czwartek, 30 kwietnia 2020

"Winne" Jarosław Czechowicz


Kolejna książka Czechowicza porusza niemniej bolesne tematy, jak jego pierwsza powieść. O ile Toksyczność jest powieścią głęboko autobiograficzną, Winne to fikcja, która jednak podejmuje wiele podobnych wątków. Jest rodzeństwo, które wychowuje się bez ojca, jest opresyjna matka, jest walka z traumą.

Młodsza Anna mieszka na Islandii, w maleńkiej miejscowości we Fiordach Zachodnich, gdzie pracuje jako kelnerka w lokalnym barze/miejscu spotkań. Starsza siostra - Irena - jest w Krakowie i próbuje nawiązać z Anną kontakt. Ta jednak nie od razu odpowiada siostrze. Kobieta widocznie przeżywa traumę, walczy ze sobą, szuka nowej ścieżki, ale jej wola życia nie jest silna. Irena o tym wie i chce koniecznie spotkać siostrę i wyjaśnić kilka spraw. Obie łączyło przecież wiele - razem stawiały czoła manipulacjom i przemocy matki. Wychowane bez miłości, bez akceptacji, cierpiące z powodu utraty kochającego ojca, jako dorosłe osoby muszą zmierzyć się z przeszłością. 

Czechowicz bardzo starannie konstruuje swoją powieść - przerzuca czytelnika między wydarzeniami aktualnymi i tymi z przeszłości. Początkowo bardzo niespieszna narracja, stopniowo wprowadza w opresyjny nastrój powieści i odkrywa zmory przeszłości. Dopiero wraz z przylotem Ireny na Islandię, dowiadujemy się jakie wydarzenia rozdzieliły siostry, które przeciwko matce trzymały wspólny front, a powieść nabiera rozpędu.

Winne to dogłębna kreacja poranionych postaci, bo w tej powieści nie ma nikogo, kto wyciągnąłby wygrany los w loterii życia. Dręcząca córki surowa, oziębła, beznamiętna matka sama przeszła piekło. Pozornie bezpłciowa siostra matki współprzeżywała tragedię siostry. Wychowane przemocowo córki dalej niosą traumę. To powieść o agresji i przemocy, która rodzi to samo, o otępieniu, o uwikłaniu w chorym związku i niemożności przerywania ciemnego kręgu nienawiści. O być lub niebyć decyduje tylko przypadek i siła charakteru oraz wola przeżycia. Autor wskazuje różne sposoby na radzenie sobie z traumą - obojętność, pracę, ucieczkę, próby samobójcze, sugerując jednak, że z pazurów koszmaru nie można się wyrwać.

To mroczna powieść, której największą siłą są charaktery i przemyślana konstrukcja, dzięki której autor niespiesznie odkrywa wydarzenia z przeszłości, stopniując napięcie. Nie przekonał mnie za to język - czasem, powiedziałabym, nieporadny, a czasem telegraficzny. Co jednak najbardziej mi nie pasowało, to chęć autora do wyjaśniania, wolałabym więcej niedopowiedzeń, więcej pola do własnej interpretacji. Nie każde uczucie musi być wyjaśnione, nie każda wypowiedź podparta psychologiczną interpretacją. 

Nietuzinkowa, mocna, wstrząsająca proza.

Moja ocena: 4,5/6

Jarosław Czechowicz, Winne, 208 str., Wydawnictwo Seqoja 2020.

poniedziałek, 27 kwietnia 2020

"Szwajcaria, czyli jak przeżyć między krowami a bankami" Joanna Lampka



Zawsze wydawało mi się, że sporo wiem o Szwajcarii. Jako germanistka, germanofilka i była przyjaciółka pewnej Szwajcarki. Lampka odwraca jednak całkowicie moją perspektywę, ponieważ pisze o Helwecji z punktu widzenia Polki, która mieszka pod Genewą, czyli we francuskojęzycznej części tego kraju. Dotychczas traktowałam tę Szwajcarię po macoszemu. Z przyczyn wymienionych powyżej, ale także na podstawie moich kontaktów ze Szwajcarami pochodzącymi z francuskojęzycznych kantonów. Te kontakty były zazwyczaj zawodowe lub turystyczne i bardzo niesatysfakcjonujące. Zarówno będąc w tej części Szwajcarii, jak i przyjmując turystów stamtąd, uderzałam w barierę niezrozumienia. Mój francuski nigdy nie wyszedł poza poziom bardzo podstawowy, a wszyscy Szwajcarzy, powtarzam wszyscy jak jeden mąż, nie skalali się słowem po niemiecku. Tak więc porozumiewaliśmy się na migi lub za pomocą bardzo podstawowego angielskiego, mojej elokwencji i znajomości portugalskiego i owych paru słów po francusku. Na takiej bazie nie można zyskać żadnej wiedzy, sformułować żadnej opinii czy ukształtować swojego zdania. 

Dlatego, gdy rozpoczęłam lekturę książki Lampki i zorientowałam się, że mieszka ona w owej traktowanej przeze mnie po macoszemu części Szwajcarii, bardzo się ucieszyłam. Co więcej wyczekiwałam wszystkich fragmentów i rozdziałów o stosunku Szwajcarów do siebie i punktu widzenia tych francuskojęzycznych, o pozostałych dwóch językach już nie wspominając. I nie zawiodłam się, autorka sporo na ten temat pisze. Jeśli jednak spodziewacie się, że to książka w stylu przewodnika, stricte krajo- i kulturoznawczego, to was zawiodę.

Lampka stawia na podejście bardzo osobiste, informacje o kraju, Szwajcarach, zwyczajach są zawsze poparte jej własnym doświadczeniem, anegdotką z życia jej i jej partnera. Opisując jednak życie w nowej ojczyźnie, wplata mnóstwo refleksji na temat emigracji, wyborów życiowych, odnajdywania własnej ścieżki. Nie brak tu osobistych wyznań, także bolesnych. Pod koniec książki Lampka zamieściła dłuższy rozdział o pobycie w położonej w górach samotnej chacie, gdzie zamierzała w ciszy i spokoju pisać. Ten rozdział można by rozbudować w osobną powieść - autorka przeżywa na odludziu wiele przygód i poznaje ciekawe osobowości. Nawet jeśli ta część jest bardzo odmienna od reszty książki, właśnie ona jest najlepszym dowodem pisarskiego talentu Lampki.

Styl Lampki przypadł mi do gustu - pisze ona ze swadą, ze sporą dozą sarkazmu i dużym poczuciem humoru, zwłaszcza tego wobec siebie. Nie można jej odmówić zdolności obserwowania innych i skłonności do niespotykanych przygód oraz talentu fotograficznego. Mam nadzieję poznać Lampkę jako autorkę beletrystyki, bo mam wrażenie, że dobrze by się na tym polu odnalazła.

Moja ocena: 5/6

Joanna Lampka, Szwajcaria, czyli jak przeżyć między krowami a bankami, 384 str., Wydawnictwo Pascal 2020.

sobota, 25 kwietnia 2020

"Alpha, Bravo, Charlie. O kodach na morzu" Sara Gillingham


Dal naszej zainteresowanej morzem rodziny, ta książka jest świetnym uzupełnieniem wiedzy. Alpha, Bravo, Charlie to mały leksykon kodów używanych przez marynarzy.

Autorka skupia się na trzech rodzajach komunikacji - flagach sygnałowych, chorągiewkach, czyli kodzie semaforowym i alfabecie Morse'a. Wszystkie te metody odchodzą w zapomnienie i wypierane są przez nowoczesne techniki nawigacyjne i komunikacyjne, ale mają piękną historię i wielu kapitanów sięga do nich ze względów sentymentalnych i reprezentacyjnych. A kto uwielbia geocaching też zrozumie, po co warto znać te kody. 



Podczas lektury tej książki, świetnie bawiliśmy się z synem - naśladowaliśmy ruchy marynarza trzymającego chorągiewki, próbowaliśmy własnych sił w alfabecie Morse'a. Bardzo fajne są informacje o różnych rodzajach statków oraz dodatkowe strony na końcu książki z ciekawostkami o łączeniu kodów, o galach flagowych i statkach. 



Książka jest bardzo starannie wydana - barwna, poszczególne flagi zajmują całą stronę, która czasem jest nawet dopasowana do nich kształtem. Teksty są klarowne, zrozumiałe nawet dla dość młodego czytelnika, ponadto dobrze przetłumaczone (przyznam, że nie wszystkie morskie zwroty były mi znane). Świetnym uzupełnieniem jest zeszyt, w którym można kopiować flagi lub tworzyć własne. 

Sara Gillingham, Alpha, Bravo, Charlie. O kodach na morzu, tł. Katarzyna Dłużniewska-Łoś, Ane Piżl, 120 str., Egmont 2018.

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

"Smerfy i maszyna snów", "Smerfy i księga odpowiedzi"


Oba te tomy Smerfów poruszają podobną tematykę. Mój syn ostatnio do nich wrócił, więc wykorzystałam okazję, by przeczytać je z nim i zachęcić was do lektury, a właściwie wasze dzieci.

Maszyna snów to fortel Gargamela a właściwie jego nowego kolegi - zdolnego i chciwego czarownika. Wymyślił on wyżej wymienioną maszynę, by uzależnić od niej Smerfy. Ulokowane w lesie tajemnicze lustro przyciąga grupę Smerfów, które, zakładając magiczne okulary, mają dostęp do obserwowania swoich najskrytszych marzeń. W owych wyobrażeniach są tacy, jacy chcieliby być - silni, sprawni, atrakcyjni. Tak jak przewidział czarownik, nie mogą oprzeć się chęci zaglądania do lustra każdego dnia. Chytry czarownik zmusza Smerfy do dostarczania złota, by maszyna nadal mogła działać. Smerfy mają dostęp do bryłek złota w starej kopalni i biznes zaczyna się kręcić. Co gorsza, Papa Smerf po spojrzeniu w maszynę, także ulega jej czarowi. Tylko Ważniak, który nie ulega magii maszyny, może uratować Smerfy. 


Temat uzależnienia od iluzji porusza także tom o księdze odpowiedzi. Tu jednak głównym uzależnionym jest Ważniak, którego kusi tajemnicza księga. Gdy okazuje się, że potrafi ona dać odpowiedź na każde pytanie, widzi możliwość podbudowania swojego ego i przewodniczenia innym Smerfom. Tym bardziej, że Papa Smerf jest poza wioską. Gdy ten wraca, wszystkie Smerfy ślepo słuchają księgi, choć jej rady nie zawsze przynoszą oczekiwany efekt. Ważniak ledwo unika tragedii i dopiero wtedy rozumie, jak wielki błąd popełnił.


Oba albumy poruszają łatwość uzależniania się od spraw pozornie błahych. To dobry sposób na poruszenie z dzieckiem tego tematu - można wskazać urządzenia, która doprowadzają do szybkiego uzależnienia, można poruszyć temat uzależnienia osób dorosłych. Możliwości jest wiele. Poza tym komiksy o Smerfach to zawsze dobra rozrywka, mój syn regularnie do nich wraca. 

Alain Jost, Thierry Culliford, Smerfy i maszyna snów, tł. Maria Mosiewicz, 48 str., Egmont 2019.
Alain Jost, Thierry Culliford, Smerfy i księga odpowiedzi, tł. Maria Mosiewicz, 48 str., Egmont 2019.

wtorek, 7 kwietnia 2020

"Znak wodny" Josif Brodski


Ta książka Brodskiego to obraz jego miłości i skomplikowanego związku z Wenecją, w której co roku spędzał kilka zimowych tygodni. Jego Wenecja to miasto-duch, które pokochał i które traktuje jak partnera. Mimo to samej Wenecji w krótkich impresjach nie jest wiele. Wydaje się, że miasto jest punktem wyjścia do dalszych rozważań.

Jak napisałam, każdy rozdział to impresja, która nie pozwala zapomnieć, że Brodski to przede wszystkim poeta. Jego eseje naszpikowane są metaforami, porównaniami, wizjami, co wymaga ogromnej uwagi i gotowości czytelnika, zwłaszcza tego, który za poezją nie przepada. Lektura tej niewielkiej książki była więc dla mnie po części męcząca - większość z rozdziałów nudna, poetyckie rozważania nużące.

Sięgając po tę książkę, chciałam poznać Brodskiego jako noblistę, unikając czytania poezji i był to raczej strzał w kolano - bo o Brodskim jako pisarzu niewiele mogę powiedzieć. Poeta, którego językiem ojczystym jest rosyjski nie będzie taki sam w esejach pisanych po angielsku, a ja nie jestem w stanie ocenić jego pisarstwa. Przy okazji tej książki wracam więc do problemu poznawania noblistów - poetów. Nie można ich poznać, nie czytając tego, czym się wsławili, więc, chcąc nie chcąc, będę musiała przekonać się do poezji.

Moja ocena: 3/6

Joseph Brodsky, Ufer der Verlorenen, tł. Jörg Trobitius, 94 str., Fischer Taschenbuch Verlag 2002.

piątek, 3 kwietnia 2020

Statystyka marzec 2020



Przeczytane książki: 6

Ilość stron: 1188

"Das Bombardement von Åbo" Carl Spitteler



Mimo że Carl Spitteler należy do noblistów, którzy tę nagrodę dostali już dawno, bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie jego niewielka powieść. Zazwyczaj spotkania z noblistami z początku ubiegłego wieku były rozczarowujące, tym bardziej cieszy taki wyjątek.

Akcja tej komediowej powieści rozgrywa się w Åbo, małym fińskim miasteczku, podczas wojny krymskiej. Finlandia jest pod rosyjską jurysdykcją, więc w Åbo stacjonuje rosyjski regiment. Generał  Baraban Barbanowicz rządzi ze słowiańską fantazją, według motta: żyj i daj żyć innym. Żołnierze korzystają z życia, Kozacy piją i tańczą, żona gubernatora natomiast martwi się, że jej wierna kucharka Agafia planuje ślub z Finem. Gdy więc nadciąga angielska flota, podczas rozmów kuluarowych gubernator i angielski admirał ustalają przebieg nieuchronnej bumbardirowki. Anglicy godzą się oddać strzał w cegielnię należącą do narzeczonego Agafii, by zapobiec jej małżeństwu, o czym oczywiście nie wiedzą. Ten aspekt planu ma być korzystny jedynie dla gubernatorowej.
Oczywiście straty po ciężkiej bumbardirowce mają być pretekstem do zażądania z Sankt Petersburga odszkodowań, by utrzymać wysoki i wygodny standard życia.

Opowieść Spittelera to niezwykle dowcipny obraz różnic między światem wschodu i zachodu a zarazem parodia żołnierskiego życia na prowincji i poszczególnych charakterów.

Moja ocena: 5/6

Carl Spitteler, Das Bombardement von Åbo, 96 str., Steidl 1996.

środa, 1 kwietnia 2020

Stosikowe losowanie kwiecień 2020 - pary

Maniaczytania wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1100 książek) - 666
ZwL wybiera numer książki dla Anny (w stosie 265 książek) - 199
Anna wybiera numer książki dla McDulki (w stosie 120 książek) - 57
McDulka wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 7 książek) - 1
Guciamal wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 40 książek) - 7