Strony

niedziela, 22 sierpnia 2021

"Jeden z nas" Åsne Seierstad


 

Åsne Seierstad znałam z obu jej reportaży o Afganistanie, a jej pierwsza książka o Norwegii od bardzo dawna czekała na lekturę. Na szczęście została wybrana przez klub książkowy Polek na Obczyźnie i wreszcie ją przeczytałam. To był zresztą dobry moment, bo w tym roku przypada dziesiąta rocznica masakry.

O czym książka jest, nie trzeba pisać, nie spodziewałam się jednak, że jest aż tak opasła! Na pięciuset stronach Seierstad dokonała dogłębnej analizy Andersa Behringa Breivika. Dziennikarka bardzo drobiazgowo rozprawiła się z każdym aspektem życia przestępcy - poczynając od jego pochodzenia po wyrok. Reportaż jest ułożony chronologicznie, pomijając pierwszy, krótki rozdział, który wrzuca czytelniczkę i czytelnika bezpośrednio na Utøyę, w sam środek masakry. 

Na początku poznajemy więc rodziców i siostrę Breivika, a przede wszystkim sytuację rodzinną po jego narodzinach, problemy matki z wychowaniem dzieci, kontakty z urzędami, prośby o pomoc itd. To niełatwe dzieciństwo na pewno ukształtowało Breivika, który stał się nieśmiałym, ciągle dopraszającym się uwagi nastolatkiem. Seiersted prowadzi nas przez wszystkie etapy jego życia - przyjaciół, szkołę, działalność jako grafficiarz, zatopienie się w świecie gier komputerowych a następnie stopniową radykalizację. Doceniam bardzo drobiazgowe poszukiwania autorki i tak dokładne przedstawienie przestępcy, ale muszę przyznać, że z czasem te rozdziały robiły się nużące, szczególnie te o teoriach politycznych Andersa. Z trudem brnęłam przez streszczenia jego książki i wynurzenia na temat zalewu Europy przez islam. Oczywiście część o podłożeniu bomby pod parlamentem jak i wydarzenia na Utøyi czyta się poniekąd sama. Te wydarzenia są tak dynamiczne, tak potworne, tak porażające, że bardzo trudno książkę odłożyć, ale równie trudno czytać dalej. Seierstad przedstawia je z perspektywy Breivika, ukazując jego myśli, decyzje, a równocześnie obnażając kompletną porażkę policji, która miała szansę zapobiec aż tylu ofiarom. Te fragmenty czyta się bardzo ciężko, zwłaszcza myśli zabijanych nastolatków, a potem rozpacz rodzin. Trudno powstrzymać łzy, nie sposób zrozumieć, niemożliwym sobie wyobrazić. Seierstad towarzyszy kilkorgu nastolatkom i ich rodzinom, pokazując ich dorastanie, zaangażowanie w politykę, plany, cele, marzenia. Ten zabieg pozwala czytelniczce i czytelnikowi lepiej poznać ofiary, zrozumieć ich motywację w zaangażowanie się w politykę i oczywiście dotyka emocjonalnie. 

To nie jest łatwy reportaż, z wielu względów. Spore fragmenty są nużące, męczące, wiele jest tak poruszających, że bardzo trudno je czytać. Seierstad wykonała fantastyczną robotę, drobiazgowo relacjonując życie i działanie Breivika. Skończyłam lekturę z poczuciem, że autorka nie pominęła żadnego aspektu, równocześnie zachowując największą możliwą neutralność. 

Moja ocena: 4/6

Åsne Seierstad, Einer von uns, tł. Frank Zuber, Nora Pröfrock, 544 str., Kein & Aber Verlag 2016.

piątek, 20 sierpnia 2021

"Adas Raum" Sharon Dodua Otoo


Zachęcona zachwytami nad tą książką, zdecydowałam się na audiobook. Około trzysta stron, bardzo ciekawa postać autorki (urodzona w Londynie w rodzinie emigrantów z Ghany, mieszka w Berlinie i pisze po niemiecku), tematyka dotycząca rasizmu, kolonializmu - wydawało mi się, że to będzie idealna książka do słuchania. I tu się pomyliłam. Lektorką jest między innymi autorka i niestety jej sposób czytania mnie drażnił - ze względu na bardzo wolne tempo i nietypowy akcent. Odbiór był trudny jednak ze względu na konstrukcję powieści.

Dodua Otoo umieściła akcję w czterech epokach. W każdej z nich spotykamy inną Adę. W 1459 roku na zachodnim wybrzeżu Afryki Ada rodzi syna, który zaraz umiera, równocześnie przybywają tam portugalscy kolonizatorzy. W 1848 roku w Anglii spotykamy Adę (Lovelace!) - wybitną matematyczkę, która cierpi z powodu mansplainingu. I wreszcie w 1945 w obozie koncentracyjnym Mittelbau-Dora Polka Ada zmuszona jest do prostytucji. Te trzy historie poznajemy z perspektywy kobiet, ale także przedmiotów, takich jak miotła, cela w obozie czy paszport. Bardzo trudno było mi podążać za tą pierwszą częścią powieści. Autorka ciągle zmienia narratorów, perspektywę, historię, wplata inne języki. Nie mogłam się wyzbyć wrażenia, że to językowy i stylistyczny eksperyment. Same historie są zarysowane na tyle krótko, że podczas lektury drugiej części umykają, co, jak się okaże, nie jest złe, bo nie będą odgrywać większej roli. 

Druga część to opowieść o Adzie, która spełnia marzenia ojca i wyjeżdża na studia do Berlina. Tutaj zachodzi w ciążę, która jest wynikiem gwałtu w związku. Cała narracja opiera się na poszukiwaniu przez nią mieszkania, w którym pomaga jej przyrodnia siostra. Ciemnoskóra kobieta w zaawansowanej ciąży nie ma szans na znalezienie czegokolwiek - tutaj autorka sięga po wszystkie stereotypy, jakie tylko dało się wyciągnąć, opisują cały szereg kuriozalnych spotkań, wtaczania się po schodach, biegania od terminu do terminu. Tutaj także cała powieść nabiera sensu, który jednak nie jest dla mnie ani odkrywczy, ani nowatorski. Nie przekonało mnie też połączenie obu części książki. 

Mimo że wyrażam się tu o tej powieści dość krytycznie, polecam ją. Bo to książka o kobietach, bo to książka o kobietach w różnych miejscach, a zwłaszcza w Berlinie. Bo zaciekawiła mnie postać autorki. Bo poważyła się na powieść dość karkołomną konstrukcyjnie i w zasadzie nowatorską, choć tu do końca nie jestem pewna, na ile użyte motywy to celowy (udziwniający) zabieg. Polecam ją wreszcie, bo ciekawa jestem, co z tej powieści wyczytają inni.

Moja ocena: 4/6

Sharon Dodua Otoo, Adas Raum, czyt. Sharon Dodua Otoo, Dela Dabulamanzi, 319 str., Argon Hörbuch 2021.

czwartek, 19 sierpnia 2021

"Trylogia kopenhaska" Tove Ditlevsen

 


Proza Tove Ditlevsen, niedawno ponownie odkryta, cieszy się ogromnym zainteresowaniem w Niemczech, a i w Polsce niebawem zostanie wydana. Ja zdecydowałam się na pierwszy tom trylogii kopenhaskiej, poniekąd na próbę. Autorka w trzech kolejnych książkach opowiada o swoim dzieciństwie, dorastaniu i uzależnieniu. Dzieciństwo Tove przypadło na lata dwudzieste i trzydzieste XX wieku. Urodzona w rodzinie robotniczej dziewczynka od początku dotkliwie odczuła, jak te dwa fakty determinują jej życie. Starszy brat ma możliwość kształcenia się z racji bycia chłopcem, a nie dzieckiem bardziej uzdolnionym. Tove ze swoim dzieciństwem walczy sama. Tak, walczy, bo dzieciństwo jest dla niej tworem, postrachem, czymś, co tłamsi ją każdego dnia. Dziecko pozbawione troskliwych uczuć, często pozostawione same sobie, traktowane jako głuptas, który niczego nie rozumie, ale któremu także nic się nie wyjaśnia, nie ma prawa rozkoszować się dzieciństwem. 

Tove to nietypowa dziewczynka, która spędza czas na czytaniu książek (czytać i pisać nauczyła się sama), pisaniu wierszy i obserwowaniu. Trudno jej zrozumieć wiele zachowań dorosłych, nikt jednak nie poświęca jej czasu na wyjaśnienie zawiłości świata. Gdy rozpoczyna szkołę, znajduje w nauczycielce i bibliotekarce osoby spoza rodziny, które stanowią kolejne punkty odniesienia. To w zasadzie bardzo smutna opowieść o dzieciństwie pozbawionym miłości i zrozumienia, równocześnie bardzo dotkliwie ukazująca, jak całkiem niedawno rola kobiet sprowadzona była do funkcji służebnej mężczyźnie oraz prowadzenia domu i wychowywania dzieci. W takim społeczeństwie bardzo trudno było dorastać uzdolnionej, cichej dziewczynce. 

Proza Ditlevsen jest zgrabna, jeśli można w ogóle tak opisać jej zdania. Autorka cytuje mnóstwo wierszy, które napisała w dzieciństwie, bardzo dojrzałych nota bene, które mają spory wpływ na odbiór tekstu, również bardzo poetyckiego. Mimo to Ditlevsen nie zainteresowała mnie na tyle, bym chciała kontynuować tę trylogię, aczkolwiek tego nie wykluczam. W moim odczuciu nie jest to powieść odkrywcza, kuriozalnie fragmentami przypominała mi Genialną przyjaciółkę Eleny Ferrante (ta zaś powieść wcale do mnie nie trafiła). Najbardziej jednak uwierało mnie to, że Ditlevsen nie ustrzegła się przed projekcją swojego rozumienia świata na jej dziecięce ja. Wiele ze spostrzeżeń dziecka wydało mi się być przefiltrowanych przez spojrzenie dorosłej Tove i chyba to najbardziej przeszkadzało mi w odbiorze tej książki.

Moja ocena: 4/6

Tove Ditlevsen, Kindheit, tł. Ursel Allenstein, 118 str., Aufbau Verlag 2021.

niedziela, 15 sierpnia 2021

"Średni współczynnik szczęścia" David Machado

 


Słyszałyście/-liście o indeksie szczęścia? Na tej właśnie tabelce David Machado zasadził pomysł na swoją powieść. Trzech kolegów boryka się z kryzysem gospodarczym w Portugalii. Almodôvar stracił pracę i siedzi w więzieniu po tym jak zdecydował się na napad na stację benzynową. Daniel również stracił pracę w biurze podróży i z całych sił próbuje się gdzieś zaczepić. Xavier natomiast od lat nie wychodzi z mieszkania, boryka się z agorafobią i depresją. Daniel jako narrator opowiada historię przyjaciół, często prowadząc wewnętrzny dialog z Alomodôvarem, który od momentu pójścia do więzienia nie utrzymuje z nikim kontaktu. To właśnie Xavier trafia na tabelę krajów ułożonych według poczucia szczęścia ich obywateli, a pokazując ją Danielowi daje mu impuls do przemyśleń. U Daniela nic się nie układa - pieniądze kończą się w zastraszającym tempie, żona i dzieci przeprowadzają się do teściów na północ Portugalii, a on ciągle wysyła aplikacje i przegląda ogłoszenia. 

Gdy zamieszkuje w aucie, wydaje się, że gorzej być nie może. Tymczasem przypadkowo na ulicy spotyka syna Almodôvara, który wpadł w złe towarzystwo. Daniel postanawia pomóc chłopcu i pracującej ponad siły matce. Początkowo obserwowanie codziennych zmagań Daniela jest dość nużące, ale z czasem byłam ciekawa, czy uda mu się ogarnąć swoje życie i podwyższyć własny współczynnik szczęścia. Jego rozważania na temat tego, od czego owo poczucie zależy są ciekawe. Mimo złej sytuacji ekonomicznej, Daniel wciąż szacuje swoje szczęście dość wysoko w przeciwieństwie do dziewięcioletniego syna, który pragnie odnaleźć spełnienie w przejściu na buddyzm.

Ta pozornie prosta powieść staje się z czasem niezwykle ciekawa. Opisy codzienności kryją bowiem wiele ciekawych wątków. Machado ukrywa tutaj głębsze rozważania na temat kondycji świata - kompulsywnie wyszukająca negatywne słowa w prasie córka Daniela jest tutaj postacią kluczową. Dziewczyna trafnie zauważa, że współczesne media pełne są negatywnych doniesień, które stoją w głębokim kontraście z poczuciem szczęścia przez zwykłego obywatela. Na pierwszym miejscu rankingu znalazła się przecież Kostaryka, która nie jest pierwszym krajem, który przychodzi na myśl, gdy myślimy o dobrobycie i szczęśliwym życiu. To również powieść o altruizmie i pomocy drugiej osobie. To właśnie Almodôvar wpada na pomysł utworzenia strony internetowej, na której ludzie proszący o pomoc i chętni do pomocy mogą się odnaleźć. Altruizm każe Danielowi zrezygnować z możliwości pracy, by pomóc dawnemu nauczycielowi matematyki czy kobiecie, która umieściła prośbę o pomoc na stronie Almodôvara, a przede wszystkim Vasco, synowi przyjaciela i jego matce. Daniel nie potrafi odmówić, traci w ten sposób potencjalne szanse na znalezienie pracy, ale równocześnie zyskuje wdzięczność i przyjaźń innych. 

Wraz z tokiem lektury coraz bardziej doceniałam tę książkę, która równocześnie wiele mówi o portugalskiej mentalności i skłania do przemyśleń na temat tego, co daje nam szczęście.

Moja ocena: 4,5/6

David Machado, Średni współczynnik szczęścia, tł. Wojciech Charchalis, 328 str., Wydawnictwo Ezop 2020.

piątek, 13 sierpnia 2021

"TransAtlantic" Colum McCann

 


Ta książka to moje drugie spotkanie z prozą Columa McCanna i raczej ostatnie. Okazuje się, że zupełnie nie pasuje mi styl Irlandczyka, co więcej nie poruszają mnie opowiadane przez niego historie.

Ta powieść zasadza się na wydarzeniach z trzech różnych okresów. W 1919 roku dwóch pilotów wyrusza w pierwszy lot nad Atlantykiem, z USA do Irlandii. To szansa na szybsze połączenie obu kontynentów oraz udowodnienie, że samoloty mogą służyć do czegoś innego niż działania wojenne. W 1845 do Irlandii przybywa Frederick Douglas - zbiegły niewolnik, by orędować za zniesieniem niewolnictwa. Pod koniec XX wieku natomiast amerykański senator angażuje się w rozmowy pokojowe w konflikcie irlandzkim,
Początkowo byłam zdezorientowana i nie rozumiałam zamysłu autora, nie widząc połączenia między tymi opowieściami. Irlandczyk jednak stopniowo zamyka luki czasowe oraz łączy ze sobą postaci drugoplanowe tych historii, stopniowo wysuwając je na pierwszy plan. Otóż to niepozorna Lily Duggan, która zainspirowana przemowami Douglasa opuszcza biedną i dręczoną głodem Irlandię, stanie się główną bohaterką. Ona i jej córki będą stanowiły nic przewodnią opowieści, która pozwoli autorowi na ukazanie przemian społecznych oraz silnych kobiecych charakterów oraz na zbudowanie osi między USA a Irlandią.

To powieść o wojnie - secesyjnej, pierwszej, konflikcie zbrojnym w Irlandii, o głodzie, biedzie i walce o przeżycie i przetrwanie. Jak wyżej napisałam to powieść o kobietach, mimo że trzy początkowe wątki traktują o mężczyznach, to jednak są one tylko zahaczeniem, początkiem historii. Pewnie dlatego też ta część książki mnie nudziła, jak to często bywa, gdy czytam o mężczyznach. Dopiero opowieść o zwykłych kobietach, które nie dokonują ważnych dla ludzkości czynów, lecz dbają o jej podtrzymanie mnie zainteresowała.  Te na pozór zwykłe historie o normalnym życiu są o wiele ciekawsze od tych, w których mężczyźni dokonują ważnych czynów. Czy będzie to Lily, która z analfabetki staje się bizneswoman, czy jej córka, która zostaje dziennikarką, mimo rzucanych jej przez mężczyzn kłód, czy też wnuczka, która staje się fotografką, a może ostatnia z rodu Hannah, która pozostaje na świecie całkiem sama - każda z nich jest pełnokrwistą postacią, która wie, co to znaczy przezwyciężać problemy.

Mimo że przesłanie tej książki jest jak najbardziej moje, to nie odnajduję się w narracji Irlandczyka, nie zachwycam jego stylem i nie potrafię utrzymać zainteresowania w trakcie lektury. 

Moja ocena: 3/6

Colum McCann, Transatlantik, tł. Dirk van Gunsteren, czyt. Wolfram Koch, Gabriele Blum, 384 str., Argon Verlag 2014.

czwartek, 12 sierpnia 2021

"Lizbona. Miasto, które przytula" Weronika Wawrzkowicz-Nasternak, Marta Stacewicz-Paixão


Nietrudno się domyślić, dlaczego kupiłam tę książkę. W ostatnim czasie byłam w Lizbonie kilkanaście razy, a wolny czas spędzałam przemierzając nieznane mi dzielnice. Nie te turystyczne, lecz takie zwykłe, zamieszkane przez Lizbończyków. Chodziłam ulicą za ulicą i oglądałam domy, parki, architekturę, azulejos (pokrywające fasady płytki), calçadę (układana we wzory kostka brukowa)... Ta książka miała uzupełnić moją wiedzę, chciałam się dowiedzieć, jak to miasto odbierają inni, wysłuchać opowieści tych, którzy znają je lepiej. 

Zastanawiacie się więc pewnie, czy książka spełniła moje oczekiwania? Tak i nie. Ilość podkreśleń i zaznaczeń świadczy sama za siebie - nie są to jednak sprawy zupełnie dla mnie nowe. Zatrzymałam się przy pojedynczych słówkach czy zwrotach, których nie znałam, przy ciekawostkach, wspomnieniach nieznanych mi budynków, odwołaniach do innych książek. Jako że Weronika Wawrzkowicz-Nasternak porusza się głównie po szlakach turystycznych (najczęściej jest to Alfama), mogłam zakreślić odwołania do jej miejsc, bo faktycznie tam rzadziej bywam. Rozwodzę się jednak nad szczegółami, a pewnie oczekujecie informacji o całokształcie. Nie jest to więc przewodnik, to raczej opowieść, gawęda o stolicy Portugalii. Większość rozdziałów to wywiady Wawrzkowicz-Nasternak z Martą Paixão lub innymi osobami. Marta jest przewodniczką po portugalskim świecie, języku, ciekawostkach, smaczkach z portugalskiej codzienności. Mieszkała wiele lat w Lizbonie, miała okazję zatopić się w portugalską kulturę dzięki mężowi i jego rodzinie  i to właśnie ona pozwala współautorce wyjść poza typowe ścieżki turystki. Autorki rozmawiają więc najpierw o języku, stosując bardzo nowatorską transkrypcję portugalskich słów. Po prostu opisują wymowę za pomocą fonetyki języka polskiego, co dla laika może być pomocne, niestety zabrakło tu konsekwencji, a dla mnie jako filolożki było denerwujące. 
Kolejne rozdziały to opowieści o życiu codziennym, sąsiedzkim na lizbońskich ulicach, o kulinariach (tutaj to wywiad z kucharzem Davidem Gaboriaudem oraz znanym propagatorem kultury portugalskiej Januszem Andraszem), o muzyce, są wycieczki historyczne, polityczne, a także wspomniane są ważne osobistości portugalskie (od José Saramago po markiza Pombala). 

Wszystkie rozdziały informacyjne to wywiady, które przelatane są krótkimi rozdzialikami - impresjami Wawrzkowicz-Nasternak. Ich treścią może być opowieść o bibelocie, na który trafiła w jakimś zakurzonym sklepiku albo impresja z podróży, scena, którą zaobserwowała na lizbońskiej ulicy. Czy te fragmenty są w tej książce potrzebne, niech każdy sam rozsądzi. W moim odczuciu nie musiałoby ich być, mają swój urok, podtrzymują konwencję gawędy, ale w takiej formie bardzo trudno ustrzec się górnolotności. 

Czy jest to więc książka dla kogoś, kto planuje pierwszą podróż do Lizbony? Moim zdaniem - nie. To zdecydowanie rzecz dla kogoś, kto Lizbonę już pokochał i chce zagłębić swoją wiedzę albo wrócić do miasta myślami i wspomnieniami. Dla kogoś, kto do miasta jedzie po raz pierwszy książka zbyt skupia się na szczegółach, jest zbyt chaotyczna, zbyt, powiedzmy, insiderska

Ogromną zaletą tej publikacji jest piękne wydanie - np. takie smaczki jak wklejki ze wzorem z azulejos i powtórzenie tego motywu przy numerach stron. Mnóstwo tu świetnych, klimatycznych fotografii, które często lepiej przenoszą do Lizbony niż sama treść. 

Dla mnie to była urocza lektura, częściowo pouczająca, ale raczej nie nostalgiczna, przecież w każdej chwili mogę w trzy godziny znaleźć się nad Tagiem. 

Moja ocena: 4,5/6

Weronika Wawrzkowicz-Nasternak, Marta Stacewicz-Paixão, Lizbona. Miasto, które przytula, 388 str., Wielka Litera 2019.

środa, 11 sierpnia 2021

"Gefährliche Empfehlungen" Tom Hillenbrand

 


Niedawno zdecydowałam się na wysłuchanie kolejnego, już piątego, tomu o Xavierze Kiefferze. Musiałam zrobić sobie strategiczną przerwę, bo ten cykl nie jest jednak aż na tyle fascynujący, by słuchać go ciągiem. To raczej książki z serii dość przyjemnych, często pouczających, jeszcze częściej uroczych, ale na pewno nie są to wciągające bez reszty kryminały. 

Xavier Kieffer nadal pali na potęgę swoje luksemburskie papierosy, nadal jest wierny swojej starej nokii i oczywiście nadal popija wino z kolegą z komisji europejskiej - Pekką. I takie życie toczyłoby się spokojnie dalej, gdyby nie wielkie otwarcie nowej siedziby przewodnika kulinarnego Gabin. Partnerka Xaviera - Valerie zorganizowała raut z wielką pompą, oczekiwany jest nawet sam prezydent. Imprezie towarzyszy ekspozycja starych publikacji przewodnika, wśród których znalazło się nie całkiem legalnie wypożyczone z biblioteki narodowej wydanie z roku 1939. Okazuje się bowiem, że to bardzo rzadki egzemplarz, co potwierdzą wydarzenia podczas otwarcia. Najpierw gwałtowny protest weganina psuje atmosferę, a nagłe wyłączenie prądu powoduje kompletny chaos, podczas którego ginie rzeczona książka. Kieffer zaczyna drążyć, nie daje mu spokoju wątpliwość, dlaczego akurat to wydanie jest tak rzadkie. Gdy się okazuje, że niemal wszystkie znane egzemplarze z 1939 roku zaginęły, jego ciekawość sięga zenitu. Co więcej w sprawę ponownie zamieszany jest znajomy Valerie, były burmistrz Paryża, a już teraz prezydent Francji. Xavier zaczyna badać sprawę, a gdy zdobywa jeden z egzemplarzy staje się celem ataków służb specjalnych co najmniej dwóch krajów. 

Pisałam, że kryminały Hillenbranda są przede wszystkim pouczające - tutaj też wyłuskałam sporo wiadomości na temat historii przewodnika kulinarnego, który oczywiście jest odpowiednikiem słynnego Michelina. Najciekawsza jest sama historia powstania tej publikacji, postać jego twórcy, a także wykorzystanie zawartych w przewodniku map podczas II wojny światowej i to przez obie strony, czyli Niemców i Amerykanów. Autor wprowadza nawet rozdziały, których akcja rozgrywa się w czasie wojny, co daje czytelniczce i czytelnikowi pewną przewagą względem kucharza. Sam wątek kryminalny nie jest aż tak ciekawy a ciągle kopcący Kieffer czasem nudzi. Przed kolejnym tomem zrobię sobie więc przerwę, ale do Luksemburga na pewno wrócę, choćby po to, żeby poczytać o przeróżnych mniej lub bardziej wykwintnych potrawach.

Moja ocena: 3,5/6

Tom Hillenbrand, Gefährliche Empfehlungen, czyt. Gregor Weber, 416 str., Audible Studios 2017.

wtorek, 10 sierpnia 2021

"Pan Kamienia Wschodu" Joanna Lampka

 


Nie przepadam za fantasy (poza Pratchettem oczywiście, tak, wiem, powtarzam się), ale jeszcze bardziej nie lubię czytania kontynuacji cyklu rok po lekturze pierwszej części. Gdybym czytała kilka książek rocznie, może bym pamiętała wszystkie szczegóły pochłoniętych lektur, ale przy moim przerobie jest to, powiedzmy, trudne. Przyznam, nie było tak źle, pamiętałam sporo z pierwszego tomu, wszak mi się podobał, ale bałam się, że Lampka od początku wyskoczy z nawiązaniami do szczegółów, a ja będę musiała zrzucić ponownie na czytnik pierwszą część i wrócić do lektury. Otóż nie obrzuciłam autorki stekiem niecenzurowanych słów, bo w narrację weszłam jak nóż w stojące całą noc w kuchni masło. Chwilę musiałam się zorientować, jaki okres czasu dzieli nas od poprzednich wydarzeń, ale potem lektura poszła jak z płatka. Nic dziwnego zresztą, Lampka przekonała mnie już nie jeden raz, że jej proza żre jak mało co. 

Aline wróciła więc na królewski dwór swojego ojca, gdzie musi dostosować się do kostycznych zwyczajów i stać się wzorem cnót niewieścich. Trochę trudno zachować pozory jak się jest w ciąży i nie chce się tej ciąży pozbyć. Co gorsza sprawcą zamieszania jest syn największego wroga. Należy więc szybko zaaranżować małżeństwo z przybranym bratem i wieloletnim kochankiem Aline. Niestety sprytny plan się nie powiedzie i w kraju wybuchną zamieszki. Aline ucieka i skrywa się na nieprzyjaznej północy. Tam, gdzie klimat jest niegościnny, a ludzie nieufni, gdzie na respekt trzeba sobie zasłużyć, najlepiej siłą i sprytem, gdzie nikt nie potrafi działać w grupie, bo to świat samych indywidualistów. Nie warto pisać więcej o fabule, pewna jestem, że same/sami sięgniecie po tę książkę, zwłaszcza jeśli czytaliście pierwszy tom.

Wolę parę słów poświęcić autorce. Lampka nie zasadza się tylko na jednej konwencji. Napisałam wprawdzie wyżej, że ten cykl to fantasy i owszem mamy tu dobrze przemyślany świat i wiele fantastycznych elementów, ale autorka czerpie pełnymi garściami z innych gatunków literackich. Są tu elementy romansu, powieści politycznej, jest wątek niemal kryminalny, a to wszystko podlane dużym poczuciem humoru i sarkazmem, czyli tym, co króliki lubią najbardziej. Aline to silna postać, ale umie pozwolić sobie na słabość, łzy i zwątpienie. Równocześnie nie waha się przed ryzykiem, podejmuje decyzje, walczy o swoje przekonania i wie, czego chce. Nie zawsze potrafiłam współodczuwać z bohaterką, ale ta bardzo prokobieca, feministyczna wręcz kreacja bardzo mi pasuje. No i seks. Kurczę, jak Lampka umie pisać o seksie, chapeau bas

Największym atutem tego cyklu są silne, dobrze zarysowane postaci oraz kreacja całkiem nowego świata z licznymi nawiązaniami do wielu krajów. Autorka czerpie pełnymi garściami z różnych kultur, kompiluje te informacje, tworząc swoje własne uniwersum. Sporą przyjemność sprawa mi wyszukiwanie tych smaczków i zastanawianie się, czy trafiłam w zamysł autorki. 

Nie trudno się domyślić, że nie porzucę lektury tego cyklu i tylko mam nadzieję, że tym razem autorka szybciej opublikuje kolejny tom!

Moja ocena: 5/6

Joanna Lampka, Pan Kamienia Wschodu, 296 str., Wydawnictwo AlterNatywne 2021.

niedziela, 1 sierpnia 2021

Stosikowe losowanie - sierpień 2021

 

Guciamal wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 17 książek) - 11
Maniaczytania wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1200 książek) - 44
ZwL wybiera numer książki dla Anny (w stosie 275 książek) - 113
Anna wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 60 książek) - 1