poniedziałek, 26 grudnia 2022

"W butach Valerii" Elísabet Benavent




Cztery przyjaciółki w hiszpańskim wielkim mieście - każda dobrze sytuowana, z interesującą pracą (menedżerki, tłumaczka, pisarka), można by powiedzieć ustawione w życiu, ale nie do końca. Carmen podkochuje się w koledze z pracy, ale nie bardzo wierzy w jego wzajemność, do tego ma ogromne problemy z szefem. Lola zalicza facetów po kolei, stawiając na szybki seks, Nerea natomiast jest dość konserwatywna, ułożona i właśnie wchodzi w nowy związek. Prowadząca narrację Valeria natomiast jest od sześciu lat mężatką i właśnie rzuciła pracę po tym, jak jej pierwsza powieść odniosła spektakularny sukces. Teraz pisze kolejną książkę, co zupełnie jej nie wychodzi, a do tego w jej małżeństwie nie dzieje się zbyt dobrze. Jej mąż Adrián jest fotografem jest wiecznie zmęczony, największym problemem jest dla Valerii jednak brak seksu. Kobieta nie potrafi rozwiązać tej kwestii, bo nie wpadła na taki pomysł, że można by z mężem pogadać, poznaje za to seksownego Víctora, który od razu przypadł jej do gustu.

Te niespełna czterysta stron poświęcone jest perypetiom tych przyjaciółek, które spędzają cały wolny czas na plotkowaniu, piciu, paleniu, jedzeniu i seksie. Wszystkie rozmowy kobiet (w wieku ok 28-30 lat) kręcą się wokół facetów i seksu. Nie ma ani jednej, dosłownie ani jednej rozmowy, w której chodziłoby o cokolwiek innego. Wszystkie piją na umór i dyskutują o wyglądzie facetów (płaskie brzuchy, twarde uda, wielkie wiadomo-co) lub o ubraniach (podkreślających figurę, uwypuklających krągłości, unoszących biust, do tego koniecznie niebotyczne szpilki). Jedynym innym zajęciem poza wyżej wymienionym, jakim oddają się bohaterki, są zakupy. 

Ta książka jest tak zła, tak głupia, że jako uwłaczające odczuwam opisywanie dlaczego. Obraz kobiet, jaki pokazuje tu Benavent jest tak stereotypowo słaby, że aż żenujący. Zresztą powyższy opis mówi chyba wszystko. Faceci oceniani są tylko po wyglądzie (nawet nieco odstający od standardu Borja), po długości penisa i możliwościach seksualnych. Pół książki zapełnione jest scenami seksu - a ten może mieć miejsce wszędzie (brama, sofa, prysznic, kuchnia, biurko), w każdej pozycji i może trwać randomowo długo i zawsze dostarcza co najmniej kilku orgazmów. Serdecznie współczuję tłumaczce tego wiekopomnego dzieła, bo wyobrażam sobie, że się potwornie namęczyła przy tłumaczeniu tej akrobatyki. 

Denerwujący był tez zabieg autorki, która wprawdzie uczyniła Valerię główną bohaterką i narratorką, ale co jakiś czas przeskakuje w perspektywę innych bohaterów - było to tak przypadkowe i mylące, że naprawdę nie wiem, czemu miała służyć ta maniera.

Pewnie zastanawiacie się, czemu w ogóle doczytałam tę książkę do końca. Klub książkowy ją wybrał, trzeba więc było się poświęcić. Odbieram ją jako eksperyment, wyjście poza moją strefę komfortu, który pokazał mi, jak durna może być tzw. literatura kobieca. Jako że już się poświęciłam i zmogłam to dzieło, radzę wam, żebyście sobie odpuścili/-ły.


Moja ocena: 1/6

Elísabet Benavent, W butach Valerii, tł. Barbara Bardadyn, 432 str., Wydawnictwo Kobiece 2020.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz