Po tę książkę sięgnęłam tylko i wyłącznie ze względu na portugalski kontekst. Lalka z Lizbony faktycznie bardzo mocno osadzona jest w portugalskich realiach, zwłaszcza tych historycznych. To opowieść o Inês, z tego, co wywnioskowałam Polce, która spędza urlop w Lizbonie wraz z portugalskim? partnerem Wiktorem i przyjaciółką Zo. Niestety nigdy nie zostało to wyjaśnione, a Wiktor uparcie pisany jest w polskiej wersji tego imienia, natomiast Inês w portugalskiej, czego do końca książki nie zrozumiałam. Ten urlop kończy się niefortunnie, bo partner i przyjaciółka znikają, a Inês zostaje sama. Podczas wizyty na targu staroci, kupując starą lalkę, poznaje Humberto - Portugalczyka, z którym połączy ją nić porozumienia. Oboje zajmą się śledzeniem jego przeszłości, wbrew pozorom historia związku kobiety szybko przestanie mieć znaczenie. Inês dość szybko zapomina o swojej tragedii, bo wciąga ją przeszłość Humberto, która bardzo ściśle wiąże się z historią Portugalii. Jego ojciec prześladowany był przez reżim Salazara, a rodzina nigdy nie dowiedziała się, kto poinformował tajną policję PIDE o jego opozycyjnej działalności. Inês pobudza Humberto do działania i oboje udają się w podróż w przeszłość. Rozmawiają z mieszkańcami w dzielnicy, odwiedzają cmentarz, przeglądają stare listy, ale także udają się do Algarve, sprawdzić, czy Wiktor dotarł tam z Zo.
Dzięki Lalce z Lizbony czytelniczka czy czytelnik może poznać bliżej Portugalię, jeśli jednak czytelniczka realia portugalskie już zna, nie dowie się niczego nowego, co więcej będzie wyłapywać nieścisłości.
W pierwszej linii ta książka to jednak tzw. comfort read - przyjemna historia z miłością i zagadką z przeszłości w tle. Portugalski anturaż dodaje jej tylko smaku i nieco egzotyki. Dla mnie tych dwóch elementów zabrakło, a przyjemne historie mnie nie wzruszają, więc była to tylko poprawna lektura. Niestety straszliwie zepsuta przez lektorkę audiobooka. Książka jest siłą rzeczy naszpikowana portugalskimi nazwami i imionami, a to co lektorka z nimi zrobiła, zakrawa na farsę. Nie oczekuję bynajmniej perfekcyjnej wymowy, ale wymagam choć minimum przygotowania. Tutaj zabrakło tego całkowicie, a lektorka czytała, jak jej przypłynęło, parafrazując słynne słowa Tamary Gonzalez Perey. Wynotowałam sobie nawet co okropniejsze przykłady. Już nie mówię, że niemal ani jedno portugalskie imię nie zostało przeczytane poprawnie, a nie chodzi tu o językowe łamańce, a imiona proste w wymowie dla Polki takie jak Carlos (czyt. karlusz) czy Matias (czyt. matijasz). To co Joanna Domańska zrobiła jednak z nazwą najsłynniejszej portugalskiej rzeki, czyli Tagu, zakrawa na farsę. Otóż jest on zawsze nazywany "tegiem", podobnie jest w przypadku truskawek, czyli morangos (czyt morangusz), w wersji Domańskiej to "morengos". Humebrto pochodzi z algarwijskiej (jak zrozumiałam) miejscowości Azinhal (czyt. azinjal), według lektorki to "anizhal", serio! Lizbońska słynna dzielnica Baixa to bai-x-a, autentycznie z dobitnym "x". Natomiast imię Vicente jest czytane, chyba z włoska, jako visencze. Alentejo, prowincja położona na północ od Algarve, w swojej przymiotnikowej wersji aletejański czytana jest przez "j". Ulica 24 lipca to ulica dzwadzieścia cztery de julho. Ale te niedociągnięcia nie dotyczą tylko języka portugalskiego. Airbnb zostało bowiem odczytane jako a-i-r bnb. Serio. Podczas słuchania miałam drgawki na przemian z palpitacjami serca i z czasem zamiast się koncentrować na treści, skupiałam się na kolejnych potknięciach. Wierzcie mi, że było ich dziesiątki. W obliczu tej masakry na języku, blakły potknięcia autorki, a znalazłam ich kilka. Najbardziej rzuca się w oczy "bufos", czyli szpicle, nagminnie używane w liczbie pojedynczej, ale i drażni zamek w Lagos, w który zmieniły się mury otaczające stare miasto oraz jego rzekoma lokalizacja kilkaset metrów od linii brzegowej oceanu (w rzeczywistości mury od wody oddziela maksymalnie sto metrów) czy podobno niewielka plaża w Salemie (w rzeczywistości to długa i spora plaża).
W obliczu tych niedociągnięć nie jestem w stanie nikomu polecić tego audiobooka - zepsuje on cały portugalski koloryt i wydźwięk książki. A sama książka - cóż, poprawna lektura na wakacyjne dni, jednak bez zachwytu.
Moja ocena: 3/6
Iwona Słabuszewska-Krauze, Lalka z Lizbony, czyt. Joanna Domańska, 370 str., Wydawnictwo Lira 2021.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz