wtorek, 27 września 2011

"Tajemnica Abigél" Magda Szabó


Dzięki miłemu czytelnikowi mojego bloga (serdecznie dziękuję za pożyczenie!) mogłam przeczytać kolejna powieść Magdy Szabó.

"Tajemnica Abigél" to kolejna powieść Szabó, która można zaliczyć do jej "nurtu młodzieżowego" - przeczytałam ją z prawdziwą przyjemnością i z żalem opuściłam mury pensji biskupa Matuli.

Czternastoletnia Gina Vitay mieszka z ukochanym ojcem w eleganckim mieszkaniu w Budapeszcie. Prowadzi tam życie lekkie i przyjemne: najlepszą jej przyjaciółką jest francuska guwernantka, ma już pierwszego absztyfikanta, otrzymuje mnóstwo prezentów od nieco zwariowanej ciotki, a wolny czas spędza w gronie przyjaciółek. Tymczasem jesienią 1943 roku ojciec nagle wywozi ją na wschód Węgier, gdzie zamieszkać ma na pensji. Gina nie rozumie skąd ta decyzja i dlaczego musi rozstać się z ukochanym ojcem. 
Pensja biskupa Matuli okazuje się być niemal twierdzą - Ginę przeraża surowa kalwińska reguła, jednakowe bezpłciowe stroje, absolutne posłuszeństwo, brak prywatności i uczuć. Dziewczyna zostaje całkowicie odizolowana od świata, a zwłaszcza od toczącej się wojny. Jej wybuchowa, niepokorna natura utrudnia aklimatyzację. Gdy Gina nieopatrznie wyjawia nauczycielom sekret swoich koleżanek z klasy piątej, zostaje wykluczona z ich grona, a jej życie staje się koszmarem. Zrozpaczona Gina postanawia uciec ze szkoły. Jej los odmienia wizyta ojca, który wyjawia jej przyczyny ukrycia na pensji oraz list od tajemniczej Abigél. Tak dziewczęta nazywają rzeźbę, stojącą w ogrodach budynku, która wyciąga uczennice z najgorszych opresji. Wystarczy tylko napisać do Abigél list i podrzucić go do kamiennej amfory.
Gina akceptuje swój los, nawiązuje przyjaźnie lecz nadal, z powodu swego niesfornego charakteru, popada w ciągłe konflikty z nauczycielami.

To jednak nie tylko powieść o życiu na pensji, Szabó niepostrzeżenie opisuje sytuację Węgier podczas II wojny światowej oraz tworzy wspaniałe portrety psychologiczne bohaterów. Czytelnik z zapartym tchem śledzi rozwój i dojrzewanie niesfornej Giny czy skomplikowane relacje między nauczycielami. 
Mimo, że dość szybko zorientowałam się kto jest tajemniczym opiekunem Giny, prędko przewracałam kolejne strony, delektując się staroświecką, trącącą myszką atmosferą.

Moja ocena: 6/6


Magda Szabó, Tajemnica Abigél, tł. Alicja Mazurkiewicz, 376 str., Iskry 1977.

"Gratka dla małego niejadka" Emilia Dziubak



Dawno nie recenzowałam książek dla dzieci - przez całe lato byliśmy poza domem, miałam więc utrudniony dostęp do naszej biblioteczki. Ale wracam wreszcie i pragnę zaprezentować wam prawdziwą perełkę.

Znacie książki kucharskie dla dzieci? Na pewno tak - jest ich przecież tak wiele. Emilia Dziubak stworzyła jednak coś wyjątkowego - to niby książka kucharska, ale brak tu typowych przepisów, nudnych poleceń i nieciekawych zdjęć potraw. Dziubak wpadła na świetny pomysł - u niej warzywa to główni bohaterowie, a mały czytelnik jest współtwórcą książki. Posłuchajcie, postaram się wam opowiedzieć jak tego dokonała.

Już na pierwszych stronach traficie na wywiad z marchewką. Tak, z marchewką. I to nie wszystko, wywiad przeprowadził niezwykle dociekliwy liść laurowy:



Kolejne strony zatrzymały moją prawie Sześciolatkę na dłużej - witaminy od dawna są u nas na tapecie. Przy każdym posiłku głowiłam się jak odpowiadać na liczne pytania dotyczące zawartości witamin. No bo kto spontanicznie wie jakie witaminy są w płatkach kukurydzianych albo w krewetkach:) Ja niestety nie:( Teraz wystarczy jeden rzut oka do Gratki:


Po tych wiadomościach Dziubak zamieściła przepisy pogrupowane w kilka działów: przekąski, zupki, dania główne, desery i napoje. Każdy przepis przedstawiony jest w inny sposób i każdy zachęca wpierw do wspólnej dogłębnej lektury i wyszukiwania szczegółów. Najbardziej zachwyciły nas obrazkowe spisy składników:




Taki opis wykonania jak na ostatniej ilustracji bardzo przemówił do mojej córki i obawiam się, że najbliższe weekendy spędzimy w kuchni:)

Pisałam wcześniej, iż autorka angażuje dzieci do współtworzenia książki. Robi to w różnoraki sposób: są tu obrazki do kolorowania, zadania do rozwiązania czy potrawy do ozdabiania, np. pierniczki:




Na końcu mały czytelnik pozna smakoszy, czyli zwierzątka, które także przepadają za warzywami, na przykład stonkę:


"Gratka dla małego niejadka" to pozycja wyjątkowa - łączy w sobie wiele walorów - z tą książką nie tylko będziemy gotować, czy poszerzać wiedzę z zakresu żywienia, ale także umożliwimy dziecku zamianę we współautora. Wydawnictwo albus po raz kolejny wydało książkę, która zachwyca. 
Zachęcam was także do odwiedzenia bloga książki oraz strony autorki.


Emilia Dziubak, Gratka dla małęgo niejadka, 96 str., Wydawnictwo albus 2011

"Der gute Liebhaber" Steinunn Sigurðardóttir



"Der gute Liebhaber" czyli Dobry kochanek to najnowsza powieść Steinunn. Tytuł to przewrotny, ironiczny niemal, ale i zaskakujący.

Karl przyjeżdża po siedemnastu latach do rodzinnego Reykjaviku. Dzięki niezwykłemu zbiegowi okoliczności poznaje przedziwną kobietę, jak się okazuje sąsiadkę jego dawnej miłości Uny. Karl opuścił bowiem miasto gdy Una dała mu niespodziewanego kosza i równocześnie zmarła jego ukochana matka.
Wyjechał do USA, gdzie zrobił zawrotną karierę i jest teraz bardzo bogatym człowiekiem. Przez wszystkie te lata jednak ciągle kochał Unę, a wobec przypadkowych kochanek wypracował sztywny rytuał. Nigdy nie spotykał ich ponownie, nigdy nie opowiadał o swoim prywatnym życiu i zawsze starał się im dać jak największą rozkosz. Ten rytuał złamał tylko raz, po nocy spędzonej z Doreen Ash, której odpowiedział na kilka prywatnych pytań. Do Doreen, która jest psychoterapeutką, zadzwoni także, gdy wyląduje w domu poznanej w Reykjaviku sąsiadki. Karl interpretuje spotkanie przyjaciółki Uny jako znak i pragnie nawiązać kontakt z dawną miłością, boryka się jednak z wątpliwościami. Dzięki Doreen historia ma szczęśliwy finał, a zakochana para opuszcza Islandię.

Losy Karla i Uny oraz ich dalsza historia wydają się być banalne, ale to nie one stoją w centrum powieści. Steinunn pokusiła się o szczegółową analizę miłości, zahacza (jak we wszystkich swoich powieściach) o aspekt przemijania, śmierci oraz wreszcie tematyzuje centralny punkt pracy Doreen Ash czyli losy mężczyzn wychowanych na maminsynków. Stwierdzić można, że autorka potwierdza wszelkie stereotypy na ten temat, zwłaszcza gdy opisuje samotną matkę Karla, która w synu widziała wszystko oraz jego wielką miłość do matki. Czytelnik nie może się jednak wyzbyć uczucia, że wszystkie rozważania podszyte są nutką ironii, a po każdym stwierdzeniu Steinunn stoi delikatny znak zapytania. Karl pozornie pasuje do teorii Ash, ale tylko pozornie - w wielu punktach wymyka się stereotypowi - zachęcam was, przeczytajcie sami w jaki sposób autorka ujęła ten aspekt.

Steinunn wprawdzie analizuje i przedstawia różne rodzaje i odcienie miłości, ale brak tu moralizatorstwa czy dydaktyzmu, wiele za to, tak typowych dla niej, poetyckości, zadumania, spokoju. Dla tej książki trzeba mieć czas - ja nawet odłożyłam ją w połowie, a po kilku dniach dosłownie pochłonęłam końcówkę. Podczas czytania zachwyciło mnie świetne tłumaczenia i piękna okładka - zobaczcie sami!


Moja ocena: 4,5/6

Steinunn Sigurðardóttir, Der gute Liebhaber, tł. Coletta Bürling, 223 str., Rowohlt 2011

niedziela, 25 września 2011

Stosikowe losowanie - runda 10/11


Zapraszam do zgłaszania się do rundy 10. Pary rozlosuję 1 października, a na przeczytanie książki mamy czas do końca miesiąca.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.
2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.
3. Wylosowaną książkę należe przeczytać do końca miesiąca.
4. Mile widziana recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.
5. Podsumowanie losowania wraz z linkami znajduje się w zakładkach u góry strony.
6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną częścią cyklu, można zacząć czytanie od pierwszego tomu.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaną liczbą książek w stosie.

środa, 21 września 2011

"Die glücklichste Nation unter der Sonne" Þórarinn Eldjárn


Z ogromną przyjenością przeczytałam trzynaście opowiadań Þórarinna Eldjárna - jednego z najbardziej znanych islandzkich eseistów, syna trzeciego prezydenta tej północnej republiki.
Zbiór ten właśnie ukazał się na niemieckim rynku w ramach szeroko zakrojonego programu tłumaczeń literatury islandzkiej, który towarzyszy tegorocznym Targom Książki we Frankfurcie. Islandia odgrywa na nich szczególną rolę, gdyż jest gościem honorowym.

Þórarinn Eldjárn zaskoczył mnie treścią i kompozycją swoich opowiadań. Żadnego z nich nie mogę nazwać typowym. Mimo że w większości z nich ani razy nie pada słowo Islandia, to uważny czytelnik odczuje wiele nawiązań do kraju, jego kultury czy języka. Przez opowiadania pobrzmiewa specyfika położenia, zaludnienia i języka, tradycja literacka Islandii i historia kraju. Autor z przymrużeniem oka obserwuje swoich krajan, dostrzega ich słabości i przywary, ale opisuje je z ogromną dozą sympatii.

Wspaniałe jest opowiadanie, w którym autor w niezwykle dowcipny sposób opisuje ogromne znaczenie słów "w przeliczeniu na jednego mieszkańca". Okazuje się bowiem, że stosując taki przelicznik Islandia ma największą ilość szachistów światowej rangi, noblistów czy też śpiewaków operowych w La Scali. A możliwe jest to dzięki temu, że Islandię zamieszkuje tylko 318000 obywateli.

Pewnego dnia do bardzo odległego północnego fjordu przybija statek z rodziną wikingów - przypadkowi obserwatorzy stwierdzają, że zarówno łódź jak i żeglarze mówią i zachowują się jak pierwsi osadnicy na Islandii. Cały naród obserwuje ich zachowanie dzięki potajemnie zainstalowanym kamerom, ale przygoda nie kończy się dobrze. Zachwycający pomysł i świetna pointa mnie zachwyciły.

Do średniowiecza nawiązuje ostatnie opowiadanie: kilku mężczyzn zakończyło właśnie niezwykle pracochłonną rekonstrukcję domu torfowego, jakie były budowane w Islandii jeszcze do II wojny światowej. Dom powstał na użytek filmu historycznego. Zanim robotnicy zaczną świętować swój sukces odwiedza ich urzędnik z najbliższej miejscowości wraz ze starym ojcem, który urodził się w podobnym domu oraz reżyserem. Trudno opisać złość i rozczarowanie mężczyzn, gdy starzec krytykuje ich pracę. Ich wybuch złości kończy się pijacką balangą, której nieoczekiwane skutki poznają dopiero na drugi dzień. 

Opowiadania Þórarinn Eldjárna zachwycają wyrafinowanym humorem, spostrzegawczością, niewielkimi dziwactwami nawet. I warto zauważyć, że pointa opowiadań zauważalna jest także dla czytelnika zagranicznego, choć pewna jestem, że Islandczycy wyczują w tekstach o wiele więcej "smaczków". Polecam!

Moja ocena: 5/6

Þórarinn Eldjárn, Die glücklichste Nation unter der Sonne, tł. Coletta Bürling, 155 str., Conte Verlag 2011.

piątek, 16 września 2011

"Lekarze" Noah Gordon


Wiele lat temu pochłonęłam trylogię Gordona o Medicusie i jego potomkach. Nie są to książki najwyższych lotów ale porządna literatura historyczna, zapewniająca dobrą rozrywkę czytelnikowi. Mając te książki w pamięci, sięgnęłam po "Lekarzy" tego samego autora i .... załamałam się. Poważnie się zastanawiam czy faktycznie Gordon napisał wszystkie te powieści. Nie przypominam sobie, by styl Medicusa był zły, nie wykluczam, że przez tych paręnaście lat mój gust się zmienił, ale to, co na płaszczyźnie językowej zaprezentował w "Lekarzach" przechodzi moje możliwości percepcji. Zdania są toporne, drewniane na niewiarygodnie niskim poziomie. Czarę goryczy dopełniło bardzo średnie tłumaczenie. Nawet biorąc pod uwagę, iż "Lekarze" są jedną z pierwszych powieści Gordona, nie potrafię zrozumieć jak ta sama osoba mogła napisać tak różne językowo książki. 

Ale to nie koniec krytyki. Treść jest może tylko o pół oceny lepsza od stylu. Gordon opowiada historie kilku młodych lekarzy, pracujących w tym samym szpitalu. Wszyscy stoją u progu kariery, a staż na oddziale chirurgicznym ma pomóc zdobyć pierwsze szlify w zawodzie. Równocześnie jest to dla nich czas kiedy próbują sobie ułożyć życie prywatne - ich związki jednak pełne są zawirowań i kłopotów. 
Gordon próbuje także naszkicować problemy zawodowe - konkurencja, praca pod presją czasu, niepowodzenia, konsekwencje podejmowanych decyzji. Napisałam próbuje, bo żaden z wątków nie jest pogłębiony, a losy bohaterów zupełnie nierealne. Jedynym plusem książki jest to, że czyta się ją naprawdę szybko. Gdyby nie to, na pewno bym jej nie skończyła. 
Zdecydowanie odradzam.

Moja ocena: 2/6

Noah Gordon, Lekarze, tł. Jacek Makojnik, 438 str., Książnica 1999.

czwartek, 15 września 2011

"Illustrado" Miguel Syjuco


Ciało znanego filipińskiego pisarza Crispina Salvadora zostaje wyłowione z Hudson River. Salvador miał wielu wrogów, w swoich powieściach nie stronił od krytykowania Filipin i nie unikał szczerego wypowiadania swojego zdania. Jego protegowany, młody pisarz Miguel Syjuco nie jest pewny czy śmierć mentora była zabójstwem czy samobójstwem. Jego wątpliwości potęgują się gdy odkrywa zaginięcie najnowszego manuskryptu Salvadora - powieści "The Bridges Ablaze", która miała być rozrachunkiem z korupcją i gierkami filipińskiej elity.
Syjuco wyrusza więc na Filipiny, by odkryć prawdę o pisarzu. 

Powieść Syjuco balansuje stale między fikcją, a prawdą. Wymyślony przez niego Salvador wydaje się być postacią autentyczną - co podkreślają przypisy podające dane gazet, z których pochodzą cytaty z wywiadów z nim. Młody pisarz, mający przecież takie samo imię i nazwisko, jak autor, wydaje się mieć wiele punktów stycznych z biografią tego ostatniego. 
Wyrafinowana konstrukcja książki wymaga od czytelnika całkowitego zatopienia się w lekturze. Syjuco pracuje na wielu płaszczyznach, rozróżniając je krojem czcionki. Opowiada on więc historię życia Salvadora cytując z pisanej przez Syjuco biografii mistrza, opisuje życie młodego pisarza oraz aktualne wydarzenia podczas podróży na Filipiny, a nieznany narrator komentuje jego działania. I to nie wszystko. Powyższe wątki przeplatane są fragmentami z bogatego dorobku Salvadora, wywiadami z nim, fragmentami blogów, e-mailami i wreszcie dowcipami.

Opowiadając dzieje Salvadora, Syjuco przemyca w swojej powieści niemal dwieście lat historii Filipin, opisuje aktualną sytuację w kraju, przetasowania polityczne, problemy z muzułmańskimi ekstremistami z południa kraju oraz życie nocne w Manilii. 
Równocześnie porusza bardzo ciekawy dla mnie problem tożsamości narodowej pisarza, żyjącego zagranicą oraz obrazu współczesnej literatury filipińskiej.

Sam Syjuco urodził się i ukończył szkołę w Manilii, studiował jednak na Uniwersytecie Columbia oraz doktoryzował się na Uniwersytecie w Adeleide, mieszka w Kanadzie. Swoje powieści tworzy w języku angielskim, jednak odczuwalny jest jego silny związek z ojczyzną. "Illustrado" zostało zresztą uhonorowane w 2008 roku Man Asia Literary Prize. Syjuco próbuje uwolnić się od postkolonialnego nurtu - jego powieść jest taka, jakiej od współczesnej literatury dowolnego kraju oczekuję: komentuje aktualne wydarzenia, przedstawia współczesne życie, nie stroniąc od wycieczek historycznych, a równocześnie zaskakuje rozwiązaniami literackimi.
Zachwyciła mnie bowiem elokwencja Syjuco - jego powieść pełna jest odwołań literackich - są tu cytaty z Miltona i Cervantesa, nawiązania do Borgesa i Prousta. To prawdziwa uczta literacka, a wyszukiwanie tych smaczków daje czytelnikowi ogromną satysfakcję.

W zeszłym tygodniu miałam przyjemność wraz z Chihiro być na spotkaniu z Miguelem Syjuco, które odbyło się w ramach Internationales Literaturfestival w Berlinie. Osoba prowadząca spotkanie była świetnie przygotowana, a pisarz rozmowny i niezwykle ujmujący.
Autor przede wszystkim wyjaśnił znaczenie tytułu powieści. Pojęciem Illustrados określano młodych Filipińczyków, którzy z końcem XIX wieku opuścili ojczyznę, by studiować w Hiszpanii. Ci młodzi ludzie wracali do kraju bogatsi nie tylko o wiedzę, ale także "oświeceni" czyli gotowi do przeprowadzenia rewolucji i zapoczątkowania zmian na Filipinach.

Syjuco wpadł na pomysł tak nietypowej konstrukcji powieści podczas oglądania dokumentacji o południowofilipińskich tkaczkach i sposobu ich pracy. Autor wydrukował więc każdy z wątków powieści, następnie podzielił go na fragmenty rozcinając papier, by później posklejać poszczególne ustępy, tworząc ostateczne rozdziały swojej powieści. W ten sposób uciekł od monotonii, nadając każdemu rozdziałowi własną dynamikę i punkt kulminacyjny. Syjuco opowiadał o tym pomyśle i swojej pracy z nutą rozbawienia w głosie, dokładnie opisując jak rozcinał i sklejał poszczególne ustępy.
Równocześnie podkreślił, że taki układ powieści dał mu możliwość wypróbowania siebie w wielu gatunkach literackich: od prozy, poprzez wywiad, blog, e-mail, po poezję.
Autor również wspomniał, iż liczne dowcipy zawarte w "Illustrado" są, jak podejrzewałam, znane wszystkim Filipińczykom i należą już niemal do tamtejszego folkloru.

Zdaniem Syjuca beletrystyka jest najbardziej szczerym środkiem przekazu, a literatura światowa medium godnym podkreślania/wychwalania (kto się nie zgodzi?), z tego powodu zawarł liczne odwołania intertekstualne w "Illustrado".

Padło również pytanie o sytuację współczesnej literatury filipińskiej. Syjuco odrzuca dwa główne nurty, w jakich najczęściej umiejscawiana jest literatura krajów postkolonialnych: realizm, najczęściej w postaci reportaży oraz realizm magiczny w stylu południowoamerykańskim. Trudno mu jednak znaleźć alternatywę dla tych trendów. Uważa, że pisarze filipińscy powinni tworzyć powieści w stylu odrębnym oraz odrzucić odwołania postkolonialno-romantyczne, na przykład opiewanie piękna zachodów słońca, egzotycznych owoców i krajobrazów. Filipiny mają cały szereg dobry młodych pisarzy, którzy potrafią pisać ciekawie, zaznaczając swój własny styl.

Moja ocena: 5/6

A na koniec dostałam ten piękny autograf:


Miguel Syjuco, Die Erleuchteten, tł. Hannes Riffel, 446 str., Klett-Cotta 2011

Deutscher Buchpreis 2011 - finaliści

Wczoraj opublikowano listę z sześcioma finalistami tegorocznej Deutscher Buchpreis. Nagroda zostanie wręczona 10 października podczas Targów Książki we Frankfurcie.
Pośród finalistów znalazły się następujące pozycje:

  







"Gegen die Welt" Jan Brandt - akcja powieści rozgrywa się w małej wschodniofryzyjskiej wiosce. Życie w niej toczy się spokojnym rytmem aż do narodzin Daniela Kupera. Nagle zaczynają się dziać dziwne rzeczy, za które mieszkańcy wioski winią Daniela. Kuper rozpoczyna walkę z mieszkańcami. Brandt szkicuje obraz zachodnioniemieckiej prowincji po upadku muru berlińskiego.


"Wunsiedel" Michael Buselmeier - książka określana jako powieść teatralna. Moritz Schoppe organizował latem 1964 roku festiwal w małej miejscowości Wunsiedel, położonej we Frankonii. Niestety festiwal zakończył się fiaskiem. 44 lata później Schoppe wraca do Wunsiedel i wyrusza w podróż w przeszłość - szuka oznak dawnego festiwalu, odwiedza cmentarze i wędruje po okolicy. 

"Das Mädchen" Angelika Klüssendorf - główną bohaterką jest dorastająca w trudnych warunkach dziewczynka - ojciec pije, mama tyranizuje dzieci, w szkole nie ma przyjaciół, a z bratem dobrego kontaktu. Mimo tego, dziewczynka wciąż od nowa znajduje siłę, by walczyć o swoje życie. Nawet gdy ląduje w poprawczaku, odnajduje dobre strony swojego losu. To powieść o sile charakteru i woli życia.


"Blumeberg" Sibylle Lewitscharoff - w pokoju uznanego filozofa Blumenberga nagle pojawia się lew. Zwierzę nie znika, co gorsza pojawia się także podczas wykładu. Filozof zachowuje zimną krew, a pojawienie się dzikiego zwierzęcia ma niespodziewany wpływ nie tylko na jego życie, ale także na losy kilku studentów. 

"In Zeiten des abnehmenden Lichts" Eugen Ruge - to wielka powieść rodzinna, obejmująca losy trzech pokoleń. Dziadkowie, zwolennicy komunizmu, wracają z emigracji do Meksyku, by pomóc w budowaniu NRD. Syn emigruje do Moskwy, skąd trafia na Syberię. Tam poznaje swoją żonę, z którą, podobnie jak rodzice, wraca do NRD. Wnuk odczuwa ciasnotę polityczną kraju, który wybrali rodzice i dziadkowie, i w dniu dziewięćdziesiątych urodzin dziadka wyjeżdża do Niemiec Zachodnich.

"Die Schmerzmacherin" Marlene Streeruwitz - Amy pracuje w prywatnej firmie ochroniarskiej, ale podejrzewa, że zamieszana jest ona w korupcję i brutalne kombinacje. Gdy postanawia wypowiedzieć pracę, zostaje wplątana w sidła organizacji. Amy jest zagubiona, nie rozróżnia rzeczywistości od fikcji, poszukuje istoty własnego ja.

Nie znam żadnej z tych powieści, ale zainteresowała mnie najbardziej powieść Angeliki Klüssendorf i Jana Brandta. Ciekawa jestem czy właśnie któraś z nich otrzyma nagrodę?



czwartek, 1 września 2011

Stosikowe losowanie 9/11 - pary


Bujaczek wybiera numer książki dla Izy (w stosie 175 książek) - 55
Iza wybiera numer książki dla Karto_flanej (w stosie 148 książek) - 52
Karto_flana wybiera numer książki dla Anny (w stosie 126 książek) - 25
Anna wybiera numer książki dla Paidei (w stosie 47 książek) - 6
Paideia wybiera numer książki dla Balbiny (w stosie 102 książki) - 42
Balbina wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 111 książek) - 47
Maniaczytania wybiera numer książki dla Kalio (w stosie 300 książek) - 3
Kalio wybiera numer książki dla Bujaczka (w stosie 150 książek) - 100

Proszę o podawanie w komentarzu wybranego numeru oraz tytułu wylosowanej książki a po przeczytaniu linka do recenzji. Efekty stosikowego czytania można znaleźć w zakładce u góry strony.

UWAGA: na przeczytanie wylosowanej książki mamy czas do 30 września.