Cóż za dziwaczny tytuł, zastanowi się czytelnik. Zwłaszcza czytelnik, który nie zna szwajcarskiego dialektu. Przyznam, że mimo znajomości niemieckiego, nie wpadłam, o co chodzi. Zmyliła mnie polska pisownia - tymczasem to przecież zwykłe danke vielmals - czyli wielkie dzięki na przykład. Jak wskazuje podtytuł książki Król obraca się w środowisku szwajcarskim, obserwuje je jednak z perspektywy imigranta - własnej, ale nie tylko. W mikroopowiadaniach przekazuje spojrzenie typowego Sławka i typowej Weroniki, którzy natrafili na mur polsko-szwajcarskiego porozumienia.
O czym pisze więc Król? O przedszkolu i szwajcarskim sposobie na wychowanie maluchów, o wizycie u lekarza, o zdawaniu wynajmowanego mieszkania, o kontrolach na granicy, o tańszych zakupach w niemieckim Kauflandzie, o szwajcarskich kiełbasach, o spontaniczności, oszczędzaniu, zasadach, normach, konwenansach, dialektach. O wszystkich, z czym skonfrontowany zostanie Polak w Helwecji. Wśród tych dość realistycznych opowiadań przewijają się teksty trącące science-fiction i dystopią. Król snuje wizje z przyszłości - o śwince-skarbonce, która zmusza do oszczędzania czy o nowym programie zdobywania obywatelstwa wiążącym się z kasowaniem kulturowych wspomnień z kraju pochodzenia.
Te fantastyczne, oniryczne teksty mogą wydać się dziwne, ale to one są najmocniejszą stroną książki. Zachwycają ironią, sarkazmem, przewrotnością. Znakomite jest opowiadanie, w którym Grażyna zaprowadza na śląskim osiedlu szwajcarskie porządki - nagle życie staje się przyjemne, uregulowane, bloki czyste i zadbane, ale w pewnym momencie szwajcarski ład wymyka się spod kontroli...
Król sięga także do szwajcarskich legend i wierzeń, ciekawie wplatając je w swoje teksty. Jest kukła, która uwodzi mężczyzn, górska zjawa, która morduje turystów czy krowa, której mleko daje dar mówienia wszystkimi dialektami. To bardzo udane teksty, zaskakująco dobrze łączące temat imigracji i integracji. Świadczą one o dojrzałości autora, który rozprawia się ze swoją emigracją, głęboko przemyślał swój stosunek do integracji i adaptacji do społeczeństwa kraju, w którym się osiedlił. O ile wiele z tych tekstów jest w pewien sposób uniwersalnych dla wszystkich emigrantów, to jednak w większości widać głębokie osadzenie w realiach helweckich, grę z konwencją i ironiczny stosunek do własnych doświadczeń. Król powraca w tekstach do tych samych osób, wspomnianych wyżej archetypów emigranta, puszczając do czytelnika oczko i sprawdzając, czy pamięta, czym dani bohaterowie się zajmują na meigracji. Uważny czytelnik wyłuska teksty bezpośrednio odnoszące się do samego autora i jego rodziny, zorientuje się, że orbita ich działań obejmuje Zurych i okolice, a tym samym koncentruje się na Szwajcarii niemieckojęzycznej.
Mikroopowiadania to przemyślane formy, mimo swojej szczupłej objętości dojrzałe, dosadne, zaskakujące głębią treści. Przy wielu świetnie się bawiłam, wiele skłoniło mnie do zadumy, a także do konfrontacji z moimi informacjami na temat Szwajcarii. Nie spodziewałam się tak udanej lektury, ciekawa jestem, czy autor pokusi się o formy dłuższe, bo w wielu z mikroopowiadań tkwi zalążek powieści.
Moja ocena: 5/6
Lambert Król, Mersi filmol. Mikroopowiadania ze Szwajcarii, 164 str., Swiss Tales 2019.
Gdzie kupilas tę ksiązkę? Szukam po księgarniach internetowych i nikt znajony jej nie sprzedaje. A zapowiada się fascynująco...
OdpowiedzUsuńAutor już poniżej odpowiedział ;)
UsuńTo self publishing. Mozesz ja kupic na swiss-tales.shoplo.com :) jak cos mozesz skontaktować sie ze mna prywatnie - lambertkrol@gmail.com
OdpowiedzUsuńInteresujące, zupełnie inna niż pozostałe z recenzji innych blogowiczów :)
OdpowiedzUsuńNie bardzo rozumiem. Inne recenzje tej książki nie są pochlebne?
UsuńNie, inne blogi mają książki mniej intrygujące...
UsuńAch, rozumiem, ja zawsze literacko czytam pod prąd.
UsuńDawno nie czytalam tak dobrej literatury. Autor ma talent, chetnie siegne po jego nastepne ksiazki.
OdpowiedzUsuńJa też mam nadzieję, że będzie pisał.
Usuń