piątek, 27 września 2019

"Babel. W dwadzieścia języków dookoła świata" Gaston Dorren


Od dawna szukałam takiej książki. Uwielbiam czytać o językach, analizować różnice, porównywać je  i wreszcie się ich uczyć. Autor opisał dwadzieścia największych języków świata, z których płynnie znam trzy, uczyłam się kolejnych dwóch, a delikatnie liznęłam jeszcze jeden. Co więcej wśród tej dwudziestki jest język, którego zamierzam się uczyć. Przy takich założeniach musiała to być świetna lektura. 

Dorren swoją książką trochę oszukuje. Każdy rozdział rozpoczyna się tak samo - metryczką języka, zawierającą informacje o użytkownikach, nazwie, gramatyce, fonetyce, ciekawostkach. Pierwszym opisywanym językiem jest wietnamski, którego autor się uczy(ł). Mnóstwo tu więc informacji o fonetyce, gramatyce, trudnościach, na jakie trafia uczeń, zwłaszcza ten wychodzący z zupełnie innego kontekstu językowego. Uwielbiam takie teksty, więc cieszyłam się na podobne podejście w kolejnych rozdziałach, a tu klapa! Dorren napisał bowiem o każdym języku z innego punktu widzenia. 

Jeśli jest to tamilski, to na tapetę wziął konflikt na Sri Lance w dużej części bazujący na kwestii językowej. Niemiecki ma opinię bycia niezwykle trudnym - autor rozprawia się więc z tą kwestią. Przeważająca większość użytkowników języka portugalskiego mieszka poza Portugalią, więc autor skoncentrował się na kolonializmie i porównaniu portugalskiego i niderlandzkiego. Oba z nich jako języki kolonizatorów miały szansę na tak ogromne rozprzestrzenienie się w świecie, ale udało się to tylko portugalskiemu. Na przykładzie jawajskiego dowiadujemy się jak wielką rolę w języku mogą odgrywać formy grzecznościowe. Języki takie jak japoński, hindi czy urdu to przyczynek to skoncentrowania się na różnych rodzajach pisma. Każdy rozdział to inna dawka informacji, nie tylko stricte językowych, ale także historycznych, socjologicznych czy politycznych. Takie podejście czyni książkę niezwykle różnorodną.

W tej książce nie ma chyba ani jednego lingwistycznego aspektu, który nie zostałby przez autora poruszony: od gramatyki, przez fonetykę na słowotwórstwie kończąc. Co ciekawe, żaden z rozdziałów nie jest ani nudny, ani naszpikowany lingwistyczną terminologią. Zapewne osoby z filologicznym tłem trochę inaczej odbiorą niektóre z opisywanych aspektów, ale także laik swobodnie przeczyta tę książkę. Dorren jest bowiem dowcipny, ma spory dystans do siebie i swojego języka ojczystego, którym jest niderlandzki. Co więcej, dla osób znających tych język, wiele z jego rozważań będzie jeszcze ciekawszych, ponieważ autor często bazuje lub odnosi się właśnie do niego.

Szczególnie chciałam jednak wspomnieć Annę Sak, która mistrzowsko przetłumaczyła tę książkę - nie myślę tu o zwrotach fachowych, ale o lekkości, kolokwializmach, wyczuciu stylu. Wielkie brawa dla niej. Podobnie jak dla Wydawnictwa Karakter za staranne wydanie i za polskiego kota (kreskowego) z tyłu okładki.

Babel to książka do wielokrotnego czytania, wracania do niektórych rozdziałów i zachęcająca do dalszych poszukiwań - między innymi dzięki bibliografii. Dociekliwi znajdą na stronie internetowej autora pliki z nagraniami, ilustrującymi na przykład różne tony w języku wietnamskim. Przyznam, że wysłuchałam, wielu różnic jednak nie słyszę.

Mam nadzieję, że Gaston Dorren zdecyduje się na opisanie kolejnych dwudziestu języków - jestem pewna, że nie tylko ja z chęcią bym taką książkę przeczytała.

Moja ocena: 6/6

Gaston Dorren, Babel. W dwadzieścia języków dookoła świata, tł. Anna Sak, 429 str., Wydawnictwo Karakter 2019.

czwartek, 26 września 2019

"Moja najdroższa" Gabriel Tallent



Debiut Gabriela Tallenta całkowicie mnie zaskoczył, nie spodziewałam się bowiem wiele po kolejnym amerykańskim bestsellerze. Co więcej po nieudanym spotkaniu z tak chwalonym Małym życiem, byłam jeszcze bardziej sceptyczna. Tymczasem powieść Tallenta to bardzo mocna rzecz i kawałek dobrej literatury.

Przewrotnie zacznę od stylu powieści - suchego, zdystansowanego, brzmiącego jak relacja niezaangażowanego reportera. Czytająca tę książkę Anna Thalbach, świetnie oddała te cechy stylu. Liczne powtórzenia w dialogach, sposób mówienia ojca - to wszystko pozornie beznamiętne, głęboko porusza czytelnika.

Wyżej wspomniany ojciec to Martin Alveston, który samotnie wychowuje czternastoletnią Julie, zwaną Turtle lub Kruszynka. Mieszkają oni na uboczu, w lesie, oddaleni od innych ludzi i można by sądzić od cywilizacji. Pozory jednak mylą, ich dom mieści się w Kalifornii, niedaleko głównej szosy, oceanu, kilkanaście kilometrów od miasteczka. Zarówno ojciec jak i córka mają liczne kontakty ze światem zewnętrznym - Julie poprzez szkołę, ojciec przez zakupy, kumpli od pokera i bliżej niewyjaśnione wyprawy. Mimo to Martinowi udaje się stworzyć swój własny mikrokosmos, do którego nikt nie ma dostępu, a może do którego nikt nie chce mieć dostępu. Krzycząca niemo o pomoc córka nie znajdzie pomocy ani u nauczycieli, ani u przypadkowo poznanych ludzi. 
Martin wychowuje córkę opresyjnie, władczo, zaborczo. Turtle jest jego najdroższą kruszynką, jego całym światem - powtarza jej to nagminnie, skutecznie piorąc mózg dziewczyny. Julie staje się dziwolągiem - w nieforemnych ubraniach, brzydkiej fryzurze, w brudnym, zaniedbanym domu. Na śniadanie je surowe jajka, w szkole sobie nie radzi, śpi na rozłożonej na podłodze macie, większość wolnego czasu spędza, czyszcząc broń lub biorąc udział w zaaranżowanych przez ojca ćwiczeniach z obronności. Martin poddaje ją próbom - na zręczność, na wierność, zwinność, posłuszeństwo. Nie znosi sprzeciwu, nie znosi kontaktów z innymi, nie wierzy w społeczeństwo. Swoją miłość do córki wyraża na wiele chorych sposobów, także tych fizycznych. 

Turtle zdaje sobie sprawę ze swojego położenia, brzydzi się sobą po nocach, w których zostaje wykorzystana, nie ma jednak siły na przerwanie błędnego koła. Skąd zresztą ma ją mieć. Uwikłana w stworzony przez ojca świay, nie zna innego życia. Gdy przez przypadkowo poznanego Jacoba zaczyna dostrzegać coś innego niż zrujnowany dom w głuszy, jeszcze bardziej bije się z myślami i jeszcze bardziej nienawidzi siebie za to, że nie potrafi wyrwać się od ojca. Dopiero Cayenne - dziewczynka, którą do domu przyprowadza ojciec, prowokuje Julie to działania. Pobudką nie będzie jednak chęć samoobrony, lecz ochrona dziewczynki, w której dostrzega małą siebie. 

Tallent nie epatuje brutalnością, traumatyczne sceny wplata mimochodem, przypadkowo niemal, zwiększając jeszcze ich siłę rażenia. Nie czułam się manipulowana przez autora, jak to się często zdarza w przypadku bestsellerów, raczej dotknięta, poruszona, zasmucona.

Powieść Tallenta to nie tylko opowieść o psychopatycznym ojcu, o źle zrozumianej miłości, lecz także krytyka społeczeństwa amerykańskiego, w pewien sposób przypominająca tę z Uwolnionej Tary Westover. Julie pozostawiona jest sama sobie, nikt nie widzi lub nie chce widzieć, a gdy sama uwalnia się z opresji, dostaje w prezencie traumę na całe życie.

Moja ocena: 5/6

Gabriel Tallent, Mein Ein und Alles, tł. Stephan Kleiner, czyt. Anna Thalbach, 480 str., Penguin 2018

środa, 25 września 2019

Stosikowe losowanie 10/19


Zapraszam do zgłaszania się do rundy wrześniowej! Pary rozlosuję 1 października, czas na przeczytanie książek mamy do końca miesiąca.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.

2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.

3. Wylosowaną książkę należy przeczytać do końca miesiąca.

4. Mile widziana jest recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.

5. Podsumowanie losowania wraz z linkami znajduje się w zakładkach z boku strony.

6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną z cyklu, można przeczytać pierwszy tom.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaniem liczby książek w stosie.

"Raki pustelniki" Anne B. Ragde



Drugi tom sagi o rodzinie Neshov Anne B. Ragde podobał mi się jeszcze bardziej niż pierwszy. Byłam zresztą niezwykle ciekawa, co Norweżka zrobi ze swoimi bohaterami i jak poprowadzi akcję. No więc zrobiła sporo, a akcja nabrała tempa.

Spodziewałam się, że ten tom rozpocznie się wydarzeniami oddalonymi w czasie od tych z poprzedniego, tymczasem autorka płynnie poprowadziła narrację niemal w tym samym miejscu, gdzie ją przerwała.
Torunn wróciła do Oslo, utrzymuje jednak intensywny kontakt z ojcem, a poza tym zakochuje się i pociesza matkę, którą porzucił mąż.
Margido zaczyna stopniowo wprowadzać zmiany w swoim życiu - decyduje się na remont i zainstalowanie wymarzonej sauny. W chwili słabości przyjmuje zaproszenie na Sylwestra od zainteresowanej nim od dawna wdowy. Kobieta tak perfekcyjnie przygotowała wieczór, że wydarzenia wymykają się Margidowi spod kontroli.
Tymczasem Erlend porywa się na największe szaleństwo - planowanie wspólnego ojcostwa z Krumme. 
Tor najgorzej sobie radzi ze zmianami po śmierci matki. Mentalnie ciężko mu przeskoczyć zmiany rodzinne, to, że tyle osób miesza się do jego życia. Nie domyśla się nawet, że może być jeszcze gorzej. Po wypadku z siekierą staje się bowiem także fizycznie zależny od innych, a zwłaszcza od córki.

Bardzo odpowiada mi narracja Ragde, podobają mi się charaktery, ich różnorodność, powiązania.
Śmierć matki wpłynęła na życie każdego z synów w inny sposób. Najbardziej dramatycznie na pewno na życie Tora, który był od niej całkowicie zależny. Mężczyzna zupełnie gubi się w świecie, który nagle zaludnia się mnóstwem ludzi, w którym nic nie jest takie, jakie było.
Bardzo podoba mi się, jak autorka łączy opisy codzienności z psychologiczną analizą postaci. Mniej za to jej język. Niektóre rozwiązania tłumaczki wydały mi się być karkołomne, ale przeczytawszy opinie osób, które znają inne tłumaczenia, skłaniam się do opinii, że to jednak język autorki jest nierówny. Nie krytykuję dosadności i naturalizmu - to akurat w literaturze cenię, bardziej przeszkadzały mi przeskoki między takim sposobem wypowiedzi a zdaniami bardziej górnolotnymi.

Po krótkiej przerwie sięgnę na pewno po kolejne tomy, bo bardzo jestem ciekawa w jaki sposób Ragde poprowadziła dalsze losy braci Neshov.

Moja ocena: 5/6

Anne B. Ragde, Raki pustelniki, tł. Ewa M. Bilińska, 290 str., Smak Słowa 2011.

wtorek, 24 września 2019

"Tagebuch aus Bagdad. Alltag zwischen Angst und Hoffnung" Åsne Seierstad



Norweska dziennikarka spędziła w Bagdadzie kilka miesięcy w 2003 roku, a konkretnie przed i w trakcie inwazji USA na ten kraj. Jej opowieści są krótkie, to migawki ze świata, którego już nie ma. Seierstad świetnie uchwyciła atmosferę, napięcie, jakie panowało w Iraku tuż przed wojną.

Ten dziennik ukazuje jak trudna była praca dziennikarska pod reżimem Saddama Husseina. Zastraszona ludność obawiała się wyrazić swoje zdanie, dziennikarka nie miała wiele swobód, informacje wychwytywała między wierszami, opisywała głównie nastroje. Gdy groźba wojny staje się rzeczywistością, ludność zaczyna się przygotowywać - zbierać wodę, produkty żywnościowe, kopać studnie. Mieszkańcami Bagdadu targają sprzeczne emocje - lęk przed nieznanym, nadzieja na uwolnienie od dyktatury, niepewność jutra. Te wszystkie odczucia aż pulsują w reportażach Norweżki.

Nie są to jednak długie, rozbudowane teksty. Seierstad nie ukazuje głębokiego politycznego tła, nie okrasza swoich tekstów analizą historyczną, a raczej koncentruje się na tym, co jest tu i teraz. I to formuła nieco nuży. Mnie ucieszyłoby więcej wyżej wspomnianego tła, ponieważ w tej formie te teksty z trudnością opierają się próbie czasu. Świat Bagdadu z 2003 roku przeminął, co czyni teksty Seierstad raczej dokumentem historycznym, a nie pasjonującym reportażem.

Moja ocena: 4/6

Åsne Seierstad, Tagebuch aus Bagdad. Alltag zwischen Angst und Hoffnung, tł. Holger Wolandt, 221 str., List 2004.

piątek, 20 września 2019

"Opowiem ci o zbrodni 2. Historie prawdziwe" Igor Brejdygant, Wojciech Chmielarz, Max Czornyj, Marta Guzowska, Małgorzata i Michał Kuźmińscy, Joanna Opiat-Bojarska, Katarzyna Puzyńska


Niestety zupełnie ominęła mnie pierwsza część tego zbioru - a przecież uwielbiam opowieści usnute na bazie faktów. Ta książka powstała we współpracy z Michałem Fajbusiewiczem, autorem programu Crime+Investigation i jest w pewnym stopniu okrojoną wersją serii Na F/Aktach wydawnictwa Od Deski Do Deski. Okrojoną, bo zamieszczone tu teksty nie są tak pełnowymiarowe i rozbudowane.
Siedmiu autorów kryminałów wybrało jedną ze zbrodni, które swego czasu były znane w całej Polsce i stworzyło na jej podstawie tekst. Każdy autor inaczej potraktował swoją sprawę. Dotychczas nie czytałam kryminałów żadnego z autorów, więc lektura była dla mnie tym bardziej ciekawa i zawierała w sobie jeszcze jeden aspekt - pewnego rodzaju sondy, po czyje książki w przyszłości sięgnę. Może nie włączając tu Wojciecha Chmielarza, bo jego kryminał od jakiegoś czasu mam już na kindle i na pewno go przeczytam.

Ten zbiór czyta się dobrze z wielu powodów - oczywiście najważniejszym z nich jest treść, ale niemniej istotne jest podejście autorów. Każdy z nich ujął bowiem swój temat z zupełnie innej perspektywy, próbując wejść w mózg mordercy, zrozumieć jego motywy i sposób myślenia. Czasem autor będzie niewidzialny, a czasem komentuje swój tekst, tak jak robi to Igor Brejdygant. Jak to ze zbiorami bywa, niektóre opowieści trafiły do mnie bardziej. Najmniej odpowiada mi styl Marty Guzowskiej, która wzięła na warsztat historię dwóch nastolatek. Wiktoria pomogła Agacie popełnić samobójstwo, a może ją wyręczyła? Autorka spisała ich historię w postaci gry komputerowej. Agata i Wiktoria są graczami w fatalnej grze, w której gra się o życie i przetrwanie. Tak jak Super Mario, pokonują kolejne poziomy, niestety ich gra kończy się śmiercią. Posunięcie autorki nie jest złe - problem przenoszenia przez wciąż niedojrzałe nastolatki rzeczywistości wirtualnej do realu jest oczywisty i nie podlega dyskusji. Mnie po prostu nie odpowiada dość telegraficzny styl Guzowskiej.

Wielkim zaskoczeniem jest za to tekst Małgorzaty i Michała Kuźmińskich, opisujących morderstwo podczas satanistycznego rytuału. Autorzy pogłębiają swój tekst o tło społeczne, kulturowe, szpikują go mnóstwem szczegółów z ówczesnej Polski, doszukując się fascynacji szatanem w szybkich przemianach społeczno-politycznych. To dojrzały tekst, poruszający mnóstwo aspektów.

Pozostałe sprawy są równie ciekawe, choć to pewnie złe słowo - każda z nich to przecież potworne morderstwo. Chmielarz wybrał przypadek uwodziciela-mordercy, który swoją ofiarę poznał przez Internet i w ekspresowym tempie uwiódł i zmanipulował. Czornyj skupił się na niezwykle trudnym temacie - człowieka, który mordował na tle seksualnym, psychopaty, na którego życiu zaważyły traumatyczne przeżycia z dzieciństwa. Opowieść Opiat-Bojarskiej skupia się na zabójstwie z zazdrości. Mężczyzna zabija koleżankę swojej dziewczyny, która planowała spędzić z nią wspólnie sylwestra, a według zabójcy miała zbyt duży wpływ na ukochaną. Bezsensowna, brutalna zbrodnia. Bardzo byłam ciekawa tekstu słynnej Puzyńskiej, z którą dotychczas nie miałam przyjemności się spotkać. Jej opowieść jest chyba najkrótsza, co nie ma wpływu na jakość. Autorka przypomina sprawę mężczyzny, który zamordował cztery osoby, wyładowując swoją frustrację. Każda z ofiar miała negatywny wpływ na jego życie. To dobry, dosadny tekst.
Na koniec słowo o pierwszym opowiadaniu Igora Brejdyganta - pisze on o młodym mężczyźnie, który zaginął na morzu. Do dziś nie wiadomo, czy jego zniknięcie jest samobójstwem czy morderstwem. Zagadkowa sprawa, ciekawe ujęcie autora - niestety stylistycznie nie trafił w mój gust.

Nie znam programu Fajbusiewicza i zapewne nigdy go nie poznam, ale takich historii mogłabym przeczytać jeszcze wiele. Mam nadzieję, że powstanie kolejny tom, ja na szczęście mam jeszcze przed sobą pierwszy.

Moja ocena: 5/6

Igor Brejdygant, Wojciech Chmielarz, Max Czornyj, Marta Guzowska, Małgorzata i Michał Kuźmińscy, Joanna Opiat-Bojarska, Katarzyna Puzyńska, Opowiem Ci o zbrodni. Historie prawdziwe, 328 str., Kompania Mediowa 2019.

poniedziałek, 9 września 2019

"Harry Potter i Książę Półkrwi" Joanne K. Rowling


Powtórna lektura tego tomu okazała się być równie satysfakcjonująca jak pierwsza - okazało się bowiem, że z treści nie pamiętałam wiele, żeby nie powiedzieć prawie nic. Co więcej - z wypiekami na twarzy przewracałam kolejne kartki, a ostatnie sto stron czytałam do nocy. Czułam się dosłownie jak dziecko, gdy często zdarzało mi się ukradkiem czytać do późna. 

Harry Potter to już niemal dorosły (w świecie czarodziejów 17 lat jest granicą dojrzałości) człowiek, który w tym tomie staje się partnerem Dumbledore'a. Voldemort jest realnym zagrożeniem, śmierciożercy dbają o kolejne ofiary śmiertelne. Dzięki przepowiedni, Harry wie, że ostateczny sukces Voldemorta zależy od niego. Dumbledore, oferując chłopcu prywatne lekcje, tłumaczy mu zawiłości przepowiedni, a zabierając na wyprawy do myśloodsiewni, zapoznaje z życiem Voldemorta. Tutaj wyznaje on zasadę, głoszącą, że poznanie wroga jest najlepszą drogą do sukcesu.

Harry zajęty jest bardzo rozmyślaniem nad tym, czego dowiaduje się u Voldemorta, ale nie traci z oczu swojego odwiecznego wroga - Malfoya, który knuje coś niedobrego, jak i Snape'a, który wydaje się podopiecznemu pomagać. Szósta klasa to także rok pierwszych poważnych zakochań - co wywołuje napięcia wśród trójki przyjaciół. Ten tom porusza treści bardzo dojrzałe, zresztą Rowling dopasowuje akcję i problematykę do wieku Harry'ego. Zarazem jest to lektura dla dzieci dojrzalszych, starszych. Przyznam, że bardzo dziwią mnie rodzice, którzy pozwalają przedszkolakom na zapoznanie się z filmami. Zdaję sobie sprawę, że filmy są dużo prostsze, a przesłanie spłycone, ale przecież psują im całą zabawę świadomego odkrywania świata Hogwartu.

Koniec mojej lektury zbiegł się z wiadomością o śmierci tłumacza Andrzeja Polkowskiego. Zamiast więc powielać analizy innych, napiszę tylko, że od pierwszego tomu przeczytanego wiele lat temu jestem wielką fanką Polkowskiego. Uwielbiam jego inwencję, pieczołowitość w tłumaczeniu nazw własnych i fantazyjnych pomysłów Rowling. Pod koniec lektury zawsze cieszę się na dodatek od tłumacza, w którym wyjaśnia swoje translatorskie decyzje. Dla mnie to mistrzostwo słowa. Bardzo żałuję, że Andrzej Polkowski już odszedł.

Wracając do samej książki - cieszę się już bardzo na kolejny tom, ale zaczekam, aż mój syn dojrzeje do przeczytania tego. Potem zobaczymy razem z nim i córką film i dopiero przejdziemy do ostatniego tomu.

Moja ocena: 6/6

J.K. Rowling, Harry Potter i Książę Półkrwi, tł. Andrzej Polkowski, 700 str., Wydawnictwo Media Rodzina 2006.

"Nanga Dream. Opowieść o Tomku Mackiewiczu" Mariusz Sepioło



Książka Sepioły wbrew pozorom nie jest książką o górach, jest głównie opowieścią o Tomku Mackiewiczu. Jego życie z górami połączyło się stosunkowo późno, więc przeważająca część książki poświęcona jest jego wcześniejszym losom. Autor opisuje szczęśliwe dzieciństwo w Działoszynie, przeprowadzkę do Częstochowy, uzależnienie od narkotyków, pobyt w Monarze, a przede wszystkim przyjaźnie. To właśnie one zaważyły na życiu i decyzjach Mackiewicza. 

Pobyt w ośrodku na Mazurach całkowicie zmienia życie Tomka, który przewartościowuje swoje życie, poznaje brata swojej żony, później zakochuje się w Joannie, wyjeżdża do Irlandii. Nie oznacza to jednak, że mężczyzna zaznaje spokoju. Tomek ciągle poszukuje, duże miasto go gnębi, natura uspokaja. Tomek potrzebuje w życiu celu, pasji, czegoś, co wypełni jego marzenia. Tym staje się Nanga. Siedem razy podchodzi do zdobycia tego szczytu zimą. Mackiewicz żyje Nangą, czuje Nangę, ma z nią wyjątkową relację. Jego ostatnia wyprawa kończy się spektakularną akcją ratunkową ekpiy himalaistów, którzy atakowali K2. Mężczyźni ratują partnerkę Tomka - Élisabeth Revol, on zostaje na Nandze na zawsze.

Biografię Mackiewicza czyta się dobrze, głównie dlatego, że Sepiole udało się dotrzeć do wielu osób z otoczenia Tomka. Wypowiedzi ojca, przyjaciół i pierwszej żony świetnie oddają postać Mackiewicza. Człowieka ciepłego, nieco szalonego, mającego świetny kontakt z dziećmi, ale też samotnika, wielbiciela natury i przestrzeni, pasjonata gór. Mackiewicz był niepokorny, szedł wpław, odstawał od mainstreamu. Zabrakło jednak rozmowy z drugą żoną Tomka - nie wiem, jaka jest tego przyczyna, być może zwyczajnie nie chciała się wypowiedzieć. Czytałam, że współpracowała przy pisaniu innej biografii Mackiewicza. Przeczytawszy Nangę Dream, chciałabym sięgnąć po to drugie wydawnictwo, choć wcześniej tej lektury nie planowałam. Wydaje mi się jednak, że dzięki Sepiole dość dobrze poznałam postać Tomka i ciekawa jestem, co do dodania ma Szczepański. 

Wbrew tytułowi Nanga Dream jest raczej książką o człowieku i jego życiu, a nie stricte o himalaiście. Zwłaszcza, że Tomek do środowiska himalaistów nie należał i nie był w nim akceptowany, jako człowiek, który do wspinaczki doszedł z boku, nie przechodząc typowy szkoleń i testów w Tatrach czy Alpach. To zresztą dość ciekawy wątek - Mackiewicz przed Nangą zaliczył tylko dwie wysokie góry (Logan i Chan Tengri), mimo to wierzył w swój sukces i możliwości. Nie mnie jednak oceniać jego decyzje i pasje - bliższa jestem raczej podziwianiu determinacji i dążenia do celu.

Moja ocena: 4/6

Mariusz Sepioło, Nanga Dream. Opowieść o Tomku Mackiewiczu, 328 str., Wydawnictwo Znak, Kraków 2018.

czwartek, 5 września 2019

"W głowie tłumaczy" Tomasz Pindel



Znacie te memy, w których zobrazowano, co poszczególne osoby myślą o danej profesji. Tłumaczenia literackie to chyba jedno z zajęć, które wywołuje całkiem rozbieżne skojarzenia: od wypowiedzi, że to łatwizna i w czasach google translate zbędny zawód po zupełną konsternację. Przyczyną tego jest zapewne to, że tłumacz to nadal człowiek w niszy, który gdzieś tam wykonuje bliżej nieokreśloną pracę. 

Tomasz Pindel, sam tłumacz literatury hiszpańskojęzycznej, bardzo pomysłowo skonstruował swój komiks. Narrator rozmawia z Pauliną, tłumaczką, której zadaniem jest opowiedzenie o swojej pracy. Paulina zaczyna więc od początku - prawdziwego początku, czyli od jaskiniowców, prowadząc nas przez wieki i ukazując kłopoty w porozumiewaniu się oraz ważność profesji tłumacza. Nie zabraknie tu Cyryla i Metodego, wieży Babel, tłumaczeń Biblii i roli porozumienia między społecznościami.

W kolejnym, powiedzmy, rozdziale komiksu krótko nakreślona została ścieżka zawodowa współczesnego tłumacza, który może się realizować na wielu polach - od tłumaczeń literackich, przez specjalistyczne po konsekutywne. Bolączką jest zawsze wynagrodzenie, szczególnie niskie w przypadku tłumaczeń literackich.

By przybliżyć czytelnikowi właściwą pracę tłumacza literackiego, autor zabiera nas do wnętrza mózgu. To najbardziej humorystyczna część komiksu, która dokładnie ukazuje jak skomplikowana, drobiazgowa, czasochłonna a przede wszystkim twórcza jest praca tłumacza. 

W ostatniej części komiks ukazuje długą drogę książki od pomysłu w głowie autora, poprzez wydanie, tłumaczenie, redakcję, korektę aż do rąk czytelnika. Tutaj na przykładzie powieści przekładanej z języka chińskiego.

Pindel współpracuje aż z pięcioma rysownikami. To świetny zabieg, który wyodrębnia wszystkie części komiksu. Rozmowę z Pauliną, która prowadzi przez cały komiks zaznacza inna kreska, niż poszczególne części. Każdy z ilustratorów ma zupełnie inny styl rysowania. Ten zabieg czyni komiks bardziej dynamicznym, ciekawszym i różnorodnym. Nie czytam zbyt wielu komiksów, więc dla mnie było to novum. W zasadzie podoba mi się w tej książce wszystko - treść, wykonanie, wydanie, szata graficzna, a przede wszystkim humor.

Polecam ten komiks wszystkim, których interesuje to, co się dzieje z książką, zanim trafi w ręce czytelnika. Zdarza mi się tłumaczyć literaturę, więc dla mnie ta publikacja jest oczywiście perełką, cudowną, lekką (ale nie pustą!) i dowcipną gratką. Komiks przeczytałam już kilka razy i na pewno będę do niego wracać. Polecam!

Moja ocena: 5/6

Tomasz Pindel, Daniel Chmielewski, Berenika Kołomycka, Rbert Sienicki, Jacek Świdziński, Fanny Vaucher, W głowie tłumacza, 48 str., Instytut Kultury Miejskiej 2019.

"Hausaufgaben" Jakob Arjouni


Zaskoczyła mnie ta bardzo szczupła objętościowo powieść, zaskoczyła na plus dodam. Nigdy nie czytałam prozy Arjouniego i to jest zdecydowanie błąd, bo ta książka jest świetna.

Joachim Linde uczy niemieckiego w liceum. Ostatnią lekcją przed przedłużonym weekendem, który ma zamiar spędzić na przesuwanej już kilka razy wędrówce po Brandenburgii, jest kurs o literaturze powojennej Niemiec. Nauczyciel prosi klasę o krótką notkę o wpływie Trzeciej Rzeszy na Niemców sześćdziesiąt lat po wojnie. Uczniowie zaczynają się buntować, jeden z nich nie chce się zajmować tym tematem, między innymi wywiązuje się dyskusja, która zahacza o konflikt między Izraelem i Palestyną. Rozmowa kończy się pyskówką, w której jeden z uczniów twierdzi, że żałuje, iż dziadkowie koleżanki nie zostali zgazowani. Taka lekcja nie jest najlepszym wstępem do weekendu, na który Linde cieszy się od dawna.

W domu postanawia się wyciszyć, pakuje walizkę, słucha muzyki i szykuje się na pociąg. Dzięki jego wspomnieniom i myślom dowiadujemy się, że żonę poznał w liceum, gdy odbywała praktyki studenckie. Początkowo szczęśliwe małżeństwo, zamienia się w piekło. Żona zapada na depresję, ma psychozy - aktualnie znowu przebywa w szpitalu. Gdy Linde właśnie opuszcza mieszkanie, natyka się na mężczyznę, przedstawiającego się jako partnera córki - Mariny. Okazuje się, że córka po próbie samobójczej uciekła z domu, oskarżając ojca o swobodę seksualną. Ułożony i pewny świat Lindego zaczyna drżeć w posadach. Sytuacja się jeszcze bardziej zaostrza, gdy syn Pablo dowiaduje się od chłopaka siostry o zarzutach.

By nie zdradzić całej fabuły, dodam tylko, że końcowa przemowa Lindego przed kolegium nauczycielskim wywraca wyobrażenia czytelnika do góry nogami i pozostawia go pełnego domysłów i wątpliwości.

Bardzo lubię takie przewrotne historie, w których nic nie jest takie, jakie wydawało się być na początku. Autor świetnie przedstawia kolejne postaci i ich ukryte życie. Jego pióro jest rzutkie, sprawne - to się po prostu dobrze czyta. Będę miała tego pisarza na uwadze, z chęcią poznam inne jego powieści.

Moja ocena: 5/6

Jakob Arjouni, Hausaufgaben, 192 str., Diogenes 2005.

wtorek, 3 września 2019

"Dummerweise hochbegabt" Agnes Imhof


Na tę książkę trafiłam dzięki przypadkowo przeczytanemu wywiadowi z autorką. Imhof została członkinią Mensy jako osoba dorosła, a na pomysł, że w ogóle mogłaby poddać się testowi wpadła dzięki swojej córce, która zupełnie nie pasowała do tradycyjnego systemu edukacji. Wraz z tą książką autorka postanowiła przestać ukrywać swoją odmienność i, potocznie mówiąc, wystawić kawę na ławę. Dopiero po teście i potwierdzeniu, że faktycznie jest wysoce uzdolniona zaczęła rozumieć swoje zmagania z rodziną, szkołą, innymi.

Kobiety dużo lepiej potrafią się przystosować do społeczeństwa, ukrywać swoje zdolności i odmienność, równać do średniej. Właśnie to całe życie robiła Imhof, fundując sobie frustracje, złe samopoczucie, ciągłe wrażenie nieprzystosowania. Autorka wspomina wiele scen z dzieciństwa, szkoły, studiów, które kończyły się dla niej karą lub w najlepszym wypadku faux-pas. Wysokie IQ nie oznacza sukcesów, dobrych ocen w szkole, to raczej zdolność do zupełnie innego sposobu myślenia, przede wszystkim niezwykle szybkiego myślenia. W wielu krajach istnieją programy, kursy, grupy dla osób z wysokim IQ, w Niemczech teraz też (niemiecka Mensa jest jedną z największych na świecie), ale w czasach dzieciństwa Agnes było inaczej. Pobieżny rzut oka na Wikipedię pozwala stwierdzić, że nawet nie ma polskiego tłumaczenia hasła intellectual giftedness - zastanawiam się, czy w ogóle istnieje utarte tłumaczenie? Nawet nie chcę więc wiedzieć, jak trudno musi być dzieciom, które myślą inaczej w tradycyjnym systemie edukacji.

O czym jest więc książka Imhof? To nie jest typowy poradnik czy popularno-naukowy zbiór mądrości na temat wysokiego IQ. To osobiste doświadczenie autorki, szczere wyznanie, opis dorastania, a potem studiów i pracy zawodowej, który jest daleki od szczęśliwego dzieciństwa. Poczucie nieprzystosowania, frustracja, ciągłe tłamszenie szerokich zainteresowań doprowadziły autorkę do rozpoczęcia poszukiwań przyczyn takiego stanu. Niemałą rolę w tym odegrało macierzyństwo - córka Imhof okazała się być zwierciadłem jej własnych doświadczeń. Czytając Imhof, można by pomyśleć, że jest przemądrzała, zadufana w sobie, że jest chwalipiętą, ale właśnie, by uniknąć takich osądów, całe życie zaprzeczała własnej osobowości. W swojej książce stara się po prostu być jak najbardziej szczera - nie wyklucza ze swojej opowieści doświadczeń, które były dla niej żenujące, przykre.

Te wspomnienia są przyczynkiem do przemycenia konkretnych informacji na temat mózgu osób wysoce uzdolnionych. Sporo miejsca autorka poświęciła także tematowi wysokiej wrażliwości (znów brak hasła w polskiej Wikipedii), strategiom dopasowania się, roli kobiety (mądrość kojarzona jest przecież raczej z mężczyznami niż z  kobietami, zwłaszcza tymi, które są ładne i zwracają uwagę na swój wygląd) oraz poszukiwaniu doznań (sensation seeking, uwaga, tu znalazło się krótkie, bo krótkie, ale jednak polskie hasło w Wikipedii!).

Książka zawiera szereg linków i sporą bibliografię, zachęcające do własnych poszukiwań i dalszej lektury oraz postulaty autorki na przyszłość, dotyczące między innymi ulepszenia testów na inteligencję.

Ciekawa lektura, która może pomóc zrozumieć fenomen osób z wysokim IQ, a przede wszystkich ich sposób myślenia.

Moja ocena: 4,5/6

Agnes Imhof, Dummerweise hochbegabt, 261 str., Beltz 2018.

niedziela, 1 września 2019

Stosikowe losowanie 9/19 - pary

Maniaczytania wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 89 książek) - 17
Guciamal wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 5 książek) - 2
Agnes wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1100 książek) - 555
ZwL wybiera numer książki dla Anny (w stosie 242 książki) - 177
Anna wybiera numer książki Maniiczytania (w stosie 19 książek) - 11