wtorek, 16 lutego 2021

"Myrkrið veit" Arnaldur Indriðason

 


Konráð jest emerytowanym policjantem. Jego żona, lekarka, zmarła na raka, syn, także lekarz, mieszka wraz z żoną i synami bliźniakami osobno, więc Konráð ma dużo za dużo wolnego czasu i czuje się samotny. Jego główne zajęcie to rozmyślanie o przeszłości, o życiu z Erną, o swoim pochodzeniu, o sprawach, którymi zajmował się zawodowo. Jedną z nich jest śmierć pewnego biznesmena, która nigdy nie została rozwiązana. Poważne podejrzenie padło na jego partnera - Hjaltalína, z którym na krótko przed śmiercią się pokłócił. Ciała Sigurvina nigdy nie znaleziono, mimo szeroko zakrojonych poszukiwań. Gdy z Konráðem kontaktuje się Marta - policjantka kryminalna - jest bardzo ożywiony. Odnaleziono bowiem ciało! Kurczący się z powodu globalnego ocieplenia lodowiec ukazał świetnie zakonserwowanego trupa. Konráð angażuje się w śledztwo, po części na prośbę Marty, a po części kierowany ciekawością i nudą. Konráð nigdy nie był w stanie udowodnić winy Hjatlatína, biznesmena, który szedł do celu po trupach, i potrafił manipulować ludźmi. Te cechy nie ułatwiały śledztwa, mimo to nie można było mu udowodnić zbrodni, choć jego alibi było bardzo podejrzane. Teraz Hjaltalín leży w szpitalu i chce rozmawiać tylko z Konráðem. Marta ma nadzieję, że to jest moment na wyznanie prawdy, niestety Hjaltalín nadal twierdzi, że jest niewinny. Konráð bierze sobie swoją rolę doradcy do serca i rozpoczyna śledztwo na własną rękę. Pomaga mu w tym jego pochodzenie - wychował się bowiem w jednej z biednych dzielnic Reykjavíku, gdzie łatwo mu zdobyć zaufanie i wyciągnąć informacje, na przykład o wielkim jeepie, który mógł wywieźć ciało na lodowiec. 

Indriðason wplata w akcję wiele informacji o Islandii - o wyżej wymienionym ociepleniu i jego wpływie na krajobraz, o masowej turystyce, o kryzysie gospodarczym - i to są najciekawsze fragmenty. Samo śledztwo Konrada jest nieudolne, zastanawia, dlaczego pewne fakty wypływają dopiero teraz, mimo że dochodzenie było rzekomo prowadzone bardzo sumiennie i zajmowało policjanta dziesiątki lat. Już podczas lektury poprzedniego cyklu uznałam, że Indriðasonowi brakuje pomysłów. Ta seria mnie w tym utwierdziła. Postać Konrada jest może i dobrze nakreślona, ale przeraźliwie nudna, a jego działania chaotyczne i niekonsekwentne. Fabuła i dialogi ciągną się jak przysłowiowe flaki z olejem, a rozwiązanie zagadki ani nie jest zaskakujące, ani ciekawe.

Moja ocena: 2/6

Arnaldur Indriðason, Verborgen im Gletscher, tł. Anika Wolff, czyt. Walter Kreye, 368 str., Lübbe Audio 2019.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz