Kambodża należy do tych krajów, które wspominam najmilej. Nasza dość krótka wizyta w Siam Raep w 2011 roku była jedną z najcudowniejszych podróży. Były z nami nasze wtedy dwu- i sześcioletnie dzieci, które były wspaniałym pretekstem do nawiązywania rozmów, których udało się nam przeprowadzić zaledwie kilka. Mając w pamięci historię tego kraju, miałam nadzieję na poruszenie tego tematu. Ale, ja pierwsza nie zaczynałam, a Khmerowie go unikali. Rozmawialiśmy o życiu, dzieciach, szkole i obserwowaliśmy codzienne życie. Odbierałam ich jako osoby niezwykle uprzejme, przyjazne, gościnne. Mam wielką świadomość, że obserwowanie kraju tak doświadczonego i biednego z perspektywy turysty, ma wiele wad, a mnie zawsze stawia w niezręcznej pozycji. Zdaję sobie sprawę, że w oczach Khmerów byłam bogatą białą, która wpadła na chwilę do ich świata i która niczego nie zmieni. Gdybym wtedy znała książkę Tochmana, czułabym się pewnie jeszcze gorzej.
Jadąc przez wioski i bezdroża, pewnie dokładniej spoglądałabym w zieleń za domami na palach, by dostrzec uwięzionych chorych. Przedzierając się przez grupy żebrzących dzieci, byłabym jeszcze bardziej dotknięta ich losem. Patrząc na uśmiechy ludzi, jeszcze częściej myślałabym z jakimi traumami się zmagają. Książka Tochmana to tekst o beznadziei, biedzie, rozpaczy, braku uczuć, przemocy, odrętwieniu o wieloletniej, wielopokoleniowej, nie kończącej się traumie. Książki, które tematyzują traumę dotykają mnie najbardziej. Bo by zachorować na zespół stresu pourazowego, nie trzeba iść na wojnę, nawet nie trzeba żyć w nieludzkich warunkach przez wiele lat, nie trzeba nawet patrzeć na mordowanie bliskich, tu wystarczy jedno tragiczne wydarzenie. Jak głęboka, jak otępiająca musi być więc trauma Khmerów, którzy wydarzeń indukujących tę chorobę widzieli i przeżyli setki. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Co ciekawe, to, co dotknęło mieszkańców Kambodży ma swoją własną jednostkę chorobową - baksbat, syndrom złamanej odwagi.
Tochman napisał książkę trudną, bolesną, szczerą. Szukałam w niej choć jednego pozytywnego zdania, jednej pozytywnej historii. Nie ma ich. Został smutek, zagubienie i beznadzieja. Jeśli macie siłę zmierzyć się z taką tematyką, powinniście sięgnąć po ten reportaż. Nie tylko ze względu na przedstawione historie, ale ze względu na postawę autora. To ona najbardziej mnie ujmuje - pokora, tolerancja, brak oceny, empatia, próba zrozumienia. Tego szukam u reporterów i tak sama próbuję postępować, gdy podróżuję. To wybitna i empatyczna proza.
Moja ocena: 6/6
Wojciech Tochman, Pianie kogutów, płacz psów, 224 str., Wydawnictwo Literackie 2019.
Jadąc przez wioski i bezdroża, pewnie dokładniej spoglądałabym w zieleń za domami na palach, by dostrzec uwięzionych chorych. Przedzierając się przez grupy żebrzących dzieci, byłabym jeszcze bardziej dotknięta ich losem. Patrząc na uśmiechy ludzi, jeszcze częściej myślałabym z jakimi traumami się zmagają. Książka Tochmana to tekst o beznadziei, biedzie, rozpaczy, braku uczuć, przemocy, odrętwieniu o wieloletniej, wielopokoleniowej, nie kończącej się traumie. Książki, które tematyzują traumę dotykają mnie najbardziej. Bo by zachorować na zespół stresu pourazowego, nie trzeba iść na wojnę, nawet nie trzeba żyć w nieludzkich warunkach przez wiele lat, nie trzeba nawet patrzeć na mordowanie bliskich, tu wystarczy jedno tragiczne wydarzenie. Jak głęboka, jak otępiająca musi być więc trauma Khmerów, którzy wydarzeń indukujących tę chorobę widzieli i przeżyli setki. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Co ciekawe, to, co dotknęło mieszkańców Kambodży ma swoją własną jednostkę chorobową - baksbat, syndrom złamanej odwagi.
Tochman napisał książkę trudną, bolesną, szczerą. Szukałam w niej choć jednego pozytywnego zdania, jednej pozytywnej historii. Nie ma ich. Został smutek, zagubienie i beznadzieja. Jeśli macie siłę zmierzyć się z taką tematyką, powinniście sięgnąć po ten reportaż. Nie tylko ze względu na przedstawione historie, ale ze względu na postawę autora. To ona najbardziej mnie ujmuje - pokora, tolerancja, brak oceny, empatia, próba zrozumienia. Tego szukam u reporterów i tak sama próbuję postępować, gdy podróżuję. To wybitna i empatyczna proza.
Moja ocena: 6/6
Wojciech Tochman, Pianie kogutów, płacz psów, 224 str., Wydawnictwo Literackie 2019.
Takie książki też na pewno zupełnie inaczej się odbiera, jeśli było się w danym miejscu... Kompletnie nie znam Kambodży. Moja wiedza ogranicza się do świadomości, że istnieje taki kraj. Lubię jednak poznawać inne zakątki świata, ich losy i historie, więc możliwe, że kiedyś sięgnę po tę książkę. U Ciebie niemal zawsze coś ciekawego odkrywam. :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło. Ta książka jest smutna, pokazuje smutny obraz Kambodży i tylko współczesnej, więc na pewno jest tylko początkiem poznawania tego kraju.
Usuń