Pełne zachwytu recenzje na wielu blogach oraz osobista rekomendacja zachęciły mnie do kupna powieści Şafak. Książkę wzięłam ze sobą do Turcji - wydała mi się być idealną lekturą na pobyt w tym kraju. Tymczasem czytałam "Pchli pałac" ponad tydzień, a przez niemal całą pierwszą połowę książki (250 stron!) rozważałam jej odłożenie.
Elif Safak stworzyła całkiem niezły materiał na dobrą lekturę. Akcja powieści rozgrywa się w Stambule, w Pałacu Cukiereczek, który został wybudowany w miejscu, w którym niegdyś były dwa cmentarze: muzułmański i ormiański. Dom powstał na zlecenie bogatego Rosjanina, który na stare lata próbuje się pojednać z byłą żoną i by przywrócić jej pamięć wraca z nią do Stambułu. Pałac jest bardzo fantazyjny, każde piętro zdobi inny balkon, ma jednak jedną wadę - w domu śmierdzi, zamieszkują go pasożyty, a pod murem podrzucane są worki ze śmieciami. Motyw śmieci i smrodu wydaje się być symbolem mieszanki kulturowej w Stambule - miasta zaśmieconego, pełnego, brudnego, tłocznego. Mieszkańcy tytułowego pałacu to odzwierciedlenie wielokulturowości miasta. Mieszkają tu dziwacy i postaci wręcz kuriozalne: dwóch fryzjerów bliźniaków, z których jeden wychował się w Turcji, a drugi w Australii, świeżo rozwiedziony nauczyciel akademicki, który przyjaźni się z nieprzyzwoicie bogatą, otyłą i brzydką przyjaciółką byłej żony, wychowany w Szwajcarii student i jego ogromny pies, kochanka handlarza oliwą, która uwielbia błękit, maniaczka sprzątania, która nawet w środku nocy potrafi zdezynfekować całe mieszkanie, rosyjska entomolog, która stała się tylko żoną, zdradzającego j ą męża, zabobonna Meryem, rodzina Ognistych, dziadek, który opowiada wnukom historie o dżinach i innych postaciach z tureckich legend oraz tajemnicza Madame Babcia. Mieszanka wybuchowa wręcz - autorka poświęca każdemu mieszkaniu długi rozdział opisując jego lokatorów. I mimo, że postaci są ciekawe, czasem wręcz groteskowe, to owe wprowadzające rozdziały zaczynają się dłużyć. Gdy losy mieszkańców zaczynają się splatać, rozdziały stają się krótsze, a powieść nabiera dynamiki, książka zaczyna ciekawić, ale na ten moment długo trzeba czekać.
Konstrukcja rozdziałów przywodziła mi niezmiennie na myśl "Nazywam się czerwień" Pamuka - każdy z nich przypominał mi, podobnie jak u noblisty, małą miniaturę.
Najbardziej nie podobała mi się jednak pierwsza część powieści - bardzo nie lubię gdy autor wprowadza, moim zdaniem niepotrzebne, grafiki. Jeśli Şafak pisze o linearnej strukturze opowiadania, to naprawdę nie musi podkreślać tego drukiem poziomej kreski, podobnie rzecz ma się z kreską pionową i okręgiem. Nie trafiło do mnie również podzielenie rozdziałów na "Przedtem" i "Jeszcze wcześniej". O ile cenię sobie nowatorstwo na płaszczyźnie języka, to takie zabiegi mnie drażnią i właśnie te pierwsze strony zniechęciły mnie do dalszej lektury.
Planowałam przeczytanie również "Bękarta ze Stambułu" ale po tej lekturze już się nie skuszę.
Pochwalić muszę jednak piekną okładkę powieści - bardzo podobały mi się orientalne ornamenty. Niestety w książce znalazłam bodajże trzy literówki.
Moja ocena: 3/6
Elif Şafak, Pchli pałac, tł. Anna Akbike Sulimowicz, 500 str., Wydawnictwo Literackie
Mnie się książka podobała;) dałbym jej ocenę 4/6- czyli jeden pkt wyżej niż Twój, a to dlatego, że bardzo lubię książki w tym klimacie.
OdpowiedzUsuńjak dla mnie też była niezła, choć żadna rewelacja. recenzja bardzo ciekawa; to jeden z lepszych blogów, jakie odwiedzam,tylko tak dalej:)
OdpowiedzUsuńOdbiór książki to jednak coś bardzo subiektywnego. Ja w tym przypadku jestem na tak:).
OdpowiedzUsuńStrony internetowe - mnie trudno określić, klimat taki lubię, ale nie podobał mi się sposób podania.
OdpowiedzUsuńTonykultury dziękuję:)
Izo:)
oooo a to ci dopiero :) a mnie sie bardzo podobała.. :)
OdpowiedzUsuńMary jak widać jestem odosobniona w swojej opinii...
OdpowiedzUsuńA widzisz, to teraz nie sięgnę po Safak, bo i tak się wahałam
OdpowiedzUsuńBękart ze Stambułu jest moim zdaniem o niebo lepszy
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się skuszę?
Usuń