Moja znajomość literatury chilijskiej ogranicza się do Isabel Allende więc z ogromną chęcią sięgnęłam po książke Rivery Leteliera. Dodatkowo zaintrygowało mnie zdjęcie na okładce - krzyże, pustynny krajobraz, kobieta w łóżku i kura. Zdumiewająca kombinacja.
Głównym bohaterem "Sztuki wskrzeszania" jest Domingo Zárate Vega lepiej znany jako Chrystus z Elqui. Przemierza on pustynię Atakama, głosząc swoje nauki, błogosławiąc, zalecając ziołolecznicze recepty na każdą dolegliwość oraz dzieląc mieszkańców na gorących jego zwolenników oraz wyśmiewających go sceptyków. Postać Chrystusa jest, delikatnie mówiąc, odstręczająca - nosi zrobione z opon sandały, płaszcz z fioletowej tafty, czarne gatki, długą brodę i włosy, rzadko się myje i nie wydziela zbyt zachęcających zapachów. Oprócz tego, że przemierza pustynię i głosi swoje nauki, chętnie zaspakaja swoje inne potrzeby z napotykanymi dziewkami, najczęściej przy przydrożnym krzaku oraz korzysta z hojności swoich zwolenników posilając się u nich. Cały swój dobytek nosi w papierowej torebce.
Domingo chce na wszelkie sposoby udowodnić swoją świętość - próbą wskrzeszenia naraża się na śmieszność, podobnie jak próbami latania.
Poza tym brakuje mu do szczęścia jeszcze jednej rzeczy - wiernej towarzyszki. Gdy więc dowiaduje się, że w miasteczku zwanym Syf mieszka święta prostytutka Magalena, czuje, że to właśnie ona będzie idealną kandydatką. Magalena jest niezwykle pobożna, w domu czci ogromną figurę Matki Boskiej Szkaplerznej, co nie przeszkadza jej przyjmować w tym samym pomieszczeniu klientów.
Trudno określić prozę Chilijczyka jednym słowem - groteska, surrealizm i ironia przeplatają się i tworzą wybuchową mieszankę. Świetnie zarysowane postaci (tu nie mogę nie wspomnieć o Don Anonimie niezmordowanie sprzątającym pustynię) oraz niezwykle sugestywnie oddana atmosfera pustyni i zagubionej w niej miasteczek, zamieszkałych przez górników, wydobywających saletrę, czynią lekturę "Sztuki wskrzeszania" niezwykle zadowalającą.
Można się zastanawiać czy Domingo to wariat, czy wyrafinowany hochsztapler czy faktycznie kolejne wcielenie Chrystusa, można zadumać się nad nieszczęśliwym losem Magaleny, ale przede wszystkim podczas lektury należy się uśmiechać w duchu i zachwycać niezwykle bogatym językiem autora. Jego zaskakujące porównania za każdym razem mnie zdumiewały i wywoływały uśmiech.
Oto mała próbka prozy Rivery Leteliera:
"Chrystus z Elqui podwinął zatem swą mnisią szatę i niespiesznym krokiem najedzonego przeżuwacza pokonał dziesięć prowadzących na górę stopni. Tam zzuł sandały, rozłożył pelerynę na niedokładnie oheblowanych deskach z oregońskiej sosny i używając papierowej torby w charakterze poduszki, z suchym trzaskiem stawów i kości - jako że jego szkielet odczuwał już skutki czterdziestoczteroletniego, ruchliwego żywota - wyciągnął się jak długi, pomny, oczywiści, by głowę mieć zwrócona ku północy, stopy zaś skierowane na południe."
"Sierra Gorda, tkwiąca w samym środku czyśćca, sprawiała wrażenie wymarłej. Przywodziła na myśl fatamorganę. Jej jedynym mieszkańcem wydawało się słońce, rozłożone leniwie niczym gruby, żółty kundel na tych kilku niebrukowanych uliczkach."
Tłumaczce należą się ogromne wyrazy uznania!
Moja ocena: 4,5/6
Hernán Rivera Letelier, Sztuka wskrzeszania, tł. Barbara Jaroszuk, 246 str., Muza 2011.