Sięgając po tę książkę, wiedziałam, że będzie to niełatwa i być może eksperymentalna lektura. Kusił mnie jednak kraj pochodzenia autora (Słowenia), nagroda Unii Europejskiej, zapowiedź dystopijnych tematów.
Przeczytałam te ponad pięćset stron, mam jednak wrażenia, że ta lektura była w moim przypadku raczej zbieraniem słów niż rozumieniem ich przesłania. Znalazłam wprawdzie recenzje, które analizują przesłanie i samą treść, ale nawet one nie pomagają mi w zrozumieniu tej książki. Co więcej, czytając je, zastanawiam się, gdzie dana osoba takie informacje wyczytała, bo ja w tym zbiorze słów nie byłam w stanie ich wyłuskać.
Frelih prowadzi trzy osobne narracje - artystki Zoi, reżysera Evana i Krasa - ojca licznej rodziny. Nie jestem jednak w stanie napisać, jaki jest ich cel, ani nawet streścić, czego się o tych osobach dowiadujemy. Autor opisuje jakieś dziwne wydarzenia, do niczego nie prowadzące rozmowy, a to wszystko podlane jest wykwitami w stylu męskiego kryzysu wieku średniego i sileniem się na oryginalność. Frelih konstruuje bowiem wykwintne zdania, przeplata je erudycyjnymi wstawkami, miesza style i rejestry, ale nie odniosłam wrażenia, że te wszystkie zabiegi mają jakiś inny cel niż pochwalenie się własną elokwencją.
Wspomniana dystopia jest w Na/pół wprawdzie widoczna, ale zupełne nieczytelna. Jaki to rodzaj kraju i zmian - nie wiem? Gdzieś przewijają się roboty, obszary niedostępne, samotność, zagubienie, ale nie widzę tu żadnej ścisłej koncepcji.
Owszem można się podczas lektury skupić na błyskotliwych zdaniach, jakichś odkrywczych stwierdzeniach, ale, szczerze, nie chciało mi się ich wyłuskiwać spośród tego bełkotu. Nie mogę wyjść ze zdumienia, że taka książka dostała nagrodę, bo nawet jeśli to dobra powieść, to zupełnie nieprzystępna dla czytelniczki.
Moja ocena: 2/6
Jasmin B. Frelih, Na/pół, tł. Marlena Gruda, 510 str., Wydawnictwo Wyszukane 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz