czwartek, 30 września 2021

"Kto zabił mojego ojca" Édouard Louis


 

Kolejna powieść Louisa i kolejny raz przenoszę się do wioski w Pikardii, gdzie umiera ojciec autora. Człowiek schorowany, bez odpowiedniej opieki, człowiek, którego kondycja zdrowotna jest wynikiem jego życia. To człowiek, który systematycznie niszczył swoje dziecko. I dziecko, które teraz odwiedza ojca. 

Ta niewielka powieść to studium ojca, który wraz z postępującą chorobą i zniedołężnieniem zmienia swój stosunek do syna. Dopiero stan zależności od innych powoduje wzrost tolerancji u ojca. Poznajemy tu przeszłość ojca, jego stosunek do własnych rodziców, wychowanie i koleje losu. Dowiadujemy się, że to naznaczony przemocą człowiek, który przekuł to na brak przemocy w swojej rodzinie. Louis w pewien sposób gloryfikuje ten sukces, zupełnie jakby zapominając, że to czego doznał od swojego ojca to też przemoc, tyle że psychiczna. Nie bardzo odbieram więc Louisowi to rzekome pojednanie z ojcem, wspomnienia chwil pięknych i czułych. To tak jakby starać się znaleźć w beznadziei lepsze chwile, które i tak są po prostu złe. 

Druga część książki to rozprawa z polityką, z kolejnymi decyzjami konkretnych osób, które miały wpływ na życie najbiedniejszych. Louisa udowadnia, że osoby przynależące do klasy wyższych, uprzywilejowanych nie odczuwają w ten sposób decyzji politycznych jak ci, którzy stoją na dole drabiny społecznej. Nie potrafię się tu do końca zgodzić z autorem, odnoszę bowiem wrażenie, że bardzo upraszcza sprawę, zapominając o bierności i braku wykształcenia, który nie jest wynikiem decyzji na najwyższym szczeblu, lecz zwykłej niechęci do nauki. I o ile przytoczenie nazwisk konkretnych osób to ciekawy zabieg, to brakuje mi tu głębszego rozpracowania problemu, a pozostaje tylko wrażenie ślizgania się po temacie. 

Zastanawia mnie także, jak Louis sprawdzi się jako pisarz, gdy zabraknie mu tematów biograficznych. Wszystkie jego książki kręcą się wokół podobnej tematyki, ale już w tej widać, że autor zaczyna się powtarzać. Tytuł następnej powieści wskazuje na to, że będzie traktowała o matce autora, a co będzie potem? Rodzeństwo? Niemniej będę miała Louisa na uwadze i czekam na powieść o zupełnie innej tematyce.

Moja ocena: 4/6

Édouard Louis, Wer hat meinen Vater umgebracht, tł. Hinrich Schmidt-Henkel, 80 str., Fischer 2020.

środa, 29 września 2021

"Koniec z Eddym" Édouard Louis


 

Koniec XX wieku w północnej Francji - to tam w niewielkiej miejscowości dorasta Eddy. Tata Eddy'ego to facet na schwał. Dokładnie taki, jaki powinien być mężczyzna według tamtejszej wizji. Chłop z jajami, który lubi piłkę nożną, zapieprza w fabryce, rujnując kręgosłup, bo odszedł wcześniej ze szkoły i na żadna inną pracę nie ma szans, ogląda non-stop telewizję, je najtańsze żarcie, pije pastis, nie nawidzi polityków, burżujów, Arabów, gejów, czyli ogólnie wszystkich, którzy są inni i ma poczucie dobrze przeżytego życia, bo obok mieszkają ci gorsi - ci, którzy nie mają pracy. Taki facet musi mieć syna. Syn musi być taki jak on. Ma też żonę, babę z jajami, która wychowa dzieci, poda obiad, posprząta dom i jeszcze coś tam zarobi na kasie w supermarkecie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie syn. Jakiś taki chudy i dziwny. Ten syn to Eddy, który woli szlagiery od piłki nożnej, który dziwnie się rusza, nie chodzi jak facet i mówi zbyt wysokim głosem. Pedzio, jak malowany. I co z takim synem począć. Można te jego skłonności ignorować, próbować z niego zrobić faceta, np. manipulacją, upokorzeniem, wyśmiewaniem. Dla Eddy'ego to zresztą nic nowego, bo tak samo traktowany jest poza domem. Szykany w szkole, na boisku, wśród dalszej rodziny, na ulicy są na porządku dziennym.
W takiej sytuacji są dwa wyjścia - zmienić się, dopasować lub wyrwać się. Eddy wypróbowuje oba. Najpierw próbuje być facetem z jajami, z dziewczyną i męskimi zainteresowaniami. Wiadomo, że to się nie uda, więc musi spróbować tej drugiej drogi. 

Louis na okołu dwustu stronach przemyca tak wiele różnorodnych problemów, równocześnie nie przeładowując swojej książki. W pierwszej linii to homoseksualizm chłopca, który żyje w środowisku, gdzie nie ma miejsca na jakąkolwiek odmienność. To jednak w zasadzie mogłoby być cokolwiek, co nie pasuje do ustalonych ról społecznych. Dręczenie, niezrozumienie i mobbing jakich doświadcza chłopiec są niewyobrażalne, zwłaszcza że mówimy tu o końcówce XX wieku i o kraju powszechnie rozumianym jako postępowy. Skali tego zjawiska nie sposób sobie wyobrazić, nie żyjąc w takim środowisku i nie znając osób z najniższego szczebla drabiny społecznej. 

Opisane tu środowisko można spotkać w każdym miejscu - absolutny brak poczucia sprawczości, bierność życiowa, brak edukacji, zwalanie winy za własne nieszczęścia na obcych i innych oraz poczucie wyższości na ludźmi jeszcze biedniejszymi to mechanizmy, które istnieją w wielu społeczeństwach. Mimo to tak dobitnie opisane przez Louisa warunki życiowe całkowicie przerażają - brak drzwi w domu, hałas, ciasnota, telewizor w każdym pokoju grający non-stop, śmieciowe jedzenie, brak jakiegokolwiek waloryzowania edukacji są trudne do wyobrażanie dla kogoś, kto dorastał w zupełnie innym otoczeniu. Ta powieść to także krytyka francuskiej polityki, która pozwala na tak skrajne różnice społeczne, ale o tym będzie więcej w kolejnej książce Louisa.

Bardzo podobała mi się ta książka językowo - dość dosadna, bez zbędnych ozdobników, głęboko osadzona we francuskiej rzeczywistości. Niemiecki tłumacz dobrze rozwiązał nawiązania językowe do nazwiska czy różnorodność przezwisk i wyzwisk osób homoseksualnych. Cieszę się, że nie zraziłam się po Historii przemocy i sięgnęłam po tę książkę. 

Moja ocena: 5/6

Édouard Louis, Koniec z Eddym, tł. Hinrich Schmidt-Henkel, 224 str., Fischer 2019.

niedziela, 26 września 2021

"Porwanie Jane E." Jasper Fforde

 


Do tej książki zostałam gorąco zachęcona przez koleżankę, ale, jak to często bywa, dopiero stosikowe losowanie zmusiło mnie do przekonania się, czy faktycznie jest to powieść dla mnie. Wszystko zresztą na to wskazywało - utopijna wizja Wielkiej Brytanii, gdzie wszyscy czytają, książki cieszą się ogromną estymą, a agenci literaccy walczą odgrywają zupełnie inną rolę niż ta nam znana. 
Thursday Next taką agentką właśnie jest, jej praca polega jednak na ściganiu tych, którzy kradną oryginały wielkich dzieł literackich lub co gorsza próbują je zmanipulować!

Fforde stworzył całkiem nowy, spójny świat, w którym Wielka Brytania od ponad stu lat tkwi w nie kończącej się wojnie o Krym, Walia jest odrębnym państwem z pilnie strzeżoną granicą, a podróżowanie w czasie jest możliwe. Ten zarys nie brzmi dla mnie jak powieść, po którą sięgnęłabym w pierwszej kolejności, ale literatura! Tak, to ona mnie skusiła. I faktycznie jest jej sporo, ale to głównie literatura angielska. Jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci jest Shakespeare, a zwolennicy różnych teorii powstania jego sztuk organizują meetingi, a nawet krążą po domach, by dokoptować zwolenników. Ta książka jest pełna aluzji, odwołań i nawiązań do wielu znanych dzieł. Fforde sięga niemal geniuszu, tworząc tak skomplikowany świat, który przede wszystkim jest spójny. Czytelnik nie ma jednak możliwości poznania tego świata stopniowo, lecz zostaje wrzucony w sam środek od pierwszej strony. Tym sposobem lektura tej książki nie jest łatwa, przez pierwsze rozdziały głównie orientowałam się, kto jest kim i o co w ogóle chodzi.

Bardzo podobały mi się wykreowane przez Fforde postaci - Thursday, jej brat, ciotka i wujek, ojciec. Wszyscy oni mają swoje charakterki, wszyscy są, oględnie mówiąc, dziwaczni. Z przyjemnością poznawałam zakamarki tego świata. Nie porwał mnie jednak sam wątek kryminalny. Czarny charakter - Hades mnie nie przekonuje. Nie bardzo wiadomo, dlaczego dysponuje nadprzyrodzonymi siłami i skąd w ogóle się wziął.

Podsumowując, nie przeczę, że to ciekawa książka, ale nie czuję się zachęcona do kontynuowania tego cyklu, choć świat, w którym najważniejsza rolę odgrywa literatura zdecydowanie mnie kręci.

Moja ocena: 4/6

Jasper Fforde, Der Fall Jane Eyre, tł. Lorenz Stern, 376 str., Deutscher Taschenbuch Verlag 2007.

piątek, 24 września 2021

"Kōmisorz Hanusik" Marcin Melon

 



Kōmisorza Hanusika czytałam już kilka lat temu z ogromna przyjemnością, wiedziałam, że są kolejne tomy, ale nie miałam okazji po nie sięgnąć. Teraz skorzystałam z promocji i kupiłam wszystkie cztery części cyklu jako audiobooki. I to była świetna decyzja. Podczas słuchania bawiłam się przednio, Anna Krypczyk świetnie balansuje między językami: śląskim, polskim, angielskim, a nawet hiszpańskim. Dzięki słuchaniu tych książek, wrócił mój śląski w całej krasie, wróciły wspomnienia, nawet tonacja głosu babci czy dziadka. Taka imersja przez kilka dni zaskutkowała tym, że nawet po śląsku śniłam, za co jestem wdzięczna i autorowi, i lektorce, i wydawnictwu. 

Cykl Melona to jednak nie tylko sentymentalna podróż w przeszłość i lekkie historyjki, a świetnie przemyślana wizja Śląska. Śląska autonomicznego, gdzie nikt nie wstydzi się mówić po śląsku, gdzie każdy po śląsku mówić potrafi, gdzie ceni się śląskie zwyczaje, potrawy i baśnie. Gdzie nadal jest żywa wiara w śląskie stworki, gdzie powszechna jest znajomość historii tego regionu. 
W pierwszej części poznajemy więc Hanusika - Ślązaka, który dużą estymą darzy swoją babcię, jak się później dowiemy, to ona go wychowała. W kilkunastu opowiadaniach Melon wprowadza poszczególne śląskie stworki - beboki, połednice, fojermony, utopce, skarbnika. To właśnie one stoją za wieloma przestępstwami, ale by do tego dojść i uwierzyć trzeba kogoś takiego jak Hanusik. Kogoś, kto wychował się na śląskich baśniach i kogoś, kto jest w stanie w nie uwierzyć.
Co wiara w utopce i inne stwory może wywołać, dowiemy się w ostatniej opowieści tego tomu. 

Kolejna książka cyklu to już nie opowiadania, a powieść, w której Śląsk traci swoje prawa, język śląski jest zakazany, a stolica bacznie pilnuje tego, co się tutaj dzieje, by zapobiec kolejnej.... No właśnie, czemu należy zapobiec dowiecie się z książek. Nie wiedzie się dobrze ani w śląskiej policji, ani w poszczególnych urzędach. Gorole mają nad wszystkim pieczę i pilnują, by śląskość za bardzo się nie rozpanoszyła. Tymczasem po wydarzeniach z pierwszego tomu Achim Hanusik się stacza, odchodzi z policji i poświęca się piciu do nieprzytomności. Melon zręcznie przełamuje i obala wszelakie śląskie stereotypy, ale także balansując na delikatnej linii Ślązacy - Gorole. Fabuła zasadza się na historii słynnego śląskiego piosenkarza, jedynego któremu zezwolono śpiewać po śląsku. Cieszy się on ogromną popularnością, a jego nagła śmierć nie daje spokoju policjantom, zwłaszcza że Gorolom z Warszawy wydaje się bardzo na tym zależeć, by nikt się tą śmiercią nie zajmował. Ten tom nie jest jednoznaczny, Melon pokusił się tu o przedstawienie odwiecznych animozji między Śląskiem, a Warszawą, które na pewno nie jest łatwo przedstawić, zwłaszcza, że autor naturalnie nie zachował obiektywizmu. Mnie ta książka nie obruszyła, ani nie zniesmaczyła, ale potrafię sobie wyobrazić, że Gorole mogą być innego zdania. 

Kolejne dwa tomy to powrót do krótszych form, które jednak ściśle się ze sobą łączą. Melon bazuje na poczcie tych samych postaci, które pojawiają się jako postaci drugoplanowe, tak jak tytułowy Sznupok, ekspert od śląskiej historii. To właśnie dzięki niemu autor przemyca mnóstwo znanych na Śląsku wydarzeń, nie tylko tak wielkich jak powstania, ale na przykład wspomina powszechnie znanych przestępców, o których niegdyś szeptało się w całym regionie. Sznupok ukazuje czytelnikom ciekawe śląskie miejsca, takie jak zamek we Świerklańcu czy Pławniowicach, a także postaci np. Karola Godulę, o którym Amerykanie będą kręcić film. 
Autor wraca także do wysiedlania i zasiedlania Śląska tuż po wojnie - ta opowieść jest zresztą rewelacyjna i wspaniale ukazuje dezinformację ludzi pędzonych z jednego krańca Europy na drugi. Poznajemy także przeszłość Hanusika i wreszcie się dowiadujemy, dlaczego żyje samotnie. 

Powieści Melona to prawdziwa kopalnia wiedzy o Śląsku, nie tej książkowej, a tej ludowej, tej z gawęd i powtarzanych w domach opowieści. Dla Ślązaczek i Ślązaków to podróż sentymentalna wstecz, ale i zachęta do pielęgnowania języka, zwyczajów i całego hajmatu. Jestem zachwycona pomysłami autora, kreacją nieco utopijnego śląskiego świata, dyskretnymi aluzjami i umiejętną prezentacją śląsko-polskich animozji, bez podjudzania, bez wrogości, za to z ogromną dozą humoru. To są książki, do których będę wracać, by móc obcować z językiem mojego dzieciństwa, by wywołać w sobie poczucie swojskości i by na nowo się śmiać z wielu powiedzeń i pomysłów autora. 

Moja ocena: 6/6

Marcin Melon "Kōmisorz Hanusik", 222 str., Silesia Progress 2014.
Marcin Melon "Kōmisorz Hanusk. W tajnyj sużbie ślōnskij nacyje", 147 str., Silesia Progress 2015.
Marcin Melon "Kōmisorz Hanusik i Sznupok", 266 str., Silesia Progress 2016.
Marcin Melon "Umrzik we szranku", 208 str., Silesia Progress 2017.

czwartek, 23 września 2021

"Samotny jak Szwed" Katarzyna Tubylewicz


Samotny jak Szwed? Ja bym powiedziała, że raczej samotny jak Katarzyna Tubylewicz. Szweda w tej książce niemal ze świecą szukać, za to autorki jest aż nadto. Pod przykrywką analizy szwedzkiej samotności i mentalności, dostajemy bowiem dziennik poszukiwania własnej doskonałości albo może raczej własnego miejsca w życiu. Gdybym wiedziała, że ta książka to pseudo-poradnik o lepszym życiu, to zapewne miałabym inne oczekiwania przed rozpoczęciem lektury.

Trudno nazwać tę publikację reportażem, bo to raczej zbiór esejów i wywiadów opatrzony pięknymi zdjęciami, których jednak nie mogłam docenić, bo czytałam wersję elektroniczną. Tubylewicz rozmawia z wieloma ciekawymi postaciami, samotność ma być kluczem tych wywiadów, ale gdzieś wśród słów ta nuta przewodnia się rozmywa. Przyznam, że niedługo po lekturze z esejów pamiętam niewiele. Pozostało mi tylko wrażenie samozachwytu nad tym, że dzięki regularnym ćwiczeniu jogi autorce udało się osiągnąć szczęście i docenić samotność oraz piękno natury. Tak, wiem, jak to brzmi.

Natomiast wywiady bardziej zapadły mi w pamięć, zapewne za względu na postaci rozmówców. Najciekawszy wśród nich jest doktor Peter Strang, specjalista medycyny paliatywnej, który o swoich pacjentach i procesie odchodzenia mówi z ogromną czułością, empatią i zrozumieniem. Po przeczytaniu jego słów miałam wrażenie, że musi być cudownym, ciepłym człowiekiem. 
Z ciekawością przeczytałam rozmowę z pisarką Therese Bohman, noblistą Thomasem Tranströmmerem (choć tu główną rozmówczynią jest jego żona) czy psychoterapeutką Evą Heller Ekblad, która jako dziewczynka przeżyła warszawskie getto. Czytając jednak te wywiady, nie miałam poczucia spójności, nie odnosiłam wrażenia, że książka tworzy jedną całość. 

Co ciekawe, zaznaczyłam jednak wiele fragmentów, które idealnie pasują do moich przemyśleń na temat własnej samotności, introwertyzmu i mojej drogi do zrozumienia siebie. I o ile wiele z nich było dla mnie pięknych, potwierdzających to, o czym od dawna jestem przekonana, to jednak nie tego oczekiwałam od takiej książki. Miałam nadzieję na dowiedzenie się więcej o samych Szwedkach i Szwedach, a oni gdzieś znikają i rozmywają się w zalewie przemyśleń autorki. 
Wiele z wątków Tubylewicz zaczyna, ale jednak nie pociąga do końca, jak np. kwestię szwedzkiej polityki w czasie pandemii, która, jak wiemy, była odmienna od wielu krajów. Początkowo czytamy o izolacji osób starszych, które bardzo cierpiały z tego względu, bo objęła ona właściwie tylko tę grupę. Później jednak autorka wspomina o tym, że umierający podczas pandemii mieli możliwość spotykania bliskich, co brzmi po poprzedniej wypowiedzi paradoksalnie. Brakuje tu jednak jakiejkolwiek konkluzji - nie dowiemy się, czy taka polityka na tle uwarunkowań społecznych i geograficznych w Szwecji się przyjęła? Czy się sprawdziła?

Mam na czytniku jeszcze jedną książkę tej autorki, po którą na pewno niebawem sięgnę. Przekonana jestem nawet, że będzie ona lepsza, bo mam wrażenie, że Samotny jak Szwed jest stworzoną na szybko kompilacją gotowych tekstów, by wykorzystać trend na popularność książek z i o Skandynawii.

Moja ocena: 3,5/6

Katarzyna Tubylewicz, Samotny jak Szwed. O ludziach Północy, którzy lubią bywać sami, 272 str., Wielka Litera 2021.

wtorek, 21 września 2021

"Historia przemocy" Édouard Louis

 


Mężczyzna, który słucha swojej własnej historii. Historii, którą opowiada swojemu mężowi jego siostra Clara. On stoi pod drzwiami i jest biernym słuchaczem, po raz pierwszy dystansuje się od tego, co się wydarzyło na tyle, by mógł przyjąć tę rolę. Pierwszy raz po tym, gdy opowiadał swoją historię od nowa i od nowa. Na pogotowiu wpierw pielęgniarce, potem lekarce, potem kolejnym medykom, potem jednemu policjantowi i kolejnemu, i przyjaciołom, i siostrze, wszystkim, którzy nadawali się na słuchaczy. To wielokrotne opowiadanie staje się swoistą terapią, pomaga nabrać dystansu, ale także analizować własne czyny, zachowania, decyzje. Co więcej pomaga zrozumieć, jak pochodzenie wpłynęło na powyższe, jak kulturowe tło i warunki wychowania zdeterminowały takie, a nie inne zachowanie. 

Édouard pochodzi bowiem z prowincji, z której musiał uciec, by w Paryżu zacząć żyć tak, jak chciał. Gdy wraca po spędzonej z przyjaciółmi Wigilii zostaje zagadnięty na ulicy przez przystojnego mężczyznę arabskiego pochodzenia. Reda jest piękny, sympatyczny i wydaje się być samotny, więc Édouard zaprasza go do siebie. W mieszkaniu spędzają upojną noc, lecz gdy rankiem Reda opuszcza mieszkania, Édouard zauważa, że ten próbuje skraść wiele cenny przedmiotów. Nie jest mu łatwo skonfrontować się z chłopakiem, ale w końcu to czyni, co wyzwala w nim falę gniewu. Zaskoczony taką reakcją Édouard nie bardzo wie, jak się zachować, próbuje załagodzić sytuację, ale nie ma już odwrotu. Reda zapędził się w swoim gniewie tak daleko i wysuwa tak absurdalne zarzuty, że wszystko musi się skończyć źle. 

Opowieść siostry, przeplata się ze wspomnieniami Édourada, tytułowa historia przemocy jawi się więc odbita przez lustro doświadczeń Clary, co dobitnie ukazuje kulturowe różnice między nią, a paryskimi przyjaciółmi brata. Rolę odgrywa tu oczywiście rasizm (pochodzenie Redy oczywiście determinuje jego obraz, ale także animozje i nierówności między francuską prowincją a stolicą odgrywają rolę), ale także różnice w wychowaniu i pochodzeniu osób, które wysłuchują historii i różnie ją i zachowanie Édouarda oceniają. Reda awansuje tu na rolę symbolu zagrożeń, jakie niesie ze sobą wielokulturowość, tak samo jak Édouard symbolicznie przyjmuje rolę typowych ofiar przemocy na tle seksualnym.

To jednak przede wszystkim powieść o traumie, o sposobie na jej przepracowanie, na radzenie sobie z nią. O tym, co czeka ofiarę, która zdecyduje się zgłosić przestępstwo, o procedurach i systemie, w którym trzeba się jako ofiara poruszać.

Stylistycznie i językowo miałam z tą książką problem. Zupełnie nie doceniałam jej pierwszej części, zajęta rozwikływaniem nieoczywistej konstrukcji i "wchodzeniem" w styl autora. O ile podoba mi się pomysł na poznawanie historii z punktu widzenia siostry, to jednak autor zbyt długo pozostawia czytelnika z domysłami, by mógł on w pełni zagłębić się w treści.

Moja ocena: 4/6

Édouard Louis, Historia przemocy, tł. Joanna Polachowska, 192 str., Wydawnictwo Pauza 2018.

poniedziałek, 20 września 2021

"Bittere Schokolade" Tom Hillenbrand


Gdy zaczynałam słuchanie tej książki, byłam przekonana, że to ostatni tom kryminałów kulinarnych z Xavierem Kiefferem w roli głównej. Tymaczem kolejny tom ukaże się już w listopadzie tego roku. Mimo że nie są to rasowe kryminały, to pozostałam przy kontynuacji tej serii, bo niesie ona w sobie ogromny ładunek edukacyjny o kulinariach z całego świata. W tym tomie Hillenbrand na tapet wziął kakao. Przyznam, że przed lekturą o produkcji tego ważnego składnika czekolady miałam niewielkie pojęcie, teraz mogłabym wziąć udział w dyskusji na temat odmian tej rośliny.

Hillenbrand uwodzi mnie właśnie tym, że udaje mu się wpleść ogrom informacji w całkiem składną akcję. A jak Kieffer wplątuje się w akcję kakao? Okazuje się, że przypadkiem spotyka w Luksemburgu swoją była dziewczynę, z którą łączyła go nader burzliwa znajomość, zakończona niezbyt polubownie. Ketti jest teraz słynną cukierniczką, ma w Brukseli własny sklep a na przedmieściach fabrykę czekolady. Ponadto Ketti chce zrewolucjonizować produkcję tego smakołyku, a przede wszystkim przenieść ją do Afryki, by zapewnić pracownikom plantacji kakao lepszy byt i godniejsze zarobki. Niestety utopijna niemal wręcz wizja Ketti nie ma szans na urzeczywistnienie, ponieważ kobieta zostaje zamordowana. Podobnie jak ambasador nowo utworzonej Republiki Wolnego Konga, gdzie znajduje się plantacją, z którą współpracowała Ketti. 
Gdy nie wiadomo do końca o co chodzi, chodzi o pieniądze. A tutaj nawet o diamenty, z których Kongo słynie. Sprawa jest bardzo skomplikowana, zwłaszcza, że Xavier jest szantażowany przez tajemniczego Rosjanina. Tymczasem Valerie stoi u skraju klasycznego bankructwa. Słynny Guide Gabin nie ma pieniędzy, bo okazuje się, że większą popularnością cieszą się aplikacje do oceniania restauracji niż pełen tradycji przewodnik. 
Oczywiście nie zabraknie tu też Pekki, który służy dobrą radą i zawsze ma czas na kieliszek rieslinga, albo butelkę. 

Moja ocena: 4/6

Tom Hillenbrand, Bittere Schokolade, czyt. Gregor Weber, 480 str., Audible Studios 2018.

niedziela, 19 września 2021

"The Death of Vivek Oji" Akwaeke Emezi

 


Vivek Oji nie żyje. Jego nagie, zakrwawione ciało zostaje podrzucone pod drzwi jego domu rodzinnego, gdzie znajduje je Kavita, matka Viveka. Od tego momentu pogrążona w rozpaczy kobieta doszukuje się przyczyn jego śmierci. Jej pełne rozpaczy poszukiwania, rozmowy, próby zrozumienia to jedem z najbardziej poruszających aspektów książki, która jednak zawiera w sobie o wiele więcej. 
Stopniowo poznajemy bowiem przeszłość Viveka. Poczynając od jego narodzin, sprzężonych ze śmiercią babki, poprzez dzieciństwo aż do czasu, gdy rzucił studia, Emezi przedstawia obraz człowieka niedostosowanego, dziwnego i niezrozumianego. Vivek nigdy nie pasował do normy. Od dzieciństwa miał blackouty, zachowywał się inaczej niż chłopcy aż wreszcie całkowicie zmienił styl bycia i zapuścił włosy. Takiego Viveka poznajemy z relacji Osity, jego kuzyna, który spędzał wiele czasu w domu wujka i ciotki.

Takie zachowanie w konserwatywnym społeczeństwie z bardzo konkretnym obrazem mężczyzny nie jest łatwe do zaakceptowania. Tutaj mężczyzna musi mieć syna, ma wiele praw (np. do zdrady) i rządzi swoją rodziną. Widać to na przykładzie grupy Nigerwives, jak nazywają się cudzoziemki, które wyszły za mąż za Nigeryjczyków. Tworzą one swoistą grupę wsparcia, która przeniesie się później na ich dzieci. To właśnie one, gdy staną się młodymi dorosłymi stworzą dla Viveka przestrzeń, gdzie będzie mógł być sobą. Osita także do niej należy, choć jego matka jest Nigeryjką. Relacja między Ositą i Vivekiem będzie kluczowa dla obu mężczyzn w odszukiwaniu własnej tożsamości.

To powieść o łamaniu konwencji, o odwadze do bycia sobą, o kostycznych regułach w zorientowanym na mężczyzn społeczeństwie, gdzie nie ma miejsca na odmienność. To przede wszystkim jednak powieść o sile przyjaźni, która daje przestrzeń na akceptację, zrozumienie i bycie sobą.

Emezi ciekawie skonstruowała tę powieść. Mimo że od pierwszy stron wiemy, że Vivek umrze, to jednak w napięciu przewracamy kolejne strony, bo dowiedzieć się, co było przyczyną nagłej śmierci młodego człowieka. To także szansa na poznanie matki i kuzyna Viveka, którzy obok niego są najważniejszymi postaciami w tej powieści. Każda z nich przechodzi swoją własną ewolucję, poznaje prawdę o sobie i innych.
To interesująca rzecz, pozwalająca czytelniczce/-kowi na zatopienie się w odległej kulturze, ale i dostrzeżenie uniwersalizmu poruszanej problematyki.

Moja ocena: 5/6

Akwaeke Emezi, The Death of Vivek Oji, 248 str., Riverhead Books 2020.

sobota, 18 września 2021

"Bergsalz" Karin Kalisa

Po przeczytaniu dwóch powieści Kalisy, stałam się fanką jej prozy. Ta powieść utwierdziła mnie w moim przekonaniu, Niemka ponownie przekonała mnie do swojego stylu. Mimo że nie jestem fanką cukierkowych powieści z happy endem, to pokrzepiająca nuta powieści Kalisy mnie przekonuje. Podobnie jak w Sungs Laden, w tej powieści Niemka stawia na porozumienie na najniższym szczeblu, umieszczając jednak akcję w bawarskiej wiosce. 

Tutaj mieszkają same wdowy, które żyją jak dotychczas. Sprzątają, gotują, robią zapasy, uprawiają ogródki, suszą zioła, zbierają przepisy. Tyle że są samotne. Gdy pewnego dnia jedna z nich w porze obiadowej odwiedza sąsiadkę, by poprosić ją o mąkę, choć każda szanująca się gospodyni ma zapas każdego rodzaju mąki, najpierw wstrząsa ustalonym od lat rytmem. No bo jak to w porze obiadowej do kogoś zapukać? Potem jednak sąsiadka ją zaprasza do stołu i od słowa do słowa umawiają się na kolejny dzień. Potem do nich dołącza kolejna wdowa, potem kolejna, aż tworzą krąg kobiet, które dla siebie nawzajem gotują i wymieniają doświadczenia i wspomnienia. Pewnego dnia rodzi się pomysł gotowania dla innych. Brak tylko miejsca. Najlepiej nadawałaby się wioskowa gospoda, która od wielu lat stoi zamknięta.

Tymczasem zakwaterowano tam uchodźców, którzy jednak nie mogą korzystać z nieprzystosowanej podobno do wymogów sanitarnych kuchni. Dostarczany im catering jest jednak niewypałem - uchodźcy nie znają takich potraw i większości im one nie smakują. I tu spotykają się dwa odległe światy. Bawarskie a arabskie gospodynie, a smaki i kuchnia tworzą nić porozumienia. Podobnie jak w Sungs Laden to porozumienia zaczyna się na najniższym szczeblu, wśród zwykłych ludzi, na przekór przepisom i logice. 

Kalisa z wielką czułością i empatią opisuje oba te światym, snując pokrzepiającą, ale równocześnie daleką od kiczu powieść. Udaje jej się opisać samotność, wykluczenie i niezrozumienie na podstawie dwóch zupełnie odmiennych i odległych światów, a nawet trzech, bo jedną z bohaterek jest wioskowa rebeliantka, która opuszcza rodzinę i świat dzieciństwa, by wyruszyć w regiony ogarnięte konfliktami zbrojnymi. Nieco dziwne natomiast są fragmenty z przeszłości - początkowo nie bardzo wiedziałam, jak je zaszufladkować i do których wydarzeń przypadkować, dopiero sam koniec książki pozwala na zrozumienie zamysłu autorki. 


Moja ocena: 5/6

Karin Kalisa, Bergsalz, czyt. Beate Himmelstoß, Johannes Steck, 208 str., Argon Hörbuch 2020.

piątek, 17 września 2021

"Polska odwraca oczy" Justyna Kopińska

 


Kopińska w krótkich, prasowych reportażach przedstawia szesnaście bardzo trudnych spraw. O niektórych z nich było głośno, o niektórych nigdy nie słyszałam, wszystkie jednak piętnują słabość systemu, ukazują obojętność ludzi i rozpacz skrzywdzonych. To nie są rozbudowane teksty z pogłębioną analizą psychologiczną, a raczej sygnalizacja tematu, relacja wydarzeń i wskazanie na konkretny problem prawny, słabość systemu lub zaniedbanie. Zresztą jeden z tekstów o siostrze Bernadetcie Kopińska pogłębiła, tworząc osobną książkę na ten temat.

Są w tym zbiorze teksty, które pozostaną w mojej pamięci na długo, tak jak ten o wychowaniu niepełnosprawnego dziecka, o szpitalu psychiatrycznym czy o żonie Trynkiewicza. Szczególnie dobitnie obojętność ludzi widać w reportażu o zgwałconej tłumaczce, która decydując się na zgłoszenie na policję, pogłębiła tylko swoją traumę, nigdy nie zaznając sprawiedliwości. Kopińska szczególnie chętnie punktuje konformizm i biurokrację, co widać dobrze w reportażu o policyjnych statystykach. Bez żadnych skrupułów ukazuje korupcję, wygodnictwo, poddańczość systemowi. Po tych tekstach jednak nie ma się chęci do działania, do zmieniania, lecz czuje się obezwładniającą niemoc. Tu nie będzie katharsis, a paraliż, poczucie, że nie ma szans na jakąkolwiek zmianę.

Na pewno nie jest dobre czytanie tej książki za jednym razem, tak jak ja to zrobiłam. Zbyt szybko ulatują poszczególne teksty, w pamięci pozostaną te, które poruszyły szczególną, bliską nutę. 

Kopińska wzięła na siebie niełatwe zadanie. Bycie dziennikarką śledczą wymaga siły, ale zapewne i tupetu, umiejętności stawiania niewygodnych pytań, domagania się odpowiedzi, drążenia i ogromnej dozy samozaparcia. I za to ją podziwiam, a także za odwagę. Równocześnie nie trudno dostrzec tu czułość i empatię, z którą autorka traktuje swoich bohaterów. Kopińska nie tylko piętnuje, wskazuje także na postawy empatyczne, na ludzi, którzy mają otwarte oczy. Mimo to ten zbiór nie pozostawia czytelniczki/-ka z poczuciem nadziei. 

Moja ocena: 5/6

Justyna Kopińska, Polska odwraca oczy, 234 str., Świat Książki 2016. 

czwartek, 16 września 2021

"Kaltes Land" Michael Tsokos

 


W nowej serii Tsokos czyni główną bohaterką Sabine Yao, znaną z cyklu o Paulu Herzfeldzie. To bardzo sympatyczny zabieg, ponieważ Herzfeld występuje tu jako postać drugoplanowa i szef Yao. Pół Niemka, pół-Chinka jest jedną z jego najbardziej cenionych współpracowniczek. Pewnego dnia Yao otrzymuje telefon od ciotki, że jej siostra zaginęła. Mieszkająca samotnie w okolicach Kilonii bezdzietna ciotka  jest blisko związana z siostrzenicą. Yao spędzała u niej wakacje i utrzymuje z nią bliski kontakt. Natomiast z zaginioną ciotką kontakt był sporadyczny. Yao wyrusza jednak od razu na północ Niemiec, by wspomóc ciotkę, ale i śledzić działania policji. Gdy odnalezione zostanie ciało ciotki, weźmie udział w sekcji i zaangażuje się w dochodzenie. 

Tsokos wykorzystał podczas pisania tej powieści fakty z własnej kariery medyka sądowego, czyniąc ją zarazem bardziej autentyczną. Z łatwością można sobie wyobrazić śledztwo i jego okoliczności, zwłaszcza że autor chętnie opisuje krajobrazy, pogodę, a nawet strój zarówno podejrzanych jak i lekarzy i innych zaangażowanych w dochodzenie. To nie jest kryminał, w którym z zapartym tchem śledzi się akcję, snując domysły na temat motywów morderstwa. Zamysł Tsokosa to raczej ukazanie toku myślenia medyków sądowych, sposobu przeprowadzania sekcji i wysnuwania wniosków, na podstawie których policja może planować kolejne kroki. Równocześnie, jak w innych książkach autora, Tsokos chętnie opisuje mniej znane skandale i szemraną działalność. Tutaj chodzi na przykład o nielegalny handel silnym środkiem przeciwbólowym, w który angażują się nie tylko nic nie znaczący dilerzy, ale który rozciąga się również na środowisko lekarzy.

Ta niezbyt długa książka to niezła lektura-przerywnik, dająca prawdziwy obraz pracy medyków sądowych. Zresztą, kto czytał inne książki Tsokosa, wie, czego się spodziewać.

Moja ocena: 4/6

Michael Tsokos, Kaltes Land. Ein Fal für Sabine Yao, czyt. Vera Teltz, 112 str., Audiobuch Verlag 2021.

środa, 15 września 2021

"Spinner" Benedict Wells

 


Wreszcie nadszedł czas na zapoznanie się z prozą tak chwalonego Benedicta Wellsa. Urodzony w 1984 roku Wells był najmłodszym pisarzem w pełnym tradycji wydawnictwie Diogenes, które jednak najpierw opublikowało jego drugą powieść. 
Tę książkę Wells napisał w wieku 19 lat, tuż po maturze, gdy przeprowadził się z Bawarii do Berlina, gdzie postanowił zostać pisarzem. Główny bohater w tej kwestii wykazuje pewne podobieństwo. Jesper Lier również przenosi się do Berlina, rezygnuje ze studiów i tworzy powieść życia. Dodać trzeba, że to dzieło ma już ponad 1200 stron i w większej części powstało pod wpływem przeróżnych środków, tak że sam autor nie pamięta wieli fragmentów.
Treścią Spinnera powieści jest tydzień z życia Liera, dodać trzeba tydzień pełen wydarzeń. I tydzień, w którym wątpliwa konstrukcja jego życia się łamie.
Jesper dowiaduje się bowiem, że jego dzieło wcale nie jest tak genialne, jak miało być, a jego dotąd już dość pozbawione sensu życie staje się jeszcze bardziej puste. Najpierw traci kontakt z Miri, którą dopiero co poznał i się w niej zadurzył, potem kłóci się z jedynymi przyjacielami, jakich ma, w międzyczasie wpada w kłopoty, bo zajmuje suterenę, w której mieszkał mafioso. Lier nigdy nie zmienił tabliczki na drzwiach, co powoduje, że światek, do którego naprawdę nikt nie chce przynależeć, regularnie puka do jego mieszkania.
Nie zapominajmy o tym, że Lier unika wyjazdów do domu, odkąd zmarł jego ojciec. Co więcej właśnie nagle umiera jego literacki mentor i erzac ojca. W tym całym chaosie Jesper miota się, rozpaczliwie próbując nadać swojemu życiu sens, kierunek i cel. Ta rozpaczliwość objawia się głównie w niszczeniu i zrywaniu kontaktów. 

Powieść Wellsa czyta się dobrze, sporo tu Berlina, co akurat dla mnie jest dużym plusem, jest wiele udanych spostrzeżeń i nie pozbawiona autentyzmu kreacja życia młodych dorosłych. Autor stopniowo odkrywa przed czytelni(cz)kami przeszłość Jespera, nadając jego zachowaniu i przeżyciom sens. Nie jest to może wybitna powieść, ale zdecydowanie rzecz, na którą warto zwrócić uwagę. Planuję przeczytać jeszcze inne książki Wellsa, spodziewam się, że po takich debiucie, czeka na mnie kawałek dobrej literatury.

Moja ocena: 4/6

Benedict Wells, Spinner, czyt. autor, 336 str., Diogenes Verlag 2021.

czwartek, 9 września 2021

"Zgiń, kochanie" Ariana Harwicz

 


Książki o trudnym macierzyństwie? Jest ich sporo. Przeczytałam kilka, ale clou wszystkich był fakt, że jest w cholerę trudno, czasem ma się ochotę zamordować wszystko i wszystkich, ale trudy wynagradza miłość do dziecka. A u mnie pozostawał niesmak. Bo ta wizja mnie nie przekonuje. U niektórych wynagradza, a u niektórych nie. Wygrywa być może poczucie obowiązku, ale nie uczucie. U Harewicz nie wygrywa nikt i niczego.

Jest matka kilkumiesięczniaka pogrążona w depresji, obłędzie, szaleństwie. Uwikłana w bycie żoną i matką, zamknięta w złotej klatce macierzyństwa. Matka, która spoglądając na swoje dziecko przypomina sobie scenę seksu, gdy to mąż zdecydował o jej zapłodnieniu. Matka, która ma tak dość, że woli na to dziecko nie spoglądać. Matka, która jest kobietą pełną pragnień i potrzeb, które musi odstawić na drugi, a nawet trzeci plan. Główna bohaterka mieszka na odludziu, gdzie może uciekać w las, w przestrzeń, by wykrzyczeć swój ból. Gdzie zamknięcie w klatce rozciąga się nie tyle na dom, co na całą przestrzeń. Jej związek nie ma już żadnej jakości, najmniejsza drobnostka może być powodem karczemnej kłótni, mąż staje się ciałem obcym. 

Harwicz pisze bardzo soczyście, sensualnie, bez cenzury, brutalnie. Są tu opisy dnia codziennego, ale też niemal oniryczne wynurzenia głównej bohaterki. Jej rozbuchana emocjonalność i kobiecość, jej bunt, jej niezgoda na takie życie trwa tylko w jej wnętrzu, nie może wydostać się poza jej głowę. Na zewnątrz przytakuje mężowi i spełnia mniej lub bardziej udanie rolę żony i matki, a to, co w sobie dusi uwalnia się tylko czasem w szalonych ucieczkach. Taki wybór języka podkreśla stan bohaterki, jej wegetację na granicy jawy i szaleństwa. 

O ile z surrealistycznymi wizjami miałam pewien problem, to doceniam bardzo treść książki. Wiele zdań zostanie ze mną na zawsze. Wstrząsający jest obraz kobiety, którą może być lub stać każda z nas. Być może mijamy takie kobiety na ulicy, nie zdając sobie sprawy z tego, co dzieje się w ich wnętrzu. 
Pobyt w szpitalu psychiatrycznym niczego nie leczy, w niczym nie pomaga. Bezradność terapeutów jest obezwładniająca. 

To powieść tylko i wyłącznie o kobiecie. Męża widzimy tylko jej oczyma, brak tu jego głosu, jego wersji, ale z ciekawością przeczytałabym tę samą książkę napisaną z jego perspektywy. 

Niepokojąca powieść, która na pewno zapadnie mi długo w pamięć.

Moja ocena: 4/6

Ariana Harwicz, Zgiń, kochanie, 144 str., Wydawnictwo Pauza 2020.

środa, 8 września 2021

"Die Infantin trägt den Scheitel links" Helena Adler

 


W ramach mojej zwiększonej konsumpcji współczesnej literatury z obszaru niemieckojęzycznego sięgnęłam po tę powieść Austriaczki Heleny Adler. Pisząca pod tym pseudonimem autorka jest nie tylko pisarką, ale także malarką, co można wyczytać na stronach tej niekonwencjonalnej powieści. 

To opowieść o dzieciństwie na wsi, w gospodarstwie, w którym główna bohaterka mieszka z rodzicami, starszymi siostrami bliźniaczkami i pradziadkami. W krótkich rozdziałach Adler opisuje częściowo brutalne i poruszające strony życia na wsi - dziwne układy rodzinne, dręczące ją diaboliczne siostry, śmierć, zwyczaje, a to wszystko bardzo nowatorskim językiem, za którym nie zawsze łatwo jest podążać. 

W moim odczuciu to nierówna książka. Jest tu wiele świetnych fragmentów, odwołań do (pop)kultury lat 80. i 90., które nadają książce nieco sentymentalnej nuty. Są fragmenty mocne, obnażające dzieciństwo na wsi, bez pozłotki, ukazujące dzieci zostawione same sobie, powierzchowny katolicyzm, alkoholizm, uwikłanie w dziwnych układach. Są też fragmenty, które zupełnie do mnie nie przemówiły i które wydawały się nie pasować do narracji dziewczynki, bo nagle zmieniona została perspektywa czy czas.

Bardzo ciekawe jest połączenie literatury ze sztuką poprzez nawiązania do znanych dzieł, ale także tytuły poszczególnych rozdziałów są tytułami obrazów i zapewne można wysnuć tutaj ciekawe paralele. Mimo zachwytów nad tą powieścią i jej nominacji do Deutscher Buchpreis w ubiegłym roku, ja do wielbicielek prozy Adler się nie zaliczam. Jej styl jest dla mnie zbyt "odjechany", przekombinowany i zagmatwany. 

Moja ocena: 3/6

Helena Adler, Die Infantin trägt den Scheitel links, 192 str., Jung und Jung 2020.

czwartek, 2 września 2021

"Wyznanie" Domenico Starnone

 


Pietro jest nauczycielem, który po burzliwym związku z uczennicą poznaje Nadię, także nauczycielkę. To spotkanie przeistoczy się w związek, a potem małżeństwo i rodzinę. Oboje uczą w tej samej szkole, jednak to Pietro publikuje artykuły na temat szkolnictwa. Gdy pewien wydawca proponuje mu napisanie książki o tej tematyce, nauczyciel podejmuje wyzwanie, nie spodziewając się, że jego publikacja stanie się niemal bestsellerem, a on sam będzie jeździć po całych Włoszech na spotkania autorskie. Tymczasem jego żona matematyczka porzuca swój projekt badawczy na uniwersytecie i poświęca się macierzyństwu. Pietro niespecjalnie naciska, by poznać przyczyny jej decyzji. To specyficzne małżeństwo, w którym mało się rozmawia, a życie toczy się z rozpędu. Stopniowo widać, że to Pietro jest tym, który daje się ponieść wydarzeniom, człowiekiem, któremu życie się wydarza, a on mu się poddaje. 

Powieść Starnone nie byłaby tak spektakularna, gdyby nie tytułowe wyznanie. Otóż gdy Pietro spotyka swoją pierwszą miłość Teresę kilka lat po rozstaniu oboje czynią sobie pewne wyznanie - zdradzają sobie nawzajem wstydliwą tajemnicę. Ponieważ Pietro ma Teresę za neurotyczną i nieobliczalną, całe życie drży, że zdradzi ona jego tajemnicę. Ten fakt ma wpływ na jego zachowanie praktycznie do końca. 

Starnone kreując słabego i bezwolnego mężczyznę, który odniósł zaskakujący nawet dla niego samego sukces, równocześnie przedstawia kobiety pewne siebie i zdecydowane na działanie. Jest to Teresa, która robi karierę jako artystka w Nowym Jorku, jest Tilde redaktorka w wydawnictwie Pietra i jego towarzyszka podczas wyjazdów na spotkana autorskie i wreszcie Nadia, która podejmuje wszystkie decyzje dotyczące małżeństwa (dzieci, przeprowadzka). Pozornie zatroskany rodziną Pietro (telefony co wieczór do żony chociażby) korzysta z tego, że fala popularności prowadzi go przez życie. Podobały mi się ostatnie rozdziały napisane z perspektywy Teresy i najstarszej córki Pietra, które ukazują mężczyznę w zupełnie innym świetle.

Wyznanie to książka, którą czyta się lekko, ale spotkanie klubu książkowego Wydawnictwa Pauza uświadomiło mi, jak wiele w sobie kryje. Dopiero głębsza dyskusja pomogła mi odkryć, na jak wiele sposób można ją interpretować i dowiedzieć się, że nie jestem w mojej interpretacji odosobniona. To ciekawe, że w Pauzie często trafiam na pozornie proste i lekkie książki, które haczą i kryją w sobie dużo więcej niż na pierwszy rzut oka widać. 

Moja ocena: 4/6

Domenico Starnone, Wyznanie, tł. Katarzyna Skórska, 176 str., Wydawnictwo Pauza 2021.

środa, 1 września 2021

Stosikowe losowanie wrzesień 2021



Guciamal wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 49 książek) - 22
Maniaczytania wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 5 książek) - 3
Agnes wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1200 książek) - 978
ZwL wybiera numer książki dla Anny (w stosie 284 książki) - 189
Anna wybiera numer książki dla McDulki (w stosie 120 książek) - 17
McDulka wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 55 książek) - 51

"Motherhood" Sheila Heti

 


Temat macierzyństwa, a właściwie chęci posiadania dziecka uważam od dawna za interesujący. Kobiety poniekąd z automatu wpadają w rolę matki, bezrefleksyjnie przejmując oczekiwania społeczne za własne pragnienie. Oczywiście nie wszystkie, ale jednak bardzo wyraźnie czuć tę presję i to właśnie te kobiety, które dzieci nie chcą, często zmuszane są do wyjaśniania swojej postawy.

Sheila Heti w swojej powieści rozprawia się właśnie z tą kwestią, opisując ja z perspektywy kobiety po trzydziestce i pisarki, nie pomijając takich aspektów jak jej związek oraz stosunek do matki. Heti nigdy nie pragnęła mieć dzieci, ale liczne koleżanki i znajome poniekąd wepchnęły ją w rozterki. Wraz z kolejnymi ciążami i spotkaniami wahanie Heti rośnie do tego stopnia, że staje się obsesją.

Ta książka to zbiór jej zapisków, krótkie eseje, ale także opisy rozmów z innymi kobietami, z partnerem, z matką oraz krótki szkic historii rodziny. Heti wciąż obraca się wokół tego samego tematu. Początkowo jej rozważania są ciekawe, wiele spostrzeżeń bardzo celnych a jej rozterki całkowicie zrozumiałe. Z czasem jednak książka robi się męcząca, szczególnie gdy autorka odwołuje się do wróżb i snów. Ten aspekt jest zupełnie niepotrzebny i z krytycznych esejów tworzy poniekąd farsę. Myślę, że gdybym czytała tę książkę, podkreśliłabym kilka myśli, ale tylko kilka. Zbyt dużo tu kręcenia się w kółko, nadmiernego analizowania, kombinowania, wracania do tych samych myśli. Spodziewałam się książki dużo bardziej odkrywczej.

Moja ocena: 3/6

Sheila Heti, Mutterschaft, tł. Thomas Überhoff, czyt. Claudia Michelsen, 320 str., Finch&Zebra Verlag 2019.