wtorek, 31 października 2023

"Najlepiej dla wszystkich" Petra Soukupová

 


Viktor mieszka z mamą w Pradze. Mama, Hana, jest aktorką i nie jest w stanie poświęcić chłopcu tyle czasu, ile wymagałoby wychowanie rozbrykanego dziesięciolatka. Po kolejnym wybryku syna, Hana rozmawia z mieszkającą na wsi matką Evą i kobiety wpadają na pomysł przeniesienia Viktora do babci. Z dala od wielkomiejskich pokus i złego towarzystwa, pod oko mającej czas i troskliwej babci. Eva niedawno owdowiała i Hana sądzi, że opieka nad wnukiem może pomóc matce w zajęciu czasu i poradzeniu sobie z żałobą. Chłopiec jest zrozpaczony, nie chce opuszczać swoich kolegów, pokoju i komputera. Babcia się cieszy, ale jest też przerażona i pełna obaw. Mama natomiast pełna rozterek - z jednej strony nie chce rozstać się z synem, z drugiej wie, że taka zmiana może mu dobrze zrobić. I jest jeszcze nowa rola, która może jej wreszcie pozwolić wybić się na rynku. 

Jak się można domyślić, planowana przeprowadzka nie obędzie się bez problemów, a Soukupová świetnie opisze zadawnione niesnaski tej rodziny. Narracja poprowadzona jest z perspektywy tych trzech bohaterów i każda z postaci pozwoli nam zrozumieć swoje motywacje i myśli. Wiele tu kłótni i milczenia, które wynikają z niezdolności przekazania własnych myśli i bolączek. Zarówno matka jak i córka mają tendencję do oceniania tej drugiej, do osądzania po pozorach, zarzucania złych lub egoistycznych intencji. To powieść o tym, jak trudno rozmawiać w rodzinie, jak łatwo się zapętlić i uwikłać. To także historia dziecka, które szybko zostało zaszufladkowane jako niegrzeczne. Autorka dobrze ukazuje perspektywę chłopca, sposób, w jaki radzi sobie z konfliktami w rodzinie i z problemami.

Czeszka stworzyła powieść pełną emocji, bardzo życiową, dobrze oddając perspektywę każdej z postaci oraz dialogi, a właściwie kłótnie bohaterek. Językowo nie jest to może wybitna literatura, ale dobrze się czyta i na pewno przypadnie do gustu osobom, które lubią czytać o zagmatwanych relacjach rodzinnych.

Moja ocena: 5/6

Petra Soukupová, Najlepiej dla wszystkich, tł. Julia Różewicz, 424 str., Wydawnictwo Afera 2019.

poniedziałek, 30 października 2023

"Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota" Paweł Piotr Reszka

 


Co to są płuczki? Nie jest to przecież powszechne słowo, a i pierwsze skojarzenia nie skierują myśli w kierunku Sobiboru czy Bełżca. Ogrom traumatycznych wydarzeń w obozach koncentracyjnych nie obejmował w moim horyzoncie grzebania w zwłokach i prochach, by szukać złota. Okazuje się jednak, że nie był to proceder odosobniony czy krótkotrwały, o czym pisze w swoim reportażu Reszka. I wyjaśnia mi nader dokładnie, czym płuczki były.

Autor udał się do położonych w okolicach obozu wiosek, by porozmawiać z nadal żyjącymi kopaczami, ich potomkami i sąsiadami na temat tej działalności. Reszka pyta te osoby o cały proceder, o sposoby szukania złota, nie omijając pytań o winę. Zaskakujące są odpowiedzi mieszkańców. Reporter na ich podstawie jest w stanie odtworzyć cały bieg poszukiwań, konstruowania ziemianek, przeglądania zwłok, płukania prochów. Są tu liczne historie jednostkowe, opisujące konkretne znaleziska, ich spieniężanie oraz wykorzystanie uzyskanych pieniędzy. I jest usprawiedliwianie, mnóstwo usprawiedliwiania. Bo bieda, bo leżało, bo wszyscy chodzili, bo na co zmarłym, bo inni by i tak wzięli, bo dom budowałem, bo ślub brałem, bo to po żydkach, bo zakazu nie było, bo nie postawiono żadnej tablicy. Skruchy nie widać ani u samych kopaczy, ani u ich potomków. Naturalnie nasuwa się więc pytanie - jak zachowałabym się ja, czy poszłabym za tłumem, a może zostałabym wśród tych, którzy nie szukali. Łatwo osądzić, łatwo ocenić, nie znając szerszego kontekstu. Nie, nie bronię nikogo, co więcej czytanie tej książki było dla mnie bardzo trudnym doświadczeniem, staram się jednak dociekać przyczyn i uwarunkowań takiego zachowania, które przecież normalnie jest szeroko potępiane. 
Autor nie czyni tego dostatecznie, szkicując tylko niektóre aspekty (antysemityzm, wina Niemców). 

Płuczki to jedna z tych książek, którą należy przeczytać. Autor wykonał ogrom pracy śledczej, przeprowadził dziesiątki rozmów z osobami o różnym tle, nie tyko z poszukiwaczami, opisał także długi proces do ogłoszenia pozostałości po obozie miejscem pamięci. Naprawdę warto.

Moja ocena: 5/6

Paweł Piotr Reszka, Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota, czyt. Filip Kosior, 240 str., Wydawnictwo Agora 2019.

niedziela, 29 października 2023

"Otwarte wody" Caleb Azumah Nelson


 

Opowieść o szalonej, przejmującej, niepohamowanej miłości to niekoniecznie mój temat. Ta historia ma jednak głębsze tło, ale po kolei. Dwoje młodych ludzi spotyka się na imprezie - on fotograf, ona tancerka. Ona jest dziewczyną jego kolegi, ale mimo to coś między nimi zaiskrzyło. Najpierw się przyjaźnią, coraz bardziej i coraz bliżej, ale czują opór przed przyznaniem się do tego, że czas pójść krok dalej. To gęsta narracja pełna emocji, przemyśleń, uczuć. O ile ten wątek przyjacielsko-miłosny mnie niespecjalnie interesował, to świetnie pokazana jest perspektywa życia osoby czarnej w Londynie. To ciągłe podchody i uważanie, bo nagle można stać się podejrzanym. Sam kolor skóry wystarcza, by nieprzerwanie być poddawanym rewizjom, kontrolom, wpadać w tarapaty.

Dla głównego bohatera oznacza to ciągłe życie w stresie, ciągłe pilnowanie, uważanie, podejrzliwość. Brak poczucia bezpieczeństwa i zadomowienia się w społeczeństwie, obcość. Ta perspektywa świetnie pokazuje mnie, osobie o białej skórze, z czym na co dzień w Europie zmaga się ktoś, kto nie wygląda jak reszta społeczeństwa.

Nelson wybrał dla swojej powieści narrację w drugiej osobie liczby pojedynczej, by zapewne osiągnąć ten głęboki emocjonalny efekt. Dotychczas nie przeszkadzała mi taka narracja, choć oczywiście zbyt częsta w prozie współczesnej nie jest. Moja znajoma od książek jednak na tę drugoosobową formę zawsze narzekała i teraz rozumiem czemu. Bardzo drażniła i irytowała mnie w tej powieści - utrudniała orientację i nie widzę żadnego uzasadnienia dla takiego wyboru. Teraz już rozumiem, dlaczego mojej znajomej taki styl przeszkadza. 

Otwarte wody to dobra proza, ciekawy nowy głos, z interesującym tłem - rodzina autora pochodzi z Ghany, ale niestety do mnie do końca nie trafia ani tematyka, ani kompozycja tej powieści.

Moja ocena: 4/6

Caleb Azumah Nelson, Otwarte wody, tł. Mariusz Gądek, 208 str., Wydawnictwo Drzazgi 2023.

sobota, 28 października 2023

"A pamiętasz, mamo?" Kateryna Babkina


Kilkunastoletnia dziewczyna z niemowlęciem w chuście ucieka, ucieka od wojny, od traumatycznych przeżyć i ląduje w Wiedniu, u ojca, która mieszka tam od lat. Dziewczyna niewiele mówi, nic nie opowiada, dni spędza na opiece nad przyrodnią, maleńką siostrzyczką. Podczas spacerów spotyka chłopca, którego przelotnie widziała podczas ucieczki, na dworcu we Lwowie. Między nastolatkami rodzi się więź, ale więź trudna, naznaczona wojenną traumą i niewypowiadalnymi przeżyciami.

Powieść utrzymana jest w formie listów dziewczyny do mamy - taki sposób na poradzenie sobie z przeżyciami zaproponowała głównej bohaterce psycholożka. Dzięki takiej konstrukcji mamy szansę wejść w świat Diany. Poznajemy jej zmartwienia, troski, niepewności, uczucia. Bardzo długo jednak nie wiemy, co się wydarzyło w Irpieniu. Nie wie tego nikt, nawet ojciec Diany. Dziewczyna angażuje się w pomoc innym uchodźczyniom i uchodźcom, tym, którzy nie mają zamożnego ojca czy krewnego, tym, którzy w Austrii znaleźli się z niczym. 
 
Ta niewielka powieść aż kipi od emocji i jest niezwykle aktualna. Babkina pisze przecież o wydarzeniach jak najbardziej współczesnych, skupiając się na tym, jak dzieci radzą lub nie radzą sobie z traumatycznymi przeżyciami wojennymi. Czyniąc bohaterką tej książki nastolatkę, autorka uderzyła w najczulsze nuty - to już nie dziecko, któremu trudno wyartykułować swoje emocje, to dziewczyna, która szuka akceptacji, uczucia, która jest zagubiona w okresie dorastania i która wzięła na siebie opiekę nad przyrodnią siostrą. 

Bardzo polecam prozę Babkiny, obie jej książki mnie poruszyły, zachwyciły językowo - choć ta jest zupełnie inna, mamy do czynienia wszak z narracją nastolatki, ale świetnie oddaną. Autorce udało się wejść w głowę dziewczyny i pokazać wojnę w Ukrainie z innej perspektywy.

Moja ocena: 5/6

Kateryna Babkina, A pamietasz, mamo?, tł. Bohdan Zadura, 164 str., Wydawnictwo Warstwy 2023.

piątek, 27 października 2023

"Zmiana" Édouard Louis

 


Zmiana to opis życia autora, a może jego alter ego. Droga z małej mieściny, przemocowego domu, niezrozumienia do Paryża i kariery pisarskiej. Brzmi jak poprzednie książki Louisa? Jasne, bo Francuz pisze ciągle o tym samym, tu nie ma co ukrywać. Co jest jednak siłą i zaletą jego prozy, to fakt, że potrafi o tym pisać z różnych perspektyw, za każdym razem dodając nowe szczegóły i naświetlając nowe aspekty. Jak sam tytuł wskazuje, w tej książce fokus leży na zmianie z nieśmiałego chłopca, popychadła, który ukrywa swoją tożsamość płciową w pełnego sukcesów pisarza? No właśnie, tu nie ma pewności ani u autora, ani u czytelniczki. 

Louis opisuje swoją drogę, a przede wszystkim ludzi, którzy na niej stanęli - bibliotekarki, które podsunęły odpowiednie lektury, koleżanki z pracy w teatrze, Elenę, Didiera Eribona i wielu innych. Elena i jej rodzina miały największy wpływ na nastoletniego Eddy'ego, który został przyjęty ciepło w ich domu. To rodzina z wyższej klasy średniej, w której panują zupełnie inne obyczaje i zasady niż te, które dotąd znał Eddy. Chłopak stopniowo zaczyna je wszystkie kopiować - poczynając od fryzury, stroju, na zachowaniu kończąc. By nadgonić braki w wykształceniu czyta, chodzi do kina, prowadzi wielogodzinne rozmowy z Eleną. Ambicja i parcie w górę nie pozwolą mu jednak pozostać w Amiens, a spotkanie z Eribonem będzie decydującym impulsem do dopuszczenia myśli o swojej homoseksualności i oswojenia się z pomysłem wyprowadzki do Paryża. 

Louis zastanawia się przede wszystkim na tym, czy jego działania były wykorzystaniem przyjaciół i kochanków. Czy faktycznie darzył ich uczuciem, czy byli jedynie jednym ze środków, by osiągnąć założony cel. Przyznaje, że przypadkowość spotkań zaważyła na jego ścieżce. 

Tej powieści można wiele zarzucić - powtarzalność, mało wyrafinowany styl, a nawet pretensjonalność, ale ja Louisa kupuję. Można się też zastanawiać, jaki sens ma czytanie intymnych wyrzygów autora, bo choć to autofikcja, to nie mam wątpliwości, że Louis pisze o sobie, ale i to kupuję. Mam w sobie dużo empatii dla Francuza czy też jego bohatera, odnajduję w tej prozie wiele kwestii, które w jakiś sposób dotyczą mnie lub mnie poruszają, z ciekawością obserwuję, jak rozwija się ta proza. Na pewno sięgnę po kolejną powieść Louisa, choćby po to, by przekonać się, jaki temat czy postać weźmie na tapet.

Moja ocena: 5/6

Édouard Louis, Zmiana, tł. Joanna Polachowska, 288 str., Wydawnictwo Pauza 2023.

czwartek, 26 października 2023

"Moja znikająca połowa" Brit Bennett

 


Mallard to niewielka mieścina w Luizjanie. Jej specyfika polega na tym, że zamieszkana jest przez osoby z definicji czarne, ale o bardzo jasnej karnacji. To właśnie tam dorastają bliźniaczki Stella i Desiree, które jako dzieci są świadkami śmierci ojca. Stał się przypadkową ofiarą białych mężczyzn, którzy napadli na niego tylko dlatego, że był czarny. Dziewczyny duszą się w Mallard i jako szesnastolatki uciekają chyłkiem do Nowego Orleanu. Trzymają się w pionie dzięki pracy fizycznej i uprzejmości starszej koleżanki z miasta, która je przygarnęła. Stella dość szybko odkrywa, że w nieznanej okolicy może funkcjonować jako biała. Wystarczy odrobina tupetu i pewności siebie. W ten sposób dziewczyna zdobywa nową pracę i znika.

To opowieść o dwóch siostrach, bliźniaczkach jednojajowych, które jeden wybór rozdziela na całe życie. Pozornie tylko o tym, bo to przede wszystkim rzecz o kolorze skóry i tym, jak wpływa na nasze życie. Prawda dość trywialna, ale pokazana dość przewrotnie. Bennett rozważa, na ile kolor skóry siedzi w naszych głowach, jak bardzo ogranicza nasze życie, wybory i poczucie własnej wartości. Nikt postronny nie odgadłby, że Stella czy Desiree są czarne, a jednak ten fakt determinuje ich życie i myślenie.  Dokonany mimochodem wybór naznaczy całe życie Stelli, ale i jej rodziny. Bennett opisuje tkwienie w kłamstwie, i to takim na wielu płaszczyznach - bo to dotyczy to nie tylko Stelli, ale i partnera córki Desiree - Jude. Reese to ciekawie poprowadzony wątek transpłciowości, może nie do końca dopracowany, bo zabrakło mi tu większego tła i konkretniejszych informacji, ale świetnie zarysowany.

Ten jeden wybór wywołuje kaskadę kolejnych i odcina praktycznie odwrót. Tak samo jak ucieczka, która dotyczy wielu bohaterów tej powieści - bliźniaczek, ich córek, partnera Desiree i partnera Jude. Każda z tych postaci decyduje się opuścić swój dom lub zostaje porzucona - ich życie to ciągła ucieczka i poszukiwanie. 

Bennett napisała ciekawą fabularnie powieść, ale jest tu jeszcze jedna warstwa, o wiele ważniejsza. Autorka nie stroni od opisu myśli i rozważań poszczególnych bohaterów, które zdecydowanie spowalniają akcję, ale wybitnie wzbogacają tej powieść. Dzięki nim nie jest to kolejne czytadło o życiu Afroamerykanów w USA, a pogłębiona powieść, która pozwala wejść w głowę poszczególnych postaci i lepiej zrozumieć ich motywację działania. Podobała mi się perspektywa tej powieści - nieoczywista, nowatorska, czasem przewrotna. Polecam.

Moja ocena: 5/6

Brit Bennett, Moja znikająca połowa, tł. Jarosław Wastermark, 445 str., Agora 2020.

wtorek, 24 października 2023

"Medgidia, miasto u kresu" Cristian Teodorescu

 


Stefanek Teodorescu wygrał przetarg na prowadzenie przydworcowej restauracji w Medgidii - małym miasteczku w południowo-wschodniej Rumunii. Medgidia to tygiel kulturowy, językowy i religijny. Mieszkają tu Rumunii, Turcy, Tatarzy, chrześcijanie i muzułmanie, zwolennicy prawicy i lewicy, ludzie prawi i kombinatorzy. W tym mikrokosmosie dzieje się wszystko - są spory i kłótnie, miłość i nienawiść, życie i śmierć. Oprócz Stefanka mamy bliższą styczność z jego żoną Virginicą, kelnerem Januszkiem, majorem Scipionem, licznymi dziwkami, żydowską lekarką Leą, sędzią, legionami, Niemcami i Rosjanami.

Wchodzimy bowiem w życie Medgigii w okresie II wojny światowej. Postawę Rumunii świetnie odzwierciedlają układy w miasteczku. Bo najpierw kraj trzymał z Niemcami, a potem trzeba było zmienić front na rosyjski, a co za tym idzie klientów i sojuszników na mieście. 

Teodorescu stworzył powieść nietypową. Poszczególne rozdziały to króciutkie impresje, na jedną-dwie minuty czytania. Nie można ich nawet określić jako opowiadania, bo to dosłownie bardzo krótkie scenki. Z tych niewielkich, czasem melancholijnych, a czasem wesołych opowiastek autor skleja bardzo nostalgiczny obraz życia w Medgidii. To fascynujące świadectwo minionych czasów ukazujące sposób myślenia i rozumowania mieszkańców, ich powiązania i relacje. W swoim wydźwięku powieść Teodorescu często przypominała prozę czeską - nieco absurdalną, ciepłą, dowcipną, ale i mądrą. 

Ta powieść nie wskoczy na listę moich ulubionych. Ta forma, owszem lekka w lekturze, okazała się być dla mnie dość trudna w całościowych odbiorze. Postaci zjawiają się i znikają, niektóre nie wracają nigdy, inne przewijają się przez niemal wszystkie rozdziały - trudno było mi tu zachować rozeznanie i przywiązać się do któregoś z bohaterów. Wyobrażam sobie jednak, że to wspaniała lektura dla osób znających miasteczko, jego okolice, historię. 

Moja ocena: 4/6

Cristian Teodorescu, Medgidia, miasto u kresu, tł. Radosława Janowska-Lascar, 316 str., Wydawnictwo Amaltea 2015.

poniedziałek, 23 października 2023

"Ale z naszymi umarłymi" Jacek Dehnel


Dziwnie się dzieje w Polsce. Z grobów coś wyłazi - trupy, nie trupy, zombie, nie zombie. Te cudaki zaludniają najpierw Polskę, a potem świat. Polonizują całą ziemię, bo czemu nie, w końcu Polska to zbawicielka narodów. Może podstawowe założenie tej idei było inne, ale skoro nie da się inaczej, to trzeba się zadowolić tym, co się ma.

Dehnel świetnie zarysował grupę głównych bohaterów - parę gejów, nastolatkę, samotne kobiety i mężczyznę. Wszyscy oni nie mogliby być bardziej odmienni, ale połączy ich jeden cel - ucieczka przed zombiakami. Te znowu stanowią alegorię Polski, przed którą nie sposób uciec. Dehnel bawi się tu konwencją i na tapet bierze wszelakie polskie przywary i mity. To satyra na martyrologię, kult historii i jednostki, na wiarę w unikatowość ojczyzny i jedynego słusznego katolicyzmu. 

Przyznam, że o ile perypetie grupy bohaterów faktycznie mnie zainteresowały - tu z naciskiem na związki międzyludzkie, układy między nimi, to cała otoczka w postaci zombie do mnie nie trafiła. Cenię bardzo pióro Dehnela - podziwiam za elokwencję, rzutkość, celność obserwacji i umiejętność wyrażenia ich słowami, ale w moim przypadku z wykonaniem przestrzelił. Ten wątek mnie zwyczajnie nudził i przyćmił smakowitą satyrę i opis polskiej przaśnej polityki. Zakładam, że strona narracyjna miała taka być, a autor celowo skupił się na zombiackiej satyrze, a także na utkaniu w powieści mnóstwa nawiązań do kina i literatury światowej, ja tego jednak nie kupiłam.

To książka z serii: można, ale nie trzeba. Ma zalety, ale nie zachwyciła mnie na tyle, by ją polecić z czystym sercem.

Moja ocena: 4/6

Jacek Dehnel, Ale z naszymi umarłymi, czyt. Łukasz Garlicki, 320 str., Wydawnictwo Literackie 2019.

sobota, 21 października 2023

"Tortilla Flat" John Steinbeck


Tortilla Flat do dzielnica na przedmieściu Monterey - niezbyt elegancka, właściwie taka raczej poślednia. To właśnie tam Danny dziedziczy dom i nagle z włóczęgi i lekkoducha staje się właścicielem. To ogromna zmiana, ale przechodzi ją wraz z kumplami. Ta paczka jednak rośnie i zadomowia się u Danny'ego. To zbieranina przeróżnych typów i charakterów, których głównym celem w życiu jest odpoczynek, kołowanie wina na galony i uciechy z kobietami. 

Steinbeck opisuje przygody tej paczki, każdy rozdział to inne wydarzenie, które najczęściej prowadzi ro rozrośnięcia się grupy. To opowieści pełne komizmu, zwłaszcza sytuacyjnego. Choć wszyscy bohaterowie to rzezimieszki na bakier z prawem, to nie sposób nie zapałać do nich sympatią. Steinbeck wspaniale oddaje ich sposób myślenia, logikę i pokrętne wytłumaczenia, by nie pracować i usprawiedliwić kradzieże. Nie sposób nie śmiać się podczas lektury, choć, przyznam, miałam także sporo refleksji. Każdy z bohaterów nie ma szans na wyrwanie się z kręgu biedy i drobnych wykroczeń - często wpadli w taki rytm przypadkowo lub w takich warunkach się urodzili. Łączy ich jednak przyjaźń i braterstwo.

Bardzo ciekawa jest postać Danny'ego, który w pewnym momencie nie wytrzyma życia bardziej uregulowanego, życia posiadacza domu. Ten melancholijny rys tworzy z tej powieści coś więcej niż tylko lekki opis dwudziestowiecznych sowizdrzałów, a i mnie skłonił do wielu przemyśleń, bynajmniej nie wesołych. 

Steinbeck uwodzi oczywiście językiem - celnym, ostrym, ironicznym. W tej powieści przecież niewiele się dzieje, a i tak trudno się od niej oderwać. Nie poleciłabym jej może na pierwsze spotkanie z noblistą, ale każda fanka i każdy fan Steinbecka na pewno ją doceni.

Moja ocena: 5/6

John Steinbeck, Tortilla Flat, tł. Jan Zakrzewski, czyt. Marcin Popczyński, 287 str., Czytelnik 1980.

czwartek, 19 października 2023

"Księgi Jakubowe" Olga Tokarczuk


Bałam się długo tej książki, odkładałam lekturę, przerażała mnie objętość i tytuł. Tak się jednak złożyło, że została mi wybrana do przeczytania na ten rok, a ja trafiłam na audiobook. Wzięłam ją więc na dwa fronty - uszami i oczami. Bardzo szybko przepadłam w świecie Jakuba Franka i zostałam w nim na blisko dwa miesiące. Nie zawsze było łatwo, nie uniknęłam chwil nudy i zagubienia oraz znużenia, ale były to chwile, które szybko umykały, bo kolejna strona otwierała zupełnie inny świat. Czym są więc Księgi Jakubowe? Eposem, powieścią historyczną, psychologiczną i skarbnicą wiedzy w jednym. Jestem porażona i oczarowana detalami, szczegółami, wiedzą, ciekawostkami, tłem historycznym, kreacją postaci (bardzo licznych), opisem strojów, życia, warunków. To jest nieopisanie gargantuiczna praca, jaką autorka włożyła w stworzenie tej powieści. 

Trudno jednoznacznie powiedzieć, o czym Księgi Jakubowe są, bo dla każdej czytelniczki i każdego czytelnika będą o czymś innym. Dla mnie w pierwszej linii są o kulcie jednostki - o tym, jak powstaje guru i jak tworzy swoją komunę. Tokarczuk mimochodem opisuje mechanizmy powstawania sekty czy grupy wyznaniowej, sposoby finansowania, posłuszeństwo i manipulacje. Frank to bez wątpienia człowiek z charyzmą, ale też erotoman, nie znoszący sprzeciwu despota, jednym słowem guru. Narracja tej powieści jednak jest tak poprowadzona, że nie ma tu ocen ani subiektywnych opinii. To relacja historyczna, obiektywna, dająca czytelnicze ogromne pole do przemyśleń. Jakub Frank może wprawiać w zachwyt, denerwować, odstręczać i wzbudzać całą gamę innych emocji - wpływ na nie jednak będzie miał opis jego poczynań, a nie ocena autorki.

Zarazem ta powieść to szeroki obraz Polski tuż przed rozbiorami, Polski i krajów przygranicznych, bo jest tu i Turcja, i Czechy i Niemcy. Tokarczuk wspaniale opisuje życie w tych rejonach - takie zwykłe codziennie, czyli strawę, strój, dom, stosunki międzyludzkie, handel, zwyczaje itd. To wszystko kryje się gdzieś między wierszami, przemyka mimochodem, ale daje niesamowity obraz tamtych czasów. Nie wyobrażam sobie tego ogromu badań i pracy, który autorka musiała włożyć, by odtworzyć realia osiemnastowiecznej Polski i Europy. Są tu przecież szczegóły i szczególiki - listy, opisy, wspomnienia, zakupy, rozmowy.

I wreszcie cały żydowski i hebrajski kontekst - poczynając od alfabetu, na obyczajach kończąc. Temat dla mnie, słabo obeznanej z tą kulturą, ciekawy, fascynujący i pouczający. I tu ponownie podziw za wiedzę i zapewne ogromną pracę badawczą. 

Księgi Jakubowe to wreszcie książka o tolerancji, o tym, że wielkie religie więcej łączy, niż dzieli. To hymn na cześć ich połączenia, ujednolicenia, zrównania i międzyludzkiego zrozumienia. Ten wniosek tak oczywisty wciąż na nowo skłania do refleksji.

Przekonana jestem, że ta książka kryje w sobie o wiele więcej i jak pisałam, wierzę, że każda osoba znajdzie w niej dla siebie coś innego albo skupi uwagę na innym aspekcie. To powieść do wielokrotnego czytania, odkrywania i kontemplacji.

Moja ocena: 5/6

Olga Tokarczuk, Księgi Jakubowe, 912 str., Wydawnictwo Literackie 2014.

środa, 18 października 2023

"Na / pół" Jasmin B. Frelih


Sięgając po tę książkę, wiedziałam, że będzie to niełatwa i być może eksperymentalna lektura. Kusił mnie jednak kraj pochodzenia autora (Słowenia), nagroda Unii Europejskiej, zapowiedź dystopijnych tematów.
Przeczytałam te ponad pięćset stron, mam jednak wrażenia, że ta lektura była w moim przypadku raczej zbieraniem słów niż rozumieniem ich przesłania. Znalazłam wprawdzie recenzje, które analizują przesłanie i samą treść, ale nawet one nie pomagają mi w zrozumieniu tej książki. Co więcej, czytając je, zastanawiam się, gdzie dana osoba takie informacje wyczytała, bo ja w tym zbiorze słów nie byłam w stanie ich wyłuskać. 

Frelih prowadzi trzy osobne narracje - artystki Zoi, reżysera Evana i Krasa - ojca licznej rodziny. Nie jestem jednak w stanie napisać, jaki jest ich cel, ani nawet streścić, czego się o tych osobach dowiadujemy. Autor opisuje jakieś dziwne wydarzenia, do niczego nie prowadzące rozmowy, a to wszystko podlane jest wykwitami w stylu męskiego kryzysu wieku średniego i sileniem się na oryginalność. Frelih konstruuje bowiem wykwintne zdania, przeplata je erudycyjnymi wstawkami, miesza style i rejestry, ale nie odniosłam wrażenia, że te wszystkie zabiegi mają jakiś inny cel niż pochwalenie się własną elokwencją. 

Wspomniana dystopia jest w Na/pół wprawdzie widoczna, ale zupełne nieczytelna. Jaki to rodzaj kraju i zmian - nie wiem? Gdzieś przewijają się roboty, obszary niedostępne, samotność, zagubienie, ale nie widzę tu żadnej ścisłej koncepcji. 

Owszem można się podczas lektury skupić na błyskotliwych zdaniach, jakichś odkrywczych stwierdzeniach, ale, szczerze, nie chciało mi się ich wyłuskiwać spośród tego bełkotu. Nie mogę wyjść ze zdumienia, że taka książka dostała nagrodę, bo nawet jeśli to dobra powieść, to zupełnie nieprzystępna dla czytelniczki. 

Moja ocena: 2/6

Jasmin B. Frelih, Na/pół, tł. Marlena Gruda, 510 str., Wydawnictwo Wyszukane 2020.

niedziela, 15 października 2023

"Siódemka" Ziemowit Szczerek


 

Droga krajowa numer siedem do kwintesencja Polski - nie trzeba zjeżdżać kraju wzdłuż i wszerz, wystarczy siódemka, by doznać wszystkiego i poznać najbrudniejsze i najciemniejsze sekrety ojczyzny. Szczerek z językową dezynwolturą opisuje to wszystko, co jest tak bardzo polskie - wszechobecny syf, reklamy, billboardy i banery, alkohol lejący się z każdej strony, dziwne policyjne zagrywki, koszmar architektury, kostka, gips, pasteloza, motywy katolickie i historyczne, a do tego jesienna listopadowa pogoda. Karty książki zaludniają janusze i grażyny, cwaniaczki, kombinatorzy, małomiasteczkowi potentaci, zagubiona cudzoziemka, odklejeni od rzeczywistości studenci, czyli cała gama różnorodnych postaci. 

Główny bohater dzięki wiedźmińskim eliksirom produkcji fanów tej postaci zaprawionym alkoholem wpada w swoisty trans, dzięki któremu spotka choćby polskich królów jako żywych spod pędzla Matejki. Szczerek świetnie łączy fantazję z rzeczywistością, tworząc szalony, ale wcale nie bardzo oddalony od prawdy obraz polskiej prowincji. Trafnie przedstawia i punktuje słabości tego regionu, czyniąc to dowcipnie i ironicznie zarazem. Ta językowa sprawność mnie zachwyca, a jeszcze bardziej podoba mi się umiar, z jakim Szczerek stosuje stylistyczne triki. Bardzo nie lubię, gdy one przeważają i książka opiera się tylko na nich. W Siódemce zachowany został balans, tak że językowe smaczki cieszą, a nie przytłaczają.

Podobnie jest z diagnozą polskiej rzeczywistości - mimo że książka ukazała się w 2014, w wielu aspektach wciąż aktualną. Szczerek dobitnie i celnie wypunktował te słabości i charakterystyczne elementy miast i wiosek przyklejonych do drogi krajowej, która je żywi i trzyma przy życiu. Przynajmniej dopóki była główną trasą łączącą Kraków z Warszawą. Ponadto sięgnął po wrodzony lęk Polaków przed inwazją Rosji - w momencie akcji powieści to właśnie zagrożenie wisi nad Polską. Rosja grupuje swoje wojska w obwodzie kaliningradzkim, co będzie miało swoją kulminację w finale. 

Siódemka to świetne świadectwo obrazu Polki w latach 2010-2020, podane dowcipnie, celnie, ale i z fantastycznym twistem. 

Moja ocena: 4,5/6

Ziemowit Szczerek, Siódemka, 250 str., Wydawnictwo Ha!art2014.

czwartek, 12 października 2023

"Die Straußenfeder" Eugenio Montale


 

Cieszę się, że trafiłam na opowiadania włoskiego noblisty i w ten sposób mogłam bliżej poznać jego twórczość. Same poezje są dla mnie trudne do oceny, ale i do zrecenzowania. Ten zbiór to teksty miniaturki, które bazują na wspomnieniach i przeżyciach autora z okresu dzieciństwa w Ligurii, a następnie lat dorosłych w Genui, Florencji i Mediolanie. Autor nie jest tu na pierwszym planie, nie jest oczywisty, ale gdzieś tam zawsze ukrywa się w tle. Te nowelki skrzą się od humoru, ironii, służą bardziej rozrywce, ale nie pozbawionej refleksji.

W tych tekstach przewija się wiele podobnych motywów - bardzo widoczna jest włoska natura, czy to pod postacią zwierząt (węgorzy chociażby) czy bujnej roślinności (wawrzyn). Montale chętnie podejmuje motyw wspomnienia i zapomnienia, który symbolizują dość ulotne rekwizyty jak np. tytułowe pawie pióro. Każde opowiadania zabiera czytelniczkę w inną sytuację, wrzuca w środek wydarzeń i zaskakuje pointą. Bardzo mi pasuje taka lakoniczność, podobają się nietuzinkowe postaci, które Monate wykreował, ale także delikatna nuta pesymizmu, która przy całej ironii pobrzmiewa w tych tekstach. Widać w nich także echa wojen - nigdy na pierwszym planie, ale zawsze obecnych.

Z tego, co udało mi się znaleźć, te nowele nie ukazały się po polsku, jeśli jednak czytacie w innych językach, polecam.


Moja ocena: 4,5/6


Eugenio Montale, Die Straußenfeder, tł. Alice Vollenweider, 145 str., Piper 1990.

środa, 11 października 2023

"Ewa ze swych zgliszcz" Ananda Devi


 

Ewa ze swych zgliszcz to dramat - w przenośni i po części konstrukcyjnie. Poszczególne postaci niczym w teatrze pojawiają się na scenie, by pokazać swoją rzeczywistość. Tytułowa Ewa, niczym pramatka, korzysta ze swojej seksualności, by dominować nad resztkami swojego życia, by, paradoksalnie, zachować choć odrobinę godności, by wyrwać się z piekła. Jej przyjaciółka Savita stanowi jej przeciwieństwo - wygładzoną, delikatniejszą wersję. Nieszczęśliwie zakochany w Ewie Sadiq, szuka ucieczki w poezji, by uciec od zawartego w swym imieniu smutku. Clélio natomiast kanalizuje swoją beznadzieję w przemocy, agresji i śpiewie. 

Wszyscy mieszkają na przedmieściach maurytyjskiej stolicy Port Louis - tam, gdzie nie ma perspektyw, czułości, zadbania, stabilności. To zagubione nastolatki, pozostawione same sobie, pełne rozterek, walczące z niezrozumieniem i demonami własnego dorastania. Ich problemy nikogo nie obchodzą, dorośli sami balansują między alkoholem i pracą ponad siły, bez perspektyw i nadziei. Kto wskaże takim dzieciom drogę? Komu warto zaufać, a kto je wykorzysta? 

Ta powieść jest o tym, jak miejsce urodzenia determinuje nasz los. Niby banalne, niby oczywiste, ale myślę, że wciąż zbyt rzadko zdajemy sobie sprawę, jak ogromny wpływ ma to na nasz los i szanse życiowe. Devi pozostawia w swojej powieści cień nadziei, ale mnie tego optymizmu brakuje. 
Siłą prozy Devi jest jej język - czasem wręcz poetycki, a ta poetyckość wyostrza brutalizm i brzydotę. Tu każde zdanie trafia w trzewia i porusza. 

Ogromne brawa dla tłumacza i jego posłowie, które nakreśla szeroki kontekst i pozwala lepiej zrozumieć powieść. Bardzo wartościowa rzecz, doceniam!

Moja ocena: 5/6

Amanda Devi, Ewa ze swych zgliszcz, tł. Krzysztof Jarosz, 192 str., Wydawnictwo w Podwórku 2019.

poniedziałek, 9 października 2023

"Nikt tak nie tańczył, jak mój dziadek" Kateryna Babkina


Niezwykła, niewielka książka, która mnie całkowicie oczarowała. Książka, do której warto wrócić, bo każde zdanie, każda postać skrywa w sobie tak wiele, że nie sposób odkryć wszystko podczas pierwszej lektury. 

W pierwszym opowiadaniu Babkina wprowadza bohaterów kolejnych rozdziałów, o czym nie wiedziałam (nie czytam blurbów i streszczeń), więc miałam przyjemność stopniowego odkrywania zamysłu autorki. Piątka dzieci spotyka się w pierwszej klasie i ta znajomość będzie trwała do dorosłości.
To pierwsze pokolenie po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości. Pokolenie, które ma nadzieję na nowe, na suwerenne życie, bez cienia Związku Radzieckiego. Babkina szkicuje skomplikowane powiązania rodzinne, wujków, babcie, dziadków i ciocie. Tu trzeba rozrysować drzewo genealogiczne, by połapać wszystkie powiązania. To w zasadzie książka o trudnych relacjach rodzinnych z szerokim ukraińskim tłem, bo przewija się tu i wojna, i ZSRR i głód. 

Każdy rozdział to inna opowieść, sekret rodzinny, który zasadza się na jakimś przedmiocie, drobnostce - to może być pierścionek czy basen albo cukier. Ta pozornie błaha historia pozwala odkryć traumatyczne przeżycia, nierozwiązane sprawy, tajemnice, o których się nie mówi, a jeśli już trzeba, to tylko szeptem. 

Te krótkie teksty są tak treściwe, tak zaskakujące, postaci tak wyraziste i ludzkie, że nie sposób uwierzyć, jak można nakreślić tak wiele na niespełna stu stronach. Babkina operuje delikatnym językiem, snuje historie jakby mimochodem, bez patosu i ozdobników. Piękna proza, polecam!

Moja ocena: 5/6

Kateryna Babkina, Nikt tak nie tańczył, jak mój dziadek, tł. Bohdan Zadura, 100 str., Wydawnictwo Warsztaty Kultury 2020.

niedziela, 8 października 2023

"Dzienniki raka" Audre Lorde

 


Rak piersi to diagnoza, która niewątpliwie wywraca całe życie osoby chorej do góry nogami i skłania do przemyśleń, przewartościowania siebie i swoich przekonań, ale w przypadku autorki też do przyjrzenia się sytuacji kobiet pod tym aspektem. Lorde w swojej książce zamieściła fragmenty swojego pamiętnika oraz eseje, które powstały w okresie choroby. 

To bardzo osobiste zapiski i spostrzeżenia dotyczące jej ciała, zmian, seksualności, postrzegania siebie, które prędko jednak rozszerzają się na opis obrazu kobiety w społeczeństwie w ogóle. Lorde dostrzega ozdobną rolę kobiety, która po mastektomii jak najprędzej musi nosić protezę, by zachować estetyczny wygląd, by cieszyć oko innych. To doświadczenie jest punktem wyjścia do poruszenia całej gamy tematów. Lorde wychodzi z głęboko osobistego doświadczenia, z ogromną dozą empatii, delikatności, poetycko opisuje swoje przeżycia, zmagania wewnętrzne, cierpienie fizyczne czy proces podejmowania decyzji. Te prywatne zmagania szybko jednak nabierają szerokiej perspektywy - doświadczenia ogólnokobiecego. Lorde spotyka kobiety, które doświadczyły tej samej choroby, ale inaczej ją przeżywają, inaczej kanalizują swoje przeżycia. Ogromną rolę odgrywa w jej procesie rekonwalescencji przyjaźń i siostrzeństwo. 

Ten szerszy wymiar książki, który tematyzuje dyskryminację ze względu na płeć, kolor skóry czy nawet orientację seksualną jest wciąż bardzo aktualny, a przecież Dzienniki raka powstały w latach 70.! Lorde apeluje tu o sprawczość, o przekuwaniu złości w czyny, o działanie i głoszenie swoich bolączek, niesprawiedliwości, spostrzeżeń. Ale i tu jest to język ciepły, delikatny, ale na pewno nie pozbawiony mocy. To właśnie w tej poetyckości i wyczuciu leży największa siła. Warto!

Moja ocena: 5/6

Audre Lorde, Dzienniki raka, tł. Anna Dzierzgowska, 160 str. FameArt 2022.