niedziela, 28 marca 2021

"Cygan to Cygan" Lidia Ostałowska

 


Tę książkę miałam na liście od lat, ale dopiero niedawno ją kupiłam i teraz przeczytałam. Temat Cyganów interesuje mnie od dawna, przewija się często w rozmowach z moimi dziećmi ponieważ mamy wielu przedstawicieli tej narodowości w Portugalii, którzy żyją w tradycyjny sposób i są bardzo widoczni. 

Ostałowska w krótkich rozdziałach opisuje problematykę społeczności cygańskiej w różnych krajach - Polsce, Bułgarii, na Słowacji czy Bałkanach. Te opowieści pełne są postaci, imion, pseudonimów, rodów, powiązań. Trzeba sporo uwagi, by rozeznać się w tym gąszczu. Ostałowska umiejętnie nakreśla różnice w życiu poszczególnych grup, w zależności od kraju, gdzie się osiedlili. Muszą się przecież dostosować do języka, religii, obyczajów, znać zasady rządzące danym społeczeństwem. Ale nie dostosowują się, żyją według własnego kodeksu i zasad. I w każdym kraju zmagają się z tymi samymi uprzedzeniami i stereotypami - Cygan to złodziej, kombinator, leniwy, brudny, zacofany, oszust. Pytanie, czy owe stereotypy są wynikiem sposobu bycia Cyganów, czy też wręcz przeciwnie - powstały, gdy Cyganie zostali zmuszeni do życia osiadłego? 

Przyznam, że miałam nadzieję, że z reportażu Ostałowskiej dowiem się właśnie tego - tym pytaniem zresztą dręczą mnie ciągle moje dzieci, choć oczywiście nie tylko tym. Jednak autorka zupełnie nie zajmuje się tą kwestią. Jej celem jest raczej przedstawienie kolorowego, różnorodnego świata europejskich Cyganów, przybliżenie ich mentalności, kodeksu, sposobu życia. Autorka jest zupełnie niewidoczna, co ciągle narzuca pytanie, w jaki sposób uzyskała tak wiele informacji. Wiadomo przecież, że Cyganie niechętnie dzielą się z gadziami swoimi tajemnicami, a z kobietami tym bardziej. Czułam podczas lektury spory niedosyt - tak bardzo liczyłam na diagnozy, wyjaśnienia, genezę problemów, jakąś analizę, a dostałam zaledwie zbiór luźnych, dość chaotycznych opowieści. 

Moja ocena: 3/6

Lidia Ostałowska, Cygan to Cygan, 176 str., Wydawnictwo Czarne 2012.

piątek, 26 marca 2021

"Żeby umarło przede mną" Jacek Hołub

 


Moja kolejna książka Hołuba jest jego pierwszą, ale to nie ma znaczenia. Jest ona niemniej poruszająca jak Niegrzeczne, utrzymana w takim samym stylu i konwencji. Autor wysłuchał opowieści pięciu matek dzieci niepełnosprawnych czy nieuleczalnie chorych, ukazując w pełni ich gehennę i ciężki los. To nie jest tak, że te matki nie kochają swoich dzieci - każda z nich kocha je ponad życie, a gdy jedno z nich walczyło o życie na intensywnej terapii, jego matka szalała z rozpaczy, ale warunki wychowywania takich dzieci w Polsce urągają jakimkolwiek standardom. Nie trzeba powtarzać frazesów, że opieka nad dziećmi chorymi jest bardzo trudna psychicznie i fizycznie, ale jakby tego nie było dość, rodzice muszą walczyć każdego dnia z przeciwnościami losu. Szarpać o każde badanie, zajęcia, terapię, złotówkę. 

Hołub dopuszcza do głosu matki, sam jest tu przeźroczysty, składa tylko w rozdziały wynik wielodniowych rozmów z pięcioma kobietami. To gorzka opowieść o tym, że ojciec się angażuje albo nie, że ojciec może, ale nie musi, a matka jest na zawsze. Porzuca siebie, swoje pragnienia, marzenia, jest. Już nie może sama wyjechać, nie może wyjść wieczorem, nie ma czasu na żadne zajęcie w samotności, nie istnieje, jest tylko i wyłącznie matką. I te matki to robią, walczą, kochają, nie ustępują, nie rezygnują, są. Na dobre i złe. Ich największym zmartwieniem jest los dziecka, gdy ich zabraknie lub gdy utracą siły, by podołać opiece. Stąd ten tytuł - bardzo dobitny i bardzo dla mnie zrozumiały. W żadnym wypadku obrazoburczy. To jest taki rodzaj rozważań, takie życie i los, do których nigdy w życiu bym nikogo nie zmusiła, nigdy. To jest wybór, indywidualny wybór każdej z tych osób. Nie nam oceniać, zmuszać, decydować. Jedyną naszą rolą jest pomagać, wspierać, odciążać. W opowieściach matek znajdą się jednak gorzkie słowa o zawiści!, tak o zawiści, ocenianiu, wyszydzaniu, zazdrości. Te zachowania są tak absurdalne, że trudno sobie wyobrazić, że istnieją, ale tak, oczywiście, że są. I one niewiele się różnią od bezduszności personelu medycznego - coś, o czym już prawie zapomniałam, a czego też sama w Polsce doświadczyłam. Tu, gdzie mieszkam, sprawa absolutnie niespotykana. 

Książka szczupła objętościowa, ale pełna emocji, ważna, trudna.

Moja ocena: 5/6

Jacek Hołub, Żeby umarło przede mną. Opowieści matek niepełnosprawnych dzieci, 160 str., Wydawnictwo Czarne 2018.

wtorek, 23 marca 2021

"Hipnotyzer" Lars Kepler

 


Rzadko jestem tak rozczarowana lekturą kryminału, jak w przypadku pierwszego tomu cyklu Larsa Keplera. Ta seria z założenia osnuta ma być wokół szwedzkiego komisarza fińskiego pochodzenia Joony Linny. Jednak to nie on jest głównym bohaterem, a raczej tytułowy hipnotyzer, czyli Erik Maria Bark. Właśnie do niego w nocy dzwoni Joona, ponieważ na oddziale intensywnej terapii leży ciężko ranny chłopak, którego cała rodzina zginęła. Erik jest psychiatrą i specjalistą od traumy, Joona pragnie go przekonać, by użył hipnozy w celu wyciągnięcia z chłopaka informacji na temat zbrodni. Czas nagli, ponieważ w niebezpieczeństwie jest starsza siostra chłopca. Erik wzbrania się przed użyciem tego typu terapii, ponieważ chłopak jest w bardzo złym stanie, a poza tym dziesięć lat wcześniej przysiągł sobie, że rezygnuje z hipnozy.

Komisarzowi udaje się przekonać psychiatrę, co pociągnie za sobą ogromne konsekwencje. Początkowo pozytywne, ponieważ uda się ustalić mordercę rodziny i uratować siostrę chłopaka, ale także negatywne - prasa rzuci się na informację o hipnozie, postawi lekarza w negatywnym świetle oraz, całkiem niechcący, rozbudzi dawne duchy z przeszłości. 

Najpierw akcja kryminału kręci się wokół rannego Josefa i jego rodziny, nawet zaginięcie syna Erika wydaje się być ściśle powiązane z tym wątkiem, w pewnym momencie duet autorów (Lars Kepler to tylko pseudonim szwedzkiego małżeństwa) zaczyna pisać nową książkę. 
Akcja cofa się dziesięć lat wstecz i poznajemy historię Erika jako hipnotyzera oraz jako męża i ojca. Josef, wokół kręciło się śledztwo nagle kompletnie znika z kart książki. Co więcej autorzy wprowadzają postać dziewczyny Benjamina (syna Erika) i jej brata - dość podejrzanej pary, która prawdopodobnie coś ukrywa, ale w zasadzie, jak się potem okazuje, nic ważnego. Kilkadziesiąt stron więc czytamy o Aurorze i jej autystycznym bracie, by potem już nigdy na nich nie trafić. 

Nie trudno się domyślić, że zupełnie nie przekonała mnie intryga, a showdown, czyli uwolnienie syna było wręcz groteskowe. Ta mnogość wątków zupełnie nie służy książce, nie twierdzę, że czyni ją zagmatwaną, na to są zbyt pospolite i proste, ale ją po prostu zatłacza. Brak jednego, ciekawego bohatera to kolejny negatywny punkt - ani Joona Linna ani Erik Maria Bark nie budzą szczególnej sympatii, ale przede wszystkim brak im wyraźnych rysów charakterologicznych, by ich polubić lub znienawidzić. 
Nie potrafię także znaleźć niczego pociągającego w stylu autorów, wręcz przeciwnie podczas słuchania tej książki, głównie się denerwowałam. Autorzy bowiem nie piszą, lecz relacjonują. Ile można stworzyć zdań w stylu: Joona idzie, Joona wchodzi, Joona widzi? Ile razy można powtórzyć, że Joona powiedział coś z fińskim akcentem, że Joona spojrzał stalowymi, lodowatymi oczami. No ile? Nie mogłam się pozbyć wrażenia, że ten kryminał pisany był na ilość - im więcej stron, tym lepiej, a zapełnianie tekstu słowami-wydmuszkami to specjalność Keplera.
Gdyby nie mój ulubiony lektor, który potrafi przeczytać najgorszego gniota, jakby to była najciekawsza książka świata, porzuciłabym lekturę. Planowałam kontynuować ten cykl, ale po takim wstępie moja ochota jest równa niemal zeru.

Moja ocena: 2/6

Lars Kepler, Der Hypnotiseur, tł. Paul Berf, 640 str., czyt. Simon Jäger, Lübbe Audio 2010.

poniedziałek, 22 marca 2021

"Opowiadania" Katherine Mansfield

 


Opowiadania Katherine Mansfield należą już do klasyki literatury angielskojęzycznej, ja sięgnęłam po nie dopiero teraz, w nowym przekładzie Magdy Heydel. Te nietuzinkowe teksty, w których centrum zawsze stoi kobieta, zajęły mnie na dłużej, niż się spodziewałam. Podobnie, wbrew moim oczekiwaniom, nie wszystkie opowiadania mnie ujęły. By je zrozumieć i docenić, należy poznać życiorys autorki, a także warto zapoznać się ze świetnym posłowiem tłumaczki. Wychowana w zamożnej rodzinie w Nowej Zelandii Katherine zapewnie nigdy nie osiągnęłaby sukcesów literackich, gdyby nie wyjechała do Londynu. Tam zerwała ze wszystkimi konwenansami wpajanymi jej od dzieciństwa, poznała szeroki krąg literacki, prowadziła swobodne życie, podróżowała po Europie i wreszcie zachorowała na gruźlicę, która stała się jej wyrokiem. 

Te przepełnione melancholią opowiadania czerpią z doświadczeń autorki - jej dzieciństwa w Nowej Zelandii, podróży po tym kraju, ale także wypraw do Niemiec do sanatorium i wielu innych doświadczeń. Mansfield stara się uchwycić kobiety na rozdrożu - uwikłane w zasady, konwenanse, traktowane przemocowo. Ten ostatni temat przewija się bardzo delikatnie, jest ledwie naznaczony, niemal nieuchwytny, ale bardzo poruszający. Szczególnie widać to w opowiadaniu o guwernantce, która wybiera się do pracy do Niemiec i poznaje w pociągu starszego mężczyznę, po którym nie spodziewa się złych zamiarów. Jej zaufanie, naiwność i niewiedza zostaną bez skrupułów wykorzystane, a dziewczyna zostanie naznaczona na zawsze. Podobnie jest w przypadku dwóch sióstr, które opiekowały się chorym ojcem. Pod okiem tyrana nie miały odwagi sformułować ani jednej niezależnej myśli - gdy ojciec umiera, ich lęki i niepewność są na pierwszy rzut oka komiczne, ale na drugi już przeraźliwie smutne. Trauma życia z despotą pod jednym dachem ma wpływ na całe ich życie. Nawet pozornie niewinna scena w innym opowiadaniu, gdy kochany mąż opuszcza nerwowo dom, a wszystkie kobiety czują niezwykłą ulgę, gdy znika za bramą jest poruszająca. Dopiero gdy mężczyzna znika z pola widzenia, kobiety czują się swobodnie.

Bohaterki opowiadań uzależnione od mężczyzn, położenia finansowego, roli kobiety szukają, często na próżno, poczucia spełnienia, samorealizacji. Konstrukcja opowiadań podkreśla tę rolę zawieszenia, niepewności - wchodzimy w tekst bez wstępu czy przygotowania. Mansfield wrzuca czytelnika od razu w środek życia bohaterki, brak tu tradycyjnej struktury czy narracji, co więcej bardzo często zmieniana jest perspektywa, jak na przykład w opowiadaniach nawiązujących do dzieciństwa w Nowej Zelandii. Tym sposobem czytelnik poznaje punkt widzenia wielu osób. Mansfield porusza się często na krawędzi, jej proza jest bardzo sensualna, poetycka, oparta na obrazach i zmysłach. Niemal każde z opowiadań zasadza się na symbolu - gruszy w pełni kwiatu, małej lampce w domku dla lalek czy parasolce z rzeźbioną główką. 

Mimo że nie zostałam wielbicielką prozy Mansfield, polecę wam ten tom. Warto sięgnąć po te wyjątkowe teksty, poznać postać autorki i przeczytać świetnie posłowie tłumaczki.

Moja ocena: 4/6

Katherine Mansfield, Opowiadania, tł. Magda Heydel, 424 str., Wydawnictwo Officyna 2020.

sobota, 20 marca 2021

"Babbitt" Sinclair Lewis

 


Babbitt to kolejne spotkanie z noblistą i kolejne udane, choć nie była to lekka lektura. Dużą rolę odegrało tu jednak wydanie z 1981 roku, drobny druk, cienki papier i brak wyszczególnionych dialogów. Moje przyzwyczajone do kindle lub dużej czcionki oczy strajkowały lub odmawiały współpracy, ale udało się i cieszę się, że wybrałam akurat tę pozycję. George F Babbitt to amerykańska wersja pani Dulskiej. Dla niego liczy się rodzina, praca i opinia społeczna oraz przynależność do odpowiedniej klasy. Babbit, dzięki studiom, awansował na drabinie społecznej i za nic na świecie nie chce opuścić tego szczebla, co więcej chce się dopasować, spełnić oczekiwania, być akceptowanym. 

Jego życie to egzystencja pełna napięcia - Babbitt musi uważać komu się przymilić, z kim rozmawiać, jak rozmawiać, gdzie jadać śniadania, kogo zapraszać na przyjęcia, u kogo bywać, a kogo unikać. Brak wtedy czasu dla trójki dzieci i znudzonej żony. Tymczasem starsze dzieci to już młodzi dorośli, którzy niekoniecznie chcę spełniać marzenia ojca. Babbit pragnie, by syn został prawnikiem, co jemu nie było dane, choć praca w biurze nieruchomości daje mu sporo satysfakcji i finansową stabilność. Biuro należało do teścia, Babbit jako współudziałowiec zajmuje wysoką pozycję w pracy i na arenie miasteczka. 

Lewis opisuje życie Babbitta z ogromną dozą sarkazmu, wielokrotnie odnosiłam wrażenie, że podśmiewa się ze swojego bohatera i traktuje go z pobłażaniem. Awans społeczny, życie zgodnie z konwenansami i spełnianie oczekiwań nadszarpną psychikę Babbita i skuszą do małego skoku w bok, czyli imprez w podejrzanym towarzystwie, spotkań z kobietą i politycznych wypowiedzi niezgodnych z miasteczkową linią. Próżno mieć jednak nadzieję na wyrwanie się z unormowanego życia nudy i zasad, Babbit nie ma w sobie tej siły, zresztą najpewniej jej nigdy nie pragnął mieć. 

Lewis napisał tę powieść około stu lat temu, ale to niezwykłe, jak bardzo jest nadal aktualna. Babbitt jako oportunista, szowinista, wielbiciel moralności, której brak w jego interesach, dostosowany do obowiązujących norm i zachowań nadal żyje. Wiele z jego wypowiedzi jest niemal identycznych z tymi, które słychać z ust polskich polityków. Co ciekawe, powieść Lewisa stanowi świetną bazę, by zrozumieć, jak funkcjonuje USA. Ta lektura otwiera oczy na wiele mechanizmów, które ukształtowały to społeczeństwo - sporo tu odniesień to emigracji i jeszcze dość młodego ducha amerykańskiego.

Moja ocena: 4,5/6

Sinclair Lewis, Babbitt, tł. Daisy Bródy, 330 str., rowohlt 1981.

czwartek, 18 marca 2021

"Kassandra" Christa Wolf

 


Christę Wolf ostatni raz czytałam na studiach, ale pamiętam dobrze, jak bardzo zachwyciła mnie jej proza. Gdy więc trafiła mi się okazja wysłuchania tej książki, nie zwlekałam. Kasandra to jednak bardzo wymagająca rzecz, która do słuchania niekoniecznie się nadaje, a przynajmniej wymaga wielkiej uwagi i zdolności koncentracji. Wolf rozprawia się tutaj bowiem z postacią Kasandry, zahaczając o całe tło mitologiczne, czyli wojnę trojańską i mnóstwo uwikłanych w nią postaci. 

Powieść to monolog głównej bohaterki, która szczegółowo opowiada o swoim życiu. Czytelnikowi przedstawiona jest zupełnie inna wizja wojny trojańskiej, to obraz z punktu widzenia kobiety, pozornie nie zaangażowanej w konflikt. Ta kobieca relacja przedstawia zupełnie inne aspekty konfliktu od tych znanych z Iliady i omawianych na lekcjach w szkole. Bohaterstwo, poświęcenie, honor i duma nie są cechami, które według Kasandry powinny decydować o decyzjach politycznych. Ona rozumie, że czasem warto ustąpić, cofnąć się, przemilczeć, by uratować setki istnień, ale taka opinia nie cieszy się popularnością wśród mężczyzn. Ta perspektywa czyni z tego utworu powieść głęboko feministyczną, rozprawiającą się z rolą kobiety - bardzo również istotną w okresie, gdy żyła Christa Wolf. Pozornie wyemancypowana Niemka z NRD nie miała przecież żadnego prawa głosu na arenie politycznej. 

Christa Wolf wskazuje z całym przekonaniem, że to nie honorowy bojownik walczący do ostatniej kropli krwi jest postacią godną do naśladowania, stawia raczej na rozsądek i rozwagę. Ta książka to wołanie o równość kobiet i mężczyzn, o dopuszczenie tych pierwszych do procesów decyzyjnych. To równocześnie bolesna paralela do systemu, w którym przyszło żyć autorce. Ta powieść powstała niemal u schyłku NRD, gdy oznaki kruszenia się dyktatorskiej władzy były bardzo widoczne i Wolf zapewne zawarła w monologu Kasandry wiele ze swoich myśli, wątpliwości i przekonań.

To także opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości - Kasandra wspominając swoje życie, ukazuje jak rozwijała się jej osobowość, jak poszukiwała swojego miejsca w społeczeństwie, z jakimi obowiązkami wiązała się rola wieszczki i kapłanki. 

To nie jest łatwa lektura - skoki w czasie, forma monologu, brak podziału na rozdziały wymagają od czytelnika ogromnej koncentracji a równocześnie sporej wiedzy mitologicznej. Wolf sięga po ogromny wachlarz postaci, ich wzajemnych relacji i powiązań. Trzeba się orientować w tej gmatwaninie, by móc podążać za relacją Kasandry. 

Moja ocena: 4/6

Christa Wolf, Kassandra, 178 str., czyt. Corinna Harfouch, Random House Audio 2005.

piątek, 12 marca 2021

"Kinderland" Mawil

 


Mawil pokazuje, jak można stworzyć ciekawą historię o dzieciach, która rozgrywa się w ostatnich dniach przed upadkiem muru berlińskiego. Zwykła enerdowska podstawówka, gdzieś w Berlinie, w cieniu muru. Dzieci, mimo bliskości granicy, nie mają pojęcia o innym życiu. Ich mikrokosmos to organizacja pionierska, surowa komendantka pani Kranz, nauka, szkolne przepychanki i gra w ping-ponga. Ten obraz zachwiany jest tylko przez znikanie kolegów, prowadzone szeptem rozmowy rodziców i pojedyncze nieprzystosowane osoby. Jak na przykład nowy uczeń w szkole, który nie należy do pionierów i traktowany jest jak wyrzutek społeczny.

To właśnie z nim zaprzyjaźnia się Mirco - szkolny mięczak i fajtłapa, dobry uczeń, który potajemnie chodzi do kościoła i jest ministrantem. Podczas gdy na arenie politycznej układ sił tasuje się na nowo, na szkolnej arenie organizowany jest dzień pioniera, który dzieci chcą uczcić turniejem ping-ponga. Ten nie jest jednak odpowiedni na tak wielkie święto, mimo to Mirco nie chce porzucić swojego celu.
Rozgrywki przy stole są dla dzieci wszystkim - tu spotykają się ci ważniejsi i niedorajdy, starsi i młodsi, to tu wreszcie jest szansa na samokreację i poważanie w szkole. Mawil świetnie obrazuje potyczki i zmagania typowe dla każdej społeczności dziecięcej - w dosłownym tego słowa znaczeniu. Piłeczka pingpongowa śmiga po kartach książki a emocje buzują na twarzach uczniów. Wielkie wydarzenia, które decydują o układzie sił politycznych nie są tak ważne jak przyjaźń, wygrana w turnieju i nowa paletka do ping-ponga.

Bardzo mi się podobały liczne smaczki ukryte w Kinderlandzie, na przykład Angela Werkel to najbardziej wzorowa uczennica. Zresztą sam tytuł jest cudownie przewrotny - Mirco wcale nie chce opuszczać NRD, to jego mały świat, jego dziecięcy raj. Bardzo wiele odkryją tu także osoby, które znają specyfikę Niemiec przed podziałem - świetne nawiązania do FKK (czyli naturyzmu), obozów letnich, typowe berlińskie widoczki, jak na przykład zegar uliczny.  

Na początku nie byłam przekonana do kreski Mawila, ale w trakcie lektury doceniłam jej dynamikę i wieloznaczność. Mnóstwo tu stron bez tekstu, które mimo to niosą ogromny ładunek emocjonalny i poznawczy. Do niektórych z nich wracałam wiele razy i jestem pewna, że na pewno wrócę też do lektury Kinderlandu. Warto!

Moja ocena: 5/6

Mawil, Kinderland, 292 str., reprodukt 2014.

środa, 10 marca 2021

"Poza światłem" Wojciech Kuczok

 


Poza światłem to książka osobista, nietypowa autobiografia, a może pamiętnik. To dość szczupły objętościowo zbiór zapisków, impresji, spostrzeżeń autora z różnych miejsc - przede wszystkim z Berlina, jaskiń i gór.

Pierwsza część książki to krótkie, czasem bardzo krótkie, lapidarne notki. Przewijają się zabytki, miejsca tyrystyczne, spostrzeżenia, ludzie, uderza motyw wędrowca, poszukiwacza, współczesnego nomady. Żadne z tych miejsc jednak nie przynosi spokoju, ukojenia, oderwania od przeludnionego świata. Takim azylem są jaskinie, o których Kuczok pisze w drugiej, o wiele obszerniejszej części. Znajdziemy tu dłuższe, bardziej osobiste teksty, w których autor skupia się na swoich lękach i odczuciach jako grotołaz. Dopiero pod ziemią, w miejscach, gdzie nie stanęła jeszcze ludzka stopa, jest w stanie odnaleźć lekkość, spokój, własne zen. 

I taka ta książka jest - na jeden wieczór, lekka, ale dość niespójna i w zasadzie niewiele wnosząca. Czyta się ją świetnie, bo Kuczok to gwarancja dobrego, rzutkiego stylu, ale pozostawia niedosyt, wypada z głowy tak łatwo, jak w nią weszła. Trudno o niej więcej napisać, pozycja dla zagorzałych fanów autora.

Moja ocena: 3/6

Wojciech Kuczok, Poza światłem, 152 str., Wydawnictwo W.A.B. 2012.

wtorek, 9 marca 2021

"Testamenty" Margaret Atwood

 


Sięgając po tę książkę, spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Wyobrażałam sobie, że zacznie się tam, gdzie Opowieść podręcznej się skończyła. Tymczasem Atwood stworzyła odrębną narrację, o zupełnie innej strukturze i kompozycji. 

Akcja Testamentów umieszczona jest piętnaście lat później, gdy w Gileadzie dorasta kolejne pokolenie kobiet, które nie zna już życia sprzed dyktatury. Poznajemy je z punktu widzenia trzech z nich - ciotki Lydii, która stoi na czele domu Arua i pociąga za wszystkie sznurki w świecie kobiet, Agnes, która jest uczennicą w szkole dla dziewcząt, pochodzi z dobrego, wysoko postawionego domu i wychowywana jest na przyszłą żonę komendanta oraz Daisy, która mieszka w Kanadzie i o Gileadzie uczy się w szkole. 

Dzięki każdej z tych postaci, ukazuje się inny obraz Gileadu. Ciotka Lydia pokazuje korupcję, wewnętrzne walki o stanowiska, władzę, sposób podejmowania decyzji. Jej bliska znajomość z komendantem Juddem ukazuje, jak chory jest od środka system Gileadu - oczywiście, to żadna nowość. Wiemy, że to, co wymagane jest od obywateli zupełnie nie dotyczy rządzących. Ciotka Lydia, pisząc pamiętnik, wspomina o swojej przeszłości, o tym, jak została złapana, wyrwana z zawodu sędzi, o jej pierwszych miesiącach w dyktaturze. Te fragmenty świetnie ukazują zamysł Atwood - jej dogłębne przemyślenie konstrukcji obu powieści. Jeszcze ciekawsze są opowieści dwóch nastolatek - jednej głęboko zakorzenionej w ideologii Gileadu i tej drugiej, która jej zupełnie nie rozumie. Każda z nich relacjonuje swoje życie. Agnes przygotowywana jest na bliski ożenek, nie potrafi czytać ani pisać, w szkole poznała tylko umiejętności przydatne każdej żonie. Daisy natomiast oburzona jest traktowaniem kobiet za południową granicą i bierze udział w protestach. Jej punkt widzenie całkowicie się zmienia, gdy dowiaduje się, że z Gileadem łączy ją więcej, niż by się mogła kiedykolwiek spodziewać. 

Ta książka nie zawiera w sobie takiej niespodzianki jak Opowieść podręcznej. W końcu wiemy już, o co chodzi w Gileadzie i bardziej ciekawi nas, jak się państwo rozwija. Dzięki potrójnej perspektywie czytelnik ma szansę poznania państwa z wielu punktów widzenia. Najwięcej zdradza tu oczywiście Ciotka Lydia, której zamiary poznajemy praktycznie od początku powieści. Atwood nie ma na celu zaskoczenia czytelnika, dość szybko domyślamy się powiązań i rozwoju wydarzeń, ale to nie ujmuje książki atrakcyjności. Dużo ciekawsze jest odkrywanie zamysłu autorki, nawiązań do aktualnej sytuacji na świecie. W tej powieści Kanadyjka jeszcze dobitniej ostrzega przed tym, co może się wydarzyć i przed tym, co już się dzieje. Mam tu na myśli oczywiście prawa kobiet, ale i przemiany klimatyczne.

Największym błędem będzie porównanie tej powieści do Opowieści podręcznej - nie ma tutaj tego efektu zaskoczenia. Atwood postawiła na zupełnie inną narrację, konstrukcję, skupia się na innych aspektach Gileadu, ten rozrodczy przecież już znamy. Początkowo nie planowałam lektury tej książki, sięgnęłam po nią, ponieważ będziemy ją omawiać na następnym spotkaniu mojego klubu książkowego i teraz cieszę się jednak, że się na lekturę zdecydowałam.

Moja ocena: 4,5/6

Margaret Atwood, Die Zeuginnen, tł. Monika Baar, 574 str., ebook Berlin Verlag 2019.

niedziela, 7 marca 2021

"Diabelski owoc" Tom Hillenbrand

 


Kulinarny kryminał to dla mnie nowość, a kryminał, którego akcja rozgrywa się w Luksemburgu to już nowość całkowita. Xavier Kiffer to wyśmienity kucharz, z potencjałem na gwiazdki i splendory, ale woli prowadzić małą restauracyjkę z regionalną kuchnią w swoim rodzinnym Luksemburgu. Jego życie toczy się powoli, bez większych fajerwerków, za to z mnóstwem dobrego jedzenia, trunków i rozmów z przyjacielem - Finem pracującym w Komisji Europejskiej. I pewnie kolejne dni przebiegały by tak samo, gdyby nie niespodziewany gość. Kelner i Xavier słusznie podejrzewają, że jest nim słynny krytyk kulinarny. Ta wizyta jest zaskakująca, bo Kiffer nie pretenduje do żadnych gwiazdek i nie ma ochoty na stres związany z ich utrzymaniem. Jeszcze bardziej zaskakująca jest jednak nagła śmierć krytyka podczas kolacji w restauracji.

Luksemburska policja rozpoczyna śledztwo, Xavier znajduje się nawet na liście podejrzanych, ale sprawa nie daje mu spokoju i we współpracy z Pekką, fińskim przyjacielem, rozpoczyna swoje własne dochodzenie. Najpierw kontaktuje się ze sławnym paryskim czasopismem kulinarnym, dla którego pracował krytyk i dowiaduje się, że odwiedził on dzień wcześniej mentora i nauczyciela Kiffera. Xavier wyrusza więc do Paryża, gdzie poznaje uroczą szefową czasopisma a następnie do swojego mentora. Na miejscu okazuje się, że restauracja spłonęła, a Paul zaginął. Kucharz zna jednak tajną kuchnię przyjaciela, w której odnajduje dziwny owoc. Nawet się nie spodziewa, jak wielką rolę tajemniczy owoc odegra w całym śledztwie. Okazuje się bowiem, że ta rzadka roślina ma niezwykłe właściwości wzmacniające smak potraw.

To uroczy kryminał, pełen dobrego jadła i trunków, rozmów, francuskich określeń ze świata kuchni na najwyższym poziomie, w którym jednak nie brakuje także ciekawej akcji. Jej osadzenie w Luksemburgu także nie jest przypadkowe, bo miasto i jego architektura odgrywają tu sporą rolę. Autor ponadto posługuje się kilkoma językami i dialektami - oprócz niemieckiego i francuskiego mnóstwo tu luksemburskiego, dialektu szwabskiego i szwajcarskiego. Ogromne wyzwanie dla lektora, który z tym zadaniem świetnie sobie poradził! Dla czytelnika to natomiast kopalnia ciekawostek (zwłaszcza z zakresu produkcji żywności) i językowa rozkosz. 

Moja ocena: 4/6

Tom Hillenbrand, Die Teufelsfrucht, czyt. Gregor Weber, 304 str., Audible Studios 2017.

piątek, 5 marca 2021

"Niegrzeczne. Historie dzieci z ADHD, autyzmem i zespołem Aspergera" Jacek Hołub

Ile razy widzieliście dziecko wyjące na potęgę i nie radzących sobie z nim rodziców? Co wtedy pomyśleliście? Ile rad pojawiło się w waszych głowach? A może sami byliście w takiej sytuacji? Jestem pewna, że któraś z powyższych scen was spotkała jako widza lub uczestnika. Mnie też. Nie raz. 

Przyznajcie z ręką na sercu, ile razy pomyśleliście w takiej sytuacji, że to nie wina rodziców ani rozwydrzonego bachora tylko choroby? No właśnie, pewnie nieczęsto. Jacek Hołub porozmawiał z rodzicami dzieci niegrzecznych. Takich, które wyciskają ostatnie pokłady cierpliwości, które czynią z rodzicielstwa codzienną walkę i próbę. To dzieci z zespołem Aspergera, autyzmem, ADHD. Ich rodzice miesiące i lata zmagali się z oceniającym wzorkiem ludzi na ulicy, nauczycieli, przedszkolanek, sąsiadów, musieli się spowiadać ze swojego życia przed policją i pracownikami socjalnymi. To wszystko jednak jest wisienką na torcie przy codziennym znoju przebywania i wychowywania takiego dziecka. 

Z opowieści wyłaniają się bohaterki i bohaterowie, którzy zmagają się nie tylko z wychowaniem (jakby tego nie było dość), ale z systemem i barierami w urzędach i placówkach edukacyjnych. Opowieści rodziców są przerażające, poruszające, pełne cierpienia, ale równocześnie pełne miłości i zaangażowania. Hołub rozmawia głównie z matkami, ale są i ojcowie, partnerzy, pracownicy, którzy mieli styczność z dziećmi, a nawet same dzieci, choć tych głosów jest zdecydowanie mniej.

Hołub nie stawia diagnoz, nie wysuwa propozycji na rozwiązanie tego problemu, jest zupełnie przezroczysty - całkowicie oddaje głos rodzicom. To z resztą wystarczy, by czytelnik mógł wyrobić sobie opinię, zrozumieć i być może zrewidować własne przekonania. Autor nakreśla, że pochopne osądy, stygmatyzacja i niezrozumienie są dla rodziców bardzo bolesne. Niepełnosprawność, choroba nie muszą być widoczne, a często o tym zapominamy. To poruszająca książka, bardzo życiowa, szczera, ważna.

Moja ocnea: 5/6

Jacek Hołub, Niegrzeczne. Historie dzieci z ADHD, autyzmem i zespołem Aspergera, 232 str., Wydawnictwo Czarne 2020.

środa, 3 marca 2021

"Czuła przewodniczka" Natalia de Barbaro

 


Nie przepadam za poradnikami i książkami w stylu, jak lepiej żyć i cudownie odmienić swój los. Interesuje mnie natomiast samorozwój, praca nad sobą i budowanie własnej osobowości, szczególnie tej kobiecej. Wychowana w etosie matki Polki, zamieniona w matkę od szmaty i odkurzacza, boleśnie odczuwam to dziedzictwo. Mimo to w swoich poszukiwaniach bardziej opieram się na rozmowach, artykułach, siostrzeństwie niż na lekturze poradników. Tę książkę poleciła mi kobieta, pisząc, że jest cudowna. Po tych słowach wskoczyła na najbardziej priorytetową listę do przeczytania. I słusznie, bo warto, bardzo warto udać się w drogę, którą kreśli Natalia de Barbaro.

Czuła przewodniczka to wprawdzie poradnik, ale bardzo osobisty, pełen własnych doświadczeń autorki, nie tylko tych z pracy psycholożki, ale z jej życia. 
Zastanawiałyście się już nad mechanizmami zachowań, jakie w nas, kobietach, tkwią? Autorka bardzo celnie je opisuje i ilustruje jako królową śniegu, potulną i męczennicę. Dla mnie nie było to odkrycie, ale wspaniale było uporządkować to, co wiedziałam, przeanalizować, zrobić rachunek sumienia - ile już wypleniłam, ile nadal we mnie tkwi. Pomagają w tym wskazówki autorki, opisy, przykłady, liczne odwołania i cytaty z literatury psychologicznej.

De Barbaro należy do tych autorek, które dają odpowiedzi. Nic bardziej mnie nie wkur... niż poradniki, w których opisany jest dokładnie mój problem, ale nie ma żadnych konkretnych propozycji na rozwiązanie, za to powtarzane są frazesy, a strony zapełniane podsumowaniami. Gdy jeszcze podczytywałam książki dla rodziców, często mnie to frustrowało. Czuła przewodniczka natomiast zawiera w sobie konkrety, serio, uwierzcie mi. Autorka opowiada jak zamienić swoją osobistą męczennicę czy królową śniegu w czułą przewodniczkę, jak siebie zaakceptować i pokochać. Niby proste, ale jakie trudne!

Ta książka to pełna serdeczności i tytułowej czułości droga do lepszej siebie. Natalia de Barbaro pracuje od lat z kobietami, wie, co nas trapi, wie, jakie mechanizmy myślowe nas męczą. Jej przykłady dialogów i zachowań są idealne, z życia wzięte, a sposób pisania przyjacielski, pełny zrozumienia, siostrzany. Podoba mi się, że często wspomina o kręgach kobiet, siostrzeństwie i wsparciu kobiet. Mam szczęście być w takim kręgu, wirtualnym wprawdzie, ale duchowe wsparcie innych kobiet to doznanie niezwykle głębokie, czasem bolesne, ale najczęściej niezwykle budujące.

Z okazji nadchodzącego Dnia Kobiet zachęcam was - zróbcie coś dla siebie i przeczytajcie Czułą przewodniczkę, żeby wam się lżej żyło.

Moja ocena: 5/6

Natalia de Barbaro, Czuła przewodniczka, 256 str., Wydawnictwo Agora 2021.

wtorek, 2 marca 2021

"Król szczurów" James Clavell

 


Nigdy nie czytałam tej książki, która praktycznie należy już do klasyki współczesnej literatury, choć sięgałam po inne powieści Clavella. Król szczurów był mi wielokrotnie polecany i od dawna na liście do przeczytania, więc gdy natknęłam się na audiobook, do tego czytany przez Marka Kondrata, długo się nie zastanawiałam. 

Clavell opowiada historię obozu jenieckiego w Singapurze, który był zawiadowany przez Japończyków a powstał w czasie II wojny światowej. Jeńcami byli Anglicy, Amerykanie i Australijczycy, schwytani podczas walk w Azji Południowo-Wschodniej. Specyfika obozu nie wymaga intensywnej kontroli przez Japończyków, zarządzanie jest w rękach jeńców, a konkretnie tych najwyższych rangą. A wszystko to dlatego, że możliwości ucieczki praktycznie nie istnieją. To nie Singapur jaki znamy dziś, a otoczone dżunglą ustronne miejsce. W okolicy jest tylko jedna wioska, położona nad morzem. Jeńcy natomiast zaangażowani są w budowę lotniska Changi. Mówi wam to coś? Tak, aktualnie lotnisko w Singapurze, to najpiękniejsze lotnisko świata, nosi taką nazwę. Przyznam, że za każdym razem podczas lektury mnie to szokowało. Tak samo jak nadal szokuje powalająca kariera czy może raczej wzrost tego państwa-miasta. 

W czasach, gdy nikt o współczesnym Singapurze nawet nie marzył, ludzie zmagali się z upałem, pragnieniem, insektami i wszelkimi niedogodnościami życia na równiku. Więźniowe oprócz tego dostają niewielkie porcje jedzenia, głównie ryż oraz nie mają dostępu do leków. To oznacza wychudzenie, choroby (czerwonka, malaria, brak witamin skutkujący ślepotą), utratę woli życia. Niewola trwa długie lata, a brak dostępu do wiadomości z zewnątrz nie pozwala na nadzieję na uwolnienie. 

W takich warunkach tworzy się specyficzna społeczność. Są tacy, którzy poddali się losowi i stracili wolę walki, są ci, którzy próbują oporu, konstruując na przykład nielegalne radio i są ci, którzy próbują się jakoś urządzić, handlując, kombinując. Takie postawy nie mają żadnego powiązania z rangą w armii - to nieistotne, czy chodzi o kaprala, oficera czy pułkownika - w tych grupach można znaleźć przedstawicieli każdej z rang. 

Najlepiej urządził się pewien Amerykanin zwany królem. Ten sprytny człowiek wie, jak handlować z Japończykami, Koreańczykami i Chińczykami, wie, jak się urządzić, jak stworzyć wkoło siebie sieć zależności. Nie brakuje mu jedzenia, własnych kur, kawy, papierosów, pieniędzy, ale i czystych ubrań i własnej przestrzeni. Podczas gdy większość więźniów chodzi półnaga, nie dojada i żyje w ciasnocie, on wydaje się być na ich tle królem życia. Narracja książki zasadza się na przyjaźni między królem a Marlowem, Anglikiem wychowanym w rodzinie wojskowych. Marlowowi przyświecają konserwatywne zasady, moralność, honor, nie potrafi handlować i dbać o swoje. Pod wpływem króla zaczyna jednak zmieniać swoje przekonania. Związek między nim a Amerykaninem nazwałam przyjaźnią, ale nie jestem pewna, czy to dobre określenie. Król zainteresował się Anglikiem ze względu na jego znajomość malajskiego i przydatność w interesach z tubylcami. Stopniowo jednak ta znajomość zaczyna mieć znamiona przyjaźni, zwłaszcza gdy Marlow kaleczy rękę i grozi mu amputacja. 

Ogromną wartością książki jest to, że Clavell opiera się na własnych przeżyciach. Sam był więźniem w Changi i jednym z niewielu, którzy przetrwali. Autor ma bardzo lekkie pióro, plastycznie opisuje obóz i klimat równikowy, sugestywnie szkicuje poszczególne charaktery, a sceny po wyzwoleniu obozu są moim zdaniem najmocniejsze w całej powieści. Najbardziej poruszające są jednak rozważania o granicach moralności, do jakich skłania Clavell - na ile można się zdobyć, by przetrwać; czy normy i zasady nadal obowiązują w niewoli; czy walka o przeżycie za wszelką cenę jest moralna; czy warto działać dla ogółu; czy dbanie o siebie jest w porządku?

Dodam, że interpretacja Marka Kondrata jest świetna, autentycznie nie mogłam się oderwać od słuchania. 

Moja ocena: 5/6

James Clavell, Król szczurów, tł. Andrzej Grabowski, Małgorzata Grabowska, 482 str., czyt. Marek Kondrat, Albatros 2003.

poniedziałek, 1 marca 2021

Stosikowe losowanie marzec 2021

 


Natalia wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 14 książek) - 13
Agnes wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1200 książek) - 3
ZwL wybiera numer książki dla McDulki (w stosie 150 książek) - 64
McDulka wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 18 książek) - 2
Maniaczytania wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 75 książek) - 12
Guciamal wybiera numer książki dla Anny (w stosie 247 książek) - 242
Anna wybiera numer książki dla Natalii (w stosie 1123 książki) - 477