Książki o trudnym macierzyństwie? Jest ich sporo. Przeczytałam kilka, ale clou wszystkich był fakt, że jest w cholerę trudno, czasem ma się ochotę zamordować wszystko i wszystkich, ale trudy wynagradza miłość do dziecka. A u mnie pozostawał niesmak. Bo ta wizja mnie nie przekonuje. U niektórych wynagradza, a u niektórych nie. Wygrywa być może poczucie obowiązku, ale nie uczucie. U Harewicz nie wygrywa nikt i niczego.
Jest matka kilkumiesięczniaka pogrążona w depresji, obłędzie, szaleństwie. Uwikłana w bycie żoną i matką, zamknięta w złotej klatce macierzyństwa. Matka, która spoglądając na swoje dziecko przypomina sobie scenę seksu, gdy to mąż zdecydował o jej zapłodnieniu. Matka, która ma tak dość, że woli na to dziecko nie spoglądać. Matka, która jest kobietą pełną pragnień i potrzeb, które musi odstawić na drugi, a nawet trzeci plan. Główna bohaterka mieszka na odludziu, gdzie może uciekać w las, w przestrzeń, by wykrzyczeć swój ból. Gdzie zamknięcie w klatce rozciąga się nie tyle na dom, co na całą przestrzeń. Jej związek nie ma już żadnej jakości, najmniejsza drobnostka może być powodem karczemnej kłótni, mąż staje się ciałem obcym.
Harwicz pisze bardzo soczyście, sensualnie, bez cenzury, brutalnie. Są tu opisy dnia codziennego, ale też niemal oniryczne wynurzenia głównej bohaterki. Jej rozbuchana emocjonalność i kobiecość, jej bunt, jej niezgoda na takie życie trwa tylko w jej wnętrzu, nie może wydostać się poza jej głowę. Na zewnątrz przytakuje mężowi i spełnia mniej lub bardziej udanie rolę żony i matki, a to, co w sobie dusi uwalnia się tylko czasem w szalonych ucieczkach. Taki wybór języka podkreśla stan bohaterki, jej wegetację na granicy jawy i szaleństwa.
O ile z surrealistycznymi wizjami miałam pewien problem, to doceniam bardzo treść książki. Wiele zdań zostanie ze mną na zawsze. Wstrząsający jest obraz kobiety, którą może być lub stać każda z nas. Być może mijamy takie kobiety na ulicy, nie zdając sobie sprawy z tego, co dzieje się w ich wnętrzu.
Pobyt w szpitalu psychiatrycznym niczego nie leczy, w niczym nie pomaga. Bezradność terapeutów jest obezwładniająca.
To powieść tylko i wyłącznie o kobiecie. Męża widzimy tylko jej oczyma, brak tu jego głosu, jego wersji, ale z ciekawością przeczytałabym tę samą książkę napisaną z jego perspektywy.
Niepokojąca powieść, która na pewno zapadnie mi długo w pamięć.
Moja ocena: 4/6
Ariana Harwicz, Zgiń, kochanie, 144 str., Wydawnictwo Pauza 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz