Franny Stone jest zapaloną ornitolożką, dla której świat bez ptaków jest potworny. Udaje się więc na Grenlandię, by odnaleźć ostatnie rybitwy popielate, które szykują się do lotu na południe. Te ptaki słyną z najdłuższej pokonywanej trasy, bo dolatują aż do Antarktydy. Niestety w świecie, gdzie ptaków nie ma, taka podróż stanowi dla nich zagrożenie. Franny wyposaża trzy z nich w transpondery i ma zamiar je śledzić. W tym celu nawiązuje znajomość z Ennisem Malonem - kapitanem kutra do odłowu śledzi, jednego z ostatnich, bo ryb też już niemal nie ma. Nie jest łatwo przekonać kapitana do karkołomnego pomysłu, Franny jednak obiecuje, że rybitwy doprowadzą kuter do ryb. Załoga wyrusza w karkołomną podróż, a czytelnik/czka dzięki retrospekcjom zaczną poznawać przeszłość Franny.
Niewysłane listy, obsesyjne szukanie ptaków, nocne lęki, lunatykowanie - załoga statku zaczyna podejrzewać, że rzekoma badaczka skrywa w sobie wiele tajemnic i że jej wyprawa w poszukiwaniu rybitw ma drugie dno. Franny od dzieciństwa nie potrafiła usiedzieć w jednym miejscu, wciąż była w ruchu, wciąż odkrywała nowe i od zawsze kochała morze. Niezależnie od jego temperatury zanurzała się w jego wodach. Franny ma także skomplikowaną przeszłość. Przeprowadzkę z Australii do Irlandii, utratę ojca, utratę matki, niedokończoną szkołę, surową babkę, trudności w nawiązywaniu relacji. McConaghy stopniowo odkrywa tę przeszłość, zabierając czytelników/czki wstecz, pozostawiając jednak ogromne pole do domysłów. Całą prawdę zachowuje dopiero na koniec. Także obsada statku to ludzie okaleczeni, problematyczni, niepewni swojej przyszłości.
To powieść o wielu aspektach i płaszczyznach. Po pierwsze to rzecz o ucieczce i ciągłym szukaniu własnego ja. O decyzjach i ich konsekwencjach. Żyje z nimi Franny, ale także Ennis. To powieść o lękach, niepewności, demonach przeszłości. I wreszcie, co mnie najbardziej zaskoczyło, to powieść ekologiczna, której akcja umieszczona jest w przyszłości, w świecie bez ptaków i bez ryb, w świecie, gdzie nie ma już dzikich zwierząt.
Nie zachwyciła mnie ta powieść bez reszty, ale to niezaprzeczalnie dobra rzecz łącząca ciekawy wątek osobisty z dystopijną wizją świata w trakcie katastrofy ekologicznej.
Moja ocena: 4,5/6
Charlotte McConaghy, Zugvögel, tł. Tanja Handels, 400 str, czyt. Eva Meckbach, Argon Verlag 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz