Dotychczas byłam bezkrytyczną fanką serii Na F/Aktach, ale niestety złamałam daną sobie x lat temu obietnicę i sięgnęłam po książkę Janusza Leona Wiśniewskiego. To był spory błąd. Trzeba było trzymać się własnych postanowień i nie zapominać, jak okropna była lektura Samotności w sieci.
W tej książce Wiśniewski opisuje morderstwo Andrzeja Zauchy i jego przyjaciółki, a czyni to z perspektywy mordercy, który był mężem towarzyszącej muzykowi kobiety. Autor wybiega daleko wstecz, opisując historię życia mordercy, jego pierwszy przyjazd do Polski, miłość, małżeństwo i w końcu pobyt w więzieniu oraz życie po wyjściu na wolność. Postać mordercy jest bardzo ciekawa - to zakochany w Polsce Francuz, który pierwszy raz przyjechał do Polski jeszcze w czasach komunistycznych i był bliskim obserwatorem przemian politycznych. To człowiek oczytany, inteligentny, o szerokich zainteresowaniach, który w Polsce po wielokroć znalazł swoje przeznaczenie - w postaci pracy, języka i żony. Szaleńcza, zaborcza miłość, zazdrość i poczucie zranienia są motywami zbrodni.
Niestety ckliwy, a czasem wręcz infantylny styl Wiśniewskiego zupełnie mnie nie przekonuje - a naprawdę podeszłam do tej książki bez uprzedzeń, a nawet z entuzjazmem, mając w pamięci pozytywne wrażenia z innych tomów tej serii. Ten ciekawy temat oraz nietuzinkową postać mordercy można było przedstawić dużo bardziej pasjonująco - tymczasem opowieść Wiśniewskiego to jedna wielka nuda. Denerwujące są przede wszystkim dygresje o innych osadzonych - dygresje na tyle dalekie, że odciągają od głównego wątku, tak jakby autor bał się, że nie ma dość materiału na powieść. Konstrukcja książki zasadzona jest na wspomnieniach głównego bohatera, który z więzienia już wyszedł i właśnie robi sprawunki wigilijne. Podczas zakupów co rusz się zamyśla i wspomina swoje życie. Ten zabieg śmieszy swoją sztucznością - ile razy jedna osoba może podczas zakupów się tak zamyślić, że muszą ją poganiać obcy? No więc, wyobraźcie sobie, co najmniej kilka i to na tak długo, by przypomnieć sobie całe swoje życie. Co gorsza te retrospekcje nie dotyczą tylko zbrodni czy też jej przesłanek, konkretnych faktów z życia małżeńskiego, lecz są relacją kuriozalnych sytuacji z PRL, streszczeniem działania Solidarności czy opisem zbrodni wyżej wymienionych współosadzonych. Relacja z punktu widzenia Francuza mogła być ciekawa, ale właśnie tylko mogła, bo nieliczne błyskotliwe myśli rozpływają się w narzekaniu na polską mentalność, wytykaniu win innym, rozważaniach ateisty. Sama zbrodnia gdzieś się tam przewija, ale pozostaje w tle.
Zostało mi jeszcze kilka innych powieści z tej serii, które na pewno przeczytam. Panu Wiśniewskiemu dziękuję raz na zawsze.
Moja ocena: 2/6
Janusz Leon Wiśniewski, I odpuść nam nasze..., 220 str., Wydawnictwo Od deski do deski 2015.
Może lepiej obejrzeć to zamiast czytać słabą książkę: https://youtu.be/42dm5HNGhq4 ?
OdpowiedzUsuńDziękuję, zobaczę. U mnie sama zbrodnia nie była motywacją do sięgnięcia po tę książkę, więc trudno zastąpić lekturę tym filmem, ale jako uzupełnienie chętnie zobaczę.
Usuń