wtorek, 23 marca 2021

"Hipnotyzer" Lars Kepler

 


Rzadko jestem tak rozczarowana lekturą kryminału, jak w przypadku pierwszego tomu cyklu Larsa Keplera. Ta seria z założenia osnuta ma być wokół szwedzkiego komisarza fińskiego pochodzenia Joony Linny. Jednak to nie on jest głównym bohaterem, a raczej tytułowy hipnotyzer, czyli Erik Maria Bark. Właśnie do niego w nocy dzwoni Joona, ponieważ na oddziale intensywnej terapii leży ciężko ranny chłopak, którego cała rodzina zginęła. Erik jest psychiatrą i specjalistą od traumy, Joona pragnie go przekonać, by użył hipnozy w celu wyciągnięcia z chłopaka informacji na temat zbrodni. Czas nagli, ponieważ w niebezpieczeństwie jest starsza siostra chłopca. Erik wzbrania się przed użyciem tego typu terapii, ponieważ chłopak jest w bardzo złym stanie, a poza tym dziesięć lat wcześniej przysiągł sobie, że rezygnuje z hipnozy.

Komisarzowi udaje się przekonać psychiatrę, co pociągnie za sobą ogromne konsekwencje. Początkowo pozytywne, ponieważ uda się ustalić mordercę rodziny i uratować siostrę chłopaka, ale także negatywne - prasa rzuci się na informację o hipnozie, postawi lekarza w negatywnym świetle oraz, całkiem niechcący, rozbudzi dawne duchy z przeszłości. 

Najpierw akcja kryminału kręci się wokół rannego Josefa i jego rodziny, nawet zaginięcie syna Erika wydaje się być ściśle powiązane z tym wątkiem, w pewnym momencie duet autorów (Lars Kepler to tylko pseudonim szwedzkiego małżeństwa) zaczyna pisać nową książkę. 
Akcja cofa się dziesięć lat wstecz i poznajemy historię Erika jako hipnotyzera oraz jako męża i ojca. Josef, wokół kręciło się śledztwo nagle kompletnie znika z kart książki. Co więcej autorzy wprowadzają postać dziewczyny Benjamina (syna Erika) i jej brata - dość podejrzanej pary, która prawdopodobnie coś ukrywa, ale w zasadzie, jak się potem okazuje, nic ważnego. Kilkadziesiąt stron więc czytamy o Aurorze i jej autystycznym bracie, by potem już nigdy na nich nie trafić. 

Nie trudno się domyślić, że zupełnie nie przekonała mnie intryga, a showdown, czyli uwolnienie syna było wręcz groteskowe. Ta mnogość wątków zupełnie nie służy książce, nie twierdzę, że czyni ją zagmatwaną, na to są zbyt pospolite i proste, ale ją po prostu zatłacza. Brak jednego, ciekawego bohatera to kolejny negatywny punkt - ani Joona Linna ani Erik Maria Bark nie budzą szczególnej sympatii, ale przede wszystkim brak im wyraźnych rysów charakterologicznych, by ich polubić lub znienawidzić. 
Nie potrafię także znaleźć niczego pociągającego w stylu autorów, wręcz przeciwnie podczas słuchania tej książki, głównie się denerwowałam. Autorzy bowiem nie piszą, lecz relacjonują. Ile można stworzyć zdań w stylu: Joona idzie, Joona wchodzi, Joona widzi? Ile razy można powtórzyć, że Joona powiedział coś z fińskim akcentem, że Joona spojrzał stalowymi, lodowatymi oczami. No ile? Nie mogłam się pozbyć wrażenia, że ten kryminał pisany był na ilość - im więcej stron, tym lepiej, a zapełnianie tekstu słowami-wydmuszkami to specjalność Keplera.
Gdyby nie mój ulubiony lektor, który potrafi przeczytać najgorszego gniota, jakby to była najciekawsza książka świata, porzuciłabym lekturę. Planowałam kontynuować ten cykl, ale po takim wstępie moja ochota jest równa niemal zeru.

Moja ocena: 2/6

Lars Kepler, Der Hypnotiseur, tł. Paul Berf, 640 str., czyt. Simon Jäger, Lübbe Audio 2010.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz