czwartek, 29 listopada 2018

"Żar" Sándor Márai



Powieści Sándora Máraia od lat były na mojej liście do przeczytania. Wiele osób, których gustom ufam, je polecało i zachwalało, więc byłam nastawiona na świetną literaturę. Niestety, bardzo żałuję, ale Żar zupełnie do mnie nie trafił. Temat sam w sobie świetny, konstrukcja niezła, a jednak między mną, a Węgrem nie zaskoczyło. Być może zawinił audiobook (ale nie mogę lektorowi niczego zarzucić), być może powinnam była zacząć od innego tytułu.

Żar to powieść o przyjaźni dwóch bardzo różnych osób. Główny bohater, Henrik, pochodzi z dobrego, bogatego węgierskiego domu - ojciec jest wojskowym, matka pochodzi z Francji. Starannie wychowany chłopiec wyjeżdża do Wiednia, do szkoły wojskowej. Tam od razu poznaje Konrada, który staje się jego najbliższym przyjacielem. Chłopcy są nierozłączni, choć różni ich wiele. Konrad pochodzi z Polski, z biednej rodziny, jego rodzice wyrzekają się jakichkolwiek wygód, by umożliwić chłopcu edukację, ten natomiast nie ma odwagi przyznać im, że te poświęcenia są daremne, gdyż nie czuje powołania do służby wojskowej. Konrad ma duszę artysty, wspaniale gra na pianinie. Mimo to przyjaźń przetrwa lata szkolne. Konrad zamieszka na Węgrzech i nadal będzie spędzał czas z Henrikiem i jego żoną. Któregoś dnia podczas polowania dochodzi do pewnego incydentu, po którym Konrad znika. 

Powieść rozpoczyna się w momencie, gdy Henrik, już jako starzec niemal, otrzymuje list od Konrada, który zamierza go odwiedzić po latach. Mężczyźni spotykają się na kolacji i rozmawiają, a właściwie głównie mówi Henrik, który wspomina wydarzenia z przeszłości, analizując ich przyjaźń oraz przyczyny wyjazdu Konrada. W centrum tych rozważań nie stoi jednak przyjaźń, lecz chęć poznania prawdy. Henrik ma tę możliwość w zasięgu ręki - wystarczy przycisnąć Konrada, spojrzeć do pamiętnika zmarłej dawno żony, zadać pytania. Kwestią jest jednak, czy ta prawda jest przydatna, czy coś zmieni?

Márai świetnie oddaje atmosferę tej rozmowy, powieść jest gęsta od niewypowiedzianych zdań i myśli, wciąga czytelnika do pokoju, gdzie przebywają mężczyźni, pochłania bez reszty. Mimo to, nie jest to moja percepcja i chyba nie mój temat.

Moja ocena: 4/6

Sándor Márai, Żar, tł. Feliks Netz, czyt. Mariusz Bonaszewski, 168 str., Wydawnictwo Agora 2014.

środa, 28 listopada 2018

"Oskar i Fabrycy. Straszne smoczysko" Mieczysław Fijał


Oskar i Fabrycy to dwóch znudzonych szkolną wycieczką chłopaków, typowych łobuziaków. Bardziej niż zamczysko i muzeum interesuje ich gra na telefonie. Fabrycy nie rozstaje się z telefonem i nawet się nie spodziewa, do czego doprowadzi ten nałóg. Kilka wieków wcześniej na zwiedzanym przez chłopców zamku wybuchła panika, ponieważ w pobliżu osiedlił się smok. Smok na tyle groźny, że nikt nie potrafi sobie z nim poradzić. Monrou, nadworny czarownik, popada w tarapaty, gdy podsuwa księciu niefortunne pomysły na usunięcie bestii. Na skutek swoich działań, musi poradzić sobie ze smokiem sam. I wtedy wpada na pomysł sprowadzenia pogromcy poczwary z przyszłości.


Monrou trafia w sam środek szkolnej wycieczki i przypadkowo słyszy, jak chłopcy dyskutują o grze, w której zabijają smoki. Oskar i Fabrycy lądują więc w przeszłości i muszą zmagać się ze smokiem. Początkowo zupełnie nie rozumieją, co się stało i wietrzą żart nauczyciela, stopniowo jednak sprawa staje się coraz poważniejsza.

Autor ze swadą opisuje przygody chłopców, komiks czyta się jednym tchem. Bardzo fajne są nawiązania do bajek, jak np. do Szewczyka Dratewki, a także połączenie współczesnego języka z anachronizmami.


Wizualnie, a i poniekąd narracyjnie, komiks przypomina mi Kajko i Kokosza, ale skierowany jest on raczej do młodszych czytelników, którzy niekoniecznie będą mieć takie skojarzenia. Ten komiks skierowany jest głównie do chłopców, dziewczyny nie odgrywają w nim żadnej roli, a przedstawiony świat jest bardzo czarno-biały, trafiają się zdania o nie płakaniu jak baba na przykład. Zakładam, że taka wizja świata ma odpowiadać Średniowieczu. Natomiast zakończenie nieźle spina oba światy i łączy wątek współczesny z przeszłością, przy okazji zaskakując czytelnika.

Mieczysław Fijał, Oskar i Fabrycy. Straszne smoczysko, 40 str., Egmont 2017.

poniedziałek, 26 listopada 2018

Stosikowe losowanie 12/18


Zapraszam do zgłaszania się do rundy grudniowej! Pary rozlosuję 1 grudnia, czas na przeczytanie książek mamy do końca miesiąca.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.

2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.

3. Wylosowaną książkę należy przeczytać do końca miesiąca.

4. Mile widziana jest recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.

5. Podsumowanie losowania wraz z linkami znajduje się w zakładkach z boku strony.

6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną z cyklu, można przeczytać pierwszy tom.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaniem liczby książek w stosie.

sobota, 24 listopada 2018

"Góra duszy" Gao Xingjian


Gao Xingjian będzie pierwszym noblistą, na którym poległam. Z wielką niechęcią przebrnęłam przez blisko sto stron jego powieści i postanowiłam zrobić sobie przerwę, jednak teraz na myśl, że miałabym wrócić do lektury, czuję wręcz odrazę. Nie sądzę więc, że będę miała na tyle samozaparcia, by dalej czytać, zwłaszcza, że powieść ma grubo ponad pięćset stron. Zanim podjęłam ostateczną dezycję, przejrzałam recenzje na goodreads i z wielu dowiedziałam się, że rozdziały można w zasadzie czytać dowolnie i że niestety nie będzie lepiej. To oczywiście zupełnie zniechęciło mnie do podjęcia wyzwania.

Powieść, jak czytałam, jest w szerokim sensie autobiograficzna. Główny (?) bohater dowiaduje się, że postawiona uprzednio śmiertelna diagnoza, była błędna i wcale nie umiera na raka. Po otrzymaniu tej szczęśliwej wiadomości wybiera się w podróż. Jego celem jest odnalezienie Góry duszy, która mieści się gdzieś w terenach wysokogórskich, ale nikt nie wie dokładnie, gdzie. Każdy rozdział opisuje spotkania, obserwacje i spostrzeżenia wędrowca. Brzmi ciekawie, ale niestety takie nie jest. Autor przedstawia je w najbardziej nudny ze wszystkich sposobów, snując jakieś opowieści, które zupełnie nie mają ze sobą związku. W powieści brakuje jakiejkolwiek kontynuacji narracji, wątku przewodniego (rzekome poszukiwanie góry nie wystarcza), związku przyczynowo-skutkowego. Rozumiem, że nie jest to konieczne, by stworzyć dobrą powieść, lecz poszczególne rozdziały powinny być na tyle interesujące, by zatrzymać czytelnika. Niestety rozpływają się, nudzą. Powieści nie służy także ciągła zmiana perspektywy, narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, a potem nagle w trzeciej, a nawet w drugiej. Trudno zorientować się, czy powieść traktuje o tej samej osobie. Każdy kolejny rozdział zaskakuje miejscem, postaciami, wydarzeniami. Męczył mnie ten zupełny brak kontynuacji, nie byłam w stanie odnaleźć ani jednego ciekawego aspektu w tej powieści, a jej objętość mnie odstraszała. Nie wyobrażam sobie, przebrnąć przez tyle stron tych rozważań. Kompletny niewypał!

Moja ocena: 2/6

Gao Xingjian, Der Berg der Seele, tł. Helmut Forster-Latsch, Marie-Luise Latsch, Gisela Schneckmann, 548 str., Fischer Taschenbuch Verlag 2004.

niedziela, 18 listopada 2018

"The Yellow Wall-Paper" Charlotte Perkins Gilman



Po tę niewielką objętościowo nowelkę nigdy bym nie sięgnęła, gdyby nie ponownie mój klub książkowy. Charlotte Perkins Gilman była amerykańską feministką i sufrażystką, czego zupełnie nie dostrzegłam w tym autobiograficznym opowiadaniu. Stanowi ono krótkie studium depresji poporodowej. Główna bohaterka przebywa w domu letniskowym, pod opieką męża-lekarza, by dojść do sił. Dzieckiem zajmuje się ktoś inny, a kobieta spędza dni w pokoju, który zupełnie jej nie odpowiada. Nie ma ona jednak sił i energii, by przeciwstawić się mężowi, by wyrazić swoje uczucia, by sformułować prośbę. Resztki energii pochłania obserwowanie obrzydliwej żółtej tapety. Podążanie za jej wzorkiem, zatapianie się w jej świat. 

To krótkie opowiadanie niesie ze sobą niezwykle mocny ładunek emocjonalny. Bez problemu wczułam się w odczucia bohaterki, rozumiałam jej stan psychiczny i poczucie osamotnienia. Nie ma w tym tekście jednak żadnej analizy, czytelnik nie znajdzie w nim przyczyn depresji, diagnoz - to tylko zapis samopoczucia, wizji, stanu kobiety. I bagatelizowanie jej choroby przez męża i brata, który także jest lekarzem. Gorsze samopoczucie, histeria to najczęstsze określenia, jakimi kwitowano depresję. Kobieta traktowana jest z pobłażaniem, jak dziecko, nie ma tu przestrzeni dla jej życzeń i próśb. 

To opowiadanie powstało ponad sto lat temu i mimo że współcześnie o depresji słyszał niemal każdy, to opisany tutaj stan kobiety i podejście do niej nadal są w wielu sytuacjach aktualne. Podejrzewam, że ten klasyk literatury amerykańskiej jest jednym z pierwszych utworów literackich, o ile nie pierwszym, traktującym o depresji poporodowej. 

W moim odczuciu to opowiadanie mogłoby być dłuższe, pogłębione o przyczyny i historię powstania choroby. W tej formie miałam wrażenie, że jeszcze dobrze nie zaczęłam lektury, a już ją skończyłam.

Moja ocena: 3/6

Charlotte Perkins Gilman, The Yellow Wall-Paper, 64 str., Harper Perennial Classics.

piątek, 16 listopada 2018

"Wszystko czego wam nie powiedziałam" Celeste Ng



Po lekturze Małych ognisk nie planowałam sięgania po debiut Celeste Ng. Tymczasem mój angielski klub książkowy wybrał tę pozycję na następne spotkanie i dobrze, bo to była bardzo satysfakcjonująca lektura. Ta książka podobała mi się bardziej od Małych ognisk, choć w wielu aspektach tę powieść przypomina.

To opowieść o na pozór normalnej rodzinie, która tragicznie traci dziecko. Średnia córka, Lydia, topi się w pobliskim jeziorze. Nie wiadomo, czy popełniła samobójstwo czy została zamordowana. Relacjonując wydarzenia po śmierci Lydii, Celeste Ng wraca do przeszłości oraz oddaje głos wszystkim członkom rodziny, w ten sposób przedstawiając możliwe przyczyny tragedii.

Matka Marilyn wychowana została przez samotną matkę na przykładną panią domu, która dba o regularne posiłki, porządek i męża. Celem Marilyn jednak było wyrwanie się z tego schematu, studia i kariera lekarki. W collegu poznaje jednak Jamesa, za którego wychodzi za mąż i niestety rezygnuje ze studiów, bardzo szybko rodzi się pierwsze dziecko - syn. 
Także James niesie ze sobą bagaż problemów. Jako dziecko chińskich imigrantów, całe życie czuje się inny i ciągle walczy o akceptację. Jego trójka dzieci, mimo że są Amerykanami z krwi i kości, ma podobne kompleksy. James kończy z sukcesem studia i zostaje wykładowcą, koncentrując się szczególnie na aspektach ściśle związanych z kulturą amerykańską. Całym swoim ja zaprzecza swojej chińskości. Marilyn przynajmniej z wyglądu jest typową Amerykanką i zarazem jego pierwszą dziewczyną. Co ciekawe James ma problemy z akceptacją pierworodnego, który w wielu aspektach go przypomina. Pierwsze skrzypce w rodzinie gra Lydia - to ona ma spełnić marzenia matki, ma zostać tym wszystkim, czym ona sama nie mogła się stać. Marilyn realizuje swoje ambicje, zachęcając córkę do nauki chemii i fizyki, zarzuca ją książkami na ten temat, ćwiczy w matematyce od najmłodszych lat. W rodzinie liczą się tylko sukcesy i wyniki Lydii.
O najmłodszej córce, cichutkiej Hannah już nikt nie pamięta. Tymczasem to bystra obserwatorka i ona jedyna podejrzewa, co się działo w głowie starszej siostry.

To ciekawa psychologiczna powieść o samoakceptacji, o rolach, jakie przyjmujemy w społeczeństwie i wreszcie o projekcji własnych ambicji na dzieci. Ng świetnie panuje nad tekstem, doskonale omawia wszystkie te aspekty, równocześnie zachowując lekkość narracji. Mimo że problem odnalezienia swojej tożsamości i swojego miejsca w społeczeństwie interesuje mnie najbardziej, to pozostałe kwestie równie mnie poruszyły.

Moja ocena: 5/6

Celeste Ng, Was ich euch nicht erzählte, tł. Brigitte Jakobeit, 284 str., Dtv 2016.

"W otchłani mroku" Marek Krajewski



Zupełnie nie rozumiem dlaczego tak rzadko sięgam po kryminały Krajewskiego. Mam ich jeszcze kilka do przeczytania i nie wiedzieć czemu, muszą czekać, aż się nad nimi zlitują uczestnicy stosikowego losowania. Na szczęście już po raz drugi się ulitowali, ku mojej uciesze i satysfakcji. Po raz kolejny zachwyca mnie intelektualizm, że tak się wyrażę, tych kryminałów. W moim pędzie do książek, z których mogę się dowiedzieć czegoś nowego, zapominam, że od Krajewskiego można nauczyć się sporo. Mój sentyment do Wrocławia, gdzie studiowałam to już tylko mała kropeczka nad i, jeśli chodzi o satysfakcję z lektury.

Otchłań mroku roztacza się nad powojennym Wrocławiem. W pierwszych latach po zakończeniu wojny, w tym mieście nadal trwają małe wojenki. O przetrwanie, o wyszabrowanie jak najwięcej, o byt. Bezkarni Rosjanie grasują po ulicach, biorąc, co uważają za swoje, czyli wszystko, nie wyłączając młodych kobiet, najlepiej dziewic. Ostatni Niemcy żyją w zawieszeniu, niepewni swojego losu, a przesiedleńcy z Lwowa układają sobie życie na nowo. Sytuacja polityczna Polski jest niepewna, rodzący się komunizm napawa lękiem, więc w mieście powstaje Gimnazjum Subterraneum, które ma umożliwić zdolnym uczniom niezabarwioną ideologicznie klasyczną edukację. Dwóch profesorów prowadzi wykłady z filozofii i języków klasycznych. Jeden z nich kontaktuje się z Edwardem Popielskim, ponieważ podejrzewa, że UB ma u nich wtyczkę. Lwowski policjant podejmuje się śledztwa, które powiedzie go w nieoczekiwanym kierunku. Okaże się, że będzie musiał skoncentrować się na uczennicach tajnej szkoły. Sześćdziesięcioletni Edward ociera się o granice swoich fizycznych możliwości, prowadząc to śledztwo - będzie musiał wykazać się niezłą tężyzną fizyczną, równocześnie dzieląc czas na pracę i opiekę nad chorą kuzynką Leokadią. 

Krajewski oczywiście łączy historię powojenną ze współczesną - otóż idea Gimnazjum Subterraneum nie umarła i ma zostać odtworzona współcześnie. Pracujący nad tym pomysłem doktor filozofii otrzymuje niezwykłe zlecenie od niemieckiego wydawcy książki filozoficznej, które stworzy klamrę, wiążącą wydarzenia współczesne z powojennymi.

Krajewski jak zwykle uwiódł mnie językiem, zamysłem, subtelnością i dosadnością zarazem i delikatną ironią. 

Moja ocena: 4,5/6

Marek Krajewski, W otchłani mroku, 320 str., Wydawnictwo Znak 2013.

poniedziałek, 12 listopada 2018

niedziela, 11 listopada 2018

"Zielone sari" Ananda Devi


Przemoc psychiczna, trudne związki międzyludzkie, osaczenie w utartych rolach, manipulacja - sporo, jak na moje pierwsze spotkanie z literaturą Mauritiusu. Ananda Devi stworzyła poruszającą kreację starszego mężczyzny, który odraża i poraża swoją butą, zachowaniem i sposobem myślenia.

Doktor był zawsze zwycięzcą - w domu i w zawodzie. Nieważne, że odnosił w leczeniu średnie sukcesy, że jego rola wcale nie była tak istotna, jak sobie wyobrażał. Ważna była poza, status, strój i mores w domu. Nikt nie wie, jak zmarła młodziutka i piękna żona doktora. Kobieta, której imienia nie poznajemy, stopniowo umiera psychicznie w domu doktora. Jego cynizm, manipulacja, dręczenie psychiczne niszczą jej młodość, chęć życia i radość. Jej śmierć jest rodzinną tajemnicą, którą pragnie rozwikłać wnuczka doktora. Dopiero ona ma siłę postawić się tyranowi, dosadnie odpowiedzieć, nie poddać się manipulacji. Jej matka nadal pełna jest lęku, wychowywana od maleńkości przez takiego ojca, z troską pielęgnuje teraz schorowanego człowieka. 

Doktor to kreator, zarządca ludzkiego życia. To on ma siłę i wiedzę, by uratować chorych i zdolność zapominania o tych, których życie nie ocalił. Tak, jak decyduje o ich losie, tak chce decydować o losie żony. Pyszni się tą zależnością od jego wiedzy. Poślubia piętnastolatkę, zapewne by łatwiej móc wpływać na jej charakter, na jej życie, na jej myśli. Niestety pomylił się, nie spodziewał się, że młodziutka piękność będzie aż tak niepokorna. Swoją niepohamowaną nienawiść do kobiet przenosi na córkę, a następnie na wnuczkę. Ta ostatnia potrafi mu jednak się przeciwstawić, przynajmniej na płaszczyźnie seksualnej, manifestując swój homoseksualizm.

Wybierając dla powieści formę monologu, Devi świetnie ukazuje, pokręcony sposób rozumowania doktora. Jego tyrady są odrażające, jego pokrętna logika przeraża, a sposób w jaki szuka winy w najbliższych mu osobach jest obrzydliwy. Ten całkowicie pozbawiony empatii i respektu człowiek przekonany jest o swojej nieposzlakowanej opinii, niewinności i widzi w sobie ofiarę kobiet-czarownic. Co ciekawe ten mocno mizoginiczny, ukazujący najgorsze zakamarki ludzkiej duszy, mający znamiona psychopatii monolog stworzyła kobieta. Devi zaskakuje ekspresją języka, wyszukanymi epitetami, jakimi obdarza kobiety doktor, wczuciem się w rolę i sposób myślenia bohatera.

Mimo że autorka mocno osadza powieść w realiach Mauritiusu, to jest ona niezwykle uniwersalna. Postać doktora to kreacja charakteru despoty uniwersalnego - na takich typów można trafić wszędzie. Nie chcę jednak zapomnieć tutaj o Mauritiusie - autorka wspomina o wojnie domowej, delikatnie szkicuje tło społeczne, ale mam wrażenie czyni to na tyle delikatnie, by nie odebrać swojej powieści uniwersalizmu.

Mocna, świetnie przełożona proza, opatrzona ciekawym posłowiem, napisanym przez tłumacza. Krzysztof Jarosz nie tylko skupia się na samej powieści i jej autorce, ale tworzy krótki szkic o literaturze Mauritiusu.

Moja ocena: 5/6

Ananda Devi, Zielone sari, tł. Krzysztof Jarosz, 240 str., Wydawnictwo w Podwórku 2018.

piątek, 2 listopada 2018

Stosikowe losowanie 11/18 - pary

Guciamal wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 15 książek) - 11
Maniaczytania wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1100 książek) - 11
ZwL wybiera numer książki dla Anny (w stosie 211 książek) - 49
Anna wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 107 książek) - 13