Tę książkę przeczytałam w ramach lutowej lektury Klubu Polek - była to zresztą moja propozycja, bo od dawna planowałam tę lekturę. Szczególne planowanie jednak nie jest tu konieczne, bo książka Wichy jest objętościowo szczupła i mimo ciężkiego ładunku emocjonalnego, czyta się ją bardzo szybko.
Wicha stracił matkę i stanął przed trudnym zadaniem uprzątnięcia jej mieszkania. Zgromadzony przez lata księgozbiór jest przyczynkiem do napisania tej książki. Każda sfatygowana okładka, podniszczona lektura i wielokrotnie czytana powieść jest przyczynkiem do snucia wspomnień o niełatwym charakterze matki, jej przekonaniach i zachowaniach, ale także do powrotu do własnego dzieciństwa.
Książka Wichy to zbiór luźnych myśli, anegdot, wspomnień, analiz książek, a zarazem refleksja o umieraniu i o tym, co człowiek po sobie pozostawia. Niby banalne, ale w swojej prostocie poruszające, obdzierające z iluzji i marzeń. Największym atutem książki jest szczerość autora, gotowość do pisania o trudnych, intymnych momentach. Wicha czyni to bez zbędnego dramatyzmu, szukania sensacji, po prostu szczerze. Mocna rzecz.
Moja ocena: 5/6
Marcin Wicha, Rzeczy, których nie wyrzuciłem, 198 str., Wydawnictwo Karakter 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz