czwartek, 18 lutego 2021

"Stúlkan hjá brúnni" Arnaldur Indriðason

 


Nie pytajcie, dlaczego sięgnęłam po kolejny tom cyklu o Konráðzie, skoro poprzedni mi się nie podobał. Tego się po prostu lekko słucha, a ja mam teraz wielką fazę na audiobooki. Pytacie często, kiedy słucham. No więc ciągle - w samochodzie, przy prasowaniu, gotowaniu, rozwieszaniu prania, pracach w ogrodzie, na spacerach z psem. Audiobooki czynią wiele znienawidzonych prac domowych znośnymi. Czasami nawet wymyślam sobie nowe, żeby móc posłuchać. Ale do rzeczy. 

Ten tom bardzo ściśle powiązany jest z przeszłością Konráða, który wychował się w dzielnicy cieni - jednej z najbiedniejszych okolic Reyjkavíku. Konráð mieszkał z ojcem, jego matka wyprowadziła się wraz z siostrą Betą po tym, gdy ojciec dopuścił się wobec dziewczyny molestowania. Konráð nie do końca zdawał sobie z tego sprawę jako dziecko, ale na pewno nie był z ojcem szczęśliwy. Chłopiec wychowywał się niemal sam, podczas gdy ojciec oddawał się podejrzanym interesom, między innymi organizowaniu seansów spirytystycznych, które w owych czasach cieszyły się sporą popularnością. Teraz Konráð chce wreszcie dociec, jak doszło do śmierci ojca i kto go zamrodował. W tym samym czasie kontaktuje się z nim Eygló - znajoma z młodości, której ojciec przyjaźnił się z ojcem Konráða i był medium podczas seansów. Eygló także posiada zdolności medialne i opowiada Konráðowi o dziewczynce z lalką, która się pojawia w jej wizjach. I faktycznie wiele lat temu odnaleziono ciało dwunastolatki oraz jej lalkę w jeziorze Tjörnin. Konráð chce zagłębić tę sprawę, ale okazuje się, że akta są bardzo szczupłe a sekcja zwłok nie była kompletna. Śledztwo prowadzi emerytowanego policjanta w środowisko pedofilskie, które ówcześnie dość bezkarnie działało w Reykjaviku. Równocześnie z Konráðem kontaktuje się starsze małżeństwo, które przyjaźniło się z jego żoną. Ich wnuczka, którą wychowują, zniknęła. Dziewczyna jest już dorosła, ale nadal mieszkała u dziadków. Teraz nie ma z nią kontaktu, ale istnieje podejrzenie, że jest zamieszana w handel narkotykami i właśnie na tym tle zaginęła. 

Ten tom także nie przekonał mnie do tego cyklu. Śledztwo jest ślamazarne i chaotyczne, działania Konráða nie przekonują, a opieranie się na wizjach znajomej-medium zupełnie nie pasuje do powieści kryminalnej. Za dużo tu przypadków, zbiegów okoliczności, spraw, które nagle po latach wypływają. Narracja jest bardzo powolna, brak tu napięcia, ciekawią, jak zwykle u Indriðasona, jedynie realia islandzkie. 

Moja ocena: 2/6

Arnaldur Indriðason, Das Mädchen auf der Brücke, tł. Anika Wolff, czyt. Walter Kreye, 380 str., Lübbe Audio 2020.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz