wtorek, 12 sierpnia 2008

"Kradnąc konie" Per Petterson


Kolejna wyznaniowa książka - tym razem Oslo. Nie było łatwo ją zdobyć, ale zapisałam się na listę w bibliotece i za niewielką opłatą książkę mi zarezerwowano.
7 kwietnia 1990 roku wybuchł pożar na promie "Scandinavian Star", na skutek którego zgnięli rodzicie i dwaj młodsi bracia narratora. To powieść z elementami autobiograficznymi. Narrator, kilka lat po tragedii, wciąż boryka się z jej skutkami. Nie radzi sobie z własnymi uczuciami wobec zmarłego ojca, który był osoba diametralnie różną od niego. Nie potrafi znaleźć wspólnego języka ze starszym bratem, który również pochłonięty jest żałobą. Arvida, głównego bohatera spotykamy na jednej z ulic Oslo, gdy stoi przed księgarnią, w której niegdyś pracował. Z urywanych wspomnień, krótko szkicowanych wydarzeń i przemyśleń Arvida pomału wyłania się obraz jego aktualnej sytuacji psychicznej i życiowej. Miota się on między wspomnieniami, miejscami swojego dzieciństwa, a jego mieszkaniem w ponurym bloku. Jego życie po katastrofie uległo diametralnej zmianie - nie jest już poczytnym pisarzem, opuściła go żona i nie ma prawa widzenia swoich córek.
Styl Pettersena jest bardzo surowy, wiele zdań jest bardzo krótkich, wręcz urywanych i wymaga sporej koncentracji czytelnika.
Długo szukałam na kartach książki Oslo - wśród mrocznego, zimnego, wciąż zaśnieżonych lub deszczowych bloków. Bloków, które mogłyby być wszędzie. Dopiero w połowie książki natykamy się na fjordy, nazwy dzielnic, zatłoczone ulice - wciąż zimne, wręcz mroźne, nieprzyjazne. Ja Oslo tu nie odkryłam - odniosłam wrażenie, że miasto nie odgrywa tu istotnej roli.
Nie da się ukryć, że książka mnie rozczarowała, zarówno wyzwaniowo jak i swoją treścią, czy też może sposobem jej przekazania. Sam styl pisania Pettersona jest bardzo ciekawy, zachwycił mnie sposób konstrukcji zdań. Nie wciągnęła mnie jednak historia Arvida i książkę tylko i wyłącznie skończyłam czytać ze względu na wyzwanie i trudności z jej zdobyciem. Nie jestem pewna, czy sięgnę po pierwszą powieść tego autora.

6 komentarzy:

  1. Jeszcze nie spotkałam się z ksiązkami tego autora, ale jestem przyzwyczajona do zimnej oszczędnej skandynawskiej narracji, może mi się spodoba. *^v^*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też taki sposób narracji lubię, ale tutaj odrzucało mnie poplątanie z pomieszaniem wątków. To z pewnością wartościowa i trudna książka, ale do mnie nie trafiła.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy3:48 PM

    Ja jak dotąd Kradnąc konie przeczytałam. Może kiedyś po coś jeszcze sięgnę...

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy11:30 AM

    Alez mi narobiłaś apetytu, huh...;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy2:49 PM

    Mialam podobne odczucia czytajac ja. "Out Stealing Horses" ("Kradnac konie") podobalo mi sie znacznie bardziej, tutaj - jak pisalam w mojej recenzji - brak sympatii do glownego bohatera jakos mnie znuzyl i zmeczyl. Dobrze, ze to taka cienka powiesc :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Racja, cienka, a i tak ją męczyłam nadprzeciętnie długo.

    OdpowiedzUsuń