Bengtsson należy do grona pisarzy, na których zwracam szczególną uwagę, a to od świetnego Submarino. Choć jego Baśń nie zachwyciła mnie aż tak bardzo, to jednak jego charakterystyczny styl bardzo mi pasował i planowałam przeczytać jego kolejne książki. Jedna czeka od dawna na czytniku, ale najpierw sięgnęłam po Życie Sus. Duńczyk ulokował akcję powieści w znanych z jego prozy terenach. To blokowisko na przedmieściu, zamieszkane przez dilerów i margines społeczny, gdzie prym wiedzie beznadzieja i brak perspektyw.
To tu mieszka dwudziestoletnia Sus, sama. Ojciec siedzi w więzieniu po tym, jak dopuścił do śmierci matki-narkomanki, brat leży na OIOM-ie z odłamkiem w ciele, którego dorobił się na wojnie. Sus jest drobna, dziecięca wręcz, ćwiczy więc ciało i ducha, by być gotową na wyjście znienawidzonego ojca z więzienia. Resztę czasu spędza na paleniu haszu, kołowaniu jakiegoś jedzenia i wymyślaniu sobie wyzwań. To one mają sprawdzać stan jej ciała i jego gotowość. Na co? Na zemstę, na życie, na przetrwanie.
Bengtsson operuje krótkimi, dosadnymi zdaniami, jego narracja jest rwana, podzielona na krótkie rozdziały, które są poszczególnymi scenami z życia Sus.
Oprócz Sus, Duńczyk szkicuje kilka innych portretów - studenta znudzonego uniwersytetem, dilera na wózku, pozornie dobrego policjanta, którego pogrążyły realia. To smutna powieść o beznadziei, szukaniu sensu w życiu, ale też o tym, jak miejsce urodzenia determinuje nasze życie. Niby nic odkrywczego, a jednak poruszające.
Moja ocena: 5/6
Jonas T. Bengtsson, Życie Sus, tł. Iwona Zimnicka, 216 str. Wydawnictwo Poznańskie 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz