Po satysfakcjonującej lekturze Wiosny zaginionych postanowiłam poznać całą trylogię z Krystyną Lesińską w roli głównej. Bardzo pasuje mi zwykłość tych kryminałów - osadzenie na Śląsku, zwyczajne życie, polskie realia, postać bohaterki. Kańtoch w tej trylogii cofa się, a Lato utraconych przedstawia Krystynę o dwadzieścia lat młodszą. Właśnie nagle zmarł jej mąż, a kobieta pomaga sobie w przechodzeniu żałoby pracą. Sama zresztą nie jest już najmłodsza i mogłaby zapewne przejść na wcześniejszą emeryturę i pomóc przy wnuczce. Taki scenariusz policjantce jednak zupełne nie pasuje, wszak ma tendencję do pracoholizmu.
Zadowolona jest więc z faktu, że skierowano ją do najnowszej sprawy. W lasach niedaleko Żywca odnaleziono w leśniczówce rodzinę - cztery osoby nie żyją, a jedna jest poważnie ranna. Ranny chłopiec okazuje się być dzieckiem, które zaginęło ponad dziesięć lat wcześniej w Tatrach. Krystyna wraca więc do dawnej sprawy, która kryje w sobie wiele tajemnic, ale także przypomina jej o zaginięciu brata w Tatrach, z którym (zaginięciem, nie bratem), jak wiemy z poprzedniego tomu, nigdy się nie pogodziła.
I w tym tomie wątek zaginięcia jest tematem przewodnim - okazuje się bowiem, że nie wszystko jest takie, jakim się wydaje być na pierwszy rzut oka. Pozorne porwanie może być ratunkiem, a życie w izolacji zbawieniem. Kańtoch kreśli ciekawe rysy psychologiczne nawet w przypadku postaci zupełnie pobocznych jak przypadkowy kierowca, który podrzucił jedną z bohaterek do miejsca zbrodni. Samo rozwiązanie zagadki śledczej nie jest oczywiste i nawet dość zawikłane, ale przyznam, że bardziej interesowały mnie w tej książce portrety psychologiczne poszczególnych. To w zasadzie wada kryminału, wszak chodzi o zbrodnię, a nie postaci, ale naprawdę z przyjemnością wysłuchałam Lata utraconych i na pewno sięgnę po kolejny tom.
Moja ocena: 5/6
Anna Kańtoch, Lato utraconych, 400 str., czyt. Aleksandra Justa, Wydawnictwo Marginesy 2021.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz