sobota, 27 lutego 2010

"Dzikie palmy" William Faulkner


Bardzo cieszyłam się na poznanie Faulknera. Podejrzewałam, że może stać się jednym z moich ulubionych pisarzy. Hmm, chyba jednak nie, bo "Dzikie palmy" zupełnie mnie nie zachwyciły.

Faulkner opowiada historię Charlotte i Harry'ego. Harry, młody lekarz, zakochuje się w Charlotte, mężatce, matce dwójki dzieci, o artystycznym zacięciu. Charlotte odwzajemnia uczucie Harry'ego i wyjeżdża z nim. Para kochanków przemieszcza się po Stanach, nie tylko południowych, bo pewien czas spędzają w Utah, gdzie Harry przyjmuję posadę lekarza, odpowiedzialnego za zdrowie pracowników kopalni, mieszczących się w tamtejszych górach. Harry stale zatroskany jest o zdobywanie pożywienia, szukanie pracy, dzięki której mógłby utrzymywać Charlotte. Te problemy zdają się jednak nie zaprzątać głowy Charlotte, która poświęca się pracy artystycznej i miłości. Parę poznajemy, gdy mieszka w ubogim domku na brzegu Misissippi - Harry troszczy się o chorą Charlotte. Faulkner przedstawia parę widzianą oczyma lekarza, sąsiada, który wraz z żoną snuj e na ich temat domysły.

Nie polubiłam ani Harry'ego, ani Charlotte. Charlotte, kobieta wyemancypowana, żyjąca na przekór regułom, obowiązującym w latach trzydziestych XX wieku, artystka i kochanka, nie wzbudziła we mnie ani odrobiny sympatii. Porzuciła na rzecz swojego uczucia dwie malutkie córeczki. Uczucia jednak słabo w moich oczach widocznego. Nie potrafiłam odczytać rzekomej głębokiej miłości do Harry'ego.
Harry, młody lekarz, pozostający pod wpływem kochanki działa nieracjonalnie, impulsywnie. Jego uczucie staje się widoczne dopiero pod koniec powieści.

Brakuje mi podstawy działań bohaterów. Rzekoma namiętność, która ich połączyła, wydaje się być blada, naciągana wręcz. Faulkner w niezwykle rozbudowanych zdaniach opisuje odczucia i myśli bohaterów, przede wszystkim Harry'ego, by płynnie przejść do zdań krótkich, wręcz potocznych, gdy opisuje życie codzienne. Działaniom bohaterów towarzyszą palmy, ich szelest i łopotanie liści. Wydają się one być strażniczkami ich życia.

Faulkner niestety mnie rozczarował. Mo że dobrałam na początek złą powieść. Niestety nie przypadła mi do gustu jej tematyka i pewnie to zdcydowałam, że czytałam ją aż tydzień. Obawiam się, że nieprędko dam Faulknerowi kolejną szansę.

Moja ocena: 3/6

William Faulkner, Wilde Palmen, tł. Helmut M. Braem i Elisabeth Kaiser, 202 str., Suhrkamp.

5 komentarzy:

  1. Miałam bardzo podobne odczucia odnośnie tej powieści - zwłaszcza w kwestii "bladości" uczucia;)

    http://czytankianki.blogspot.com/2010/01/dzikie-palmy-william-faulkner.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam kilka powieści Faulknera i przyznaję, że nie jest to łatwa lektura. Zazwyczaj długo się rozgrzewałam do pełnego, całkowitego zatracenia w lekturze. Jednak zazwyczaj pojawiało się to coś, co ostatecznie nie pozwalało mi się oderwać od lektury. Ale generalnie atmosfera tych książek jest duszna, przytłaczająca. To są raczej książki dla koneserów pisarstwa Faulknera. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jolanto zgadzam się z Tobą. Mnie "Dzikie palmy" pod koniec też wreszcie zaczęły wciągać. Zresztą do języka Faulknera nic nie mam, jest ciekawy. Mnie po prostu temat nie zainteresował.

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy9:29 AM

    Mam podobny problem z tym noblistą. Mnie się nie podoba, a odnoszę wrażenie, że nikt nie ma odwagi wyrazić swej krytyki.
    Ja dotarłem do mniej więcej 70 strony "Światłości w sierpniu". Język archaiczny, przestarzały. Dialogi skostniałe. Może 80 lat temu w 1932 r. taka twórczość była innowacyjna, ale dzisiaj to są męki dla czytelnika. Dziś nikt by tego nie wydał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to trafiłaś/eś na kogoś, kto ma odwagę wyrazić krytykę:) Nie skreslam Faulknera całkowicie, bo być może inne jego powieści są lepsze ale na razie nie planuję sie o tym przekonywać.

      Usuń