czwartek, 26 listopada 2015

Stosikowe losowanie 12/15

Zapraszam do zgłaszania się do rundy grudniowej! Pary rozlosuję 1 grudnia, czas na przeczytanie książek mamy każdorazowo do końca miesiąca.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.

2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.

3. Wylosowaną książkę należy przeczytać do końca miesiąca.

4. Mile widziana jest recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.

5. Podsumowanie losowania wraz z linkami znajduje się w zakładkach z boku strony.

6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną z cyklu, można przeczytać pierwszy tom.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaniem liczby książek w stosie.

środa, 25 listopada 2015

9



W ten weekend minęło dziewięć lat, odkąd napisałam pierwszego - krótkiego i nieporadnego - posta. Od tego czasu blog rozrastał się, zmieniał, ja dojrzewałam czytelniczo i pisarsko. Mimo moich planów z dzieciństwa, moje dorosłe życie zawodowe z książkami nigdy nie było ściśle związane, więc to miejsce było i jest realizacją moich marzeń i ciągot. Ten blog  w jakiś sposób zaspakaja mnie intelektualnie, zmusza do dyscypliny i zachęca do poszukiwań czytelniczych. Od początku nie celowałam w szerokie grono czytelników, co więcej nawet nie sądziłam, że kiedykolwiek bym takie mogła mieć. Teraz wiem, że sa osoby, które tu zaglądają lub które śledzą moje wpisy na fejsbuku i sprawia mi to wielką przyjemność. Jeśli w życiu realnym z nikim o książkach porozmawiać nie mogę, to niech Internet będzie miejscem, gdzie mogę spełniać to marzenie. Czasami zazdrośnie spoglądam na blogi poczytne i znane, ale potem jednak dochodzę do wniosku, że wolę spokój i ciszę oraz kibicowanie sławnym blogowiczom. Jeśli jednak chcecie połechatć moje ego, nie obrażę się, jeśli będziecie do mnie pisać, komentować moje wpisy i polecać mojego bloga :)

Przez te dziwięć lat napisałam wiele postów, opisałam tutaj każdą przeczytaną przeze mnie książkę (zaledwie garstka z nich została zrecenzowana dla Archipelagu) i tylko raz miałam dłuższy przestój, spowodowany problemami osobistymi. Ale nawet wtedy udało mi się wszystkie wówczas przeczytane książki opisać, z czego jestem bardzo dumna. Teraz także borykam się z problemami czytelniczymi. Ostatni raz nie mogłam czytać, gdy byłam w pierwszej ciąży. Teraz przyczyn nie znam (przepracowanie? głowa zajęta innymi sprawami?), zaczęłam kilka książek i nic. Trduno, przeczekam i troszkę sobie pomogę. Od jutra będę wyznaczała sobie czas na czytanie, by oderwać się od natłoku obowiązków, Internetu i ogromu negatywnych wiadomości. Jestem przekonana, że gdy już wpadnę w ciąg, będzie tylko lepiej. 

Kochani dziękuję za to, że zaglądacie, komentujecie, radzicie, a przede wszystkim za życzliwość - bo w tym miejscu trafiam tylko na przyjazne mi osoby! Przez tyle lat blogowania chyba nie miałam ani jednej nieprzyjemnej sytuacji, ani jednego przykrego spotkania. Dziękuję tym, którzy czytają ze mną książki w wyzwaniach, nawet jeśli nie są one już na topie i trochę się przykurzyły, dziękuję tym, którzy co miesiąc angażują się w stosikowe losowanie - nie wiem, jak wy, ale ja dzięki niemu przeczytałam wreszcie mnóstwo książek, które od lat kurzyły się na półce. Dziękuję wreszcie tym, którzy po prostu czytają to, co piszę. Ta świadomość jest niezwykle budująca i napawa mnie dumą - serio, czuję się niezwykle dumna, gdy myślę o tym, że ludzie z całego świata tutaj zaglądają. 

Na końcu częstuję was wirtualnie tortem, szampanem i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do dziesiątych urodzin, a może jeszcze dłużej?

Oba zdjęcia znalezione na Pinterest

środa, 18 listopada 2015

"W słusznej sprawie" John Katzenbach



Tego zaskakująco pasjonującego thrilleru słuchałam przez ostatnie tygodnie. Świetnie przeczytana książka trzymała mnie w napięciu podczas długich podróży samochodem i za każdym razem, gdy dojeżdżałam do celu, żałowałam, że muszę przerwać lekturę. Do współczesnych powieści amerykańskich podchodzę z wielką ostrożnością, Katzenbach jednak bardzo pozytywnie mnie zaskoczył.
Matthew Cowart to dziennikarz wpływowego Miami Journal. Samotny rozwodnik, który całkowicie poświęca się pracy. Pewnego dnia dostaje list z więzinia stanowego w Stark od niejakiego Roberta Earla Fergussona, który znajduje się w celi śmierci. Na pierwszy rzut oka list, jakich wiele. Kolejny skazany na śmierć, który zapewnia o swojej niewinności i chwyta się ostatniej deski ratunku. Coś jednak zwraca uwagę Cowarta - list napisany jest niezwykle poprawnie, zawiera fachowe słownictwo, sprawia wrażenie, że jego nadawca to człowiek, który w wyniku fatalnej omyłki znalazł się w złym miejscu. Dziennikarz udaje się na północ Florydy, odwiedza skazanego, a później miasteczko, w którym się wychował i gdzie brutalnie została zamordowana dwunastoletnia dziewczynka. Rozmowy z policjantami, z mieszkańcami miasteczka oraz obserwacje konserwatywnego społeczeństwa zasiewają w Cowarcie co raz więcej wątpliwości. Potwierdzają się zarzuty Fergussona o rasistowskim nastawieniu, a także o wymuszeniu jego zeznania. 
Cowart pisze wybitny reportaż o Fergusonie, podważa zasadność kary śmierci i doprowadza do ponownej rozprawy.
Wydaje się, że to już wystarczający materiał na obszerną powieść, Katzenbach pociągnie tę historię jeszcze dużo dalej. To co wydaje się być białe, zacznie nabierać szarości, a to co od początku jest czarne zaczyna bieleć. Nic tu nie jest jednoznaczne, nie ma dobrych ani złych odpowiedzi.

Pierwszoplanowi bohaterowie - Fergusson i Cowart, usuwają się nieco w cień, by ukazać inne charaktery - psychopatycznego mordercy Sullivana, policjantów z Pechuli, którzy aresztowali Fergussona, a w końcu młodej policjantki Schefer z południa Florydy. Każda z tych postaci otrzymuje swoje życie, pełen szkic przeszłości oraz charakteru, które dobrze  umotywowują ich sposób myślenia oraz działania. Katzenbach jest dobrym rzemieślnikiem, w ten sposób dba o powiązanie powyższych osób i wiarygodność ich czynów. Każdy bohater ma swoje miejsce, bardzo istotne dla całej powieści. Równocześnie dość długie opisy przeszłości i prywatności tych osób wcale nie nudziły, a raczej dopełniały obrazu ówczesnej Florydy  oraz nadawały thirllerowi cechy powieści psychologicznej.

Bardzo jestem wyczulona na zbyt hollywoodzkie tricki i nierealne zwroty akcji. Katzenbachowi udało się jednak tego uniknąć, kilka razy już niemal myślałam, że nie pozostanie na akceptowalnym dla mnie etapie ale na szczęście nie było źle. Co więcej akcja faktycznie trzymała w napięciu do końca, a samo zakończenie nie było ani karkołomnym show down, ani cukierkowym happy endem. Powieść, która nie tylko jest dobrą rozrywką, ale zmusza do myślenia, do zrewidowania swojej opinii na temat kary śmierci, a także świetnie ukazuje zawiłości amerykańskiego systemu prawnego.

Moja ocena: 5/6

John Katzenbach, Der Sumpf, czyt. Uve Teschner, 720 str., argon Hörbuch 2013.

piątek, 6 listopada 2015

Statystyka październik 2015

Przeczytane książki: 4

Ilość stron: 1037

Książki w ramach wyzwania projekt nobliści:1
Książki w ramach wyzwania południowoamerykańskiego: 0
Książki w ramach wyzwania Czytamy Zolę: 0
Książki w ramach wyzwania Czytamy książki nieoczywiste: 0

Ilość książek w stosie: 95

"Dom Augusty" Majgull Axelsson


Moje drugie spotkanie z prozą Axelsson potwierdziło, że jest to autorka godna szczególnej uwagi. Jej mocna, dosadna, przerażająco smutna proza dużo bardziej mnie przekonuje od powieści z happy endem. 

Dom Augusty to opowieść o kilku pokoleniach jednej rodziny, a właściwie tylko o kobietach. Jest ich wiele, autorka jednak szczególnie koncentruje się na nieżyjącej już seniorce rodu Auguście, jej wnuczce Alicji i praprawnuczce Andżelice.
W życiu każdej z kobiet powtarza się ten sam schemat naznaczony brakiem miłości, przemocą, samotnością i pryetrwaniem. Żadna z nich nie wie, jak kochać i jak okazywać uczucie. Każda z nich popełnia te same błędy i żyje pod ich brzemieniem. Poczucie niepotrzebności, zbyteczności, brak uznania w oczach matki naznacza ich życie do tego stopnia, że przekazują ten schemat dalej. Najmłodsza Andżelika rozpaczliwie poszukuje miłości i akceptacji i przełamuje wreszcie rodzinny zamknięty krąg ale bardzo wątpię czy w ten sposób otworzy oczy innych zwłaszcza, że jest ostatnią kobietą w rodzinie Augusty.

Historia rodziny przeplata się z historią Szwecji na przetrzeni całego XX wieku. Bieda naznacza życie Augusty, względny dobrobyt jednak nie naprawia relacji międzyludzkich. Odsunięci na drugi plan mężczyźni wciąż mocno wpływają na losy kobiet. O ile kiedyś była to jawna przemoc fizyczna lub seksualna, to teraz jest to bardziej wyrafinowana przemoc psychiczna.

Tytułowy Dom Augusty jest punktem łączącym kobiety, bo to one troszczą się o niego. Dom, który mówi, szepcze historie ale nie ma mocy uratowania życia.

Tak jak pokręcone są losy bohaterek, tak początkowo chaotyczna wydaje się być narracja. Powieść rozpoczyna się podwójną śmiercią - młoda dziewczyna jest anonimowa, druga zaś to Siri, babka Andżeliki, do której pogrzebu przygotowują się członkowie rodziny. Z każdą przeczytaną stroną coraz łatwiej odnaleźć porządek w narracji i przejrzeć zamysł autorki. Po kolei oddaje ona głos Auguście, Alicji i Andżelice, snując opowieść o przeszłości, a rónowcześnie przedstawiając wydarzenia aktualne. 

Mocna, przejmująca powieść, polecam!

Moja ocena: 5/6

Majgull Axelsson, Dom Augusty, tł. Katarzyna Tubylewicz, 447 str., Wydawnictwo Czarne 2006.

niedziela, 1 listopada 2015

Stosikowe losowanie 11/15 - pary

Karto_flana wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie książki od 31 do 40) - 37
Maniaczytania wybiera numer książki dla Marianny (w stosie 118 książek) - 11
Marianna wybiera numer książki dla Anny (w stosie 256 książek) - 115
Anna wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 94 książki) - 30
Guciamal wybiera numer książki dla Karto_flanej (w stosie 105 książek) - 17

"Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości" Swietłana Aleksijewicz


Gdy odkładałam lekturę Aleksijewicz na później, zdawałam sobie sprawę, że, tak jak w przypadku wielu książek z mojego stosu, to zbrodnia. Dobrze, że Aleksijewicz dostała Nobla, dzięki nagrodzie wreszcie sięgnęłam po jej książkę i pewna jestem, że postaram się przeczytać wszystko, co napisała.
Czarnobylska modlitwa to taki typ lektury, który mnie najbardziej pociąga - poruszający, pouczający (wiem, że to słowo brzmi głupio, a może śmiesznie, ale to jest właśnie to, czego w książkach szukam), a przede wszystkim nie przekombinowany. Bez zbędnych zdań, efektów, ozdobników.

Dopiero podczas lektury tej książki zdałam sobie sprawę, jak mało o katastrofie w Czarnobylu wiedziałam, żeby nie powiedzieć, że właściwie nie wiedziałam nic. Moje wspomnienia ograniczają się tylko do płynu Lugola podawanego w szkole, a przecież wcale nie byłam taka mała. Mam wrażenie, że to wydarzenie wcale nie było dyskutowane lecz przyjęte z kolejnym wzruszeniem ramion wobec sprawy, na którą i tak nic nie można zaradzić, ale być może się mylę?

Aleksijewicz słucha Białorusinów, którzy mieli bezpośredni kontakt z elektrownią i wybuchem. Białorusinów właśnie, bo ten niewielki naród najbardziej wskutek katastrofy ucierpiał. O swoich przeżyciach, a przede wszystkim życiu po katastrofie opowiadają kobiety, mężczyźni, dzieci, ludzie prości i naukowcy, lekarze, strażacy i rolnicy. Każdy inaczej wspomina swoje przeżycia ale wszyscy są w kilku punktach tego samego zdania - ich życie zmieniło się po katastrofie kompletnie, brak informacji i wiara w siłę radzieckiego człowieka uśpiły czujność, a teraz czują się naznaczeni i pozostawieni sobie, ich trauma jest większa niż po wojnie. Ów powracający niemal w każdej opowieści homo sovieticus, tutaj określany jako radziecki człowiek, najbardziej mnie zainteresował. Dopiero dzięki tej książce zrozumiałam ten fenomen i zachowanie znanych mi Rosjan. Aż trudno uwierzyć, że można było wychować społeczeństwo na tak dalece oddane państwu, tak gotowe do poświęcenia swojego życia i tak zastraszone przez władzę, którą mógł być zaledwie bezpośredni zwierzchnik. To, co działo się po katastrofie nie mieści się w głowie normalnego człowieka - wysyłanie setek, tysięcy osób na pewną, potworną śmierć, zatajanie i prowizorka w imię nie wiadomo właściwie czego...

Czarnobylską modlitwę czytałam ponad tydzień (dopiero teraz z zaskoczenem odkryłam, że ma tylko 288 stron!), nie byłam w stanie przyjąć więcej niż jedną rozmowę na raz. Słowa raniły, emocje wdzierały się we mnie, a wyobraźnia szalała. Ta książka sprawiała mi niemal fizyczny ból. Mimo to uważam, że należy ją przeczytać, by zrozumieć i wyciągnąć wnioski na przyszłość.

Moja ocena: 6/6

Swietłana Aleksijewicz, Czarnobylska modlitwa, tł. Jerzy Czech, 288 str., Czarne 2012.