środa, 29 kwietnia 2015

"Polska Jagiellonów" Paweł Jasienica



Nie przypominam sobie czy czytałam wszystkie trzy książki z tej serii, ale na pewno w czasach licealnych sięgnęłam po Polskę Piastów. Audiobook okazał się być dobrym sposobem na zapoznanie się z kontynuacją i odświeżenie sobie historii Polski. Na szczęście nie jestem specjalistką od historii, choć była w szkole jednym z moich ulubionych przedmiotów, więc mogłam z przyjemnością oddać się lekturze, bez analizowania poglądów autora, bez polemiki i bez sprawdzania źródeł. 
Jasienica dzięki swojej lekkości pióra stworzył książkę bardzo łatwą w odbiorze, przystępną, kuszącą wartką akcją.

Zaskakująca jest u Jasienicy miłość do detalów, skrupulatność, dbałość o szczegóły. Z założenia taki powinien być historyk i badacz, jednak dla mnie to była miła odmiana wobec wszechobecnej powierzchowności. Autor wielokrotnie szkicuje sytuację w ówczesnej Europie, by unaocznić czytelnikowi sytuację Polski w szerszym kontekście. Stosując ten zabieg porównuje politykę Jagiellonów z innymi domami królewskimi, porównuje rozwój kulturalny, zabiegi polityczne, umiejscawiając państwo polskie w ogólnoeuropejskiej chronologii. Jasienica nie boi się prezentowania swoich opinii, szczerej analizy, komentowania i wartościowania. Jego książka nie jest zbiorem faktów, spisem wydarzeń, chronologią polskich dziejów, to raczej żywe dzieło, kipiące od opinii oraz spostrzeżeń. 

Nie umknie uwadze czytelnika, że autor preferował Piastów, królowie dynastii Jagiellonów popełnili w jego oczach wiele błędów. Jasienica szczegółowo piętnuje ich niedociągnięcia, niedbałość o polską kasę, niemożność komunikacji ze szlachtą i podległość magnactwu. Wiele miejsca poświęca analizie unikatowej w skali europejskiej unii między Polską, a Litwą. Autor wyjątkowo dba o nakreślenie jej genezy oraz wpływu na rozwój państwowości litewskiej. Skrupulatne podkreślenia o odrębności państw oraz dwutorowej polityki wynikającej z różnorodności interesów rzuciły zupełnie inne światło na unię. Przyznam, że niewiele już pamiętałam z lekcji historii i lektur. 

Najbardziej moją uwagę zwróciły jednak opisy ówczesnego społeczeństwa - bardzo tolerancyjnego. Jasienica wielokrotnie podkreśla zgodne współżycie osób, o różnych wyznaniach, ubolewa wręcz, że Polska nie zaangażowała się w reformację, która być może miałaby zbawienny wpływ na stan królewskiego skarbca. To biskupstwa były potentatami finansowymi, gromadzicielami ziem i wiosek, przy nich uposażenie króla było żebracze. Tymczasem większość posłów była protestantami, katolickiemu królowi towarzyszyła zaledwie garstka współwyznawców. To właśnie dysydenci byli najświetlejszymi obywatelami, to oni błyszczeli inteligencją i szerokim horyzontem i dlatego stawali się posłami. Pozwolę sobie zacytować samego autora:

"Fakty, o których tu mowa, całkowicie unicestwiają znane twierdzenie, że pod naszą szerokością geograficzną słowa „Polak” (a zwłaszcza „dobry Polak”) i „katolik” znaczą to samo. Za Zygmunta Augusta zbawiennych dla Polski rzeczy żądały sejmy w olbrzymiej większości składające się z Polaków-protestantów. Zdarzało się tak, że na mszę rozpoczynającą obrady szedł król w towarzystwie dwóch senatorów. Cała reszta to byli dissidentes de religione – różniący się w wierze.

Historycy zgodnie stwierdzają, że reformacja płynęła przez Polskę falą szeroką, lecz płytką. Lud pozostał przy katolicyzmie, to samo uczyniła lwia część szlachty. Władysław Konopczyński utrzymuje, że mimo nowinkarskich hałasów zabrano katolikom tylko trzy kościoły. Wobec tego wszystkiego tym wyraziściej staje przed nami najważniejsze pytanie. Jakim cudem dziać się mogło, iż katolicka przeważnie szlachta wybierała na posłów niemal samych protestantów?
Polska korzystała wtedy z błogosławionych skutków swego własnego, przez sześćset lat chrześcijańskiej już historii wyrobionego stosunku do spraw wiary. Wybierano dysydentów, bo to byli ludzie najbardziej umysłowo rozbudzeni, czynni, odważni, mający słuszny program. Zalecały ich sejmikom względy po ziemsku rzeczowe, a nie wyznaniowe. Dawano Rejowi mandat, ponieważ był zdolnym, rozumnym i przyzwoitym człowiekiem. Jego kalwinizm ani go degradował, ani protegował.

Odpychanie i poniżanie inaczej wierzących, fanatyzm, znamię religijne na politycznych sztandarach – to wszystko pojawiło się u nas później, w dobie upadku, materialnej i moralnej nędzy. Średniowiecze i Złoty Wiek, dwie wielkie epoki naszych dziejów, nie znały tych zjawisk. Pozbawione ideologicznej jedności sejmy były przez długie lata zadziwiająco zwarte w walce o rzeczy dla kraju pożyteczne."

Bardzo znamienne słowa, do zapamiętania. Pragnęłabym, by w tej kwestii współczesna Polska odwołała się do dziedzictwa jagiellońskiego.

Dodać muszę jeszcze, że bardzo podobała mi się interpretacja tekstu, Zbigniew Wróbel czytał spokojnie, rzeczowo, z dobrą dykcją. Po tylu wpadkach z polskimi audiobookami, bardzo się cieszyłam, że wreszcie trafiłam na dobrze przeczytaną książkę.
Posłowie zainspirowało mnie do zapoznania się z życiorysem Jasienicy - przyznam, że nic na ten temat wiedziałam - a to przecież materiał na osobną książkę.

Moja ocena: 4,5/6

Paweł Jasienica, Polska Jagiellonów, 250 str.,  czyt. Zbigniew Wróbel, Wydawnictwo Aleksandria 2012.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz