piątek, 6 września 2024

"Spis paru strat" Judith Schalansky

 


Przeczytawszy "Atlas wysp odległych" Judith Schalansky, zapragnęłam przeczytać wszystko, co wyszło spod jej pióra. Zachwycił mnie wtedy jej pomysł i pióro, a także sposób wydania książki. Tym razem sprawa ma się podobnie. Wydanie, które czytałam (wersja niemiecka) to przepiękna książka, każdy rozdział oddzielony jest czarną kartką z delikatnym szkicem nawiązującym do treści, cała publikacja jest przepięknie przygotowana i opracowana – od czcionki po papier.

Podobnie się ma z językiem Schlansky – jestem zachwycona jej erudycją, doborem słów, konstrukcją zdań. To bardzo trudna w przekładzie proza, kryjąca w sobie wiele znaczeń. Zresztą sam pomysł na książkę, to klejnot. Schalansky stworzyła dwanaście opowieści czy nawet esejów o rzeczach, które zniknęły. To przeróżne "rzeczy", bo autorka ma szeroki wachlarz zainteresowań. Jest wyspa, która zniknęła z powierzchni ziemi, a właściwie oceanu, tygrys kaspijski, poezje Safony, pałace i budynki, jednorożec czy nawet enerdowski Pałac Republiki. Każdy z rozdziałów to oddzielna opowieść, inna w stylu, treści i sposobie podejścia do tematu. Schalansky sięga czasem do swoich wspomnień i dzieciństwa, potrafi zasadzić historię na przeżyciach osoby związanej z danym artefaktem lub wymyślić całkiem nową opowieść. Niektóre z tych tekstów wciągnęły mnie od razu, były jednak wśród nich rozdziały nudne, przy których trudno mi było nie odbiegać myślami. 

Schalansky to pisarka wyjątkowa, która zaskakuje pomysłami, wykonaniem, ale i dbałością o aspekt graficzny (studiowała historię sztuki i zajmuje się typografią). Mimo że ta książka nie porwała mnie tak bardzo jak "Atlas", to sięgnę po jej kolejną, którą zresztą mam na półce.

Moja ocena: 4/6

Judith Schalansky, Verzeichnis einiger Verluste, 252 str., Suhrkamp Verlag 2018.

czwartek, 5 września 2024

"Welewetka. Jak znikają Kaszuby" Stasia Budzisz


Stasia Budzisz pochodzi z Kaszubów, ale swoją kaszubskość przez lata wypierała. Zindoktrynowana przez szkołę uwierzyła w swoją polskość i zaczęła się wstydzić pochodzenia, języka i zwyczajów. Gdy po latach zaczyna odkrywać ten komponent, Kaszuby wydają się być w zaniku, z wielu przyczyn. Budzisz rusza więc w reporterską podróż przez ten rejon, by odkryć jego historię, zwyczaje, język, a przede wszystkim mieszkańców i ich losy. Narrację zasadza na swojej rodzinie, a szczególnie dziadków, przechodząc z tej wąskiej osobistej soczewki w obiektyw dużo bardziej szeroki. Budzisz przeprowadziła wiele rozmów ze zwykłymi osobami, ale i kaszubskimi działaczami, osobami zaangażowanymi kulturowo, aktywistami, księżmi, rodziną. I to właśnie one są najciekawszym komponentem tego reportażu – to bliskie spojrzenie na ludzi i ich pojmowanie swojego pochodzenia jest arcyciekawe.

Budzisz stara się pokazać wszelkie aspekty tego regionu – te pozytywne i te negatywne. Podoba mi się, że powstrzymuje się od komentarza, choć potrafi wymownie milczeć, jak podczas wizyty w muzeum Kaszubów. Prywatne spostrzeżenia dotyczą raczej rodziny niż innych. 

Czytałam tę książkę z perspektywy Ślązaczki, szukając paralel w sytuacji tych dwóch regionów i języków. Nie zdawałam sobie zupełnie sprawy z odmienności problemów kaszubskich i śląskich, dla mnie Welewetka to, mówiąc językiem stricte szkolnym, bardzo pouczająca książka, do tego napisana ze swadą, potoczyście, ciekawa.

Moja ocena: 5/6

Stasia Budzisz, Welewetka. Jak znikają Kaszuby, 304 str., Wydawnictwo Poznańskie 2023.

poniedziałek, 2 września 2024

"Zmierzch" Osamu Dazai


W powojennej Japonii panował chaos, społeczeństwo przechodziło wielkie zmiany, brakowało jedzenia, stabilizacji i spokoju. Dotychczasowa arystokracja z dnia na dzień utraciła swój status. Tak stało się z rodziną Kazuko. Kobieta odeszła od męża i mieszka z matką. Od śmierci ojca brakuje środków na życie, czekające na powrót syna i brata kobiety sprzedają więc dom w Tokio i przenoszą się na wieś. Tam spędzają dni na rozmowach, robótkach ręcznych i pracach ogrodowych. Naoji wraca szczęśliwie z wojny, ale jako człowiek uzależniony od narkotyków, a potem i od alkoholu. Biedniejące kobiety zmuszone są do finansowania nałogu mężczyzny, co czynią, wyprzedając dobytek. Równocześnie na zdrowiu podupada matka. Kazuko odbiera to jak kolejny ogromny cios i stopniowo zaczyna się jej wewnętrzna rewolta.
Wraz z upadkiem kraju i dotychczasowych zasad społecznych zmienia się jej nastawienie wewnętrzne i rodzi się chęć rebelii. Rebelii na miarę tamtych czasów i jej pozycji społecznej, ale kobieta decyduje się na samotny wyjazd i spełnienie własnych marzeń i potrzeb.

Osamu w melancholijny i wzruszający sposób opisuje zmierzch epoki, znikanie świata, który już nie wróci. Tu z tym nastrojem koresponduje wszystko – natura i lektury, pogoda i krajobraz. Narracja przeplatana jest listami i cytatami, co pozwala wejść w bohaterów, choć może być nużące. Ogromną wartością dodaną jest wstęp Karoliny Bednarz, w którym nakreśla ówczesną sytuację Japonii. Bez tej przedmowy na pewno nie zrozumiałabym przesłania książki. 

Zmierzch nie będzie moją ulubioną powieścią z Tajfunów, ale po raz kolejny dostałam wspaniale wydaną i przełożoną książkę, którą czyta się z przyjemnością.

Moja ocena: 4/6

Osamu Dazai, Zmierzch, tł. Mikołaj Melanowicz, 152 str., Tajfuny 2019.

niedziela, 1 września 2024

"Aborcja jest" Katarzyna Wężyk

 


Katarzyna Wężyk podjęła się tytanicznej pracy i stworzyła książkę niemal kompletną. To wnikliwy zarys historii aborcji, z naciskiem na Polskę i USA (i to mój jedyny punkt krytyczny, choć rozumiem, że bardzo trudno było by objąć w tej już przecież dość opasłej publikacji inne kraje). Autorka krok po kroku opisuje, jak kobiety radziły sobie z niechcianymi ciążami od zarania dziejów – poczynając od ziół, wywarów, nasiadówek, poprzez metody mechaniczne po coraz bardziej rozwijające się metody chemiczne. To "radzenie sobie" Wężyk opisuje na tle przemian politycznych i społecznych, pokazując, jak ogromny wpływ na ciało i decyzje kobiet miały działania osób postronnych, głównie mężczyzn. Autorka osadza problem aborcji w tym kontekście, bardzo dokładnie analizując, co miało wpływ na postrzeganie usuwania ciąży i towarzyszącą mu retorykę. Udawadnia tu, jak ważne były i są tu względy ekonomiczne, polityczne, a przede wszystkim niezaprzeczalny patriarchalizm. Są tu bardzo ciekawa rozważania o roli języka w dyskursie na ten temat, szczególnie w Polsce. Mimo że współczesna historia ustawy aborcyjnej w Polsce jest mi dobrze znana, to jednak Wężyk świetnie ją streszcza i podsumowuje. 

To jednak nie jest tylko książka historyczna, największą wartością dodaną są opowieści kobiet, które miały aborcję. To są przeróżne opowieści, przeróżne motywacje i najróżniejsze drogi do usunięcia ciąży. To najważniejsze głosy, które pokazują faktyczne życia, uczucia, rozterki, emocje, a przede wszystkim pokazują, jak te kobiety czuły się po. 

Aborcja jest nie jest książką, w której autorka stara się zachować obiektywizm, choć dopuszcza do głosu obie strony, ale pokazać faktycznie, jak taki zabieg wygląda, oddemonizować wiodącą w Polsce narrację, udowodnić, że niezależnie od zakazów ten proceder był, jest i będzie istniał. Równocześnie Ważyk pisze bardzo wyważonym językiem, bez egzaltacji, sensacyjnej retoryki, stawia na konkrety i fakty oraz relacje osób zaangażowanych.

