czwartek, 29 kwietnia 2021

"Brud" David Vann

 


Książki o dysfunkcyjnych relacjach przyciągają mnie swoją grozą i realizmem. Czytając je, mam uczucia, które przypisywałabym voyeurom. Fascynują mnie związki międzyludzkie, ich przyczyny, rozwój, konsekwencje. A Brud to właśnie książka o tym wszystkim. Dwie siostry, których nie łączy ani bliskość ani przyjaźń, lecz tylko pieniądze tracącej pamięć matki. Jedna z nich, wraz z synem Galenem mieszka w ogromnym domu otoczonym sadem, druga z córką Jennifer nie ma dostępu do pieniędzy i ciągle próbuje je wyłudzić, by sfinansować studia dla córki. Gdy rodzina się spotyka podskórnie czuć napięcie. Pozory udaje się zachowywać tylko przez jakiś czas, do pierwszej wzmianki o pieniądzach. Tak samo dzieje się podczas rodzinnego wypadu do domku letniskowego. 

Głównymi bohaterami są jednak Galen i jego matka. Chłopak nigdy nie poznał ojca, w zasadzie niczego się o tym ojcu nie dowiadujemy. Jedyny mężczyzna, który pojawia się w książce to nieżyjący już przemocowy dziadek. Matka nie pozwoliła synowi nigdy odciąć pępowiny, pod pretekstem braku pieniędzy nie dopuściła do wyjazdu na studia. Dwudziestokilkulatek żyje więc kompletnie uzależniony od matki, zatopiony w swoich ezoterycznych myślach i próbujący rozładować napięcie seksualne. Tego uduchowionego odjazdu jest tu dużo, nawet za dużo. Galen medytuje, otwiera czakry, obejmuje drzewa i bóg wie co. O ile ten rys jego osobowości jest ważny, to wielostronicowe opisy jego myśli potrafią być nużące. 

Vann skupia się na tu i teraz, poświęca mnóstwo miejsca na oddanie biegu myśli Galena, nie podaje natomiast żadnych wytłumaczeń. Czytelnik szukający przyczyn danego stanu rzeczy, musi wyłuskiwać porzucone tu i ówdzie tropy. Nie znajdzie jednak tragicznych wydarzeń, ogromnych przełomów, karkołomnych kłótni. Obraz Galena i rodziny to wypadkowa na pozór nic nie znaczących wydarzeń, które towarzyszyły codzienności. Ale kluczem jest tu ich trwałość i niezmienność, która nieuchronnie prowadzi do tragedii. Ta opisana przez Vanna jest dla mnie zaskakująca, spontaniczna, szaleńcza. Rozdarty między możliwością uwolnienia się od matki i niemożnością odcięcia pępowiny Galen wpada w szał, twórczy, można by powiedzieć, szał. Ta część książki jest z jednej strony porażająca, z drugiej może być nużąca, bo podążanie za wykwitami myślowymi opętanego mężczyzny nie zawsze jest łatwe. 

Ciekawa powieść, która trafiła do mnie o wiele bardziej niż tak bardzo chwalona Legenda o samobójstwie

Moja ocena: 5/6

David Vann, Brud, tł. Dobromiła Jankowska, 256 str., Wydawnictwo Pauza 2019.

wtorek, 27 kwietnia 2021

"Gilgi - eine von uns" Irmgard Keun

 


Dwudziestokilkuletnia Gilgi mieszka w Kolonii, w okresie Republiki Weimarskiej, pracuje jako sekretarka, chodzi na kursy językowe, dorabia po godzinach i ma w życiu wiele planów. Jej głównym celem jest niezależność, możliwość kierowania swoim życiem, określania samej siebie. Wprawdzie mieszka z rodzicami, ale widzi ten stan jako przejściowy. Całe jej życie skierowane jest na niezależność. Gilgi to ówczesna feministka, bardzo różna od kuzynek, które nie pracują, czekając na zamążpójście. Różna od matki - tej prawdziwej i tej adopcyjnej. 

Gilgi przyjaźni się z Olgą, która ma podobne ideały, ale jako starsza przyjmuję rolę opiekuńczą, przewodniczą. Gilgi jest typową reprezentantką Republiki Weimarskiej - kobietą w nowym stylu, sympatyczną, aktywną, czasem trochę naiwną. Nie wkalkulowała w swój plan jednak miłości, który wszystko krzyżuje. Zabiera jej niezależność, odwagę do wyrażania opinii, czyni poddaną mężczyźnie. Gilgi jest świadoma tej zmiany i żyje w rozterce, czasem tłumionej przez uczucie, a czasem bardzo intensywnej. Jej partner, Martin, jest jej całkowitym przeciwieństwem - to niebieski ptak, który nie zważa na pieniądze, nie planuje, nie oszczędza, żyje i czerpie z tego życia całymi garściami. Gilgi próbuje Martina zmienić, ale to nie jest rolą kobiety. Dla Gilgi to ogromny skok w rozwoju mentalnym, ale także z pogłębiającym się kryzysem nauka życia. Gdy natrafia na kolejne osoby, które straciły pracę, gdy sama ją traci, coraz wyraźniej zauważa nierówności społeczne. 

Autorka świetnie pokazuje atmosferę lat 20. i 30. w Niemczech - cytuje piosenki, opisuje stroje, Kolonię, często posługuje się dialektem z tego miasta, ważną rolę odgrywa tak popularny w tym regionie karnawał. 

Nie będzie to moja ulubiona książka, ale to zdecydowanie kawałek ciekawej i dobrze napisanej literatury. Co więcej, to wciąż aktualna powieść o kobietach i ich emancypacji.

Moja ocena: 4/6

Irmgard Keun, Gilgi - eine von uns, czyt. Camilla Renschke, 272 str., Der Audio Verlag 2019.

poniedziałek, 26 kwietnia 2021

"Żeby nie było śladów" Cezary Łazarewicz

 


Reportaż uhonorowany nagrodą Nike. Nie często się zdarza, by ten gatunek literacki był doceniany przez kapitułę tej nagrody, ale nie ona była dla mnie rekomendacją. Reportaże po prostu czytam, by zaspokoić moją żądzę wiedzy. O sprawie Grzegorza Przemyka słyszałam, oczywiście, ale jej szczegółów zupełnie nie znałam. Łazarewicz wykonał tytaniczną i zapewne żmudną pracę, przeglądając kilogramy akt i dokumentów, rozmawiając z osobami powiązanymi z tą sprawą oraz bezskutecznie zabiegając o rozmowy.

Autor zaczyna od wydarzeń z maja 1983 roku, które doprowadziły do śmierci maturzysty. Przedstawia je z perspektywy świadków i tego, co udało się powiedzieć samemu Grzegorzowi. Następnie jednak przechodzi do najobszerniejszej części książki, czyli przedstawienia tła, życia matki chłopaka, a wreszcie samego śledztwa i procesu. Grzegorz jest w tej książce wielkim nieobecnym, przyświeca jej raczej jego duch, a główną bohaterką jest jego matka Barbara Sadowska. Poetka, artystka, postać zupełnie nieprzystosowana do jedynego akceptowanego sposobu życia w PRL. Łazarewicz spokojnie, z rozwagą obiera kolejne warstwy sprawy Przemyka, ukazując jak wielki, ogromny aparat został w nią zaangażowany. Dziesiątki, jeśli nie setki ludzi śledziły, inwigilowały, spotykały, rozmawiały, obserwowały i podsłuchiwały. A wszystko to w jednym celu - ukryć prawdziwych winowajców śmierci chłopaka. Sprawa ta prowadzona była na najwyższym szczeblu, osobiście zajmowali się nią Kiszczak, Urban, Rakowski. 

Najbardziej poruszający dla mnie jest fakt tego ogromnego aparatu, który tuszował i manipulował śmiercią Przemyka. Tyle wysiłku, pracy, godzin życia, by zaczerniać rzeczywistość. Jak musieli się czuć ci wszyscy zaangażowani w tę mistyfikację? Nie mówiąc już o bliskich, świadomych tego, że nigdy nie dojdą do prawdy i nie usłyszą sprawiedliwego wyroku. Jak można było z premedytacją niszczyć życie ludzi, którzy mieli nieszczęście znaleźć się blisko, tak jak kierowców karetki, których wybrano na kozły ofiarne. To jest bardzo poruszające i dołujące, co gorsza świadomość, że w Polsce znowu wracamy do podobnego systemu sprawiedliwości czyni tę lekturę jeszcze smutniejszą. 

To bardzo wnikliwy, rzetelny reportaż, bez pretensji do sensacji czy promowania autora, który jest tu przeźroczysty. Warto sięgnąć, poznać tę sprawę, która jak żadna inna jest reprezentatywna dla metod z PRL.

Moja ocena: 5/6

Cezary Łazarewicz, Żeby nie było śladów, 320 str., Wydawnictwo Czarne 2016.

sobota, 24 kwietnia 2021

"Tödliche Oliven" Tom Hillenbrand

 


Czwarty już tom serii kryminalnej z Xavierem Kiefferem w roli głównej ponownie poświęcony jest całkowicie jedzeniu. Tym razem autor wziął na warsztat problem produkcji oliwy na przykładzie Włoch. 

Xavier co roku wyjeżdża do Włoch ze swoim szkolnym przyjacielem Alessandrem. Alessandro ma w Toskanii winnicę oraz tłoczy swoją własną oliwę. Te produty następnie z sukcesem sprzedaje luksemburskim restauratorom. W tym roku jednak Alessandro wyjeżdża kilka dni wcześniej, sam, nie zawiadamiając nawet Xaviera. Taki nagły wyjazd jest podejrzany, Xavier jest bardzo zaniepokojony, a po rozmowie z Marią, żoną kolegi jego zaniepokojenie jest jeszcze większe. Okazuje się, że Alessandro miał problemy, nie wiadomo jednak dokładnie jakiego rodzaju. Xavier wyrusza do Toskanii, by odnaleźć kolegę. Tam, w tłoczarni natrafia na podejrzanych ludzi i zaczyna się poważnie obawiać, że przyjaciel wplątał się w machlojki z fałszowaniem oliwy. Zapotrzebowanie bowiem tylko włoskiego rynku jest dużo większe niż całkowita włoska produkcja i wielkie koncerny opracowały strategie wytwarzania oliwy, które polegają na tworzeniu mieszanek z mniej cennymi olejami, jak na przykład z tym z orzechów laskowych lub na domieszywaniu chemikaliów. Hillenbrand dość szczegółowo przedstawia ten temat, bardzo ciekawy z resztą, zahaczając o mafię i wielkie koncerny światowe, które nie mają skrupułów przed sprzedawaniem fałszowanych produktów.

Xavier wplątuje się w tę historię na całego, korzystając z pomocy komisarki Joany oraz włoskiego eksperta od oliwy z Bolonii. Ta postać to kolejny udany charakter, a także przyczynek do zapoznania czytelnika z tajnikami kuchni włoskiej. Trochę mniej tu Valerie, bo związek Xaviera przechodzi kryzys. 

To kolejny udany kryminał Niemca, przede wszystkim dlatego, że wraca on do tematyki stricte gastronomicznej. Interesowały mnie ciekawostki na temat produkcji oliwy i cała jej otoczka. Jeśli więc tematy kulinarne mieszczą się w kręgu waszych zainteresowań, po raz kolejny polecam wam tę serię. Ja na razie robię od niej przerwę, zostały mi jeszcze dwa tomy, ale wrócę do nich później.

Moja ocena: 4/6

Tom Hillenbrand, Tödliche Oliven, czyt. Gregor Weber, 320 str., Audible Studios 2020.

piątek, 23 kwietnia 2021

"Legenda o samobójstwie" David Vann

 


Oczekiwałam po tej powieści wiele, bardzo wiele, lecz w pewnym stopniu mnie rozczarowała. Na początku formą, bo ciągle próbowałam w kolejnych rozdziałach odnaleźć ciąg narracji, zanim się zorientowałam, że to nie jest klasyczna powieść, a właściwie opowiadania, traktujące wprawdzie o tym samym, ale jednak opowiadania. Niektóre z nich, ze względu na swoją szczupłość od razu mi umknęły. Na dłużej utrzymało moją uwagę dopiero opowiadanie najdłuższe i najbardziej rozbudowane. Jego niewspółmierność w treści i objętości spowodowała, że poprzednie przeszły obok mnie niemal niezauważone, a na kindelku trudno wracać do początku, następne natomiast pozostały w cieniu i podlegały moim rozpaczliwym próbom połączenia wszystkiego w całość. Podsumowując, taka właśnie konstrukcja tej książki nie przysłużyła się zupełnie mojemu odbiorowi tych tekstów. 

David Vann przerabia swoję traumę, traumę dziecka, którego ojciec popełnił samobójstwo. Na wiele sposobów opowiada więc o ojcu i chłopcu, i o Alasce. O rybach, polowaniu, strzelbach, dziczy, drzewach, chłodzie i śniegu. W najdłuższym opowiadaniu ojciec i syn zamieszkują w dziczy, na wyspie, z dala od cywilizacji ludzkiej. Ojciec porzuca pracę dentysty, syn zostawia na rok szkołę. To ostatnia szansa dla ojca, by odnaleźć w życiu sens. Ostatnia szansa dla syna, by spędzić z ojcem czas. Na co dzień mieszka w Kalifornii, dokąd po rozwodzie przeniosła się jego matka. Ta opowieść jest świetna. Niezrównoważony psychicznie ojciec nie zapewnia trzynastoletniemu synowi wsparcia i należnej opieki. Skoncentrowany na sobie, bez planu, rozsądnego podejścia rzuca się na karkołomną przygodę, która w każdej chwili może się skończyć tragicznie. Nie tylko dlatego, że ojciec nie zadbał o dostateczną ilość sprzętów i narzędzi, ale także dlatego, że zupełnie nie ma pojęcia, jak się zabezpieczyć na zimę w głuszy. Narracja z perspektywy syna świetnie obrazuje nieporadność ojca i ciężar, psychiczny ciężar, jaki spada na barki chłopca. Manipulacja dzieckiem i egocentryzm ojca nie mogą się dobrze skończyć. Brak tu szczegółowych informacji o matce, ale dziwi jej zgoda na tę przygodę, bo na pewno zdawała sobie sprawę z labilności byłego męża. 

Jak sam tytuł wskazuje Vann tworzy legendę, mit, gawędę o tym, co zaważyło na jego życiu. Miesza fakty z wyobrażeniami, odwraca to, co przeżył, stawiając pytania bez odpowiedzi, gra tą konwencją, ogląda to, co przeżył z każdej strony, oswaja, opisuje, porzuca i wraca do tego. To podejście jest zdecydowanie nietuzinkowe, ale u mnie nie chwyciło. Może uściślę, nie chwyciło w całości. To jedno, wyżej wspomniane opowiadanie tak, jest mocne, jest wciągające, jest emocjonalnie trudne, pozostałe się przy nim rozpływają. Myślę, że dobrze zrobiłaby mi ponowna lektura, z tą wiedzą, którą mam teraz, z tymi odczuciami, które towarzyszyły mi podczas czytania, ale, znając siebie, nie zdecyduję się na nią. Sięgnę po kolejne książki Vanna, choćby ze względu na klub książkowy, ale i z ciekawości. Ta proza jest warta uwagi i jestem ciekawa, jak pisarz potraktował inne tematy.

Moja ocena: 4/6

David Vann, Legenda o samobójstwie, tł. Dobromiła Jankowska, 256 str., Wydawnictwo Pauza 2018.

czwartek, 22 kwietnia 2021

"Świece w pogańskim raju" Jiři Kamen


Bardzo lekki zbiór opowiadań, na który zapewnie nigdy nie zwróciłabym uwagi, gdyby nie klub książkowy. Pisząc lekki, mam na myśli ten rodzaj lektury, gdy po po przeczytaniu książki, niewiele w głowie zostaje, a i podczas w głowie nie pojawiają się żadne głębsze przemyślenia. 

Opowiadania Kamena łączy wiele - na przykład często powtarzająca się postać podstarzałego faceta, który ma lub szuka kochanki. Czech sięga także do takich ogranych tematów jak nietypowy seks czy zdrada, podlewając je czarnym humorem. Taki dość typowy czeski sposób na literaturę, można by powiedzieć. Można by, bo ja jednak kojarzę Czechów z poważniejszymi formami wbrew ogólnej opinii.

