wtorek, 30 czerwca 2009

Literatura na peryferiach - kolejne wyzwanie czytelnicze.

Dla mnie szalenie ciekawe, bo od dawna staram się poznawać literaturę krajów dla nas egzotycznych. Z ogromną chęcią wezmę więc udział w tym wyzwaniu.
A o to jak opisuje wyzwanie organizatorka:

Literatura na peryferiach to bardzo osobiste wyzwanie literackie. Osobiste, ponieważ wybór lektur może być bardzo różny. Celem wyzwania jest poznanie literatury krajów, z których nic nie czytaliśmy dotychczas. Każdy uczestnik powinien przeczytać przynajmniej 3 książki, każdą z innego kraju. Przykładowo - czytałam już książki z RPA, Nowej Zelandii i Indonezji, więc w ramach wyzwania nie sięgnę po kolejnych autorów z tych krajów, ale może to zrobić kto inny. Ja natomiast mogłabym przeczytać coś z Malezji, Birmy albo choćby Chorwacji.

Listy tytułów mogą służyć jako podpowiedź, ale nie są w żaden sposób wiążące. Można czytać w różnych językach - może recenzje książek wydanych po niemiecku albo hiszpańsku zainteresują polskich wydawców?

Czas trwania - od 1 lipca do 21 grudnia 2009. Czasu jest aż nadto! Przyłączyć się do wyzwania można także później, na przykład po wakacjach, gdy zakończy się Kolorowe czytanie.

Zgłoszenia do wyzwania proszę zostawiać tutaj lub na moim blogu. Pozostałe zasady jak zawsze: przyłączyć się może każdy, nie trzeba mieć swojego bloga, trzeba tylko założyć konto na gazeta.pl. Kluczyki do osób, które zgłaszały się wcześniej zaraz wysyłam!

Zapraszam do udziału. To prawdziwe wyzwanie, coś, co może nam pomóc odkryć zupełnie nowe ścieżki czytelnicze!

poniedziałek, 29 czerwca 2009

Kolorowe czytanie - lektury wybrane

CZERWONY

"Nazywam się czerwień" (bo mam i od dawna chciałam przeczytać),

BIAŁY

"Sto odcieni bieli" (również stoi na półce),

FIOLETOWY

"Fioletowy hibiskus" (zainteresował mnie autor, który zresztą nadaje się także do wyzwania peryferyjnego, książkę już zamówiłam na niemieckim podaju).


Zachęcam wszystkich, którzy jeszcze nie zgłosili się do udziału w wyzwaniu!

"Der einsame Weg" Arthur Schnitzler


Rodzina Wegratów nie jest zwyczajna - matka cierpi na śmiertelną chorobę, córka kocha innego, niż ten, któremu jest przeznaczona, a syn okazuje nie być się synem swego ojca. Matka umiera, syn odkrywa prawdę ale za ojca uznaje człowieka, który go wychował a córka popełnia samobójstwo, gdy dowiaduje się, że jej wybranek jest nieuleczalnie chory i niebawem czeka go śmierć.
Schnitzler ukazje samotne wybory tych postaci. Sztuka przesycona jest smutkiem, melancholią, rezygnacją wręcz. Podejrzewam, że duch dekadentyzmu (premiera sztuki była w 1904 roku) odgrywa tu sporą rolę. W sobotę zobaczę iscenizację, której bardzo jestem ciekawa.

Arthur Schnitzler, Der einsame Weg, 92 str., Reclam.

Kolorowe czytanie - nowe wyzwanie literackie!

"Kolorowe czytanie" to otwarty projekt czytelniczy, dostępny dla wszystkich, którzy kochają książki. Jeśli macie ochotę przyłączyć się do nas, podejmijcie wyzwanie - przeczytajcie przynajmniej trzy książki, które w tytule mają nazwę koloru. Zapraszam do przyłączenia się już po raz piąty! Zasady:

1. Wyzwanie może podjąć każdy, kto lubi czytać. Aby zostać uczestnikiem, należy zgłosić swój udział w komentarzach na tej stronie lub na blogu http://miastoksiazek.blox.pl. Żeby zamieszczać recenzje na blogu Kolorowe czytanie, konieczne jest posiadanie konta pocztowego na gazeta.pl. Nie trzeba prowadzić własnego bloga!

2. Wyzwanie trwa od 29 czerwca 2009 do 30 września 2009.

3. W tym czasie należy przeczytać przynajmniej 3 książki, każda z innym kolorem w tytule. Książki wybieramy z list lektur podanych na tym blogu. Inne książki, które mają nazwę koloru w tytule, też są dopuszczone.

4. Tytuły wybranych przez siebie lektur podajemy na bloguhttp://koloroweczytanie.blox.pl(niektórzy weterani wyzwań zapewne postanowią ten punkt pominąć;))

5. Na tym samym blogu umieszczamy recenzje przeczytanych książek, lub odnośniki do recenzji na swoim blogu.

Link dający dostęp do pisania na tym blogu może być wysłany tylko na pocztę na gazeta.pl. Sprawdźcie więc proszę skrzynkę jakiś czas po zgłoszeniu chęci uczestnictwa! Osobom, które zgłosiły się podczas wstępnej dyskusji wysyłam zaproszenia od razu. Wszyscy, którzy dostaną uprawnienia administratora, mogą oczywiście dodawać książki do list lektur. Proszę, dodajcie swój nick i ewentualnie link do swojego bloga w zakładce Wyzwanie podjęli. Jeśli nie wiecie, jak to zrobić, dajcie znać w komentarzach, wtedy ja Was dodam.

Zapraszam serdecznie!

niedziela, 28 czerwca 2009

"Don Carlos" Friedrich Schiller


Don Carlos jest następcą hiszpańskiego tronu. Jego ojciec Filip II poślubił jego wybrankę serca, kierując się dogodnymi rozwiązaniami politycznymi. Don Carlos zwierza się przybyłemu z Brukseli przyjacielowi Markizowi Posie. Don Carlos kocha za to księżniczka Eboli a podejrzewający zdradę król czyni markiza swoim proetgowanym, którego zadaniem jest odnalezienie prawdy. Markiz, który chce pozostać wierny przyjacielowi, zaplątuje się w próbach sprostania wszystkim zadaniom. Tymczasem zależna od Hiszpanii Flandria próbuje walczyć o autonomię, a na ulicach Madrytu wybuchają zamieszki.
Trzeba być konserem, by znaleźć przyjemność w czytaniu takich dramatów. Dla mnie była ona wątpliwa, jednak czytałam ten daramt, by przygotować się do spektaklu teatralnego, o którym niebawem napiszę na moim drugim blogu.

Don Carlos, Friedrich Schiller, 217 str., Fackelverlag.

czwartek, 25 czerwca 2009

"Wilt w drodze donikąd" Tom Sharpe


To już któraś z kolei książka o Wilcie. Poprzednie czytałam blisko dziesięć lat temu, nie planowałam dalszych ale przypadkowo wpadła mi w ręce ta książka. Nie jest zbyt opasła więc przeczytałam i się setnie ubawiłam. Potraktowałam kolejny przygód perypetii Wilta jako dobrą rozrwykę i taką dostałam, przy niektórych rozdziałam śmiałam się do łez.
Jeśli nie znacie Wilta, to warto się z nim zapoznać latem, w czasie wakacji, gdy ma się ochotę na lekturę lekką. Wilt jest nauczycielem i mężem niezwykle otyłej, zajmującej swą osobowością całą przestrzeń Evy i ojcem czternastoletnich czworaczek o diabolicznych pomysłach. Ciotka Evy, żona bogatego Amerykanina zaprasza Wiltów na wakacje. Eva ma nadzieję na spadek dla czworaczek więc bardzo jej zależy na udanej wizycie. Wilt nie ma ochoty na spotkanie z nielubianą rodziną i zostaje w domu, planując wędrówkę w celu odnalezienia prawdziwej Anglii. Eva i czworaczki wplątują ciotkę i wujka w aferę narkotykową, a Wilt ląduje z ciężkim wstrząsem mózgu i amnezją w szpitalu. Niesamowite sploty okoliczności, komplikacje i powiązania, które opisuje Sharpe są nie tyle przekomiczne, co mistrzowsko ze sobą połączone i w końcu rozwiązane. Nie jest to książka, którą trzeba przeczytać ale można sobie zapewnić dobrą rozrywkę bez obawy, że trafi się na zły styl czy prostackie dowcipy.

Tom Sharpe, Der Einfaltspinsel, tł. Hans M. Herzog, 253 str., Godmann.

wtorek, 23 czerwca 2009

"I wstali z martwych" Fred Vargas


Naczytałam się sporo o Fred Vargas. Że świetna, że wybitna, że czarująca i nieprzewidywalna. Od dawna zamierzałam się zapoznać z jej kryminałami choć obawiałam się, że wpadnę w kolejną serię i będę musiała przeczytać wszystko. Na niemieckim podaju wyłapałam pierwszy tom z cyklu o trzech historykach. Każdy z nich zajmuje się inną epoką, zawodowo wręcz się zwalczają ale prywatnie bardzo się lubią. Wszyscy trzej są w tarapatach życiowych i finansowych i zamieszkują razem na jednej z elegnackich ulic Paryża w zrujonowanym domu, którego remontu się podejmują. I sąsiadką jest słynna śpiewaczka Sophia Simeonidis.
Pewnego ranka Sophia zauważa w ogrodzie drzewo, którego dzień wcześniej jeszcze tam nie było. Czternaście dni później znika.
Historycy wraz z wujkiem jednego z nich - byłym policjantem - rozpoczynają prywatne śledztwo.
I mimo, że jest ono zawikłane i do końca bardzo zagadkowe, nie ono wydaje się być głównym celem Vargas. Sporo tu rozmyślań, opisów, krótkich uwag i rozważań charakterologicznych. Bardzo kobiecych i pewnie udanych. Mnie one jednak wadziły. W moim odczuciu nie dopełniały kryminału a raczej tworzyły samą w sobie istotną płaszczyznę powieści. Podejrzewam, że właśnie ten sposób konstruowania akcji zapewnił autorce rzesze fanów, mnie niestety nie ujął. Nie jestem pewna czy sięgnę jeszcze po kolejny kryminał Vargas.

Fred Vargas, Die schöne Diva von Saint-Jacques, tł. Tobias Scheffel, 298 str., aufbau.

niedziela, 21 czerwca 2009

"Lektor" Bernhard Schlink

Niepozorna książeczka, ledwie dwieście stron ale treści w niej sporo.
Piętnastolatek poznaje przypadkiem kobietę dwadzieścia lat straszą od niego. Początkowa fascynacja seksualna zamienia się w uczucie. Chłopak spędza z nią wolne chwile, kochając się i czytając jej książki. Do dnia, gdy kochanka nagle, bez zapowiedzi, znika.
Kilka lat później spotyka ją jako student prawa na sali sądowej. Hanna siedzi na ławie oskarżonych jako była strażniczka obozu koncentracyjnego. Jej obrona i zachowanie w sądzie są zupełnie nieprzewidywalne, wręcz nieudolne.
Powieść tę można rozważać na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze mamy miłość. Miłość uzależniającą, zmuszającą do poniżania się, destrukcyjną. Ale przede wszystkiem miłość, która wiąże na całe życie. Czasem główny płomień przygasa, ale zawsze się czai i niewinne wspomnienie pozwala wybuchnąć mu na nowo.
Z drugiej strony historia Hanny pozwala Schlinkowi, a właściwie jego bohaterowi, snuć rozważania na temat winy, odpowiedzialności, rozrachunku z rodzicami, współwiny - bo pokochał Hannę. Temat do dziś w Niemczech aktualny choć z pewnością nie tak, jak w latach siedemdziesiątych. Warto jednka zauważyć, że w niemieckich szkołach to lektura obowiązkowa.
A jak mi się podobało? Jakoś niebardzo. Pierwszą część książki odbierałam wręcz jako nużącą, autor wydaje się nabierać rozpędu od momentu relacji z sali sądowej. Za najlepszą uważam część trzecią - zaskakujące wypadki, dojrzalsze rozważania bohatera i postawa Hanny. Dopiero te sytuacje dają czytelnikowi do myślenia. Przede wszystkim na temat postawy Hanny - bo do końca nie poznajemy jej odczuć, jej myśli, jej spostrzeżeń.
Nie przemawia do mnie styl Schlinka, niezwykle krótkie rozdziały odbierałam jak rwanie rozpoczętych myśli. Gdyby nie ostatnia część odłożyłabym książkę rozczarowana.
Musze przyznać, że bardzo ciekawa jestem filmu - rzadko mi się to zdarza, bo literaturę przedkładam nad film, bez wyjątku. Tu jednak mam wrażenie, że to niezwykle dobry materiał filmowy.

Bernhard Schlink, Der Vorleser, 207 str., Diogenes.

"Błogosławieni, którzy robią ser" Sarah-Kate Lynch


Czyta się tę książkę, tak jak się ogląda hollywoodzki film. Nie można oczekiwać ciekawego języka, wyrafinowanej treści czy głębokich przemyśleń. Lepiej się nastawić na bardzo lekką lektuę, idealną na plażę albo czytanie, nie wymagające nadmiernej koncentracji.
Na począku książki poznajemy bohaterów, każdego w innym rozdziale: dwóch straszych panów, wyrabiających na irlandzkiej prowincji najlepszy ser świata; wpadającego w alkoholizm yuppie, który właśnie stracił żonę i dziecko oraz młodą kobietę po przejściach, mieszkającą wraz z niekochającym ją mężem na odległej wyspie na Pacyfiku. Losy tych bohaterów są przewidywalne jak pogoda w tegorocznym czerwcu i naturlanie mniej więcej w połowie książki splatają się na wyżej wspomnianiej irlandzkiej farmie. Zbiegów okoliczności nie sposób zliczyć, tak samo jak niespodziewanych przeszkód, nie pozwalających na skonsumowanie związku głównym bohaterom. Żeby całkiem nie zniechęcić do książki oszczędzę cytowania popisów literackich pani Lynch i pochwalę ciekawe opisy produkcji sera. Podsumowując, można przeczytać ale nie mówcie, że nie ostrzegałam!

Sarah-Kate Lynch, Błogosławieni, którzy robią ser, tł. Dorota Malinowska-Grupińska, 319 str., Prószyński i S-ka.

piątek, 19 czerwca 2009

"Sightseeing" Rattawut Lapcharoensap


Po długich poszukiwaniach książek i autorów z krajów Azji Południowo-Wschodniej trafiłam na opowiadania Rarrawuta Lapcharoensapa. Tem młody Tajlandczyk urodził się w Chicago ale wychował w Bangkoku a za swoje opowiadania otrzymał wiele wyróżnień. I słusznie, bo czyta się je jednym tchem, a po zakończeniu tej dość szupłej książki chce się więcej i więcej.
Autor opisuje rodziny biedne, żyjące jednak w różnych warunkach i różnych miejsach. Mamy tu chłopca - pół-Amerykanina, który wraz z matką prowadzi niewielki motel na jednej z odwiedzanych masowo przez turystów wysp. Same spostrzeżenia chłopca już są szalenie ciekawe: każda nardowość dostaje etykietkę. Ów nastolatek jednak ma słabość do Amerykanek, ciągle zakochuje się na zabój w amerkańskich dziewczynach, dla których jest tylko wakacyjną przygodą.
W kolejnym opowiadaniu dwóch chłopców, żyjących po śmierci ojca na skraju nędzy poznaje życie na ulicy: pierwsze spotkanie z klejem do wąchania i prostytutkami.
Inne opowiadania traktują o podróży syna i jego matki, która traci wzrok. W innych autor opisuje problemtykę uciekinierów z Kambodży - tu zaskakuje tok myślenia Tajlandczyków, niemal taki sam jak niezadowolonych z imigrantów Europejczyków.
Najdłuższe opowiadanie opisuje jeden z narodowych sportów Tajlandczyków - walkę kogutów a także podziały wśród mieszkańców - hegomonię lokalnego bogacza i opryszka.
Każde z opowiadań jest inne ale każde w jakiś sposób przybliża nam warunki życia i sposób myślenia Tajlandczyków. Mam ogromną ochotę na więcej i będę dalej prowadzić poszukiwania literatury z tego zakątka świata.

Sightseeing, Rattawut Lapcharoensap, tł. Ingo Herzke, 233 str., Kiepenheuer & Witsch.

wtorek, 16 czerwca 2009

"Die wunderbare Welt der Namen" Rosa i Volker Kohlheim


Pozycja popularnonaukowa z dziedziny onomastyki czyli nauki będącej moim hobby od wielu, wielu lat. Z racji tego zainteresowanie sięgam również po książki skrojone na potrzeby przeciętnego czytelnika. W pierwszej części autorzy opisują imiona. Zaczynają od imion, które kiedyś miały zmylić złych bogów swą brzydotą, następnie opisują imiona, które otrzymywały niechciane córki i w końcu koncentrują się na imionach z przeróżnych kategorii znaczeniowych - wojenne, kwiatowe, pochodzące od kamieni szlachetnych, religijne, odnazwiskowe, międzynarodowe. Ciekawy jest rozdział o imionach wyjątkowo nietypowych, nadanych w różnych krajach.
W drugiej części czytelnik zapoznaje się z nazwiskami - ich pochodzeniem i genezą. Autorzy wskazują znaczenie wielu nazwisk, które aktualnie wzbudzają zupełenie odmienne skojarzenia niż ich prawdziwa etymologia. Opisują także nazwiska zlatanizowane, niemieckie nazwiska, które uległy anglicyzacji, a także nazwiska wyjątkowo długie i nadzwyczaj krótkie.
Kolejna część książki poświęcona jest badaniom o wpływie imion i nazwisk na życie, wybór zawodu, charakter człowieka.
Na końcu odnalazłam rozdział szczególnie ciekawy dla językoznawców, dotyczący mianowicie idiomów pochodzących od imion i nazwisk a także słów, które powstały od nazwisk.
Książka na jedno popołudnie, daje ogólny pogląd onomastyczny dla zupełnych laików, dla mnie nic nowego. Denerowały mnie drobne błędy, dotyczące imion polskich (nie wiem jak to wygląda w przypadku innych imion, tu na pewno mogłam je zweryfikować).

Die wunderbare Welt der Namen, Rosa und Volker Kohlheim, 117 str., Duden.

"Walküren" Thráinn Bertelsson


Kolejny islandzki kryminał, po który sięgnęłam. Przcezytałambardzo szybko, bo rozdziały krótkie, zręcznie napisane i wciągające. Przede wszystkim interesujące dla osób, znających realia islandzkie. Thráinn odnosi się wciąż do islandzkiej rzeczywistości - do feminizmu, przestępczości, rządu, działania policji, grubych ryb i ich karier. Bez pewnej dozy wiedzy o Islandii trudno zrozumieć wszystkie smaczki. A rozważania na te tematy snuje autor wokół morderstwa Freyji Hilmarsdóttir - znanej feministki, byłej poseł, która napisała szczerą książkę, pełną seksulaności i właśnie pracuje nad drugą, opartą na wywiadach z byłymi żonami znanych islandzkich osobistości - polityka i założyciela największej sieci tanich supermarketów. Morderstwo Freyji upozorowane zostało na samobójstwo - bystra pracwoniczka policji okdrywa jednak ten fakt i prowadzi dochodzenie. Policja jednak nie może w pełni skoncentrować się na tym przypadku, bo równocześnie poszukuje ciała zamordowanej przez męża byłej żony oraz ujmuje szalonego piromana. Każde z tych przestępstw za bazę ma stosunku damsko-męskie. Również prowadząca śledztwo policjantka odkrywa zdradę męża. I ten temat wydaje się być przewodni w powieści Thráinna. Wciąż spotykamy silne kobiety (szef policji krajowej), które muszą walczyć o swoją pozycje z szowinistami. Nie znajduje tu jednak jednoznacznej postawy autora, a i nie widzę pointy. Brak dopracowania tematu czyni z tego kryminału przyjemne czytadło z ciekawym tłem, jakim z pewnością jest mała społeczność islandzka.

Thráinn Bertelsson, Walküren, tł. Tina Flecken, 364 str., dtv.

niedziela, 14 czerwca 2009

"Dom na pustkowiu" Andrea Maria Schenkel


W 2007 roku "Tannöd" uhonorowany został niemiecką nagrodą dla najlepszego kryminału. Jednocześnie to pierwsza książka Schenkel - gospodyni domowej z małej wioski nieopodal Ratyzbony. Ciekawa byłam tego debiutu, zwłaszcza, że słyszałam pochlebne opinie o jej kolejnej powieści. Schenkel w dość nietypowy sposób opisuje morderstwo, jakie wydarzyło się w latach pięćdziesiątych w bawarskiej wiosce - brutalnie zamordowano całą rodzinę - dziadka, babcię, ich córkę z dwojgiem dzieci oraz pracującą w gospodarstwie dziewczynę. Co robi Schenkel? Podaje nam relacje, prawdopododbnie zeznania policyjne, mieszkańców wioski i rodziny ofiar. Tym sposobem otrzymujemy przekrój wioskowej sołeczności - od wójta, po nauczyciela. Każda z osób ma inny sposób mówienia i dla każdej z nich, co innego jest ważne. Poznajemy wioskowe plotki, spojrzenie najważniejszych we wiosce osób (księdza, wójta) a także zahaczamy o przeżycia wojenne i stosunek do nich. Czyta się bardzo szybko i okazuje, że samo spojrzenie prostych mieszkańców jest ciekawsze od rozwiązania zagadki. Nie ma tu komisarza, śledztwa, pobierania próbek i szukania śladów. Kryminał Schenkel sprawia wrażenie pracy reportera. Ciekawe podejście, interesująca lektura. Dla mnie bez fajerwerków ale raczej sięgnę po kolejne kryminały tej autorki.

Andrea Maria Schenkel, Tannöd, 125 str., btb.

"Rewolucje" J.M.G. Le Clézio


Długa i wymagająca uwagi lektura. Powieść Le Clézio od pierwszych stron sprawia wrażenie sagi - poznajemy rodzinę Morro, która z początkiem XX wieku musiała opuścić Mauritius, gdzie osiedliła się ponad sto lat wcześniej. Głównym bohaterem jest Jean Morro, abiturient z Nicei, który odwiedzając swoją starą ciotkę Catherine, poznaje losy rodziny i przyczyny wyjazdu z wyspy. Taki początek brzmiał niezywkle zachęcająco i z przyjemnością zagłębiłam się w lekturę. Le Clézio jednak nie podaje nam sagi, początkowe wrażenie jest mylące. Okazuje się, że powieść Le Clezio to układanka - autor nie tyle koncentruje się na chronologicznym przedstawieniu czytelnikowi losów Jeana i jego przodków, a na opisaniu epizodów, związanych z rewolucjami, przewrotami czy buntami w różnych miejscach na świecie. Począwszy od Rewolucji Francuskiej autor zapoznaje czytelnika z życiem emigrantów w Londynie, wojną w Algierii czy buntami meksykańskich studentów. Le Clézio wraca również do niewolnictwa na Mauritiusie - posługuj ę się tu historią przykładowej dziewczynki, skradzionej rodzicom w Afryce i sprzedanej na Mauritiusie. Historię tą podaje w kawałkach, między rozdziałami o pobycie Jeana w Meksyku.
Pierwszy członek rodziny Marro zgłasza się dobrowolnie do wojska by wziąć udział w Rewolucji Francuskiej. Ten młody chłopak poznaje życie żołnierza i zamienia się w pacyfistę, by w końcu emigrować na Mauritius. Tam małżeństwo Marro jest jedyną rodziną sprzeciwiającą się niewolnictwu, współcześnie żyjący Jean z trwogą rejestruje wypadki w Algierii i stara się uniknąć zaciągu do wojska i udziału w wojnie. W czasie swoich podróży obserwuje walkę w różnych zakątkach świata. Opis losów rodziny Marro to właściwie tylko przyczynek do rozważań nad równouprawnieniem niewolników czy emigrantów, nad sensem wojny, nad sensem buntu i o poszukiwaniu własnej życiowej ścieżki. Ilość poruszanych przez Le Clézio wątków nieco mnie przytłaczała, czyniła powieść nieco chaotyczną - dopiero po zakończeniu czytania odgaduję sens, odszukuję znaczenia, wątki, myśli. Le Clézio nie pomija losów żadnej z postaci - koncentruje się niemal na wszystkich, których spotyka Jean - od kochanki po szkolnego przyjaciela.
Chyba jednak wolałabym gdyby autor pozostał przy głównej linii, czuję niedosyt i przytłoczenie ilością niedokończonych wątków, naszkicowanych zaledwie myśli. Niespecjalnie mam ochotę rozważać każdy z nich, choć pewnie takie było zamierzenie autora. Mnie zabrakło uporządkowania. Mimo to warto sięgnąć po tę książkę.

J.M.G. Le Clézio, Revolutionen, tł. Uli Wittmann, 556 str., Kiepenheuer & Witsch.

niedziela, 7 czerwca 2009

"Przy obieraniu cebuli" Günter Grass


Co to była za lektura!! Po ostatnich książkach, napisanych językiem, powiedzmy, prostym, miałam trudności na początku powieści Grassa. Musiałam się rozsmakować w jego stylu, by zatopić się całkowicie we wspomnieniach, spisanych przez tego wybitnego pisarza. Grass opisuje swoje życie od wybuchu II wojny światowej po wydanie swojej pierwszej powieści czyli "Blaszanego bębenka". Okazało się, że nie miałam pojęcia o losach Grassa. Autor opisuje swoje dzieje szczerze, do bólu szczerze, oceniając, stawiając pytania, naświetlając wydarzenia z różnych perspektyw. Zafascynowana jestem ogromem jego przeżyć, zbiegami okoliczności, a także zajęciami, których się imał, nigdy nie zapominając o swoim życiowym celu czyli o sztuce. Grass konstruuje swoją powieść bardzo ciekawie - wygrzebuje, wykopuje, wyciąga najskrytsze wspomnienia, ocala je przed zapomnieniem, dokopuje się do ich głębi, tak jak obiera się cebulę z łupin, tak jak odkrywa się uchwyconego owada w kawałku bursztynu. Zaimponował mi gotowością do oddarcia swoich przeżyć z tajemnicy, do ukazania swoich dylematów i niepopularnych wyborów. Kolorytu wspomnieniom nadają liczne przeskoki do współczesności - odniesienia z innej perspektywy, a przede wszystkim powiązania opisywanych wydarzeń z jego powieściami. Grass ukazuje w jaki spopsób wykorzystał poszczególne wydarzenia w swoich powieściach. Żałowałam, że tak mało pamiętam z tych kilku przeczytanych przeze mnie jego książek.
Ciagle pozostaje pod wrażeniem języka Grassa - konstrukcja zdań, opisy, porównania są dla mnie majsterszykiem. Nie czyta się Grassa rzutko ale za to jak dogłębnie!
Książka z kategorii - należy przeczytać! Mnie zachwyciła.

Günter Grass, Beim Häuten der Zwiebel, 479 str., dtv.

wtorek, 2 czerwca 2009

"Candy" Kevin Brooks

W jeden dzień przeczytałam:) I co my tu mamy: jest nieśmiały chłopak spod Londynu i jest Candy, tajemnicza dziewczyna, którą przypadkowo poznał przy stacji metra. Krok po kroku Joe odkrywa tajmeniczą Candy - dziewczynę półświatka, uwikłaną w prostytucję i narkotyki. Jej urok przyciąga go do tego stopnia, iż postanawia jej pomóc. Akcja toczy się wartko i z każdą stroną książki śpieszymy do finału. Z założenia jest to powieść dla nastolatków i myślę, że ma szansę na sporą popularność wśród nich. Dla mnie było to tylko czytadło, które połyka się przy śniadaniu i w metrze. Ale czasem miło przeczytać taką książkę.

Kevin Brooks, Candy, tł. Anna i Miłosz Urban, 352 str., Media Rodzina.

poniedziałek, 1 czerwca 2009

"Tajemnica" Jurij Andruchowycz


Nie bardzo wiem, jak zrecenzować tę książkę. Nie żałuję, że przeczytałam - w końcu to moje pierwsze spotkanie z literaturą ukraińską. Nie żałuję również ze względu na sporą obecność Berlina. Jurij Andruchowycz tworzy właściwie autobiografię ale czyni to w pomysłowy sposób, w formie wywiadu-rzeki, prowadzonego przez wymyśloną przez niego postać. Osoba ta zna więc Jurija jak nikt inny i stawia pytania, których ktoś obcy z pewnością by nie postawił. Poznajemy więc życie w ZSRR, studia, czas wojska i wreszcie podróży. Opowieści Jurija przeplatane są dygresjami o życiu, o twórczości, co tu pisać o wszystkim niemal. Czasem ciężko jest podążać za chronolgią wydarzeń, wśród niedokończoncyh wątków szukać trzeba kontynuacji ale przekonana jestem, że owa ciągłość wcale nie była zamierzona. Nie jest to wszakże typowa bopgrafia, z której dowiadujemy się, kiedy i co robił autor, a raczej rozważania o szukaniu miejsca na ziemi, o fascynacji Europą Środkowo-Wschodnnią czy o istocie tworzenia. Musze przyznać, że pod koniec książka utraciła rozpęd a zagubiła się w niejsanych dygresjach i wątkach, które trudno mi było zrozumieć, które nawet nie zawasze chciałam zrozumieć. Wyraźnym plusem jest język - czasem dosadny, wręcz soczysty, gawędziarski, dzięki któremu udało mi się ukończyć czytanie.

Jurij Andruchowycz, Tajmenica, tł. Michał Petryk, 339 str., Czarne.