Chyba zbyt wiele sobie po Chwinie obiecywałam, bo niestety nie podobał mi się "Złoty Pelikan".
Chwin przedstawia Jakuba, pracownika uniwersyteckiego na wydziale prawa. Jakub przeprowadza egzamin wstępny. W dziekanacie nerwowo zbiera rozsypane papiery, gdy podchodzi do niego dziewczyna, próbująca go przekonać, iż nastąpiła pomyłka w ocenie jej egzaminu. Jakub poddenerwowany sytuacją obcesowo odsyła dziewczynę. Gdy po jakimś czasie przypadkowo dowiaduje się, że dziewczyna popełniła z tego powodu samobójstwo odmienia się. Jego i tak martwe małżeństwo zamienia się w piekło, a Jakub nie potrafi się uwolnić od myśli o dziewczynie. I tej historii nie mam nic do zarzucenia. Ostatnie kilka rozdziałów wręcz mnie wciągnęło, choć cała historia Jakuba wydaje mi się być całkowicie nierzeczywista.
Denerwowały mnie dwie rzeczy - odniesienia do wydarzeń światowych, np.
"Spiczaste wieże Katedry, widoczne za drzewami parku, przesłaniała sinawa mgiełka upału.
Tymczasem na zielonych równianach między Renem a Dniestrem rosła temperatura i liczba zawałów."
"Gdy lipową aleją szedł w stronę przystanku, rzucając okiem na pstrzępione obłoczki nad wieżami Katedry, w Rzymie na rozżarzonym placu św. Piotra trwały już ostatnie przygotowania do kolejnej audiencji dla pielgrzymów Północy. Papież brał w swoim apartamencie chłodny prysznic."
Nie rozumiem czemu te odwołania mają służyć? Nie wnoszą nic w akcję, za to są częściową składnikową egzaltowanego stylu autora.
Druga sprawa to nadmierne używanie słów zwłaszcza niemieckich, pisanych błędnie. Dostaję białej gorączki, gdy to widzę. Denerwuje mnie już, nie wiem czemu służąca maniera wprwadzania wyrazów obcojęzycznych, ale fakt nie zadania sobie trudu sprawdzenia pisowni, wywołuje u mnie konsternację. By nie być gołosłowną przytoczę kilka przykładów: "unpluged", "lyckra", "Zoologischegarten", "Word Trade Center" itd.
Jak dla mnie to na razie ostatnie spotkanie z książkami Chwina.
Stefan Chwin, Złoty Pelikan, 271 str., Wydawnictwo Tytuł.