Bardzo polecam tę książkę każdemu, pozwala usystematyzować wiedzę, otwiera oczy i daje głos osobom, które faktycznie aborcji doświadczyły. Ostrzegam jednak, że to bardzo smutna książka, zwłaszcza jeśli uświadomimy sobie, że została wydana w 2021 roku, a jak sytuacja aborcji wygląda w Polsce teraz, wszyscy wiemy.

Moja ocena: 6/6

Katarzyna Wężyk, Aborcja jest, 464 str., Wydawnictwo Agora 2021.

sobota, 31 sierpnia 2024

"System" Amanda Svensson

 


W Lund przychodzą na świat trojaczki, które po krótkim spotkaniu tuż po porodzie, poznajemy w wieku dwudziestukilku lat. Sebastian pracuje w Londynie, w instytucie badającym mózg i niespotykane zachowania ludzkie. Clara szuka siebie na Wyspie Wielkanocnej. Matilda związała się w Berlinie z mężczyzną z dzieckiem, również Szwedem. Kontakt między rodzeństwem jest nikły, matka żyje sama, nikt nie wie, gdzie przebywa ojciec. W tym systemie nic nie działa. A wszystko rozpadło się po śmierci wieloletniej dziewczyny Sebastiana. 

Svensson opisuje trzy zagubione osoby, które mniej lub bardziej umiejętnie poszukują swojego miejsca w życiu. Clara odpływa w uduchowione pierdololo o wszechświecie, ekologii i zbawianiu siebie i ziemi, co czyni sadząc drzewa w kraterze na Wyspie Wielkanocnej, mieszkając w komunie i wystawiając się codziennie na ogromne wyzwania, bo ani nie lubi podróżować, ani nie przepada za intensywnymi doznaniami. 
Sebastian ma do czynienia z osobami o przeróżnych zaburzeniach, ale zupełnie nie wie, czemu ma służyć jego praca, jak działa instytut i czego od niego oczekuje dyrektor. Ponadto trafia w pracy na samych szalonych naukowców z badającą cykady Travis na czele. 
Matilda natomiast po dwuletnim pobycie w Bangladeszu i aborcji ląduje w Berlinie, gdzie przypadkiem poznaje Billy'ego i jego córkę Siri, a także jej matkę alkoholiczkę i Kathleen, która wprowadza ją w świat jogi, który wycisza cierpiącą na chorobę dwubiegunową kobietę. 
Ta zawikłana fabuła w zasadzie do niczego nie prowadzi, nie będzie tu spektakularnych zwrotów akcji, a bardziej powolne odkrywanie tego, co wydarzyło się w życiach trojaczków i doprowadziło do chaosu, jaki panuje w nich teraz.

Svensson posługuje się licznymi metaforami, szczególnie tymi opartymi na widzeniu i oglądaniu – jeden z bohaterów traci wzrok, mimo tego namiętnie robi zdjęcia, ogromną rolę w życiu wielu z nich odgrywają obrazy i fotografie, a także kolory i sztuka. Nie są to jednak jakieś konkretne odwołania, na próżno doszukiwałam się w nich paraleli naprowadzających na konkretne tropy. Głównym przesłaniem powieści wydaje się być jednak tytułowy system, który tworzy rodzina trojaczków, niezależenie od więzów krwi. To on wydaje się być ważniejszy niż kod genetyczny, ale to konstrukt niezwykle ulotny i łatwo go zaburzyć. Takie systemy otaczają zresztą bohaterów – czy to będzie labirynt instytutu Sebastiana czy przypominający komunę związek łączący znajomych Clary. Każde z rodzeństwa ma też możliwość utworzenia własnego, olśniewającego (jak w oryginalnym tytule) systemu, ale by być na to gotowym, musi rozwikłać własny, tak jak Matylda, która usuwa ciążę, nie mogąc przyjąć do swojego systemu ciężko chorego dziecka. Udać się to ma jej dopiero z Billym i jego córką.

Mimo że wiele wyciągnęłam z tej książki, to jednak nie przypadła mi ona do gustu. Tych ponad siedemset stron nie poruszyło we mnie żadnej emocjonalnej struny, a egzystencjalne wynurzenia wręcz odrzucały. Doceniam humorystyczny styl Svensson, ale znika on w tych wszystkich prawdach objawionych wygłaszanych przez bohaterów. Dobrze, że tę powieść lekko się czyta, bo nie wiem, czy inaczej przebrnęłabym przez tak opasłą książkę.

Moja ocena: 3/6

Amanda Svensson, System, tł. Karolina Ancerowicz, Justyna Czechowska, 736 str., Wydawnictwo Pauza 2024.

Stosikowe losowanie – wrzesień 2024

 


Anna wybiera numer książki dla McDulki (w stosie 250 książek) - 31
McDulka wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1250 książek) - 1248
ZwL wybiera numer książki dla Katarzyny (w stosie 40 książek) - 19
Katarzyna wybiera numer książki dla Guci (w stosie 30 książek) - 23
Gucia wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 9 książek) - 1
Agnes wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 11 książek) - 10
Maniaczytania wybiera numer książki dla Anny (w stosie 234 książki) - 24

piątek, 30 sierpnia 2024

"Pożoga" Zofia Kossak


Pierwsza powieść Zofii Kossak opowiada o jej przeżyciach w latach 1917-1919. Pisarka mieszkała wtedy na Wołyniu, skąd pochodziła wraz z mężem i dwójką malutkich synów. To właśnie tam była świadkinią wojny bolszewickiej. Kossak opisuje początkowe powstanie chłopów, którzy przeważnie pochodzenia ukraińskiego burzą się przeciwko polskim ziemianom. Następnie wejście bolszewików, petlurowców (zwolennicy niepodległego państwa ukraińskiego) oraz wreszcie czerwonoarmistów. 
Kossak rozpoczyna od idyllicznych opisów życia w dworku, piękna natury, bezkonfliktowego współżycia z innymi mieszkańcami. To wszystko przerywa brutalna napaść – chłopi rozgrabiają kolejne posiadłości, niszcząc wszystko, co  im wpadnie w ręce. Po nich przychodzą kolejne i kolejne masy powstańców, żołnierzy, rewolucjonistów, którzy czynią to samo.

Pisarka skupia się bardziej na relacjonowaniu tych wydarzeń niż na opisie własnego życia. Owszem dowiadujemy się o ucieczkach, strzelaninach, walkach, próbach ukrycia majątku, ale ta powieść nie jest autobiografią, a próbą analizy ówczesnych wydarzeń. Kossak opisuje poszczególne narodowości i ich modus operandi, nastawienie, pobudki, a przede wszystkim trwogę i rozpacz ziemiaństwa, które musi przyglądać się niszczeniu bezcennych pamiątek, symboli religijnych, a potem mordowaniu bliskich, które w swoim brutalizmie nie ustępuje najgorszym wojnom.

Postawa pisarki jest jednak bardzo subiektywna, mimo że stara się zachować pozory obiektywizmu. Widać to poczucie wyższości nad osobami bez edukacji, bez pochodzenia, całkowite niezrozumienie wobec zachowania chłopów, traktowanych przecież tak dobrze. Są opisy skrajnej biedy (ale krowa, która daje mleko dla dzieci jednak jest), która w porównaniu z poprzednim życiem skrajna jest, ale odbiega o lata świetlne od poziomu życia niższych warstw. Nie twierdzę, że ziemiaństwo polskie przeżyło koszmar – utrata dotychczasowego życia zawsze jest tragedią, patrzenie na brutalną śmierć, grabież, rabunek i niszczenie wszelakich pamiątek to traumatyczne przeżycia, ale nie widzę tu głębokiego zrozumienia mechanizmów, które doprowadziły do takiego stanu. 

Płonne oczekiwanie na pomoc wojsk polskich zapewne było dla pozbawionych majątków Polaków jedyną deską ratunku, opisała je zresztą Kossak bardzo plastycznie, ale wyraźnie pokazało brak zainteresowania młodego państwa tymi terenami. Utrata ojczyzny to ogromny cios dla wołyńskich rodzin i to bardzo mocno wybrzmiewa w tej powieści. Kossak nie uniknęła egzaltowanego języka, bardzo długich opisów, wielu osądów, co zdecydowanie utrudniało mi lekturę. 

Moja ocena: 3/6

Zofia Kossak, Pożoga, 305 str., Wydawnictwo Księgarnia św. Jacka 1990.