Koniec dnia to opowieść o przyjaźni, miłości, emigracji, rasizmie i nierównościach klasowych. Wszystkiego po trochu, niczego nie dość. Clegg zasadził swoją powieść na naprzemiennej narracji sześciu osób, z których trzy można określić jako pierwszoplanowe, a pozostałe jedynie uzupełniają historię.
Dana, Jackie i Lupita to starsze kobiety, które zdecydowanie nie prowadzą szczęśliwego życia. Dana żyje samotnie, otoczona służbą i bogactwem, jest właścicielką posiadłości i mimo niezbyt poważnego jeszcze wieku, około siedemdziesiąt lat, ma problemy z pamięcią. Jackie również mieszka sama w niewielkim domku, ale ciągle podlega naciskom córki, by przeniosła się do domu opieki. Córka rządzi jej życiem, kontroluje i nadzoruje wszystko, co nie jest w smak kobicie. Lupita mieszka na Hawajach, gdzie pracuje jako kierowczyni i samotnie mieszka w niewielkim domku. Wszystkie te kobiety łączy wspólna przeszłość. Dana i Jackie przyjaźniły się, choć Dana Goss pochodzi z bogatej, dobrze sytuowanej rodziny, a Jackie finansowo nie dorasta jej do stóp. Lupita to córka meksykańskich imigrantów, którzy pracują w licznych posiadłościach rodziny Gossów. Sporo starsza siostra Lupity mieszka z matką w Nowym Jorku, gdzie sprząta jedno z mieszkań rodziny, a Lupita pozostała z ojcem, który zajmuje się rezydencją za miastem. Dla dziewczyny nie jest to najszczęśliwszy wybór, bo ojciec do gwałtowny człowiek, a dość mała jeszcze Lupita potrzebuje ciepła matki i siostry, a nie obcowania z niemal jej obcym mężczyzną. Dziewczynka urodziła się jeszcze w Meksyku, ale do wyjazdu do USA nie znała ojca.
Opowieść o losach tych trzech kobiet uzupełniają Hap, Alice i Floyd. Wszyscy troje odgrywają sporą rolę w życiu trzech kobiecych bohaterek, ale ich historie stanowią jedynie uzupełnienie i podrzucają czytelniczce/-kowi dalsze tropy, bo powiązania między tymi postaciami staną się jasne dopiero pod koniec książki. Taka konstrukcja książki nie jest nowatorska, za to może być męcząca, gdy nie trzyma w napięciu. U Clegga tego napięcia zdecydowanie zabrakło, historii Lupity można się domyślić niemal od początku, natomiast postać Jackie wydaje się być niemal zbyteczna. Została chyba wprowadzona tylko po to, by poruszyć temat przyjaźni. Nie uważam się za czytelniczkę niewprawną, ale miałam trudności w podążaniu za autorem. Opowieści kobiet są chaotyczne, miesza się w nich teraźniejszość z przeszłością, wydarzenia współczesne ciągną się niemożebnie, nie wnosząc właściwie niczego do samej historii. Nie przypadł mi do gustu także styl Amerykanina. Odebrałam go jako dość toporny i mimo dość prostych zdań za zawiły. Wielokrotnie musiałam wrócić do przeczytanych kwestii, by, zrozumieć do czego się odnoszą. Nawet, jak zwykle, świetne tłumaczenie Dobromiły Jankowskiej nie uratowało tej książki.
Mimo że autor zwraca uwagę czytelniczek/-ków na kwestie imigrantów, czyniąc Lupitę główną bohaterką, to ten wątek całkowicie umyka. Pozostali członkowie rodziny Meksykanki pojawiają się w tle, wspominane są ich problemy z językiem, integracją i radość ze wstawiennictwa chlebodawców w procesie starania się o zieloną kartę, ale wszystkie te, ważne przecież fakty, umykają na drugim, a nawet trzecim planie. A to właśnie pochodzenie Lupity zaważyło o jej losie. Na pierwszy plan ciągle wysuwa się wątek przyjaźni między Daną, a Jackie, który jest dla mnie dość enigmatyczny i zupełnie nieprzekonujący. Podczas lektury miałam wrażenie, że Clegg nie mógł się zdecydować, o czym chce pisać i bardzo długo sądziłam, że to Hep i Alice odgrywają najważniejszą rolę, wszak o pochodzenie Hepa tu chodzi, ale i tu nie miałam racji. Myślę, że dobrze by tej powieści zrobiło przeniesienie środka ciężkości i skoncentrowanie się na jednym wątku, rozbudowanie postaci i lepsze nakreślenie ich charakterów.
Moja ocena: 3/6
Bill Clegg, Koniec dnia, tł. Dobromiła Jankowska, 416 str., Wydawnictwo Pauza 2021.
Nie mam w planach tej książki, ale chyba nie wiele tracę skoro właściwie oceniasz ją jako przeciętną.
OdpowiedzUsuńW moim odczuciu taka niestety była.
UsuńPrzykro mi bardzo, bo to chyba jednak trochę moja wina, skoro nie czyta się dobrze. Ja lubię Clegga, choć czasem się trochę popisuje. Dzięki mimo to za recenzję!
OdpowiedzUsuńNie sądzę, że twoja wina, bo jednak cudów nie stworzysz jeśli oryginał taki sobie.
Usuń