Moje pierwsze spotkanie z literaturą z Armenii było nad wyraz udane. Sięgnęłam po tę powieść bez większych oczekiwań i utonęłam w baśniowym świecie wioski Maran. Ta wioska swoje najlepsze lata ma za sobą, teraz mieszka w niej garstka starców i staruszek. Położona w górach, daleko od innych miejscowości, wymagająca trudnej wspinaczki, by do niej dotrzeć, nie zachęca do zamieszkania. Najmłodszą mieszkanką jest pięćdziesięcioośmioletnia Anatolia, która zaraz na początku decyduje się umrzeć. Ma dość życia, które jej nie rozpieszczało, obserwuje dziwne krwawienia, które ją osłabiają, więc kładzie się do łóżka, uprzednio przygotowawszy strój do grobu i uprzątnąwszy dom.
Abgaryan nie napisała powieści linearnej, z głównym wątkiem przewodnim. Sytuacja Anatolii popycha ją do opisywania poszczególnych mieszkańców i ich przeszłości. Dowiadujemy się więc, skąd pochodzą nazwiska, jak się potoczyło ich życie i kto z całego rodu w Maranie pozostał. Te wątki zaczynają się przeplatać, łączyć i mimo że każda z części koncentruje się na jednej postaci, to wciąż wracamy do Anatolii, która nie umrze, a jej życie całkowicie się odmieni.
Autorka snuje tę gawędę, nie szczędząc opisów życia, zwyczajów, legend, języka, bardzo mocno osadzając swoją fabułę w ormiańskiej kulturze. Co więcej wprowadza wątek osób z zewnątrz, którzy przybywają do wioski i wcale nie wyśmiewają jej zacofania, lecz wspaniale wtapiają się marańskie życie. Mimo że w historiach bohaterów pobrzmiewa wiele tragicznych wydarzeń, które dotknęły Armenię (głód, wojna, trzęsienie ziemi) i każda z postaci wiodła ciężkie i pełnie cierpień życie oraz straciła wielu bliskich, to jest to niezwykle pozytywna powieść. Abgaryan czaruje językiem, otula, daje nadzieję, tworząc współczesną baśń o Armenii.
Jak widać, czytałam wydanie angielskie, bo za późno zorientowałam się, że ta powieść ukazała się także po polsku nakładem wydawnictwa Glowbook.
Moja ocena: 5/6
Narine Abgaryan, Three Apples Fell from the Sky, tł. Lisa C. Hayden, 256 str., Oneworld Publications 2020.