Co ciekawe moje wrażenia z lektury tych opowiadań podzielili uczestnicy klubu, kategoryzując je także jako lekkie i przyjemne, ale nie pozostawiające po sobie śladu. W wielu tekstach postaci nawet nie są wyposażone w żadne cechy osobowe, co ma ogromny wpływ na brak emocji w czytelniku. Jeśli miałabym wyróżnić któreś z tekstów, zwróciłabym uwagę na dwa. Jeden z nich opowiada o młodzieńczej miłości Czecha i Niemki z Mannheim, która zaplątana była w działania RAF-u (Frakcja Czerwonej Armii, organizacja terrorystyczna działająca w Niemczech Zachodnich w latach 60. i 70.). Moje zainteresowanie zapewne przyciągnął ten niemiecki wątek, tematyka niemiecka zawsze jest mi bliska. 
Kolejne opowiada historię małżeństwa, które wybrało się na wycieczkę do Bułgarii, gdzie mąż choruje na anginę. W drodze powrotnej podczas jednego z przystanków autobusu żona ginie. Tak jak w we wszystkich tekstach i tu Kamen nie daje gotowej odpowiedzi. Jego specjalnością jest pozostawianie czytelnika z domysłami, czasem zaskakującym końcem, ale raczej bez ciekawej pointy.

Nie potrafię polecić tych opowiadań z czystym sumieniem, bo w moim odczuciu są typową lekturą na plażę lub urlop, a ja nieczęsto sięgam po takie książki (chyba że są kryminałem).

Moja ocena: 3/6


Jiři Kamen, Świecie w pogańskim raju, tł. Elżbieta Zimna, Wydawnictwo Dowody na Istnienie 2021.

piątek, 16 kwietnia 2021

"My z Jedwabnego" Anna Bikont

 


Ta książka mnie dosłownie przeorała. Odchoruję ją, już ją odchorowuje. Nie z powodu opisanej zagłady, która sama w sobie już może być powodem do odchorowania, ale ze względu na współczesność. I na ludzi, którzy negują, nienawidzą, gardłują się. Gloryfikowanych przestępców i sprawiedliwych, którzy muszą się ukrywać. 

Anna Bikont wykonała tytaniczną pracę, żmudną, niewdzięczną, wyczerpującą emocjonalnie. Reporterka opisuje dzień po dniu, jak trafiła na temat, stopniowo się do niego zbliżała, odkrywała prawdę, rozmawiała, podróżowała, czytała, dzwoniła, wplatając informacje o odkrywaniu własnej tożsamości. W jej książce nie tylko zagłada Żydów z Jedwabnego i sąsiednich wiosek odgrywa główną rolę, ale podejście do tego faktu mieszkańców i Polaków współcześnie. I to właśnie ten drugi temat powodował u mnie niemal wymioty. Wypieranie tego, co się wydarzyło jeszcze jakoś może zrozumiem, ale gloryfikowanie morderców, szykanowanie tych, którzy przetrwali czy uratowali, podśmiechiwanie się, gardzenie, bojkotowanie nie mieści się w mojej głowie. 

Ten reportaż to pozycja obowiązkowa, ale lektura, której nie da się zapomnieć. Lektura unaocznia, jak głęboko w Polsce osadzony jest antysemityzm, jak systemowo był propagowany, jak ogromną rolę odgrywał tu kościół katolicki. Fakt dla mnie bardzo szokujący, ponieważ nie spotkałam się z tym w mojej okolicy, podczas wychowania, w szkole, wśród znajomych. Tym bardziej chapeau bas dla autorki, która ze względu na swoje pochodzenie, musiała podczas pracy cierpieć podwójnie. Jej drobiazgowość, dbałość o szczegóły, odnajdywanie w każdej ofierze człowieka są wstrząsająco poruszające. Nie napiszę wiele o tej książce, choć długo o niej myślałam i planowałam długi tekst. Chcę jednak, byście przeczytali ją sami. Bardzo was o to proszę. 

Moja ocena: 5/6

Anna Bikont, My z Jedwabnego, 608 str., Wydawnictwo Czarne 2012.

środa, 14 kwietnia 2021

"Letzte Ernte" Tom Hillenbrand


Kolejny kryminał z Xavierem Kifferem w roli głównej, którego akcja jednak nie koncentruje się tak bardzo na jedzeniu jak w poprzednich tomach, choć oczywiście odgrywa ono sporą rolę. W Luksemburgu trwa doroczny jarmark - Xavierowi udało się uzyskać koncesję i pracuje na dwa fronty. Restauracja wciąż działa, ale największy ruch jest na jarmarku. Pewnego wieczoru, gdy odwiedziła go partnerka Valerie, do namiotu wpada dziwnie zachowujący się mężczyzna, który następnie ucieka, zostawiając kartę magnetyczną i pęk kluczy. Jeszcze tej samej nocy skacze z mostu nieopodal. Xavier jest bardzo poruszony faktem, że prawdopodobnie był ostatnią osobą, która rozmawiała z samobójcą. Gdy okazuje się, że ktoś śledzi nie tylko jego, ale i Valerie, na poważnie zaczyna interesować się tą sprawą. 

Jego prywatne śledztwo zaprowadzi go do środowiska maklerów giełdowych i spekulacji w handlu surowcami i produktami żywnościowymi. Okaże się, że ofiara najprawdopodobniej wcale nie popełniła samobójstwa, za to była genialnym matematykiem i pracowała dla wielkiego koncernu giełdowego. W tym tomie dużo jest więc o spekulacjach, cenach, giełdach, sporo matematyki, ale i mitologii. Xavier musi rozszyfrować tajny kod, zawarty na znalezionej karcie magnetycznej, do którego potrzebna jest właśnie wiedza z tych dziedzin. 

Jak w poprzednich tomach bardzo dużo tu kulinariów, lokalnego kolorytu Luksemburga i mnóstwo wiadomości dla żądnych wiedzy czytelników. Bardzo ciekawy jest wątek programów telewizyjnych o gotowaniu - a szczególnie satyryczne ich ukazanie. Od dawna podejrzewałam, że tak to może wyglądać. 

To przyjemna, niewymagająca lektura, w sam raz jako przerywnik od cięższych książek.

Moja ocena: 4/6

Tom Hillenbrand, Letzte Ernte, 320 str., czyt. Georg Weber, Audible Studios 2019.

poniedziałek, 12 kwietnia 2021

"Głosy" Dionisios Sturis, Ewa Winnicka

 


Nie słyszałam wcześniej o tragedii opisanej w Głosach. Co więcej nie wiedziałam nawet, o czym ten reportaż jest. Skusiła mnie wyspa Jersey w tytule, o której nie wiem zbyt wiele. Spodziewałam się jakichś wewnętrznych tajemnic, historii wyspy, może podobieństw do Guernsey, o której już wcześniej czytałam. Gdy zaskoczyłam, że to historia o polskich emigrantach i to o brutalnym morderstwie, wbiło mnie w fotel, bo to temat, który mnie w pewien sposób triggeruje. Oczywiście książkę doczytałam, bo przede wszystkim byłam ciekawa całej historii, ale także ze względu na informacje o samej wyspie, jej specyfice i polskiej, sporej emigracji w tym miejscu.

Autorzy opisują przede wszystkim historię normalnej rodziny emigrantów - on sumienny pracownik, kochający ojciec, zatroskany o rodzinę, ona opiekuje się dziećmi, dba o dom, układa życie na emigracji. I nagle bum - ojciec zabija sześć osób. Nikt nie wie dlaczego, nikt nie rozumie, co się stało, wszyscy są zaskoczeni. Ta książka nie odpowie na pytania - bo nie sposób znaleźć odpowiedź. Zresztą ja jej nie oczekiwałam, bo wiadomo, że nigdy nie będzie jednoznaczna, a w tej sytuacji tym bardziej trudno dotrzeć do sedna sprawy, biorą pod uwagę, ilu psychiatrów zostało zaangażowanych w śledztwo. Trudno także rozpatrzyć zasadność wyroku i kary. 

Bardzo ciekawe natomiast są informacje o życiu na Jersey, roli emigrantów, stopniu ich integracji, historycznych uwarunkowaniach, początkach polskiej emigracji w to miejsce. Autorzy dbają o nakreślenie dokładnego tła - opisują sposób funkcjonowania administracji wyspy, bogactwo, jakim dla wyspy jest uprawa ziemniaków, rolę Jersey w czasie II wojny światowej, jej pozycję w Zjednoczonym Królestwie i wreszcie problematykę, jaką ze sobą niesie emigracja. Te wiadomości zapewne w jakiś sposób mają pomóc w zrozumieniu tragedii, a przynajmniej określić jej ramy i uwarunkowania. 

Najważniejszym wydaje mi się zwrócenie uwagi na zdrowie psychiczne emigrantów - temat zupełnie pomijany, dopiero od niedawna poruszany, a bardzo, bardzo ważny. Nawet osoby, które na emigracji się odnajdują, odnoszą sukces, borykają się z szeregiem problemów - oddaleniem od rodziny, od tego, co znane, komunikacją w innym języku, poznawaniem nowej mentalności. Winnicka i Sturis nie mają gotowych odpowiedzi, ale zwracają wielokrotnie uwagę na te kwestie i choćby dla tego wątku warto sięgnąć po tę książkę.

Moja ocena: 5/6

Dionisios Sturis, Ewa Winnicka, Głosy, 224 str., Wydawnictwo Czarne 2019.

niedziela, 4 kwietnia 2021

"Młode skóry" Collin Barrett

 


Debiutanckie opowiadania Collina Barretta zdobyły spore uznanie i zostały przetłumaczone na wiele języków. Ja o nich nie słyszałam, sięgnęłam po tę książkę dzięki Nowemu Klubowi Czytelniczemu, niestety ponownie nie mogłam wziąć udziału w dyskusji o książce. A ciekawa jestem zdania klubowiczów, bo mnie ten zbiór zupełnie nie zachwycił. 

To bardzo depresyjne, mroczne i w zasadzie smutne opowiadania, których bohaterowie to młodzi mężczyźni z irlandzkiej prowincji. Wszystkie siedem tekstów poraża beznadzieją, brakiem perspektyw, przemocą, ponurym nastrojem. Bohaterowie uwikłani są w przemoc, alkohol, szemrane interesy, szukają szczęścia, ale nieudolnie, bez perspektyw, bez szans na poprawę. 

Bardzo chciałam napisać więcej o tych tekstach, bo Barret uwodzi językiem, prowincjonalnym kolorytem, charakterystyką postaci, ale tydzień po lekturze widzę, że te teksty przeze mnie przemknęły i zniknęły. Zostały odczucia, emocje, ale niewiele z treści. Mimo plastycznego języka i swoistego melancholijnego klimatu Irlandczyk do mnie niestety nie trafił.

Moja ocena: 3/6

Collin Barrett, Junge Wölfe, tł. Hans-Christian Oeser, 224 str., Steidl 2016.

sobota, 3 kwietnia 2021

"Czerwone złoto" Tom Hillenbrand

 


Tak bardzo polubiłam restauratora Xaviera Kieffera, że od razu sięgnęłam po kolejny tom cyklu. Nie są to może porywające kryminały, ale uwodzą nostalgicznym urokiem, mnóstwem informacji o kuchni, gotowaniu i pozyskiwaniu produktów (nie zawsze są to wiadomości pozytywne, ale zawsze pouczające) oraz postacią czasem nieco gapowatego Xaviera. 

W tym tomie główną rolę odgrywa sushi, a przede wszystkim tuńczyk. Morderstwo mistrza sushi Ryonusuke Mifune jest przyczynkiem do rozprawienia się z tematyką pochodzenia ryb, hodowli i stosunku do gospodarki rybnej. Hillenbrand niemal mimochodem wpakował w ten kryminał sporą dozę wiedzy, niestety przeważnie dość smutnej, bo przecież wiadomo, że rybołówstwo to bardzo drapieżna gałąź gospodarki a większość mórz jest całkowicie przełowiona. Dodatkowo autor zahacza o wielką politykę, bo jednym z bohaterów jest burmistrz Paryża. Ta szeroka gama problemów zręcznie utkana jest w dość ciekawą akcję. 
Podczas eleganckiego rautu w muzeum D'Orsay zorganizowanego przez paryskiego burmistrza nagle umiera wyżej wymieniony mistrz sushi. Xavier ma (nie)przyjemność brania udziału w tej imprezie ze względu na swoją partnerkę Valerie, właścicielkę słynnego przewodnika, który przyznaje najlepszym restauratorom gwiazdki. Tak się składa, że nagła śmierć Japończyka rzuca cień na karierę burmistrza, który zaś zwraca się do Luksemburczyka o zbadanie tej sprawy. Istnieją bowiem poważne podejrzenia, że śmierć Japonczyka nie była przypadkowa, a niektóre wątki prowadzą do Luksemburga, a konkretnie do licznych tam imigrantów z Portugalii.
Xavier angażuje się w poszukiwanie mordercy Mifune, początkowo niechętnie, bo burmistrz nie należy do jego ulubieńców, ale po zagadkowej śmierci jego przyjaciela - japońskiego kucharza, która wydaje się być powiązana z tą sprawą, jego zaangażowanie rośnie. 
Wisienką na torcie było dla mnie zakończenie książki, które rozgrywa się dwa kilometry od mojego domu, a miejsce to przedstawione jest jak raj na ziemi.

Może nie jest to pasjonujący i wciągający kryminał, ale, jak już wspomniałam, za to niezwykle pouczający. Wiele z zawartych tu faktów było mi znanych, aczkolwiek Hillenbrand wyjaśnia tło aktualnej sytuacji w rybołówstwie w sposób bardzo przystępny i drobiazgowy.
Największą siłą tej serii są jednak postaci - Xavier i jego przyjaciel Pekka. Xavier zostaje wplątany w zagadki kryminalne mimochodem. Wcale nie zależy mu na karierze ani dodatkowej dawce adrenaliny, woli swoje spokojne życie w Luksemburgu. Pekka natomiast świetnie uzupełnia przyjaciela, szczególnie w zamiłowaniu do dobrego jadła i napitku.

Moja ocena: 4/6

Tom Hillenbrand, Rotes Gold, 340 str., czyt. Gregor Weber, Audible Studios 2018.

czwartek, 1 kwietnia 2021

Stosikowe losowanie kwiecień 2021

 


Agnes wybiera numer książki dla Anny (w stosie 248 książek) - 137
Anna wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 75 książek) - 18
Guciamal wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 37 książek) - 23
Maniaczytania wybiera numer książki dla McDulki (w stosie 150 książek) - 60
McDulka wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1200 książek) - 444
ZwL wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 14 książek) - 7


"Der polnische Boxer" Eduardo Halfon

 


Powieść z Gwatemali z polskim bokserem w tytule zaintrygowała mnie od razu i tak bardzo, że od wrzucenia na listę do przeczytania do zakupu i lektury minęło niewiele czasu. Po lekturze jednak nie jestem do końca przekonana do nazywania tej książki powieścią, to raczej zbiór opowiadań, które łączy postać głównego bohatera - alter ego autora oraz motyw poszukiwania. 

Czytelnik zostaje skonfrontowany ze swoistym panoptikum postaci i wydarzeń - są studenci uczęszczający na kursy z literatury, którzy literatury nie lubią, wybitnie uzdolniony pianista romskiego pochodzenia, partnerka, która rysuje swoje orgazmy, konferencja o dziełach Marka Twaina, Portugalia, Serbia, Auschwitz i Łódź. Gwatemala i jej kolory naturalnie też. Główny bohater, który w pierwszym rozdziale nazywa siebie Eduardo, poszukuje. Swojej tożsamości na przykład. Jego żydowskie pochodzenie go fascynuje, tak jak wytatuowany numer na ramieniu dziadka. Jego wschodnioeuropejskie korzenie są stale obecne w jego myślach, choć nie są widoczne dla postronnych. Postać dziadka przewija się przez wszystkie rozdziały - czasem delikatnie, ledwo zarysowana, czasem brutalnie dosadna. Jednak to efemerydyczna postać Milana Rakica - cygańskiego pianisty z Serbii symbolizuje zawieszenie głównego bohatera między realizmem a fikcją. Zagadkowe pocztówki pianisty, a w końcu szalona podróż Eduarda w poszukiwaniu przyjaciela stanowią alegorię poszukiwania tożsamości. Halfon kreuje cały szereg scen, które pozostawiają czytelnika w niepewności, zawieszeniu pomiędzy snem a jawą. Podsumowaniem tej wizji jest odczyt bohatera na konferencji w Portugalii, podczas którego analizuje rolę literatury w kontekście rzeczywistości. 

Książka Halfona pozwala na liczne interpretacje, odszukiwanie własnych ścieżek, rozgraniczanie fikcji od rzeczywistości lub wręcz przeciwnie na połączeniu obu i zaakceptowanie niemożności ich oddzielenia. Ciekawa i dość egzotyczna literatura, która ma zaskakująco wiele powiązań z Europą.

Moja ocena: 4/6

Eduardo Halfon, Der polnische Boxer, tł. Peter Kultzen i Luis Ruby, 219 str., Carl Hanser Verlad 2014.