O tragicznej historii z 1959, która wydarzyła się w północnej części Uralu już słyszałam, ale nie znałam jej szczegółów. Alice Lugen - pod tym pseudonimem skrywa się dziennikarka śledcza - pokusiła się o zrekonstruowanie wszystkich wydarzeń przed, w trakcie i po tragedii. Wyobrażam sobie, że była to tytaniczna praca z wielu względów.
W styczniu 1959 w Ural wybrała się grupa turystyczna składająca się głównie ze studentów lub byłych studentów Politechniki. Uczestniczki i uczestnicy wyprawy bardzo dobrze przygotowali się do przedsięwzięcia, byli zresztą doświadczeni w tego typu ekspedycjach. Niestety nigdy nie wrócili, a ich ciała odnaleziono rozrzucone na stoku przełęczy, poza namiotem, który opuścili w samych skarpetkach, bez kurtek i ewidentnie w popłochu. Ta sprawa do dziś nie doczekała się konkretnego rozwiązania i do dziś jest przyczynkiem do licznych mniej lub bardziej fantastycznych spekulacji.
Brak znalezienia konkretnej przyczyny śmierci uczestników wyprawy leży między innym w tym, że w jej rozwiązanie zamieszane były liczne jednostki, a sprawa nabrała politycznego wymiaru. Lugen skrupulatnie relacjonuje wszystkie wydarzenia - błędy, naciski, próby zatuszowania, naświetla szerszy kontekst przytaczając życiorysy uczestniczek i uczestników wyprawy oraz szkicując aktualną sytuację polityczną.
Ten reportaż to ogrom detali, którego źródłem jest drobiazgowa i skrupulatna analiza dokumentów, rozmów, wywiadów, wydarzeń utrudniona przez upływ czasu, ludzką opieszałość, zawodność pamięci i świadome tuszowanie oraz warunki terenowe (mylące nazwy geograficzne). Lugen być może nie zachwyca językiem - dość surowym, dziennikarskim, ale mimo tego oraz faktu, że przecież znam jej finał, ta historia całkowicie mnie wciągnęła.
Dla wielbicieli powieści górskich ale także teorii konspiracyjnych, ten reportaż to mus.
Moja ocena: 5/6
Alice Lugen, Tragedia na Przełęczy Diałtowa. Historia bez końca, czyt. Marcin Popczyński, 280 str., Wydawnictwo Czarne 2020.
Świetny post! Dobrze się czytało! Pozdrawiam, Maciej
OdpowiedzUsuń