piątek, 31 maja 2019

"Minecraft dla początkujących" Stephanie Milton


To pierwsza książka o Minecrafcie w naszym domu - na wyraźne życzenie syna, który od czasu do czasu grywa w tę grę. Ten podręcznik skierowany jest do nowicjuszów, ale według mojego już obeznanego z tą grą dziecka, bardzo mu się przydał. Okazało się, że wiele trików i sposobów, których nauczył się intuicyjnie, świetnie tam opisano. Dla niego to idealne usystematyzowanie wiedzy. Gdy tylko otwarliśmy paczkę, porwał ją i nie można go było od niej oderwać przez kilka godzin!


Książka zawiera na początku podstawowe informacje techniczne - zakładanie konta, obsługa gry, konieczny sprzęt. Następnie autorka opisuje jak stworzyć swoją postać, wymiary gry, jak tęrozpocząć, jak stworzyć pierwsze budowle czy przedmioty. Wszystko w prostych, przystępnych zdaniach.



Mojemu synowi szczególnie podobały się pomysły na budowle takie jak chlew, królikarnia, a także informacje o poszczególnych zwierzętach i wioskach.
Książka zawiera dużo wskazówek, jak się poruszać, jak się chronić nocą przed potworami, gdzie najlepiej znaleźć rudy. 


Mnóstwo tu ilustracji, wykresów, nieoczywistych rozwiązań a na końcu znajduje się spory słowniczek. Książka jest kolorowa, pełna grafik. Bardzo na plus są spory format oraz twarda oprawa - jest dużo miejsca na ilustracje. Co istotne dla dzieci, które niezbyt chętnie czytają, jak wcześniej wspominałam, język jest prosty i przystępny.


Ten tekst pisałam razem z moim dziewięciolatkiem - to nasza pierwsza wspólna recenzja.

Stephanie Milton, Minecraft dla początkujących, tł. Anna Hikiert, 64 str., Egmont 2019.

czwartek, 30 maja 2019

"Ziemia kłamstw" Anne B. Ragde


Tę książkę miałam od dawna na liście, przewijała się na blogach, zawsze z pozytywnymi recenzjami. Tym razem więc to ja namówiłam moje koleżanki z DKK i chyba dość dobrze trafiłam z wyborem książki, bo wszystkim się podobała. A ja z przyjemnością przeczytałam skandynawski nie-kryminał, choć i tutaj autorka zadbała o ciekawą i zagadkową historię rodzinną.

Najpierw jednak poznajemy trzech braci - Margido jest właścicielem zakładu pogrzebowego i nie utrzymuje niemal żadnego kontaktu z rodziną, podobnie ma się sprawa z Erlendem, który jest dekoratorem wystaw sklepowych i mieszka w Kopenhadze. Na ojcowiźnie został Tor, który mieszka na obszernym gospodarstwie wraz z matką i ojcem oraz zajmuje się hodowlą świń. Domem rządzi matka, Anna Neshov, która na krótko przed Wigilią przechodzi wylew i wkrótce umiera. Dla 56-letniego Tora to katastrofa - mężczyzna jest całkowicie zależny od matki, potrafi zająć się tylko swoimi ukochanymi świniami, ale reszta go przeraża. Ze strony ojca nie liczy na żadną pomoc, gdyż ten traktowany jest jak popychadło i nie ma żadnego głosu w rodzinie. 

Tuż przed śmiercią matki Tor powiadamia o jej chorobie braci i swoją córkę, którą dotąd widział tylko raz. Cała rodzina spotyka się w Trondheim, gdzie jest szpital - bracia poznają się na nowo, a przede wszystkim do rodziny dołącza Torunn. Kobieta długo zastanawiała się, czy w ogóle powinna udać się na północ, by spotkać ojca, którego nie zna i babcię, która babcią nigdy dla niej nie była. Ale to ona właśnie zjednoczy w jakiś sposób rodzinę, a może nawet rozwiąże języki braci. Okazuje się bowiem, że ród Neshov skrywa tajemnicę.

Najbardziej w Ziemi kłamstw podobały mi się charaktery - Ragde świetnie je naszkicowała. To wyraziste postaci, bardzo różne, spójne, wyraźne. Autorka interesująco snuje nić powiązań między nimi, podskórne animozje, niepewności, niewypowiedziane uczucia i zadry. To niby dość prosta historia, rodzina jakich wiele, ale Ragde świetnie umiejscowiła ją w kontekście historycznym i kulturowym, tak że czytelnik może poczuć klimat północnej Norwegii. Bardzo jestem ciekawa kontynuacji i już kupiłam wszystkie przetłumaczone na polski tomy.

Moja ocena: 5/6

Anne B. Ragde, Ziemia kłamstw, tł. Ewa M. Bilińska, 285 str., Smak Słowa 2010.

niedziela, 26 maja 2019

Stosikowe losowanie 6/19


Zapraszam do zgłaszania się do rundy czerwcowej! Pary rozlosuję 1 czerwca, czas na przeczytanie książek mamy do końca miesiąca.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.

2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.

3. Wylosowaną książkę należy przeczytać do końca miesiąca.

4. Mile widziana jest recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.

5. Podsumowanie losowania wraz z linkami znajduje się w zakładkach z boku strony.

6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną z cyklu, można przeczytać pierwszy tom.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaniem liczby książek w stosie.

"Nomen omen" Marta Kisiel


Po przeczytaniu pierwszej książki Marty Kisiel, jej fanką nie zostałam, i to wbrew niemal całej blogosferze. Nomen omen kupiłam rzutem na taśmę, chyba głównie zachęcona owymi pozytywnymi recenzjami na blogach. I powiem od razu, że jest lepiej, ale jednak to nie jest to. Na pewno tematycznie Nomen omen odstaje do Dożywocia i to bardzo na plus.

Akcja powieści rozgrywa się we Wrocławiu, dokąd przybywa z prowincji pewna Salomea. Dziewczyna ucieka od upierdliwych rodziców, by podjąć samodzielne życie i pracę. Praca w księgarni na uniwersytecie jest mi bliska sercu, bo dokładnie w tym samym budynku przez pięć lat grzałam ławki i obstawałam korytarze. Salomea ma we Wrocławiu także kwaterę, a konkretnie pokoik w dziwacznej wilii, do której żaden taksówkarz nie chce wziąć kursu. Dom zamieszkują siostry trojaczki o nadprzyrodzonych mocach - są one współczesną wersją parek. Kobiety więc mają pieczę i władzę nad losami wszystkich żyjących, którą raz wykorzystały, czego konsekwencje odczuwalne są dziś i to w rodzinie Salomei.

Okazuje się bowiem, że po Wrocławiu grasuje morderca, niezwykle podobny do jej brata - przygłupiego nieudacznika. Brat kreowany przez rodziców na świetnego studenta i przyszłego pracownika naukowego, woli rozrywki i sypie jak z rękawa rzekomo luzackimi odzywkami, które wcale mnie nie śmieszyły. Chcąc nie chcąc, Salomea, brat i jego dziewczyna biorą się za rozwiązanie zagadki, dzięki której odkryją historię własnej rodziny oraz dowiedzą się wiele o losach Wrocławia w ostatnim roku wojny. I za ten wątek duży plus - Kisiel bardzo fajnie wplotła w powieść sporo faktów, informacji, atmosfery Festung Breslau. Ten koloryt czyni tę książkę wartą przeczytania, bo reszta nie jest specjalnie odkrywcza. Nadal nie jestem kompatybilna z humorem autorki i nie jestem fanką fantastycznych rozwiązań, choć samo nawiązanie do parek jest ciekawe. Dziwi mnie macosze potraktowanie na przykład pierwszej ofiary mordercy, która nie ma nic wspólnego z akcją i w sumie znika. Denerwowały liczne błędy w niemieckim, którego użycie jest elementarne dla akcji. I wreszcie zupełnie nie polubiłam głównych bohaterów. Salomea ma 25 lat, a zachowuje się jak nastolatka, kreacja na niezdarną, rudowłosą piękność, która nie ma pojęcia o swoim uroku jest zupełnie nierealna, nie mówiąc już o podkreślaniu wielkości jej biustu i nieporadności kobietki. Jej brat to jakiś ciołek - jak już wyżej pisałam, jego rzekomo dowcipne odzywki zupełnie mnie nie śmieszyły, a wręcz żenowały. Najciekawsze są postaci drugoplanowe, tu mam na myśli siostry trojaczki, a nie rodziców Salomei, którzy są tak samo groteskowi jak ona i jej brat.

Marta Kisiel dostała ode mnie dwie szanse i choć jej proza nie jest zła (świetna polszczyzna!), to raczej już zrezygnuję z kolejnych prób.

Moja ocena: 3/6

Marta Kisiel, Nomen omen, 331 str., Uroboros 2014.

sobota, 25 maja 2019

"Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca" Karol Modzelewski


Wspomnienia Modzelewskiego to książka intensywna, bogata treściowo i wymagająca. Mnie jej lektura zajęła ponad dwa tygodnie, z pewnością nie zmarnowane, choć kilka razy zastanawiałam sie nad przerwaniem czytania.

Modzelewski opowiada o swoim życiu, ale właściwie jest ono tylko przyczynkiem do skupienia się na współczesnej historii Polski. Autor jako historyk ma fantastyczne podejście do tematu - głębokie, przemyślane, osadzone w kontekście. Jego wizja jest niezwykle szeroka, a co najważniejsze jego nadrzędnym celem jest obiektywność. Mam wrażenie, że Modzelewski niczego nie ukrywa, ani swoich potknięć, ani złych decyzji.

Powieść, a właściwie wspomnienia rozpoczynają się w momencie narodzin autora - w Rosji. Modzelewski bardzo ciekawie opowiada o swoim dzieciństwie, o biologicznym ojcu, a potem o drugim mężu matki, a przede wszystkim o tym, jak stał się Polakiem. To chyba najciekawszy i najbardziej wzruszający fragment książki. Przyznam, że opisy ściśle polityczne - dotyczące formowania się opozycji, wszelakich strajków, zamieszek, dyskusji nie należały do tych, które mnie porwały. Nie ze względu na styl autora, bo ten jest fantastyczny, tylko z uwagi na moje prywatne zainteresowania. Natomiast pasjonujące są rozdziały o pobytach Modzelewskiego w więzieniu. Modzelewski nie szczędzi szczegółów, dokładnie opisuje warunki, układy, rozmowy, zachowania, przesłuchania, kompanów z cel. Podobnie się ma sprawa z ostatnimi rozdziałami, tymi najbardziej współczesnymi, zapewne dlatego, że traktują o historii, która była moją codziennością, a diagnozy i analizy autora są pouczające i ciekawe.

Zajeździmy kobyłę historii mogłoby być podręcznikiem historii współczesnej, bo to wyjątkowe kompendium wiedzy, do tego podane w bardzo strawny sposób. Dziwi mnie mimo to przyznanie tej książce nagrody NIKE - z drugiej strony od jakiegoś czasu mam wrażenie, że jury stara się dobierać książki różnych gatunków literackich? W zasadzie zapewne nigdy bym nie sięgnęła po tę książkę, gdyby nie ta nagroda właśnie.

Moja ocena: 4/6

Karol Modzelewski, Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca, 456 str., Wydawnictwo Iskry 2013.

czwartek, 23 maja 2019

"Archipel" Inger-Maria Mahlke



To kolejna laureatka Deutscher Buchpreis, która obiektywnie patrząc, jest niezła, ale nie na tyle, by porwać czytelnika. Mahlke wpisała się ze swoją konstrukcją powieści w ostatnio chyba popularny trend opowiadania sagi rodzinnej fragmentami. Archipel to powieść o Teneryfie, jej historii ostatniego stulecia. Polityczne zawirowania a także sposób eksploatacji wyspy poznajemy na podstawie historii dwóch rodzin.

Na początku autorka przedstawia Anę i Felipe - on jest potomkiem bogatego rodu, ona pochodzi z rodziny, która podczas dyktatury straciła majątek. Mahlke dość szczegółowo opisuje ich życie - Ana związana jest z polityką, gdzie wplątuje się w problemy, Felipe wegetuje, szukając sensu życia, ich córka Rosa przerwała studia w Madrycie, wróciła na wyspę i prowadzi życie rozpieszczonego dziecka. Nie warto jednak zagłębiać się w te problemy, snuć domniemania o ich przyczynach, bo niebawem Mahlke przeniesie czytelnika wstecz, tym sposobem relatywizując wszystko, co o swoich bohaterach napisała. Każdy skok w czasie przedstawia mały wycinek z życia wielu postaci - niekoniecznie wycinek bardzo istotny, za to zawsze pełen detali. Czasami to tylko scena, impresja, moment. Czytając tę powieść, czytelnik automatycznie będzie próbował umieścić przedstawione sceny w czasie, wysnuć wnioski na temat ich wpływu na przyszłość bohaterów, domyślić się powiązań i przyczyn konkretnych zachowań. Będzie to jednak zadanie bardzo trudne, ponieważ autorka niewiele tłumaczy, zaledwie zaznacza, sugeruje, tak że w zasadzie do końca nie wiedziałam, jaki konkretnie wpływ na życie postaci miało dane wydarzenie.

Zamiast tego Mahlke zalewa mnogością detali - opisuje szczegółowo ulice, budynki, stroje, wygląd, potrawy. Detale zupełnie nieistotne. O ile opisy samej wyspy faktycznie są ciekawe i składają się w wielobarwny obraz Teneryfy, to pozostałe odwracają uwagę od faktycznej akcji.

Im bardziej akcja wybiega wstecz, tym więcej postaci zaludnia karty powieści. Strony ledwo co przeczytane stają się zaskakująco szybko nieistotne. W zasadzie po zakończeniu lektury należałoby przeczytać powieść jeszcze raz, ale od końca.

Lektury nie ułatwia styl autorki - liczne powtórzenia, zdania bardzo krótkie, urywane przeplatają się z frazami wielokrotnie złożonymi. Ja tej książki słuchałam, więc było mi jeszcze trudniej podążać za narracją, a wyobrażam sobie, że nawet tradycyjna lektura będzie wymagająca.

Moim zdaniem Archipel to książka dla fanów Teneryfy, idealnie czytana podczas urlopu na wyspie, gdy jest na nią czas i uwaga.

Moja ocena: 3,5/6

Inger-Maria Mahlke, Archipel, 423 str., czyt. Eva Gosciejewicz, Argon Verlag 2018.

środa, 22 maja 2019

"Czy jest koś, kto cię kocha?" Kalin Terzijski


To niestety nie było zbyt udane moje pierwsze spotkanie z literaturą bułgarską. Zbiór opowadań Terzijskiego zupełnie nie trafił w mój gust. Najlepiej o tym świadczy fakt, że miesiąc po lekturze niemal nie jestem w stanie przypomnieć sobie treści żadnego z opowiadań. Pozostały blade wrażenia i uczucie niechęci.

Bułgar pisze o mężczyznach - pogrążonych w beznadziei, alkoholizmie, nieumiejętnie szukających uczuć. Powyżej pisałam, że niemal umknęła mi treść książki. Przypominam sobie tylko jeden tekst - o dwóch mężczyznach, którzy w Boże Narodzenie dobrze się bawiąc, na rauszu, ratują ludzi - ofiary wypadku, głodną prostytutkę, niedoszłego samobójcę. Przyznajcie sami, że to naprawdę niewiele. 

Zapowiadana tęsknota za uczuciem jest, ale nie doszukałam się ani ironii, ani ciekawych point. Nawet styl pisania nie trafił w mój gust. Szkoda, kiedyś będę musiała jeszcze raz sięgnąć po literaturę bułgarską.

Moja ocena: 2/6

Kalin Terzijski, Czy jest ktoś, kto cię kocha?, tł. Hanna Karpińska, 200 str., Książkowe Klimaty 2015.

"Mundra" Sylwia Szwed


Zachwyciła mnie ta książka. To niby tylko zbiór wywiadów, nic wielkiego, ale trafiła u mnie w gust, temat, zainteresowania, przemyślenia. To książka o kobietach dla kobiet - piszę to z całą świadomością. Ta książka bowiem jest jak opowieści snute w kobiecym kręgu, w czerwonym namiocie, podczas darcia pierza albo w intymnej rozmowie matki i córki. Szwed i jej rozmówczynie dotykają intymności, największego cudu, jaki może przeżyć kobieta, najbardziej skrywanych tajemnic, największych lęków i niewątpliwej rewolucji w życiu, jaką jest ciąża i poród.

Rozmówczynie Szwed to kobiety różnych pokoleń, wykształcone w różnych czasach, warunkach, kulturach. Rzeczywiście najbliższe są mi wypowiedzi położnych współczesnych, tych, które przekonane są, że poród i pierwsze chwile po porodzie mają wpływ na całe życie człowieka. I o ile ze słów tych współczesnych położnych nie dowiedziałam się wiele nowego (aczkolwiek z przyjemnością przeczytałam ich przemyślenia), to z rozmów z starszymi koleżankami po fachu bardzo wiele. Fascynujące opisy nauki przed czy w trakcie wojny, warunki pracy tuż po wojnie, tworzenie izb porodowych, taśmowe porody w PRL-u, a przede wszystkim opinie samych położnych. To, co wydaje się nam teraz być nieludzkim traktowaniem położnic nabiera ram, tła, wyjaśnienia.

Ciekawe, że wszystkie wypowiedzi łączy jedno - poród to intuicyjne działanie położnicy, a praca położnej jest służbą. Każda z wypowiadających się kobiet miała na uwadze dobro matki i dziecka, ale działały w ramach tego, czego się nauczyły i w warunkach, w jakich musiały pracować. 

Zaskakująco dobra książka, polecam!

Moja ocena: 5/6

Sylwia Szwed, Mundra, 304 str., Wydawnictwo Czarne 2014.

poniedziałek, 20 maja 2019

"Myszy i ludzie" John Steinbeck


Myszy i ludzie to kolejna powieść Steinbecka, która mnie zachwyciła. Jestem wielbicielką stylu Amerykanina, przede wszystkim za to, że od pierwszego zdania potrafi zbudować tak hipnotyczną atmosferę, że nie sposób odłożyć lekturę. Próbując opisać ten fenomen, będę tylko ślizgać się po sloganach i ogólnikach, więc uwierzcie mi na słowo.

Ta szczupła objętościowo powieść jest niezwykle bogata treściowo, choć opowiada na pozór zwykłą i krótką historię dwojga przyjaciół. George i Lennie przemierzają pogrążoną w kryzysie Kalifornię w poszukiwaniu pracy jako robotnicy sezonowi. Mężczyźni najmują się do prac polowych na farmach. George to mózg tej pary - sprytny, realizujący swój cel. Lennie natomiast to wielkie dziecko - naiwny, szczery i niezwykle silny. Upośledzony umysłowo mężczyzna nie zdaje sobie sprawy ze swojej siły, a to właśnie za nią jest niezwykle ceniony u pracodawców. Na pierwszy rzut oka nie sposób odkryć słabości Lenny'ego, dlatego tak łatwo go wykpić, oszukać czy wyśmiać. I równie łatwo zdenerwować.

Czytelnik podskórnie czuje, że ta opowieść nie zdąża do niczego dobrego, że ta historia nie ma prawa skończyć się dobrze. To narastające napięcie jest niezwykle namacalne, niepokojące. Jak wspomniałam wyżej, Myszy i ludzie to jednak nie tylko opowieść o wielkiej przyjaźni tej nierównej pary. To także historia o niespełnionym American dream. Mężczyźni marzą o własnej, małej farmie, o niezależności. Miejscu, gdzie będą na swoim. To marzenie jest tak uniwersalne, że chcą dołączyć do nich inni pracownicy, potrafi ono rozpalić nawet czarnego wyrobnika, który zaznał w życiu tylko upokorzeń i zła. Marzy także właściciel farmy - o karierze boksera, marzy jego młoda żona - o aktorstwie. I marzy Lennie - o własnych królikach, które mógłby do woli głaskać.

