niedziela, 25 lutego 2024

"Piranesi" Susanna Clarke


Piranesi zamieszkuje nietypowy Dom – a właściwie labirynt pełen sal, korytarzy, zalewany przez morze, ciągnący się we wszystkich kierunkach. Mężczyzna nie wie, jak się tam znalazł, ale także nie stawia tego pod znakiem zapytania. Dom jest całym jego światem, więc skrupulatnie kartuje jego sale i położenie, analizuje pływy, spisuje swoje przemyślenia, wprowadza rachubę czasu, troszczy się o innych "mieszkańców", czyli ptaki oraz kości zmarłych. Jedyną osobą, z którą Piranesi ma kontakt, to pojawiający się dwa razy w tygodniu Ten Drugi. To postać całkowicie odmienna – zadbana, dobrze ubrana, przyjmująca postawę mentora wobec Piranesiego, który jest dziki, obdarty, wychudzony. Żyje bowiem z tego, co da mu Dom – żywi się rybami i wodorostami, z których wyplata też potrzebne sprzęty czy nawet buty. Pewno wydarzenie zmienia jednak wszystko i stawia świat Piranesiego oraz jego zaufanie do Tego Drugiego pod znakiem zapytania. 

Clarke bardzo skrupulatnie przedstawia stworzony przez siebie świat – pięknie opisuje sale domu oraz mieszczące się w nich rzeźby, a także funkcjonowanie budowli. Odkrywanie z nią tej przestrzeni to fascynująca przygoda. Piranesi natomiast idealnie współgra z tym miejscem – trochę dziki, trochę pierwotny, ale skrupulatny, systematyczny i pogodzony ze swoim miejscem na ziemi. Gdy okazuje się, skąd się wziął w tym miejscu, autorka daje czytelniczce ogromne pole do interpretacji. Można bowiem Dom rozumieć na wiele sposobów, a można się po prostu zatopić w tym świecie i skupić tylko na zagadce Piranesiego i jej rozwiązaniu. Wiele tu tropów i możliwości rozumienia świata stworzonego przez Clarke, choć ja przyznam, że nie czułam szczególnego pociągu do doszukiwania się tu daleko idących interpretacji. 

Piranesi to dobrze napisana proza, Clarke pisze rzutko i potoczyście, nie miałam problemu z wejściem w tę historię i zainteresował mnie wykreowany przez nią świat. Nie jest to jednak książka, która mnie poruszyła, zmusiła do głębokiej refleksji czy zmieniła moje myślenie. Dla mnie pozostanie w kategorii dobrej rozrywki.

Moja ocena: 4/6

Susanna Clarke, Piranesi, tł. Wojciech Szypuła, 224 str., Wydawnictwo MAG 2020.

sobota, 24 lutego 2024

"Pochodzenie rodziny Rougon-Macquartów" Émile Zola



Akcja powieści koncentruje się wokół Pierre'a Rougona, najstarszego syna Adélaide Fouqe. Po śmierci pierwszego męża, Adélaide związuje się z szmuglerem Macquart'em, któremu rodzi córkę Ursulę oraz syna Antoine'a. Pierre nie akceptuje przyrodniego rodzeństwa i jeszcze za życia matki sprytnie oszukuje ich, by zagarnąć spadek, dzięki któremu udaje mu się złapać dobrą partię, w postaci mieszczańskiej córki Félicité. Oboje marzą o wspięciu się po drabinie społecznej i awansie do elit Plassans – miasteczka na południu Francji, w którym mieszkają. 
Niestety pieniądze nie przynoszą im szczęścia – mimo usilnych prób ciągle tracą majątek, również kształcąc w Paryżu trzech synów. 

Pierre korzysta jednak z sytuacji politycznej we Francji i próbuje tą drogą podwyższyć pozycję rodziny oraz pomnożyć majątek. Zamach stanu w Paryżu wywołuje zamieszki w całym kraju, także w Plassans następuje mobilizacja republikanów. Jednym z nich jest młodziutki Silvère Macquart, syn przyrodniej siostry Pierre'a, która młodo zmarła. Silvère wychowuje się u babki Adélaide, która zmaga się ze starością, chorobą psychiczną i zapomnieniem. Obecność wnuka podnosi ją na duchu, a także chłopak znajduje u niej ciepło i dom. Ze swoją ukochaną, młodziutką Miette dołącza do powstańców, nie spodziewając się tragicznego zakończenia.

Nie jest to mimo dość intensywnej akcji porywająca lektura. O ile podobała mi się historia Silvère i Miette oraz ciekawiły perypetie rodziny Adélaide, to wątek polityczny nudził niemiłosiernie. Nieszczególnie interesowało mnie kto z kim i przeciwko komu walczy, wolałam czytać o rodzinnych powiązaniach i konfliktach. Zola, wedle ówczesnej konwencji, okrasza narrację licznymi opisami, długimi wywodami i historycznym kontekstem – nie wszystko to jest ważne dla zrozumienia powieści, z zasady ma budować zapewne atmosferę i ukazać pełny obraz miasta, ale niestety często nudzi.

Oczywiście nie zakończę tutaj mojej przygody z Zolą, skoro postanowiłam przeczytać wszystkie tomy, tak zrobię, świadoma, że nie wszystkie z nich trafią w mój gust.

Moja ocena: 3,5/6

Émile Zola, Das Glück der Familie Rougon, tł. Rita Schober, 292 str., Rütten & Loening Berlin 1981.

piątek, 23 lutego 2024

"Słabsi" Sigrid Nunez


Główna bohaterka – jak to u Nunez bywa – pisarka w dość podeszłym już wieku, na czas pandemii zamieszkuje w luksusowym apartamencie przyjaciółki, by zająć się jej wymagającą egzotyczną papugą. Przyjaciółka utknęła bowiem na zachodnim wybrzeżu w zaawansowanej ciąży i do domu raczej nie wróci. Pisarka w zasadzie cieszy się na to zadanie i zaprzyjaźnia z papugą, gdy do apartamentu wraca student – syn przyjaciół właścicielki, który uprzednio opiekował się ptakiem. Dla narratorki to szok, czuje się oszukana i osaczona, ale z czasem przyzwyczaja się do obecności młodego mężczyzny.

Ten zalążek fabuły nie jest tu jednak najważniejszy, bo Nunez w swoim stylu snuje opowieść pełna dygresji, wspomnień, nawiązań, a przede wszystkim cytatów, w ten sposób nawiązując do wielu tematów. Na pierwszy plan wysuwa się tu istota pisarstwa, którą analizuje na przykładzie wielu pisarzy i pisarek oraz ich wypowiedzi o procesie twórczym. Nunez rozważa istotę blokady pisarskiej, wagę pierwszego zdania i wiele innych kwestii. Natomiast rozmowy ze współlokatorem są przyczynkiem do rozważań o kondycji świata, bogactwie, ekologii, trzymania w domu dzikich zwierząt i w pewien sposób zmieniają główną bohaterkę. 

Pandemia choć nie jest tu pierwszoplanowa także odgrywa istotną rolę – zwłaszcza reakcja ludzi na nią. Nunez dostrzega zmianę zachowania wśród osób z jej otoczenia, co było dla mnie ciekawym wątkiem. Może to brzmi jak truizm, ale wciąż potrzebuję takich treści w literaturze, pomagają mi one poukładać te wciąż jednak świeże wydarzenia. 

Słabsi to nie jest książka dla każdego. By cenić Nunez, trzeba być kompatybilną z jej narracją, mieć w sobie gotowość na drogę okrężną i ślepe uliczki, na skręcanie w nietypowe ścieżki i na podążanie za innymi autorami.

Moja ocena: 4/6

Sigrid Nunez, Słabsi, tł. Dobromiła Jankowska, 224 str., Wydawnictwo Pauza 2024.

wtorek, 20 lutego 2024

"Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę" Ocean Vuong



To opowieść młodego mężczyzny w formie listu do matki  – pozornie, bo kryje w sobie wiele więcej. Ten młody mężczyzna jest Wietnamczykiem, który przyjechał do USA jako kilkuletni chłopiec z matką, ciotką i babcią. Matka nigdy nie nauczyła się na tyle angielskiego, by ten list mógł do niej trafić. Piesek (jak nazywany jest w domu) pisze jednak, tworząc niezwykłą panoramę swojego życia, a także w formie autoterapii. To dziecko osaczone przez przemoc wynikającą z traumy wojennej i emigracyjnej, stale z nią konfrontowane, samotne, odrzucone i dręczone. Start w Stanach jest dla Pieska traumatyczny – nie ma w tym świecie przewodnika, trafia natomiast na dręczycieli i niezrozumienie. W domu balansuje między miłością a przemocą, między rzeczywistością, a przeszłością, odkrywając swoją tożsamość.

To powieść o wchodzeniu w dorosłość, o środowisku emigrantów, o wojnie i jej konsekwencjach, o dorastaniu, o samotności, o języku i zagubieniu między słowami. Tu syn emigrantki, która nigdy nie nauczyła się języka nowego kraju, studiuje literaturę i pracuje ze słowami. Osoba, która wyróżnia się kolorem skóry i pochodzeniem, dokłada do tego odmienną od normy tożsamość seksualną. Ta osoba ma jedyną szansę na odnalezienie jakiekolwiek formy kontaktu wśród innych emigrantów lub osób z marginesu. To osoba, która ciągle konfrontowana jest ze śmiercią – tą będącą efektem wojny, ale i narkotyków.

Vuong chwyta się wielu problemów, a jego powieść staje się przez to gęsta i przytłaczająca. Lektury nie ułatwia konstrukcja – to zbiór urywków, myśli, wspomnień bez chronologicznej konsekwencji, bez ciągłości narracji. Wiele tu bardzo trudnych scen – wyznań matki, odkrywania przeszłości, ale i wydarzeń aktualnych o ogromnej mocy rażenia jak śmierć babki, masaż amputowanej nogi czy pierwsze doświadczenia seksualne. 

Co mnie nie przekonało w tej powieści to jej język – Vuong stawia na poetyckość, ale niestety na poetyckość pachnącą Coelho. Dużo tu zdań, które na pozór wydają się być głębokie, ale rzucone w przestrzeń tracą głębię i stają się pustymi sloganami. Odniosłam wrażenie, że mogą się bardziej sprzedać po angielsku, po polsku czasem brzmiały śmiesznie. 

Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę to ten rodzaj powieści, w której autor starał się upchnąć wszystko, szczególnie jeśli chodzi o epatowanie nieszczęściem i przemocą. Nie twierdzę, że to zła książka – raczej niedopowiedziana, choć poruszająca. Jestem przekonana, że może się bardzo podobać, mnie jednak ten język zbyt przeszkadzał. 

Moja ocena: 4/6

Ocean Vuong, Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę, tł. Adam Pluszka, 288 str., W.A.B. 2021.

czwartek, 15 lutego 2024

"Księga" José Luís Peixoto


Wioska gdzieś w Portugalii, a w tej wiosce różne postaci i charaktery. Ilídio, Cosmé, Galopim, Adelaide. Najpierw dzieci, potem nastolatkowie, a wreszcie dorośli. Wszystkich łączy pewne poczucie osamotnienia.  Ilídio mieszka u murarza – gdy miał sześć lat mama oddała go na wychowanie, Galopim zajmuje się upośledzonym bratem, Adelaide natomiast zamieszkała u ciotki, która wzięła bratanicę na wychowanie, odciążając obficie obdarzoną potomstwem siostrę. Żadne z nich nie ma wpływu na swój los, kilkoro wbrew własnej woli ląduje we Francji – jak wielu Portugalczyków, którzy w latach 60. XX wieku uciekali przed biedą, reżimem, brakiem perspektyw. 

Adelaide stała się ponownie pionkiem w rękach niespełnionej ciotki, a Ilídio podążył za miłością. Francja przyjmuje emigrantów, daje im lepsze życie, ale nie jest eldorado. Zresztą to nie jest tylko powieść o emigracji, a raczej o jestestwie, o poczuciu osobowości, o życiu między językami, kulturami, ale i o osaczeniu. Peixoto zastanawia się, co wpływa na nasz los, jak okoliczności i inne osoby determinują nasze życie.

Pierwsza część to opowieść – nietuzinkowa, ale jednak. Peixoto nie uwodzi łatwą narracją, przeskakuje w czasie i przestrzeni, wplata wspomnienia i historie z przeszłości. Nie unika także opisów brutalnych zachowań, prostego życia i choć nie sądzę, by jego celem było ukazanie warunków w małomiasteczkowej Portugalii, to ten obraz świetnie się przeplata między wierszami. Druga część to zupełnie inny sposób narracji – to wielkie bum, zaskoczenie, zwrot w historii, którego się zupełnie nie spodziewałam. Portugalczyk eksperymentuje ze stylem, nawiązuje do opowiedzianej historii, ale stawia wiele pytań o język, tożsamość i własne ja.

To niezwykła książka – jak przygoda, bo nie wiadomo, co czeka za rogiem, ale i jak labirynt, który zwodzi i plącze. Polecam!

Moja ocena: 5/6

José Luís Peixoto, Księga, tł. Katarzyna Mojkowska, 256 str., Wydawnictwo Świat Książki 2018.


środa, 14 lutego 2024

"Łaska" Anna Kańtoch

 


Sześcioletnia Marysia znika na tydzień w 1955 roku. Pokrytą krwią dziewczynkę znajduje grzybiarz, a wychowująca ją ciotka decyduje się na zawieszenie śledztwa. W 1985 roku Maria nadal nie wie, co się z nią stało w lesie, wróciła jednak do miasteczka, gdzie pracuje w szkole jako nauczycielka. Gdy jeden z uczniów oddaje jej rysunek dzieci i Kartoflanego Człowieka, wracają wspomnienia i potęgują się lęki kobiety. Autor rysunku Wojtek w ten sam dzień wiesza się w pobliskim parku. Następie lawinowo rusza seria morderstw czternastoletnich dzieci. Maria ma wiele przesłanek, by sądzić, że te wydarzenia ściśle wiążą się z tym, co przeżyła trzydzieści lat wcześniej. Śledztwo prowadzi zdeterminowany komisarz, który wreszcie chce się wykazać i rozwiązać jak najszybciej zagadkę, co oczywiście sprowadzi go na manowce, na szczęście u boku ma inteligentną sierżantkę, która potrafi zaufać swojej intuicji. 

Kańtoch przedstawia kompleksowy obraz mało miasteczka skutego lutowym mrozem. W sprawę zamieszanych jest tak wiele osób, że taki obraz jest konieczny, by dobrze zrozumieć tło zaginięć i morderstw dzieci. Największą rolę odgrywają tu portrety psychologiczne wielu osób, które wychodzą autorce świetnie. Przede wszystkim udał się jej obraz cierpiącej na depresję Marii – to naprawdę udana kreacja i opis zmagań z codziennym życiem i efektu nieprzepracowania traumy z dzieciństwa. Zresztą traumy z dzieciństwa wydają się być tu tematem przewodnim – dzieci dorastają w domach, gdzie rządzi przemoc i alkohol albo bieda lub rozwód. Mało który bohater ma tu rodziców – wydaje się, ze większość dorosłych osób to sieroty. To nagromadzenie jest moim zdaniem trochę przesadne, ale dobrze wpisuje się w klimat kryminału. To lata 80. – wszędzie rządzi szarość, brzydota i brak perspektyw, a do tego pogoda koresponduje z tym obrazem. Zresztą za te udane kreacje peerelowskich realiów szczególnie cenię Kańtoch.

A same śledztwo – sprawa okazuje się być bardzo zagmatwana, ale klucz do jej rozwiązania jest stosunkowo łatwy do odgadnięcia i był dla mnie dość szybko oczywisty. Mimo to książkę przeczytałam z zainteresowaniem i szybko – bardziej ciekawiły mnie szczegóły niż faktyczne rozwiązanie zagadki morderstw. Ta delikatna sieć powiązań, braku miłości, samotności, osamotnienia, która decyduje o tym, czy ktoś przejdzie na złą stronę jest najlepszą stroną tego kryminału. To co robimy swoim dzieciom ma często decydujący wpływ na to, jakie podejmą decyzję i jakimi dorosłymi będą. A tytułowa łaska? To  możliwość zapomnienia, które jednak tylko pozornie przynosi ukojenie. Natura ludzka chce przecież wiedzieć i dociec szczegółów.

Moja ocena: 4/6

Anna Kańtoch, Łaska, 400 str., Wydawnictwo Czarne 2016.

poniedziałek, 12 lutego 2024

"Babcia 19 i sowiecki sekret" Ondjaki

 


Lata 80. XX wieku były dla Angoli trudne – wojna domowa, obecność sowieckich żołnierzy i kubańskich emigrantów mają znaczny wpływ na życie obywateli. Nawet tych najmłodszych jak główny bohater i jego przyjaciele. Urodzony w 1977 roku Ondjaki niewątpliwe zasadził tę powieść na własnych wspomnieniach z dzielnicy Luandy – Praia do Bispo. To właśnie tam dorasta chłopak, którego oczami widzimy tę historię. Zrujnowana, brudna, zaniedbana dzielnica jest w jego oczach najpiękniejszym miejscem na ziemi. To tu zna każdą dziurę, płot i kryjówkę. To tu spędza godziny, ganiając po zapylonych ulicach i kąpiąc się w morzu. Przymiotniki, którymi opisuje swoją okolicę, to przepiękne epitety pełne kolorów i światła. Dla dziecka Praia do Bispo to magiczny mikrokosmos, mieszkają tam zresztą takie indywidua jak Piana Morska, który rzekomo trzyma w domu krokodyla czy Sprzedawca Benzyny, który nalewa do kanistrów tylko wodę. Ramy tego mikrokosmosu tworzą babcie – to one wychowują, zakazują, żywią i stawiają granice. 

Babcia Agnette to instytucja, środek ciężkości dzielnicy, pewna niezmienna stała. Babcia jednak musi się poddać operacji i zostać babcią 19, nawet jeśli zasmuci to Rosjanina Biliardowa, który się w niej podkochuje. Podobnie zresztą jak kubański doktor Puk-Puk. 

Tuż obok pod pieczą Biliardowa, zwanego Brywieczerowem (od słynnego brywieczer, ponieważ Rosjanin po dziesięciu latach w Angoli wciąż kaleczy portugalski) powstaje ogromne mauzoleum na cześć pierwszego prezydenta Angoli – Agostinha Neto. Któż, jak nie Rosjanie, wybuduje przecież najlepsze mauzoleum? Owa budowla zagraża jednak całej dzielnicy, która, jak się szepcze w kuluarach, ma zostać zrównana z ziemią. Pierwszym krokiem jest zakaz zbliżania się do plaży, co dla żyjących z rybołówstwa mieszkańców oznacza głód. 

Dzieci postanawiają więc wziąć sprawę w swoje ręce i wysadzić mauzoleum za pomocą skradzionego dynamitu, a zarazem uratować świat ich dzieciństwa. 

To pełna humoru, świetnie przełożona powieść (zwłaszcza dialogi między dziećmi), ale to przede wszystkim powieść melancholijna i nostalgiczna. To tęsknota za światem minionym, za światem widzianym oczyma dziecka, które rozumie go na swój sposób. Bardzo polecam.

Moja ocena: 5/6

Ondjaki, Babcia 19 i sowiecki sekret, tł. Michał Lipszyc, 216 str., Karakter 2013.

niedziela, 11 lutego 2024

"Revolverherz" Simone Buchholz

 


W hamburskim porcie znaleziono zamordowaną dziewczynę – uduszoną, nagą i oskalpowaną. To nie jest przyjemna sprawa dla prokuratorki Chastity Riley. Kobieta ściśle współpracuje z policją, bo sprawa robi się skomplikowana – oskalpowanych kobiet jest więcej, a w ponurym i deszczowym Hamburgu wrze. Nie będzie tu jednak szczegółów śledztwa, policyjnych detali i opisów pracy detektywów. 

Riley to kobieta po przejściach. Gdy miała dwa lata zostawiła ją matka, która wybrała szczęście u boku innego mężczyzny w Stanach, a załamany tą decyzją ojciec popełnił samobójstwo, gdy Chas miała dwadzieścia lat. Nie ma co ukrywać – idealny i dość stereotypowy obraz głównej bohaterki kryminału. Kobieta ma problemy z relacjami, wciąż nie przepracowała przeszłości (nawet nie wiadomo, czy podjęła próbę), jej siłą jest jednak intuicja, która pozwala się wczuć w sprawcę i odkryć jego tok myślenia. 

To wszystko brzmi dość trywialnie, ale Revolverherz to porządny kryminał, a to za sprawą języka. Buchholz postawiła na krótkie, dobitne zdania oraz świetne, jednozdaniowe, a czasem nawet krótsze dialogi. W warstwie językowej dzieje się tu bardzo dużo – autorka gra z językiem, utartymi sloganami, dialektem hamburskim i chętnie nawiązuje do lokalnych powiedzonek. Tekst jest wręcz naszpikowany aluzjami i odniesieniami do niemieckich i regionalnych wydarzeń, sytuacji czy oczywistości jak piłka nożna. Do tego Buchholz stawia na czarny humor, który tu się bardzo dobrze sprzedaje.

Ten język ratuje powieść, bo kto stoi za morderstwami jest oczywiste niemal od początku – czytelniczka nie ma więc tutaj większej frajdy z dedukowania, kto jest przestępcą, natomiast autorka buduje napięcie w inny sposób, tworząc dość bliską relację miedzy główną bohaterką, a mordercą i jego otoczeniem. 

Dużo się tu także dzieje w tak zwanym tle – relacja Chas z sąsiadem i komisarzem, przyjaźń z ognistą Portugalką, jej przeszłość. Hamburg, a zwłaszcza dzielnica portowa, także stoi w centrum tego kryminału i dla osób znających miasto będzie tu sporo fajnych smaczków.

Ciekawym zabiegiem jest przerwanie normalnej narracji po ujęciu przestępcy i wprowadzenie impresji z życia każdej z osób zamieszanych czy uwikłanych w przestępstwo – te krótkie rozdziały pozwalają złapać oddech i oddać się refleksji. Zresztą ta ostatnia wydaje się być dla autorki ważna, często bowiem pozwala głównej bohaterce na takowe w najmniej oczekiwanych momentach. 

Nie żałuję lektury, co więcej nie wykluczam kontynuacji tego cyklu, bo faktycznie autorka uwiodła mnie językiem, a i hamburskie klimaty bardzo lubię.

Moja ocena: 4/6

Simone Buchholz, Revolverherz, 304 str., Knaur 2009.

niedziela, 4 lutego 2024

"Sezon na truskawki" Marta Dzido

 


Dziewięć opowiadań Marty Dzido pokazuje różne obszary kobiecej seksualności. Bohaterki tych tekstów są przeróżne – dziewczynki, nastolatki, mężatki, matki, kochanki, dojrzałe kobiety, wszystkie borykają się w jakiś sposób ze swoją intymnością. To może być nastolatka, która odkrywa swoją seksualność i jej działanie na mężczyzn i kobiety albo dojrzała kobieta, która nawiązuje kontakt z byłym chłopakiem. Lub kobieta, która znajduje spełnienie w ramionach kochanka, mimo że jest szczęśliwa w małżeństwie. Jest też matka i babka, które odkrywają inne wymiary intymności.

Dzido operuje niezwykle pięknym językiem, którym potrafi oddać intymność swoich bohaterek. Udaje jej się dostrzec i ukazać najskrytsze elementy kobiecej seksualności, korzystając z bardzo subtelnego i zarazem trafnego pióra. Autorka sięga po chyba każdy aspekt seksualności, zarazem ustrzegając się wulgarności. To niełatwe zadanie – Dzido wielokrotnie opisuje akty seksualne, orgazm, onanizm, ale także myśli, odczucia, rozterki kobiet – i jak wspomniałam czyni to naturalnie i bez zadęcia.

To nie jest jednak tylko książka o seksualności, to także książka o szukaniu wolności, samostanowieniu, pozbywaniu się konwenansów i siły przyzwyczajenia. Dzido świetnie opisuje moment, w którym dojrzewające dziewczynki odkrywają ich działanie na mężczyzn i to, w jaki sposób muszą sobie radzić z napaściami i komentarzami seksualnymi. 

Te opowiadania odkrywają intymny świat kobiet, o którym się publicznie nie mówi, a jedynie szepcze za zamkniętymi drzwiami, o ile w ogóle. To rzecz o sile wspólnoty, bardzo cennej i kruchej. O pierwotnym sile macierzyństwa, nieuchwytnej i trwałej. I wreszcie o miłości na gruzach wyrastającej ze zła i okrucieństwa. 

Warto!

Moja ocena: 5/6

Marta Dzido, Sezon na truskawki, 224 str., Wydawnictwo Relacja 2021.

sobota, 3 lutego 2024

"Leben bis Männer" Thomas Brussig

 


Ta krótka książka to monolog trenera piłki nożnej. Pozornie gadka z boiska o tym, jaka piłka nożna jest wspaniała, jak ważna, jak emocjonująca, ale między wierszami wychodzi tu wiele tematów. Pierwszym z nich jest oczywiście kwestia kobiet, bo przecież narrator nie jest nietolerancyjny i nic przeciwko kobietom nie ma, ale do piłki to się nie nadają, tak samo na sędzinę, czy to piłkarską czy sądową. A jak już jesteśmy przy sądzie, to trzeba pogadać o upadku muru i niesprawiedliwych wyrokach dla byłych enerdowskich żołnierzy, którzy strzelali, bo taki był rozkaz. A jak NRD, no to wiadomo – zjednoczenie Niemiec. To w ogóle była sporotowa afera, a najlepsze były ostatnie rozgrywki między NRD i RFN. I w ogóle cała ta polityka i wychowanie. Bo trener jest jak rodzic – to nic, że dla własnej rodziny czasu nie ma, ale dla swoich wychowanków jest jak ojciec i prowadzi ich, aż bedą seniorami. I tak to się ciągnie i wcale przyjemnie czyta.

Brussig umiejętnie oddał ton i styl wypowiedzi małomiasteczkowego trenera trampkarzy, przy okazji wplatając wiele istotnych tematów. Monolog narratora jest bardzo autentyczny, głęboko osadzony w niemieckich realiach, szczególnie w tematyce zjednoczenia. Autor zahacza o wiele zapalnych tematów, świetnie oddając perspektywę szarego obywatela. Czyta się to dobrze, ale dobrze, że książka nie jest dłuższa, bo na dalszą metę te wynurzenia mogłyby być męczące.

Moja ocena: 4/6

Thomas Brussig, Leben bis Männer, 95 str., Fischer 2003.

piątek, 2 lutego 2024

Statystyka styczeń 2024



Przeczytane książki: 7

Liczba stron: 3017

Przeczytane tytuły

- "Arab Jazz" Karim Miské
- "Tajwan. Nocne targi, herbata z tapioką i e-demokracja" Dorota Chen-Wernik
- "Chłopki" Joanna Kuciel-Frydryszak
- "Przewodnik stada" Connie Willis
- "Zostań ze mną" Ayobami Adebayo
- "Neger, Neger... Opowieść o dorastaniu czarnoskórego chłopca w nazistowskich Niemczech" Hans-Jürgen Massaquoi
- "Fremde Gäste" Sarah Waters


Najlepsza książka: "Zostań ze mną"

czwartek, 1 lutego 2024

"Za ścianą" Sarah Waters

 


Frances mieszka z matką w podupadającym niegdyś eleganckim domu. Jej bracia zginęli podczas I wojny światowej, ojciec zmarł niedługo później, pozostawiając kobietom długi. Matka Frances mimo swoich pięćdziesięciu pięciu lat zachowuje się i wygląda jak staruszka. Los nie obszedł się z nią łagodnie, a utrzymywanie przynajmniej pozorów życia na poziomie swojej strefy także jest męczące. Frances przejęła wszystkie czynności służby, co oczywiście jest wstydliwe i co należy ukrywać przed wysoko postawionymi sąsiadami. By poradzić sobie z długami, kobiety postanawiają wynająć dwa pokoje na górze. Do domu wprowadza się młode małżeństwo Barberów – zupełnie odmienne w zachowaniu od tego, do czego przyzwyczajone są kobiety. Mr Barber to wesoły człowiek, który nie stroni od uwag z seksualnym podtekstem, stawia na karierę i rozrywki. Mrs Barber natomiast lubi dekoracje, kiczowate ozdoby, kolorowe stroje i ma artystyczne zacięcie. Oboje jednak nie wydają się tworzyć szczęśliwego małżeństwa.

Frances stopniowo zaprzyjaźnia się z Lilian Barber i kobiety zaczyna łączyć głębsza relacja, która wnosi do monotonnego i pozbawionego perspektyw życia Frances nieco koloru i radości. Ale tylko pozornie. Powieść Waters bardzo długo jest spokojną narracją o dość nudnym życiu na londyńskich obrzeżach. Autorka poświęca mnóstwo czasu na opisanie okoliczności, przeszłości, uwarunkowań kolejnych postaci. Waters zasadza tę powieść na dokładnym rysie charakterologicznym nie tylko Lilian i Frances, ale także wielu postaci pobocznych – licznej rodziny Frances na przykład. I mimo że doceniam takie psychologiczne zacięcie, to w pewnym momencie ta narracja zaczęła nużyć, a ja miałam wątpliwości, do czego ona zmierza. Około połowy jednak akcja przyspiesza i to tak bardzo, że ostatnie trzydzieści procent tej opasłej przecież powieści przeczytałam jednym tchem. Warto więc nastawić się na ten spokojny i wydłużony wstęp, by zobaczyć, co Waters potrafi zrobić z tej pozornie lekkiej powieści.

Za ścianą to rzecz o pozorach, o ich utrzymywaniu, o dopasowaniu do konwencji, ale to także powieść głęboko psychologiczna i feministyczna. Sytuacja kobiet w okresie międzywojennym wyznaczała im konkretną rolę, od której praktycznie nie było odstępstw, a próba wyłamania się z tej konwencji wymagała ogromnej odwagi i siły, ale także oznaczała zrujnowanie życia osobom postronnym. Nie zdradzę chyba zbyt wiele, pisząc, że to także niezła powieść kryminalna, która trzyma w napięciu nie tylko biorąc pod uwagę samą akcję, ale rozwój charakterów. Waters umiejętnie pokazuje sytuacje pozornie bez wyjścia, które mają nieunikniony wpływ na psychikę osób w nie uwikłanych. Równie sprawne jest jej pióro w opisie namiętności i miłości. Najciekawsze chyba jednak są spostrzeżenia dotyczące zmian w życiu po wojnie i mieszania się konkretnych warstw – czy to na przykładzie nowych lokatorów w eleganckiej dzielnicy czy wydarzeń na sali sądowej. Dorównują one psychologicznym rysom bohaterek i ukazaniu, jak obezwładniający lęk potrafi doprowadzać niemal do szaleństwa.

To dobra powieść, jeśli przebrnie się przez pierwszą część. Waters tworzy bowiem podwaliny i bazę dalszych wydarzeń. Duże brawa natomiast za zakończenie – bardzo w moim stylu.

Moja ocena: 4,5/6

Sarah Waters, Fremde Gäste, tł. Ute Leibmann, 688 str., Bastei Lübbe 2014.