Znacie te memy, w których zobrazowano, co poszczególne osoby myślą o danej profesji. Tłumaczenia literackie to chyba jedno z zajęć, które wywołuje całkiem rozbieżne skojarzenia: od wypowiedzi, że to łatwizna i w czasach google translate zbędny zawód po zupełną konsternację. Przyczyną tego jest zapewne to, że tłumacz to nadal człowiek w niszy, który gdzieś tam wykonuje bliżej nieokreśloną pracę.
Tomasz Pindel, sam tłumacz literatury hiszpańskojęzycznej, bardzo pomysłowo skonstruował swój komiks. Narrator rozmawia z Pauliną, tłumaczką, której zadaniem jest opowiedzenie o swojej pracy. Paulina zaczyna więc od początku - prawdziwego początku, czyli od jaskiniowców, prowadząc nas przez wieki i ukazując kłopoty w porozumiewaniu się oraz ważność profesji tłumacza. Nie zabraknie tu Cyryla i Metodego, wieży Babel, tłumaczeń Biblii i roli porozumienia między społecznościami.
W kolejnym, powiedzmy, rozdziale komiksu krótko nakreślona została ścieżka zawodowa współczesnego tłumacza, który może się realizować na wielu polach - od tłumaczeń literackich, przez specjalistyczne po konsekutywne. Bolączką jest zawsze wynagrodzenie, szczególnie niskie w przypadku tłumaczeń literackich.
By przybliżyć czytelnikowi właściwą pracę tłumacza literackiego, autor zabiera nas do wnętrza mózgu. To najbardziej humorystyczna część komiksu, która dokładnie ukazuje jak skomplikowana, drobiazgowa, czasochłonna a przede wszystkim twórcza jest praca tłumacza.
W ostatniej części komiks ukazuje długą drogę książki od pomysłu w głowie autora, poprzez wydanie, tłumaczenie, redakcję, korektę aż do rąk czytelnika. Tutaj na przykładzie powieści przekładanej z języka chińskiego.
Pindel współpracuje aż z pięcioma rysownikami. To świetny zabieg, który wyodrębnia wszystkie części komiksu. Rozmowę z Pauliną, która prowadzi przez cały komiks zaznacza inna kreska, niż poszczególne części. Każdy z ilustratorów ma zupełnie inny styl rysowania. Ten zabieg czyni komiks bardziej dynamicznym, ciekawszym i różnorodnym. Nie czytam zbyt wielu komiksów, więc dla mnie było to novum. W zasadzie podoba mi się w tej książce wszystko - treść, wykonanie, wydanie, szata graficzna, a przede wszystkim humor.
Polecam ten komiks wszystkim, których interesuje to, co się dzieje z książką, zanim trafi w ręce czytelnika. Zdarza mi się tłumaczyć literaturę, więc dla mnie ta publikacja jest oczywiście perełką, cudowną, lekką (ale nie pustą!) i dowcipną gratką. Komiks przeczytałam już kilka razy i na pewno będę do niego wracać. Polecam!
Moja ocena: 5/6
Tomasz Pindel, Daniel Chmielewski, Berenika Kołomycka, Rbert Sienicki, Jacek Świdziński, Fanny Vaucher, W głowie tłumacza, 48 str., Instytut Kultury Miejskiej 2019.
Nie dla mnie, nie znoszę języków obcych, a do tego google tłumaczy niekiedy lepiej niż tłumacz.
OdpowiedzUsuńNa przykład kiedy?
UsuńOch, koniecznie poproszę przykład takiego przekładu!
UsuńOch, ponieważ planuję kiedyś napisać notkę na ten temat, to mam mnóstwo przykładów na to, jak Google radzi sobie lepiej niż tłumacz ;)
OdpowiedzUsuńDwie propozycje:
1. Rozmowa dwóch bohaterów, którzy skończyli wspólny trening i podchodzą do samochodu jednego z nich. Tenże bohater pyta:
- You need a lift?
Głupia ja tłumaczę:
- Podwieźć cię?
Google ratuje książkę:
- Potrzebujesz dźwigu?
2. Jakaś kłopotliwa sytuacja. Bohater obserwuje swoją partnerkę. Narrator stwierdza: "He saw her painful swallow". Do niedawna Google proponował: "Widział jej bolesną jaskółkę"...
Świetne przykłady Katarzyno!
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńDoskonały komiks i ważny. No bo nie oszukujmy się, tłumacze wciąż w cieniu, a przecież ich praca jest niezwykle ważna i naprawdę trudna.
OdpowiedzUsuń