Myszy i ludzie to także powieść o ocenianiu, o wydawaniu pospiesznych opinii, o powierzchowności. O outsiderach, ludziach żyjących na krawędzi społeczeństwa, nieakceptowanych, samotnych. To książka, która skłania do przemyśleń, z biegiem czasu odsłaniając coraz głębsze warstwy. 
Poruszająca, głęboka powieść.

Moja ocena: 6/6

John Steinbeck, Myszy i ludzie, tł. Zbigniew Batko, 120 str., Prószyński i s-ka 2012.

piątek, 17 maja 2019

"Inna dusza" Łukasz Orbitowski



Jak dotąd żadna książka z serii Na F/Aktach mnie nie zawiodła, jestem zachwycona pomysłami autorów i ich sposobem ukazania poszczególnych przestępców. Orbitowskiemu także wyśmienicie udała się ta sztuka. Uwiódł mnie swoim niepowtarzalnym wyczuciem języka. To właśnie w ten sposób przeniósł mnie na bydgoskie blokowisko, do przeciętnych rodzin o przeciętnych problemach i przeciętnym sposobie wychowywania. W życie nastoletnich chłopaków, którzy obracają się między siłownią, dziewczynami, a surowym czy pijącym ojcem. 

Jest ich trzech, Jędrek, jego kuzyn Darek i Krzysiek. Krzysiek na przyczepkę, bo ma ojca-alkoholika, w domu pierdolnik, współuzależnioną matkę i biedę. Darek i Krzysiek to trochę inna liga - rodzice mają poważne zawody, w domu meblościankę, jakieś ciuchy z zachodu, dbają o dzieci. A chłopaki jak to chłopaki mają swoje marzenia, lubią pojeździć na rowerze, pooglądać film, pogadać, powyciskać na siłowni i tak się to toczy. Szkoły trzeba wybierać, jakiś zawód, cukiernik będzie całkiem dobry. Nie dostrzegają odrapanych bloków, smrodu, biedy, bo wszędzie tak jest. 

Orbitowski wyśmienicie odtwarza sposób myślenia chłopców, kreuje ich portrety psychologiczne po mistrzowsku. Jego dwutorowa narracja ma na celu ukazanie zupełnie odmiennych domów Krzyśka i Jędrka, by zasadzić na tym kontraście przypadkowość zbrodni. Przedstawiona tu zbrodnia nie ma w zasadzie motywu - to inna dusza, która wchodzi w mordercę, przemożna chęć, którą trudno opanować. Mocny, poruszający kawałek literatury.

Łukasz Orbitowski, Inna dusza, 432 str., Wydawnictwo Od deski do deski 2015

czwartek, 16 maja 2019

"Ósme życie (dla Brilki)" Nino Haratischwili


Bardzo długo czytałam tę monumentalną książkę, a moje odczucia oscylowały od zachwytu po znudzenie, od podziwu po konsternację. Ta lektura przypominała maraton, zakończyłam ją kompletnie wyczerpana, ale i zadowolona. Wykończyła mnie emocjonalna huśtawka, emocje wahały się od euforii po odrazę, satysfakcję natomiast wywołał rozmach, mnogość informacji i język.

Haratischwili przybliża czytelnikowi dwudziestowieczną historię Gruzji, opisując życie bardzo ciekawej rodziny, której szkielet stanowią silne, twarde kobiety. To one układają sobie życie w zgodzie lub niezgodzie z komunizmem, rodzą córki, kochają i nienawidzą. Nie chcę tutaj streszczać fabuły, bo mnogość imion, losów, faktów czyni to po pierwsze niemożliwym, po drugie wywołałaby tylko mętlik. Dość, że sam czytelnik bardzo uważnie musi podążać za losami Jaszich, by nie ugrzęznąć w plątaninie nazwisk.

Haratischwili nie stawa sobie granic - jeśli dzieło, to totalne. Tak więc każda postać ma swoje pięć minut, losy każdej poznajemy szczegółowo, autorka kreśli drobiazgowo każdy charakter. A jeśli już jesteśmy przy drobiazgach, to jest ich w Ósmym życiu mnóstwo - stroje i wystroje, drobnostki i bibeloty. I o ile poznajemy szczegółowo wnętrza, ubiory i okoliczności, to w zasadzie niewiele dowiadujemy się o kulturze Gruzji. Nie ma tu typowych zwyczajów, potraw, folkloru. Gruzja to rodzinach Jaszich, a ta rodzina to Gruzja, tematem wiodącym zaś jest historia, fakty, politycy, wojny, łagry, represje.

Jak wspomniałam to powieść o kobietach, mężczyźni są gdzieś w tle, nawet Kostja jeden z głównych bohaterów, ale to oni decydują o życiu, od ich łaski zależy realizacja marzeń, małżeństwo, los dzieci. Te silne kobiety poddają się swoich marionetkowym ojcom czy mężom, których często nawet naprawdę nie kochają.

Podczas lektury dużo uwagi poświęciłam językowi książki, Haratischwili przecież napisała tę powieść po niemiecku. Z ciekawością obserwowałam jak konstruuje zdania, jak tworzy niepowtarzalny styl. Według jej słów, pisanie w obcym języku nadaje jej pewien rodzaj dystansu do tworzonej powieści, mimo to emocji w Ósmym życiu nie brak. Bardzo ciekawi mnie grupa młodych pisarzy, emigrantów, którzy tworzą po niemiecku. Haratischwili zdecydowanie ma w niej silną pozycję.

Nie spodziewajcie się, że ta powieść literatura kobieca, typowy pageturner - zdecydowanie nie. Wiele razy odkładałam tę książkę, by odsapnąć, poukładać sobie w głowie fakty, zweryfikować tę czy inną informację. Dla mnie to przede wszystkim pouczająca powieść a dopiero potem saga rodzinna.

Moja ocena: 4/6

Nino Haratischwili, Dach achte Leben (Für Brilka), 1280 str., Frankfurter Verlagsanstalt 2014.

niedziela, 12 maja 2019

"Chustka" Joanna Sałyga, Piotr Sałyga


Co napisać o takiej książce? Jak zrecenzować, by uniknąć truizmów i zbędnych słów? Nie można, nie da się. Chustkę trzeba czytać i wyciągać wnioski. Nie na temat choroby, ale życia. I jeśli opiszę te wnioski wrócę do truizmów, więc czytajcie sami, dla was i waszych bliskich, dla życia.

Zacznę od tego, że wbrew pozorom, to nie jest książka o raku, choć wyrosła z blogu, pisanego podczas choroby. To książka o życiu, codzienności, pięknie świata, muzyce, macierzyństwie, miłości, związku, pracy. Zwykłe życie zwykłej dziewczyny, które nagle ma inny wymiar. Bo trzeba z niego korzystać, ile się da, planować, czerpać. Bo kto wychowa synka, kto go nauczy, kto mu pokaże świat? Kto wycałuje, wyściska, wytuli? Jak pożegnać się z kilkulatkiem, jak przygotować, jak uświadomić. Autorka nie ukrywa, nie kręci, traktuje syna jak partnera. 

Sałyga dzieli się swoimi fascynacjami muzycznymi, poezją, tym, co daje jej radość. Pisze o spotkaniach z lekarzami, zderzeniach ze służbą zdrowia, słabości, niemocy, walce, powrocie, upadku. Prosto, szczerze, unika metafor, patetyzmu.

Nie czytałam blogu Chustki, ale wiedziałam o niej. Kibicowałam jej tak samo wtedy jak i podczas lektury. Chustki nie da się nie lubić. Bo szczera, czasem ironiczna, dowcipna, realistka. Bo mądra. Wspaniale, że jej blog został utrwalony, że mogłam przeczytać go w takiej formie, że mogłam się z Chustką uśmiechnąć i z nią zapłakać. Piękna, mądra książka.

Moja ocena: 5/6

Joanna Sałyga, Chustka, 400 str., Znak 2013.