Ostatni tom cyklu o Szackim zostawiłam sobie na przedwielkanocny, tygodniowy urlop i po przeczytaniu z końcem lutego poprzedniej książki, już nie mogłam doczekać się lektury. Nie wiedziałam, co mnie czeka i bardzo byłam zaskoczona, że akcja przeniosła się do Olsztyna. Olsztyna burego, zasnutego mgłą, odstraszającego niekończącą się marznącą mżawką i ciągle zakorkowanego.
Szacki mieszka w bliskim sąsiedztwie prokuratury ze swoją nową partnerką oraz córką. Helena wylądowała u ojca, gdy matka wyjechała z nowym partnerem na kontrakt do Azji. A życie Teodora z dwoma kobietami układa się dość burzliwie.
Względny spokój i olsztyński marazm zakłóca znalezisko pracowników budowy. W pewnej piwnicy trafiają na szkielet. Początkowo podejrzewa się, że to ofiara czasów przedwojennych, lecz badania wykazują, że kości są świeże, co więcej nie wszystkie z nich należą do denata. W tym momencie Miłoszewski zaczyna gmatwać zagadkę do tego stopnia, że brakuje jej realizmu. Owszem intryga wciąga, każdy jej szczegół jest dopracowany, każdy wątek prowadzi do celu i wszystkie są ze sobą idealnie powiązane. Jednak wplątanie w nią zarówno prokuratora, jak i jego córki kieruje narrację w bardzo przeze mnie nielubianym kierunku hollywoodzkim. Mimo to pochłonęłam Gniew jednym tchem, głównie ze względu na kreację bohaterów oraz ciekawość, jak autor rozegra fabułę. Książka rozpoczyna się bowiem sceną duszenia, bardzo niejednoznaczną i sugerującą zaskakujący finał.
Drugi wymiar nadają książce uczucia i problemy społeczne. Tytułowy gniew jako charakterystyka Szackiego pozwala na głębszą analizę jego postaci. Prokurator jest dojrzalszy, zdaje sobie sprawę z gorsetu emocjonalnego, w jaki się wpakował, potrafi ocenić uczucia, które kierują jego działaniami, co nie oznacza jednak, że wie, jak je opanować. Miłoszewski wprowadza do powieści także temat przemocy rodzinnej - za co mu chwała, nawet jeśli zostaje on przejaskrawiony przez działania asystenta Szackiego. Młody asesor to zresztą ciekawa postać - wydaje się być Szackim widzianym w krzywym zwierciadle.
Nadal bardzo podoba mi się język Miłoszewskiego, zdania podszyte ironią, puszczanie oka do czytelnika, prowokujące imiona i nazwiska bohaterów. Kryminał zaludniony jest Bierutami, Frankensteinami czy Szcząchorami. Serio. Dla takiej fanki onomastyki jak ja, to prawdziwa gratka.
Bardzo się cieszę, że zachowałam lekturę Gniewu na urlop, gdzie mogłam zagłębić się w książce i czytać niemal nieprzerwanie. Żałuję, że to już ostatni tom ale z drugiej strony cenię Miłoszewskiego za tę decyzję. W lepszym momencie nie mógł tego cyklu zakończyć.
Moja ocena: 5,5/6
Zygmunt Miłoszewski, Gniew, 380 str., W.A.B. 2014.
Względny spokój i olsztyński marazm zakłóca znalezisko pracowników budowy. W pewnej piwnicy trafiają na szkielet. Początkowo podejrzewa się, że to ofiara czasów przedwojennych, lecz badania wykazują, że kości są świeże, co więcej nie wszystkie z nich należą do denata. W tym momencie Miłoszewski zaczyna gmatwać zagadkę do tego stopnia, że brakuje jej realizmu. Owszem intryga wciąga, każdy jej szczegół jest dopracowany, każdy wątek prowadzi do celu i wszystkie są ze sobą idealnie powiązane. Jednak wplątanie w nią zarówno prokuratora, jak i jego córki kieruje narrację w bardzo przeze mnie nielubianym kierunku hollywoodzkim. Mimo to pochłonęłam Gniew jednym tchem, głównie ze względu na kreację bohaterów oraz ciekawość, jak autor rozegra fabułę. Książka rozpoczyna się bowiem sceną duszenia, bardzo niejednoznaczną i sugerującą zaskakujący finał.
Drugi wymiar nadają książce uczucia i problemy społeczne. Tytułowy gniew jako charakterystyka Szackiego pozwala na głębszą analizę jego postaci. Prokurator jest dojrzalszy, zdaje sobie sprawę z gorsetu emocjonalnego, w jaki się wpakował, potrafi ocenić uczucia, które kierują jego działaniami, co nie oznacza jednak, że wie, jak je opanować. Miłoszewski wprowadza do powieści także temat przemocy rodzinnej - za co mu chwała, nawet jeśli zostaje on przejaskrawiony przez działania asystenta Szackiego. Młody asesor to zresztą ciekawa postać - wydaje się być Szackim widzianym w krzywym zwierciadle.
Nadal bardzo podoba mi się język Miłoszewskiego, zdania podszyte ironią, puszczanie oka do czytelnika, prowokujące imiona i nazwiska bohaterów. Kryminał zaludniony jest Bierutami, Frankensteinami czy Szcząchorami. Serio. Dla takiej fanki onomastyki jak ja, to prawdziwa gratka.
Bardzo się cieszę, że zachowałam lekturę Gniewu na urlop, gdzie mogłam zagłębić się w książce i czytać niemal nieprzerwanie. Żałuję, że to już ostatni tom ale z drugiej strony cenię Miłoszewskiego za tę decyzję. W lepszym momencie nie mógł tego cyklu zakończyć.
Moja ocena: 5,5/6
Zygmunt Miłoszewski, Gniew, 380 str., W.A.B. 2014.
Ciekawa jest ta ewolucja od seksistowskich opisów i komentarzy w pierwszym tomie po walkę z przemocą rodzinną czyli dd Kuzniecowa do Falka.
OdpowiedzUsuńChociaż jest też w tej książce parę zgrzytów np. historia synka, który nie chce żyć nie bardzo trzyma się kupy.
Faktycznie, nie zwróciłam na to uwagi i zupełnie zapomniałam o Kuzniecowie. Faktycznie historia synka słabsza, ale tak jak pisałam, dla mnie ta fabuła jest bardzo, na siłę wręcz, przekonstruowana, niemniej wszystko się jednak połączyło, a czy ma znamiona realizmu to już inna sprawa.
Usuń