałam, za to niezwykle pouczający. Wiele z zawartych tu faktów było mi znanych, aczkolwiek Hillenbrand wyjaśnia tło aktualnej sytuacji w rybołówstwie w sposób bardzo przystępny i drobiazgowy.
Największą siłą tej serii są jednak postaci - Xavier i jego przyjaciel Pekka. Xavier zostaje wplątany w zagadki kryminalne mimochodem. Wcale nie zależy mu na karierze ani dodatkowej dawce adrenaliny, woli swoje spokojne życie w Luksemburgu. Pekka natomiast świetnie uzupełnia przyjaciela, szczególnie w zamiłowaniu do dobrego jadła i napitku.

Moja ocena: 4/6

Tom Hillenbrand, Rotes Gold, 340 str., czyt. Gregor Weber, Audible Studios 2018.

wtorek, 23 marca 2021

"Hipnotyzer" Lars Kepler

 


Rzadko jestem tak rozczarowana lekturą kryminału, jak w przypadku pierwszego tomu cyklu Larsa Keplera. Ta seria z założenia osnuta ma być wokół szwedzkiego komisarza fińskiego pochodzenia Joony Linny. Jednak to nie on jest głównym bohaterem, a raczej tytułowy hipnotyzer, czyli Erik Maria Bark. Właśnie do niego w nocy dzwoni Joona, ponieważ na oddziale intensywnej terapii leży ciężko ranny chłopak, którego cała rodzina zginęła. Erik jest psychiatrą i specjalistą od traumy, Joona pragnie go przekonać, by użył hipnozy w celu wyciągnięcia z chłopaka informacji na temat zbrodni. Czas nagli, ponieważ w niebezpieczeństwie jest starsza siostra chłopca. Erik wzbrania się przed użyciem tego typu terapii, ponieważ chłopak jest w bardzo złym stanie, a poza tym dziesięć lat wcześniej przysiągł sobie, że rezygnuje z hipnozy.

Komisarzowi udaje się przekonać psychiatrę, co pociągnie za sobą ogromne konsekwencje. Początkowo pozytywne, ponieważ uda się ustalić mordercę rodziny i uratować siostrę chłopaka, ale także negatywne - prasa rzuci się na informację o hipnozie, postawi lekarza w negatywnym świetle oraz, całkiem niechcący, rozbudzi dawne duchy z przeszłości. 

Najpierw akcja kryminału kręci się wokół rannego Josefa i jego rodziny, nawet zaginięcie syna Erika wydaje się być ściśle powiązane z tym wątkiem, w pewnym momencie duet autorów (Lars Kepler to tylko pseudonim szwedzkiego małżeństwa) zaczyna pisać nową książkę. 
Akcja cofa się dziesięć lat wstecz i poznajemy historię Erika jako hipnotyzera oraz jako męża i ojca. Josef, wokół kręciło się śledztwo nagle kompletnie znika z kart książki. Co więcej autorzy wprowadzają postać dziewczyny Benjamina (syna Erika) i jej brata - dość podejrzanej pary, która prawdopodobnie coś ukrywa, ale w zasadzie, jak się potem okazuje, nic ważnego. Kilkadziesiąt stron więc czytamy o Aurorze i jej autystycznym bracie, by potem już nigdy na nich nie trafić. 

Nie trudno się domyślić, że zupełnie nie przekonała mnie intryga, a showdown, czyli uwolnienie syna było wręcz groteskowe. Ta mnogość wątków zupełnie nie służy książce, nie twierdzę, że czyni ją zagmatwaną, na to są zbyt pospolite i proste, ale ją po prostu zatłacza. Brak jednego, ciekawego bohatera to kolejny negatywny punkt - ani Joona Linna ani Erik Maria Bark nie budzą szczególnej sympatii, ale przede wszystkim brak im wyraźnych rysów charakterologicznych, by ich polubić lub znienawidzić. 
Nie potrafię także znaleźć niczego pociągającego w stylu autorów, wręcz przeciwnie podczas słuchania tej książki, głównie się denerwowałam. Autorzy bowiem nie piszą, lecz relacjonują. Ile można stworzyć zdań w stylu: Joona idzie, Joona wchodzi, Joona widzi? Ile razy można powtórzyć, że Joona powiedział coś z fińskim akcentem, że Joona spojrzał stalowymi, lodowatymi oczami. No ile? Nie mogłam się pozbyć wrażenia, że ten kryminał pisany był na ilość - im więcej stron, tym lepiej, a zapełnianie tekstu słowami-wydmuszkami to specjalność Keplera.
Gdyby nie mój ulubiony lektor, który potrafi przeczytać najgorszego gniota, jakby to była najciekawsza książka świata, porzuciłabym lekturę. Planowałam kontynuować ten cykl, ale po takim wstępie moja ochota jest równa niemal zeru.

Moja ocena: 2/6

Lars Kepler, Der Hypnotiseur, tł. Paul Berf, 640 str., czyt. Simon Jäger, Lübbe Audio 2010.

niedziela, 7 marca 2021

"Diabelski owoc" Tom Hillenbrand

 


Kulinarny kryminał to dla mnie nowość, a kryminał, którego akcja rozgrywa się w Luksemburgu to już nowość całkowita. Xavier Kiffer to wyśmienity kucharz, z potencjałem na gwiazdki i splendory, ale woli prowadzić małą restauracyjkę z regionalną kuchnią w swoim rodzinnym Luksemburgu. Jego życie toczy się powoli, bez większych fajerwerków, za to z mnóstwem dobrego jedzenia, trunków i rozmów z przyjacielem - Finem pracującym w Komisji Europejskiej. I pewnie kolejne dni przebiegały by tak samo, gdyby nie niespodziewany gość. Kelner i Xavier słusznie podejrzewają, że jest nim słynny krytyk kulinarny. Ta wizyta jest zaskakująca, bo Kiffer nie pretenduje do żadnych gwiazdek i nie ma ochoty na stres związany z ich utrzymaniem. Jeszcze bardziej zaskakująca jest jednak nagła śmierć krytyka podczas kolacji w restauracji.

Luksemburska policja rozpoczyna śledztwo, Xavier znajduje się nawet na liście podejrzanych, ale sprawa nie daje mu spokoju i we współpracy z Pekką, fińskim przyjacielem, rozpoczyna swoje własne dochodzenie. Najpierw kontaktuje się ze sławnym paryskim czasopismem kulinarnym, dla którego pracował krytyk i dowiaduje się, że odwiedził on dzień wcześniej mentora i nauczyciela Kiffera. Xavier wyrusza więc do Paryża, gdzie poznaje uroczą szefową czasopisma a następnie do swojego mentora. Na miejscu okazuje się, że restauracja spłonęła, a Paul zaginął. Kucharz zna jednak tajną kuchnię przyjaciela, w której odnajduje dziwny owoc. Nawet się nie spodziewa, jak wielką rolę tajemniczy owoc odegra w całym śledztwie. Okazuje się bowiem, że ta rzadka roślina ma niezwykłe właściwości wzmacniające smak potraw.

To uroczy kryminał, pełen dobrego jadła i trunków, rozmów, francuskich określeń ze świata kuchni na najwyższym poziomie, w którym jednak nie brakuje także ciekawej akcji. Jej osadzenie w Luksemburgu także nie jest przypadkowe, bo miasto i jego architektura odgrywają tu sporą rolę. Autor ponadto posługuje się kilkoma językami i dialektami - oprócz niemieckiego i francuskiego mnóstwo tu luksemburskiego, dialektu szwabskiego i szwajcarskiego. Ogromne wyzwanie dla lektora, który z tym zadaniem świetnie sobie poradził! Dla czytelnika to natomiast kopalnia ciekawostek (zwłaszcza z zakresu produkcji żywności) i językowa rozkosz. 

Moja ocena: 4/6

Tom Hillenbrand, Die Teufelsfrucht, czyt. Gregor Weber, 304 str., Audible Studios 2017.

sobota, 20 lutego 2021

"Abgefackelt" Michael Tsokos



Ostatnio zupełnie zapomniałam, że czytam dwa cykle Michaela Tsokosa. Tymczasem w obu ukazały się kolejne tomy. Ten niemiecki lekarz sądowy jest niezwykle płodnym pisarzem! Cykl o Paulu Herzfeldzie należy do kategorii true crime, co implikuje, że autor czerpał ze swojego doświadczenia zawodowego. Trudno zresztą uniknąć takich myśli, skoro główny bohater jest zdolnym medykiem sądowym, który pracuje w instytucie w Kilonii. Wydarzenia z poprzedniego tomu tak bardzo dotknęły jego rodzinę, że teraz, trzy tygodnie później, trudno wrócić mu do normalnej rutyny w pracy, co więcej partnerka Paula zupełnie nie radzi sobie z traumatycznymi przeżyciami. 

Szef Herzfelda wpada na pomysł wysłania go do Itzehoe, gdzie w klinice właśnie zwolnił się wakat patologa. Paul ma tam zostać kilka tygodni, wykorzystać ten czas na odpoczynek i powrót do sił. Na miejscu okazuje się jednak, że w Itzehoe rządzą małomiasteczkowe koneksje, a śmierć jego poprzednika wcale nie była naturalna. Doktor Pettersen zginął podczas pożaru archiwum kliniki, co odhaczono jako samobójstwo. Co dziwne, na komputerze nie ma żadnej dokumentacji ani akt pacjentów, papierowe archiwum lekarza także zniknęło. Taki stan rzeczy nie wpływa dobrze na rekonwalescencję Herzfelda. Wprawdzie jego praca jest łatwa i niezbyt skomplikowana - jako lekarz medycyny sądowej nie ma zazwyczaj wiele wspólnego z pracą patologa, a klinika w małym mieście też nie jest miejscem, gdzie czekają niezliczone próbki do badań. Tak więc, chcąc nie chcąc, Paul zaczyna drożyć sprawę poprzednika, zwłaszcza, że zwraca się do niego rodzina zmarłego, którego akt nie sposób znaleźć w Itzehoe. Ową rodzinę wezwał listownie przed śmiercią doktor Pettersen. Herzfeld nie może jednak dociec, jaki problem chciał on omówić.

Abgefackelt to bardzo zręcznie napisany kryminał, akcja jest wartka, choć dość wcześnie domyśliłam się tła przestępstwa. Tsokos świetnie wplata w akcję informacje o pracy medyka sądowego, o procedurach medycznych, ale i umiejętnie opisuje małomiasteczkowy świat. Dla mnie największym atutem książek Tsokosa jest jego wiedza medyczna i doświadczenie zawodowe, które tak świetnie wykorzystuje w narracji. Liczne informacje i ciekawostki stricte medyczne są dla mnie największym atutem, choć pewnie znajdą się czytelnicy, którzy woleliby więcej kryminału, a mniej medycyny.

Moja ocena: 5/6

Michael Tsokos, Abgefackelt, 352 str., czyt. Wolfgang Wagner, Audible Studios 2020.

czwartek, 18 lutego 2021

"Stúlkan hjá brúnni" Arnaldur Indriðason

 


Nie pytajcie, dlaczego sięgnęłam po kolejny tom cyklu o Konráðzie, skoro poprzedni mi się nie podobał. Tego się po prostu lekko słucha, a ja mam teraz wielką fazę na audiobooki. Pytacie często, kiedy słucham. No więc ciągle - w samochodzie, przy prasowaniu, gotowaniu, rozwieszaniu prania, pracach w ogrodzie, na spacerach z psem. Audiobooki czynią wiele znienawidzonych prac domowych znośnymi. Czasami nawet wymyślam sobie nowe, żeby móc posłuchać. Ale do rzeczy. 

Ten tom bardzo ściśle powiązany jest z przeszłością Konráða, który wychował się w dzielnicy cieni - jednej z najbiedniejszych okolic Reyjkavíku. Konráð mieszkał z ojcem, jego matka wyprowadziła się wraz z siostrą Betą po tym, gdy ojciec dopuścił się wobec dziewczyny molestowania. Konráð nie do końca zdawał sobie z tego sprawę jako dziecko, ale na pewno nie był z ojcem szczęśliwy. Chłopiec wychowywał się niemal sam, podczas gdy ojciec oddawał się podejrzanym interesom, między innymi organizowaniu seansów spirytystycznych, które w owych czasach cieszyły się sporą popularnością. Teraz Konráð chce wreszcie dociec, jak doszło do śmierci ojca i kto go zamrodował. W tym samym czasie kontaktuje się z nim Eygló - znajoma z młodości, której ojciec przyjaźnił się z ojcem Konráða i był medium podczas seansów. Eygló także posiada zdolności medialne i opowiada Konráðowi o dziewczynce z lalką, która się pojawia w jej wizjach. I faktycznie wiele lat temu odnaleziono ciało dwunastolatki oraz jej lalkę w jeziorze Tjörnin. Konráð chce zagłębić tę sprawę, ale okazuje się, że akta są bardzo szczupłe a sekcja zwłok nie była kompletna. Śledztwo prowadzi emerytowanego policjanta w środowisko pedofilskie, które ówcześnie dość bezkarnie działało w Reykjaviku. Równocześnie z Konráðem kontaktuje się starsze małżeństwo, które przyjaźniło się z jego żoną. Ich wnuczka, którą wychowują, zniknęła. Dziewczyna jest już dorosła, ale nadal mieszkała u dziadków. Teraz nie ma z nią kontaktu, ale istnieje podejrzenie, że jest zamieszana w handel narkotykami i właśnie na tym tle zaginęła. 

Ten tom także nie przekonał mnie do tego cyklu. Śledztwo jest ślamazarne i chaotyczne, działania Konráða nie przekonują, a opieranie się na wizjach znajomej-medium zupełnie nie pasuje do powieści kryminalnej. Za dużo tu przypadków, zbiegów okoliczności, spraw, które nagle po latach wypływają. Narracja jest bardzo powolna, brak tu napięcia, ciekawią, jak zwykle u Indriðasona, jedynie realia islandzkie. 

Moja ocena: 2/6

Arnaldur Indriðason, Das Mädchen auf der Brücke, tł. Anika Wolff, czyt. Walter Kreye, 380 str., Lübbe Audio 2020.

wtorek, 16 lutego 2021

"Myrkrið veit" Arnaldur Indriðason

 


Konráð jest emerytowanym policjantem. Jego żona, lekarka, zmarła na raka, syn, także lekarz, mieszka wraz z żoną i synami bliźniakami osobno, więc Konráð ma dużo za dużo wolnego czasu i czuje się samotny. Jego główne zajęcie to rozmyślanie o przeszłości, o życiu z Erną, o swoim pochodzeniu, o sprawach, którymi zajmował się zawodowo. Jedną z nich jest śmierć pewnego biznesmena, która nigdy nie została rozwiązana. Poważne podejrzenie padło na jego partnera - Hjaltalína, z którym na krótko przed śmiercią się pokłócił. Ciała Sigurvina nigdy nie znaleziono, mimo szeroko zakrojonych poszukiwań. Gdy z Konráðem kontaktuje się Marta - policjantka kryminalna - jest bardzo ożywiony. Odnaleziono bowiem ciało! Kurczący się z powodu globalnego ocieplenia lodowiec ukazał świetnie zakonserwowanego trupa. Konráð angażuje się w śledztwo, po części na prośbę Marty, a po części kierowany ciekawością i nudą. Konráð nigdy nie był w stanie udowodnić winy Hjatlatína, biznesmena, który szedł do celu po trupach, i potrafił manipulować ludźmi. Te cechy nie ułatwiały śledztwa, mimo to nie można było mu udowodnić zbrodni, choć jego alibi było bardzo podejrzane. Teraz Hjaltalín leży w szpitalu i chce rozmawiać tylko z Konráðem. Marta ma nadzieję, że to jest moment na wyznanie prawdy, niestety Hjaltalín nadal twierdzi, że jest niewinny. Konráð bierze sobie swoją rolę doradcy do serca i rozpoczyna śledztwo na własną rękę. Pomaga mu w tym jego pochodzenie - wychował się bowiem w jednej z biednych dzielnic Reykjavíku, gdzie łatwo mu zdobyć zaufanie i wyciągnąć informacje, na przykład o wielkim jeepie, który mógł wywieźć ciało na lodowiec. 

Indriðason wplata w akcję wiele informacji o Islandii - o wyżej wymienionym ociepleniu i jego wpływie na krajobraz, o masowej turystyce, o kryzysie gospodarczym - i to są najciekawsze fragmenty. Samo śledztwo Konrada jest nieudolne, zastanawia, dlaczego pewne fakty wypływają dopiero teraz, mimo że dochodzenie było rzekomo prowadzone bardzo sumiennie i zajmowało policjanta dziesiątki lat. Już podczas lektury poprzedniego cyklu uznałam, że Indriðasonowi brakuje pomysłów. Ta seria mnie w tym utwierdziła. Postać Konrada jest może i dobrze nakreślona, ale przeraźliwie nudna, a jego działania chaotyczne i niekonsekwentne. Fabuła i dialogi ciągną się jak przysłowiowe flaki z olejem, a rozwiązanie zagadki ani nie jest zaskakujące, ani ciekawe.

Moja ocena: 2/6

Arnaldur Indriðason, Verborgen im Gletscher, tł. Anika Wolff, czyt. Walter Kreye, 368 str., Lübbe Audio 2019.

środa, 10 lutego 2021

"Mgła" Ragnar Jónasson

 


Mgła to ostatni i najtrudniejszy tom cyklu o Huldzie. Autor przedstawia bardzo bolesną i niepotrzebną zbrodnię, wspominając najstraszniejsze momenty z życia Huldy. Trudno tutaj nie napisać za dużo dla osób, które nie czytały poprzednich tomów. Te jednak, które je znają, od razu domyślą się o jakie wydarzenie z życia policjantki chodzi. 

Hulda wraca do pracy w lutym, dwa miesiące po tragicznych wydarzeniach i od razu na jej biurku ląduje sprawa zagadkowej śmierci na wschodzie Islandii. W położonym na odludziu gospodarstwie znaleziono dwa ciała starszego małżeństwa. Hulda wyjeżdża na wschód - podróż na miejsce jest bardzo uciążliwa, drogi nadal są zasypane, nieprzejezdne. Na miejscu okazuje się, że ciała musiały leżeć w domu już od Bożego Narodzenia i obie osoby zostały zamordowane. To bardzo zagadkowa śmierć, starsze małżeństwo przeważnie przez długi okres w zimie nie miało kontaktu z nikim z najbliższej wsi, przede wszystkim bardzo trudno było się do nich dostać, ponieważ przez większość czasu świątecznego szalał blizzard. 
Zanim Hulda przeszła na przedłużony urlop zajmowała się zaginięciem młodej dziewczyny, która wybrała się w podróż po bezdrożach Islandii. Okazuje się, że te dwie sprawy w zadziwiający sposób się łączą.

Ragnar bardzo sugestywnie opisuje życie na odludziu - samotność, izolację, ale i piękno natury. Atmosfera, którą odmalowuje jest bardzo duszna, mroczna, niepewna. Erla i Einar są nietypowym małżeństwem. Erla pochodzi z miasta i choć pokochała naturę dookoła ojcowizny Einara, nigdy się tam do końca nie zadomowiła. Wolne chwile spędza na czytaniu książek i to one są dla niej odskocznią od samotności. Gdy w Wigilię do drzwi puka samotny wędrowiec, Erla staje się bardzo podejrzliwa. Nikt nie chodzi po bezdrożach w trakcie wichury i śnieżycy. Stopniowo zaraża swoim niepokojem męża, a gdy niespodziewany gość zaczyna węszyć w domu, niemal wpada w panikę. Autor nakreśla narastającą grozę, lęk, niepewność, zwodząc czytelnika. To po raz kolejny świetny portret psychologiczny, zwłaszcza Erli, Jónasson nie stroni od opisu wielu trudnych momentów w życiu swoich bohaterów, jednocześnie robiąc to sugestywnie, a zarazem delikatnie.

Mgła to świetne podsumowanie tego cyklu, który składa się, niestety!, tylko z trzech tomów.

Moja ocena: 5/6

Ragnar Jónasson, Nebel, tł. Andreas Jäger, czyt. Katja Bürkle, 352 str., der Hörverlag 2020.

poniedziałek, 8 lutego 2021

"Wyspa" Ragnar Jónasson


Drugi tom cyklu o Huldzie cofa czytelnika w przeszłość. Mimo że Ragnar dobrze przedstawił swoją bohaterkę w pierwszej części cyklu i opisał jej historię, nie będzie tu więc zaskakujących informacji, ten tom jest równie wciągający. Hulda ma pięćdziesiąt lat i praktycznie zerowe szanse na karierę. Koledzy przeciwnej płci ją wyprzedzili, mimo braku doświadczenia i sukcesów. Hulda jest samotna, ma więc czas i spędza długie godziny w biurze w weekend. Tym sposobem to na jej biurku ląduje sprawa śmierci na odległej wyspie archipelagu Vestmannaeyar. Okazuje się, że czwórka przyjaciół spędzała tam weekend i jedna z osób spadła ze stromego klifu. Hulda wybiera się na wyspę, by przeprowadzić pierwsze rozmowy i zapoznać się ze sprawą. Stopniowo okazuje się, że czwórka przyjaciół już raz straciła koleżankę, dziesięć lat wcześniej. Katla zginęła tragicznie w letnim domu rodziny w odległych fiordach na zachodzie wyspy. Pozostała czwórka spotyka się dziesięć lat później, by wspomnieć dawne czasy i przyjaciółkę. 
Dagur jest bratem Katli, Benedikt jej byłym chłopakiem, Klara i Alexandra przyjaciółkami. W grupie panuje napięcie - Klara ciągle ma wizje Katli, Alexandra, która straciła kontakt z grupą już dawno, czuje się nieswojo, Dagur obarczony jest mnóstwem problemów (jego ojciec został oskarżony o morderstwo córki, a matka nie poradziła sobie z podwójną stratą i wegetuje w domu opieki), tylko Benni próbuje zadbać o dobrą atmosferę. Ten weekend kończy się jednak tragicznie - śmiercią Klary.

Hulda zajmuje się tą sprawą z typową dla niej pedanterią i bardzo szybko wpada na trop, śmierci Katli sprzed dziesięciu lat - uczestniczy wyprawy na wyspę nie kwapią się bowiem, by przypomnieć tę tragedię. Te dwie sprawy nie dają jej spokoju i zaczyna drążyć, co jest nie w smak jej szefowi, który wcześniejsze morderstwo bardzo szybko przypisał ojcu dziewczyny. Ragnar wspaniale buduje napięcie, duszną atmosferę, pełną niedopowiedzeń i domysłów.

To świetny psychologiczny kryminał, w którym autor nie tylko opisuje rozterki Huldy, ale i czwórki pozostałych bohaterów. Świetnie przedstawione są rozterki Dagura, ale i Benedikta, do tego stopnia, że niemal do końca nie byłam pewna rozwiązania. Co tu ukrywać, zostałam fanką Huldy i kolejny tom na pewno tego nie zmieni.

Moja ocena: 5/6

Ragnar Jónasson, Die Insel, tł. Kristian Lutze, 384 str., czyt. Katja Bürkle, Der Hörverlag 2020.

sobota, 6 lutego 2021

"Gatið" Yrsa Sigurðardóttir

 


Czwarty tom z komisarzem Huldarem i psycholożką Freyą w rolach głównych jest o wiele bardziej udany od poprzedniego. Wprawdzie i tutaj nie udało się Yrsie uniknąć powtórzeń (niczym na początku każdego serialowego odcinka), ale interakcje między policjantami i psycholożką nie były aż tak dziecinne, co nie oznacza, że całkowicie inne. Huldar nadal zachowuje się jak w przedszkolu jeśli chodzi o znienawidzonego kolegę Joela, a jego rozmowy z szefową Erlą wciąż nie osiągnęły poziomu poważnej konwersacji. Te mankamenty blakną jednak wobec ciekawej intrygi.

Podczas oficjalnej wizyty chińskiego ministra spraw zagranicznych i tuż przed eleganckim przyjęciem w rezydencji prezydenckiej na skale wisielców pojawia się, nomen omen, wisielec. Ciało trzeba jak najszybciej usunąć, by żaden z gości, nie daj boże, nie dojrzał nieszczęśnika. Nie jest to łatwa sprawa - bo do ciała trudno się dostać, a jeszcze trudniej je usunąć, nie zrzucając go po prostu ze skały. Grozy całej sytuacji dodaje fakt, że skała ta już kiedyś służyła egzekucjom, gdy jeszcze duński namiestnik decydował o Islandii. 
Ofiara ma na imię Helgi i okazuje się być bogatym mężczyzną, który nie ma powiązań z żadnym środowiskiem przestępczym. Policjanci są w kropce, gdy w mieszkaniu Helgiego odkrywają czteroletnie dziecko. Chłopczyk wie jedynie, że ma na imię Siggi, imiona rodziców podaje tylko w postaci zdrobnień, które pasują do całego szeregu imion, nie zna swojego adresu i nie potrafi wyjaśnić, jak się znalazł w takiej sytuacji. Podczas gdy dziecko umieszczone zostaje w opiece zastępczej, policjanci gorączkowo poszukują jego rodziców. Gdy podczas rozmów z chłopcem okazuje się, że jego mama jest w bardzo zaawansowanej ciąży i kilka tygodni wcześniej odwiedziła szpital, poszukiwania nabierają rozpędu. 

By nie zdradzić zbyt wiele, napiszę tylko, że śledztwo dotrze do grupy mężczyzn, przyjaciół od czasów szkolnych, których rozrywką jest seks z przygodnymi kobietami i nagrywanie własnych wyczynów. Konsekwencje tej dla nich pozornie niewinnej rozrywki są zaskakujące.

To kryminał o dobrze skonstruowanej intrydze, w której na końcu nic nie jest takie, jakie wydawało się być. Szkoda, że wątki prywatne nie są tak dobre, to zdecydowanie nie jest mocna strona autorki. Po czterech tomach nie jestem nawet w stanie powiedzieć, czy darzę sympatią któregokolwiek z bohaterów. 

Moja ocena: 4/6

Yrsa Sigurðardóttir, Abgrund, tł. Tina Flecken, 400 str., czyt. Dietmar Wunder, der Hörbuchverlag 2020.