wtorek, 30 listopada 2010

Statystyka listopad 2010

Przeczytane książki: 7 i czasopisma
Ilość stron: 1500

Książki w ramach wyzwania projekt nobliści: 1
Książki w ramach wyzwania nagrody literackie: 1
Książki w ramach wyzwania peryferyjnego: 0

Najlepsza książka: "Ja jestem Halderd" Elżbiety Cherezińskiej i "Nasza klasa" Tadeusza Słobodzianka

Ilość książek w stosie: 95
Ubyło: 7
Przybyło: 17 (z Tauschticketu, podaja, własne zakupy)

W tym miesiącu śledziłam na kilku blogach dyskusje dotyczące egzemplarzy recenzenckich. Stałam na stanowisku, iż nie widzę potrzeby oznaczania recenzowanych książek jako pochodzących od wydawnictwa, skoro mam specjalną zakładkę z wypisanymi wydawnictwami. Zauważyłam jednak, że zdarza mi się recenzować książki tych wydawnictw, które sama kupiłam. Tak więc powstała nowa etykieta, by uniknąć ewentualnych nieporozumień.

poniedziałek, 29 listopada 2010

"Nasza klasa" Tadeusz Słobodzianek


Trudno coś napisać, by nie przegadać. Trudno ująć w słowa myśli, wrażenia, uczucia.

Sztuka podzielona jest na czternaście lekcji (jak czternaście stacji drogi krzyżowej?), w których udział bierze dziesięciu uczniów naszej klasy.
Słobodzianek przedstawia współżycie uczniów przed tragedią, jako centralny punkt sztuki maskarę Żydów, a następnie życie po tragicznych wydarzeniach.
Sztuka nie jest konkretnie umiejscowiona ale wiadomym jest, że autor opiera się na wydarzeniach z 10 lipca 1941 roku w Jedwabnem.
Więcej o treści nie chcę pisać, losy bohaterów są tu bowiem przyczynkiem do rozważań nad całą gamą tematów. Pierwszym odczuciem jakie początkowo zablokowało kolejne myśli, była niemoc, niezrozumienie, bezsilność wręcz. Po raz kolejny stawiam sobie pytanie jak to możliwe, co kieruje człowiekiem, że potrafi zmienić się do tego stopnia. Jak działa psychologia tłumu? I wreszcie jak ja bym się zachowała? Do jakiego stopnia należy rozliczać się z przeszłością - gdzie przebiga granica, czy należy zawrzeć pokój?

Jeden z uczniów naszej klasy wyjeżdża tuż przed wybuchem wojny do USA. Stamtąd pisze listy do klasowych kolegów i koleżanek, nie wiedząc o tym, co wydarzyło się w rodzinnym miasteczku. Jego liczna rodzinna, skrupulatnie wyliczone potomstwo, kontrastuje z losami pozostałych, którzy, niezależnie od faktu przeżycia zagłady, nie mieli szczęśliwego życia. Abram wydaje się pełnić rolę klasowego sumienia.

Pisząc te słowa odnoszę jednak ciągle wrażenie, że mogłabym wszystkie słowa zastąpić jednym: czytajcie!
Bardzo chciałabym zobaczyć tę sztukę w teatrze.

Moja ocena: 6/6

Tadeusz Słobodzianek, Nasza klasa, 108 str., słowo/obraz terytoria

"Erynie" Marek Krajewski


Nowy kryminał Krajewskiego oznacza rozstanie z Breslau, przenosimy się setki kilometrów na wschód - do Lwowa. Znany z "Głowy Minotaura" Edward Popielski chciałby już zrezygnować z pracy w policji, ale ulega presji Lwowian i przejmuje śledztwo w wyjątkowo okrutnym morderstwie małego dziecka. Morderstwo zostało zainscenizowane jako rytualny mord, dokonany przez Żydów. Popielski, sam dziadek małego chłopca, zaciekle angażuje się w śledztwo, nawiązując kontakty z królem żydowskiego półświatka.

Krajewski epatuje brutalnością i ohydą - to nie jest książka dla osób wrażliwych. Równocześnie autor rewelacyjnie opisuje Lwów tuż przed rozpoczęciem drugiej wojny światowej - opisy mieszkańców miasta, lwowskiego półświatka, ulic, fabryk są, z pewnością częściowo dzięki zastosowaniu lwowskiej gwary, bardzo plastyczne. Podobnie ma się rzecz z przedstawieniem Popielskiego - wielbiciela dobrego jadła, łaciny, matematyki i dam lekkich obyczajów. Tak, nie mylicie się, Popielski bardzo przypomina Mocka. I nieco przeszkadzały mi te paralele, bo jednak Mocka polubiłam i wolałabym, by Popielski nie był jego kalką.

"Erynie" bardzo przypominają poprzednie powieści Krajewskiego, co widzieć można dwojako: jako powielanie wypracowanego wzoru lub jako stosowanie sprawdzonej receptury. Powiedzmy, że przychylę się do opcji numer dwa i zobaczymy jaki będzie kolejny kryminał Krajewskiego. Bo chyba będzie?

Krajewski nie opuścił całkowicie Breslau - wrócił do współczesnego Wrocławia, gdzie kończą się "Erynie". Wspominam o tym, bo zakończenie powieści, mimo nieco naciąganych faktów, bardzo mi się podobało.

Nie zachwyciła mnie okładka "Eryni", wolałam okładki poprzedniego wydawcy. Za to bardzo podoba mi się układ stron. Niestety zaraz na początku trafiłam na błąd:
"...Tego lipcowego poranka zniosłaby wszystko (...) wysłuchiwać tych starych ludzi, którzy w sierpniowym upale ..."

Sporo krytyki uzbierało się ale mimo to polecam kryminały Krajewskiego. Ja na pewno po kolejny sięgnę.

Moja ocena: 4/6

Marek Krajewski, Erynie, 271 str., Znak.

czwartek, 25 listopada 2010

Stosikowe losowanie - runda 12

Zapraszam do zgłaszania się do rundy 12. Pary rozlosuję 1 grudnia.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.
2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.
3. Wylosowaną książkę należy przeczytać do końca miesiąca.
4. Mile widziana recenzja, do której link proszę zamieścić na moim blogu.
5. Podsumwanie wszystkich rund wraz z linkami do recenzji zamieszczam tu.
6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną częścią cyklu, można zacząć czytanie od pierwszego tomu.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz podaną liczbą książek w stosie.

środa, 24 listopada 2010

Pomyliłam i przegapiłam

Myślałam, że dopiero 25, a to już 20 listopada minęły cztery lata, gdy napisałam pierwszy post na tym blogu. Przytłoczona ilością listopadowych okazji do świętowania (od kilkunastu dni jestem mamą Roczniaka i Pięciolatki) oraz trudem aranżowania się z aktualną aurą, zapomniałam o tak ważnej dla mego blogowego życia dacie. W tym roku nie będzie podsumowania ani pompatycznych zdań. Po prostu dziękuję wam za to, że czytacie, komentujecie i dajecie sens mojej pisaninie.

sobota, 20 listopada 2010

"Ja jestem Halderd" Elżbieta Cherezińska


Halderd rodzi się w Ase, gdzie spędza pierwsze lata życia. Jej ród ubożeje po tym, jak został zobowiązany do spłacenia wergeldu po zabójstwie dokonanym przez jej brata. Rodzina opuszcza swą posiadłość, by zamieszkać w nędznej chałupie. Halderd niczego tak nie pragnie, jak opuszczenia chaty i zamieszkania w godnych warunkach. Gdy więc nadarza się okazja do zamążpójścia, chętnie opuszcza rodziców i udaje się na nauki do wuja.

Dla osób, które czytały "Sagę Sigrun" akcja tej powieści nie powinna kryć większych niespodzianek - wydarzenia historyczne jak i rodzinne w Ynge wspomniane już zostały w pierwszej części Północnej Drogi. Mimo to powieść Cherezińskiej wciąga i to od dosłownie pierwszej strony. Nieczęsto trafiam na książki, które tak szybko wciągają w swój świat. Ale "Ja jestem Halderd" nie ujmuje tylko wartką akcją i owym "wciągnięciem", które nie pozwala odłożyć książki do późna w noc, a w przerwach w czytaniu zajmuje umysł losami bohaterów. Powieść zachwyca niemal wszystkim. Językiem, całkiem innym niż w "Sadze Sigrun" - surowszym, bardziej twardym, hardym rzekłabym. Język ten bowiem pasować ma do głównej bohaterki - Halderd. Trudno w niej na początku doszukać się kobiecości - to nie słodka dziewczynka, a chłopczyca, która nagle staje się żoną jarla. Halderd to twarda sztuka: zaciska zęby i dąży do wyznaczonych sobie celów. Wbrew tradycji nie ogranicza się tylko do prowadzenia domu. Mimo że to zajęcie nie sprawia jej przyjemności, wypełnia je sumiennie. Lecz gdy tylko dostaje możliwość większego zaangażowania się w politykę, czyni to umiejętnie i sprytnie. Z tego względu więcej w tej powieści wydarzeń historycznych, politycznych posunięć i planów. Cherezińska świetnie przemyca te informacje, nie zakłócając akcji powieści.

Nie sposób czytać i recenzować drugiego tomu cyklu, bez porównywania go z pierwszym. Oczekiwałam powieści równie dobrej, jak pierwsza i dostałam ją. Halderd to jednak zupełnie inna bajka niż Sigrun. Halderd to twarda sztuka, co w kaszę sobie napluć nie da. Jej problemy odbiegają od tych, które zaprzątały głowę Sigrun, nie miała wszak takiego szczęścia w doborze męża. Cherezińska zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Potrafiła stworzyć książkę odrębną, nie powielającą schematu, a przede wszystkim potrafiła zmienić styl pisania. Muszę przyznać, że przez pierwszych sto stron podświadomie chyba kontrolowałam autorkę - czy stylu nie powiela, czy nie powtarza się, czy nie kopiuje. Naprawdę niepotrzebnie. Siłą tej książki jest bowiem fakt, że autorka naświetla ten sam czas oczami innej osoby. Z ciekawością śledziłam wszystkie moemnty, gdy losy Halderd i Sigrun się krzyżowały i żałowałam, że już nie pamiętam bardzo dokładnie odczuć Sigrun.

Oprócz Halderd Cherezińska świetnie naszkicowała postać jej towarzyszki - Szczury. Tajemnicza, pełna niedpowiedzeń pozostawia czytelnikowi pole do spekulacji. Przepadam za takimi postaciami.

Moja ocena: 6/6

Elżbieta Cherezińska, Ja jestem Halderd, 472 str., Zysk i s-ka.

niedziela, 14 listopada 2010

"Wierna rzeka" Stefan Żeromski


Czytałam "Ludzi bezdomnych", "Przedwiośnie" oraz "Syzyfowe prace" - czyli lektury obowiązkowe, z których podobała mi się tylko ta ostatnia. Już nie pamiętam dlaczego więc postanowiłam poznać inne utowry Żeromskiego i kupiłam "Wierną rzekę". Przeleżała u mnie kilka dobrych lat i dopiero los zadecydował, że po nią sięgnęłam. Z tej dość szczupłej powieści (160 stron) przeczytałam jednak tylko 100 stron.

Akcja powieści rozgrywa się podczas powstania styczniowego - ciężko ranny powstaniec doczołguje się do wioski, gdzie znajduje schronienie w zrujnowanym i obrabowanym dworku. Jego opiekunką jest Salomea Brynicka - uboga szlachcianka, która wraz z kucharzem Szczepanem strzeże domostwa zwierzchników jej ojca. Salomea z oddaniem pielęgnuje powstańca oraz ukrywa go narażaj ąc życie przed Rosjanami.

O ile sama treść powieści jest jeszcze do zaakceptowania, to styl Żeromskiego ociera się o grafomaństwo. I piszę to z całą świadomością. Rozumiem, że to powieść dziwiętnastowieczna, patriotyczna, do tego romans ale, litości, niektóre opisy są wręcz śmieszne, miast być tragicznymi. Choćby takie zdanie:

"Patrz ąc na tę obcą, a tak czarującą istotę, która jego istność najbardziej osobistą, jego rany i najohydniejszy brud przemyła z wesołą naturalnością i dobrą prostotą, zachłysnął się od szlochów szczęścia."

czy

"Powiedziawszy to słowo męczeńskie i bohaterskie - zdobywszy się wobec tych wszystkich mężczyzn noszących oręż na najwyższe dziewicze poświęcenie spłonęła nagle od pożaru wszystkiej krwi, która w jej żyłach pędziła."

(Powyżej Salomea skłamała, że krew na sienniku jest jej, a nie z ran podopiecznego.)

Dotąd nie rozumiałam dyskusji na temat lektur szkolnych. Sama czytałam wszystkie i stałam na stanowisku, że nie ma co lamentować, czytać trzeba oraz polskie dziedzictwo poznawa. Po "Wiernej rzece" zmieniłam zdanie, bo nie sądzę, żeby styl Żeromskiego w pozostałych jego powieściach był zjadliwszy. Nie wyobrażam sobie czytać tej powieści w wieku nastoletnim. Przejrzałam aktualny spis lektur dla gimnazjum i liceum i stwierdziłam, ze zdumieniem, że od moich czasów nic się właściwie nie zmieniło. Nadal królują te same powieści, nadal niemal całkowicie brak literatury europejskiej, nie mówiąć już o światowej. Literatura współczesna w stanie szczątkowym. Co o tym sądzicie? Uważacie, że należałoby ten spis odkurzyć? Słyszałam, że teraz już nikt lektur nie czyta, a powieści omawiane są na podstawie ekranizacji lub fragmentów. Ale chciałabym odrzucić ten fakt i zastanowić się nad samym kanonem, z założeniem, że jednak lektury są czytane.

Moja ocena: 2/6

Stefan Żeromski, Wierna rzeka, 160 str., Czytelnik.

czwartek, 11 listopada 2010

"Good night, Dżerzi" - wyniki losowania

Prawie Pięciolatka ponownie chętnie wylosowała osobę, do której prześlę książkę Janusza Głowackiego. Szczęśliwcem okazała się być


Tośce gratuluję i proszę o kontakt - adres mailowy jest w moim profilu. Dziękuję za udział w losowaniu!

wtorek, 9 listopada 2010

"Good night, Dżerzi" Janusz Głowacki i LOSOWANIE


Dawno temu, a konkretnie na pierwszym roku studiów, pochłonęłam wszystkie książki Kosińskiego. Pamiętam swój zachwyt, ale od tego czasu już z tym autorem nie miałam styczności. Dlatego bardzo się ucieszyłam, gdy wydawnictwo Świat Książki, zaproponowało mi przeczytanie tej pozycji. Głowacki bowiem podjął próbę napisania "biografii" Jerzego Kosińskiego. Celowo wstawiłam słowo biografia w cydzysłów, gdyż nie należy się tu spodziewać zwyczajnej biografii.

Książka pełna jest notek, dialogów, scen z przygotowywanej sztuki teatralnej o Dżerzim, spotkań, rozmów. Głowacki opisuje nowojorskie życie - imprezy dla tych ze szczytu i dla tych, którzy chcieliby się tam znaleźć, knajpy, kluby, seks, kombinacje. W tym wszystkim lawiruje Dżerzi - zawsze elegancki, zainteresowany seksem i pięknymi kobietami, tajemniczy i .... zagubiony. Poznajemy Kosińskiego widzianego oczami przeróżnych osób - jego wielbicieli, jak i przeciwników, którzy pod znakiem zapytania stawiają jego talent pisarski i sam fakt stworzenia jakiejkolwiek książki, nie mówiąc już o prawdziwości wydarzeń, opisanych w "Malowanym ptaku". Głowacki niczego nie wyjaśnia, pozostawia ocenę czytelnikowi - on tylko obserwuje i opisuje.

Początkowo trudno było mi odnaleźć się wśród mnogości postaci, które nagle znikają, by kilka stron dalej wrócić na karty powieści. Książkę najlepiej czytać bez dłuższych przerw, z należytą koncentracją. Warto jednak poczynić ten, wszak niewielki, wysiłek, by poznać świat Dżerziego z punktu widzenia kogoś, kto obraca się w tym samym środowisku.
Mnie powieść Głowackiego zachęciła do odświeżenia sobie prozy Kosińskiego.

Premiera książki 10 listopada! Zapraszam na stronę książki.

Moja ocena: 4/6

Jeśli również chcielibyście poznać bliżej Dżerziego, zapraszam do pozostawienia krótkiej informacji w komentarzach. Jeśli znacie prozę Kosińskiego ciekawa jestem waszych wrażeń.
Losowanie 11 listopada po południu.

Janusz Głowacki, Good night, Dżerzi, 314 str., Świat Książki.

poniedziałek, 1 listopada 2010

"Teresa Desqueyroux" François Mauriac


Tytułowa Teresa to osoba inteligentna, myśląca, która zostaje wydana za Bernarda, by połączyć ich majątki. To zaaranżowane małżeństwo nie może być szczęśliwe, mimo że początkowo Teresa podchodzi do niego z entuzjazmem. Bernard jest bowiem prostakiem, osobą o ciasnych poglądach, dla której najważniejszy jest honor rodziny. Teresę męczy małżeństwo, doprowadza ją do apatii i złej kondycji psychicznej. Gdy więc trafia się okazja, Teresa truje męża. Powieść rozpoczyna się w momencie, gdy Teresa opuszcza więzienie, gdyż dzięki koneksjom ojca-polityka i na prośbę męża i jego rodziny została uniewinniona. Takie działanie było konieczne, by ocalić honor rodziny Bernarda i umożliwić jego siostrze dobre (również zaaranżowane) zamążpójście.

Cała powieść zasadza się na rozważaniach Teresy, która poszukuje motywu, impulsu, który popchnął ją do tego czynu. Teresa, wracając do domu, układa przemowę, w której chce podzielić się z mężem swoimi rozważaniami. Nadarenie. Bernard ma już plan na jej dalsze życie. Mauriac naszkicował świetne studium kobiety niezrozumianej i depresyjnej. Kobiety, której dane jest żyć w nieodpowiednim miejscu i czasie. Mimo że bohaterka nie wzbudziła mojej symaptii, to potrafiłam zrozumieć jej motywy działania oraz z nią współodczuwać. Zaskakującym dla mnie jest faktem, że mężczyzna tak znakomicie potrafił przedstawić kondycję psychiczną kobiety. Dodać należy, że powieść zadziwia swym uniwersalizmem - wszak powstała na początku lat trzydziestych ubiegłego wieku. Mimo to, podczas czytania, nie miałam wrażenia, że straciła na aktualności zwłaszcza jeśli chodzi o problemy jakie porusza Mauriac: uwikłanie w życiu, zależność od innych, brak zrozumienia.

Podobał mi się również styl autora - wyważone, eleganckie zdania, pięknie przełożone przez Marię Wańkowiczową. Zobaczcie sami:

"Na tym polegała tragedia: nie było żadnego powodu do zerwania więzów i nie można było sobie wyobrazić zdarzenia, które by przerwało ten stan mający trwać aż do śmierci. Na to, by się z kimś nie zgadzać, trzeba go spotykać na jakimś terenie i mieć możność starcia się z nim. Teresa tej możności nie miała, jeśli chodzi o Bernarda, a tym bardziej o teściów; słowa ich nie dosięgały jej, nie myślała nawet, że należy coś odpowiedzieć. Czyż posługiwali się tym samym językiem?Nadawali słowom przecież odmienne znaczenie."

François Mauriac, Teresa Desqueyroux, tł. Maria Wańkowiczowa, 123 str., PAX.

Stosikowe losowanie runda 11 - pary

PatrycjaAntonina wybiera numer książki dla Futbolowej (w stosie 201 książek) - 156
Futbolowa wybiera numer książki dla Anny (w stosie 64 książki) - 61
Anna wybiera numer książki dla tośki82 (w stosie 28 książek) - 16
Tośka82 wybiera numer książki dla Mooly (w stosie 10 książek) - 7
Mooly wybiera numer książki dla Izy (w stosie 155 książek) - 100
Iza wybiera numer książki dla niebieskiej (w stosie 28 książek) - 5
niebieska wybiera numer książki dla Edith (w stosie 56 książek) - 35
Edith wybiera numer książki dla liliowej (w stosie 9 książek) - 5
liliowa wybiera numer książki dla karto_flanej (w stosie 90 książek) - 24
Karto_flana wybiera numer książki dla Paidei (w stosie 39 książek) - 9
Paideia wybiera numer książki dla maniiczytania (w stosie 78 książek) - 42
Maniaczytania wybiera numer książki dla książkowa (w stosie 33 książki) - 6
Książkowo wybiera numer książki dla PatrycjiAntoniny (w stosie 45 książek) - 21


Proszę o podawanie w komentarzu wybranego numeru oraz tytułu wylosowanej książki a po przeczytaniu linka do recenzji. Efekty stosikowego czytania można znaleźć w tym miejscu.

UWAGA: na przeczytanie wylosowanej książki mamy czas do 30 listopada.