Po trzeciem spotkaniu z Masłowską, stwierdzam, że każda jej książka jest inna, każda zaskakująca, ale łączy je jedna kwestia - niebywale fascynujący język.
Kochanie, zabiłam nasze koty to w zasadzie nowela, którą można przeczytać w nieco więcej niż godzina. Język Masłowskiej jest tak dobitny, potoczysty, pełen zaskakujących metafor, że przybiera rolę głównego bohatera książki. Niezmiennie podziwiam składnię Masłowskiej - każde jej zdanie to przygoda. Warto jednak zwrócić uwagę także na narrację - psychodeliczno - oniryczną.
Akcja rozgrywa się w hipsterkim środowisku w Stanach Zjednoczonych i umieszczona jest głównie na osi Joanne - Farah. Ta niezbyt dobrze dobrana przyjaźń właśnie się rozpada. Jo znalazła chłopaka i ma mniej czasu dla Fah. Fah jest przeraźliwie samotna i zazdrosna. Szarpie się ze swoim życiem, które nie ma sensu ani celu. Między kursem jogi, medytacją i niesatysfakcjonującą pracą nie jest w stanie znaleźć swojego miejsca na świecie. W zasadzie każda postać w powieści Masłowskiej zmaga się z tym problemem. Blady sąsiad Fah, przypadkowo poznana Go czy walcząca z niemocą twórczą pisarka. Uwikłani w lęki, pokonani przez teraźniejszość wegetują na granicy snu i jawy.
Nie jestem jednak całkowicie usatysfakcjonowana tą lekturą - forma przerosła tu treść, która wydaje się by ć na siłę poszatkowana. Mam wrażenie, że trochę więcej prostoty pomogło by tej powieści. Z drugiej strony podziwiam różnorodność Masłowskiej i to, jak odnajduje się w zupełnie różnych tematach.
Moja ocena: 4/6
Dorota Masłowska, Kochanie, zabiłam nasze koty, 160 str., Noir Sur Blanc 2012.
Aniu, jak zwykle w punkt i jak zwykle się zgadzam z Twoją recenzją :) Ja wielokrotnie wybuchałam też śmiechem, bo niektóre obserwacje Masłowskiej są przezabawne - ale jest to trochę śmiech przez łzy, gdyż autorka w tych lapidarnych komentarzach o rzeczywistości obnaża pustkę, w jakiej żyje obecnie mnóstwo ludzi... Ciekawa książka, chętnie poznam jej pozostałe publikacje (bo jak dotąd nie było mi z nią po drodze) :)
OdpowiedzUsuń